Najtrudniejsze wybory Viktora Orbána

Można by sądzić, że polityka bliskiej współpracy z Rosją stanie się obciążeniem dla węgierskiego premiera – i to na ostatniej prostej wyborczej kampanii. Tymczasem Fidesz znowu ma szansę wygrać. Nawet jeśli będzie to zwycięstwo o włos.
z Budapesztu

28.03.2022

Czyta się kilka minut

Zwolennicy premiera Viktora Orbána podczas manifestacji w rocznicę węgierskiej Wiosny Ludów. Budapeszt, 15 marca 2022 r. / FERENC ISZA / AFP / EAST NEWS
Zwolennicy premiera Viktora Orbána podczas manifestacji w rocznicę węgierskiej Wiosny Ludów. Budapeszt, 15 marca 2022 r. / FERENC ISZA / AFP / EAST NEWS

W swoje święta narodowe Węgrzy chętnie manifestują. W epoce Viktora Orbána najważniejszymi datami w kalendarzu politycznym stały się rocznice dwóch rewolucji: z roku 1848 (węgierska Wiosna Ludów i bunt przeciw austriackiej władzy; jej rocznica przypada na 15 marca) oraz z roku 1956 (powstanie antysowieckie; rocznica w październiku).

Punktem kulminacyjnym tych obchodów jest za każdym razem przemówienie Orbána – charyzmatyczny przywódca Fideszu wygłasza je do dziesiątek tysięcy swoich zwolenników, zgromadzonych na placu Kossutha przed monumentalnym gmachem parlamentu. Równolegle, w tym samym czasie, w różnych częściach Budapesztu odbywają się alternatywne obchody, organizowane przez rozmaite partie opozycyjne.

W tym roku symboliczna dominacja Fideszu została jednak zachwiana. Na niespełna trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi opozycji udało się wystawić wspólnie wielką manifestację, która swoim rozmachem dorównała wiecowi Orbána. W rozdzielonej na pół przez Dunaj stolicy Węgier zebrały się więc dwie niemal 100-tysięczne grupy: zwolenników opozycji w Budzie oraz zwolenników partii rządzącej w Peszcie.

Obok flag narodowych na tym pierwszym wiecu dominowały też barwy niebieskie – kolor kampanii wyborczej sojuszu sił opozycyjnych. A na drugim – pomarańczowe proporce Fideszu. Manifestacje różniły się jednak przede wszystkim choreografią: na placu Kossutha był jeden solista w postaci Viktora Orbána, podczas gdy na scenie opozycyjnej występowali czołowi politycy sześciu partii wchodzących w skład sojuszu, a także nękany przez urzędników rządowych znany pastor i działacz charytatywny. Dopiero na końcu zabrał głos wspólny kandydat opozycji na premiera Péter Márki-Zay.

Tym razem na wiecu Fideszu gości z Polski nie było. Natomiast wraz z opozycją wystąpił Donald Tusk.

Wspólnie przeciw Fideszowi

Wybory – zaplanowane na pierwszą niedzielę kwietnia – będą najtrudniejsze dla Fideszu w ostatnich kilkunastu latach. W latach 2010, 2014 i 2018 nokautował on opozycję, za każdym razem uzyskując konstytucyjną większość dwóch trzecich mandatów w parlamencie. Tym razem ma jednak znacznie silniejszego rywala. Stanie z nim bowiem w szranki sojusz niemal wszystkich partii opozycyjnych, od prawicy, przez liberałów i zielonych, po lewicę.

Powiewające dziś obok siebie na manifestacjach flagi dawniej skrajnie prawicowego Jobbiku i postkomunistów z Węgierskiej Partii Socjalistycznej nikogo już nie dziwią. Jeszcze dekadę temu byli zażartymi przeciwnikami, dziś jednoczą siły przeciwko Fideszowi. Łączy ich nie tyle program, ile konieczność polityczna – pojedynczo żadna z tych partii nie byłaby w stanie zagrozić hegemonii Orbána, budowanej przez lata.

Dzięki rozdrobnieniu opozycji Fidesz mógł dotychczas wygrywać w niemal wszystkich okręgach jednomandatowych (w nich wyłanianych jest aż 106 ze 199 posłów jednoizbowego parlamentu, pozostali zaś z list partyjnych). Teraz w każdym okręgu naprzeciw polityka tej partii stanie wspólny kandydat sojuszu opozycji, wyłoniony jesienią 2021 r. w prawyborach. Z kolei rywalem Orbána w walce o fotel premiera został wspomniany już Péter Márki-Zay, burmistrz 44-tysięcznego miasta Hódmezővásárhely, także wybrany w demokratycznym głosowaniu przez zwolenników opozycji. To on stoi na czele wspólnej listy sześciu partii opozycyjnych, startujących pod hasłem „Wspólnie dla Węgier”.

Koniec prosperity

W przeciwieństwie do minionych wyborów, także sytuacja gospodarcza przestała sprzyjać Fideszowi.

Okres prosperity z lat 2014-19 skończył się wraz z wybuchem pandemii. Jej konsekwencją było nie tylko 45 tys. zgonów – na 9,9 mln mieszkańców Węgier; per capita to drugi najgorszy wynik w Unii Europejskiej po Bułgarii – ale także znaczny spadek PKB i galopująca inflacja, która w lutym osiągnęła aż 8,3 proc. Pandemia wyostrzyła też systemowe problemy Węgier, w tym zły stan ochrony zdrowia. Nasiliły się protesty wokół niskich płac w gospodarce i niedofinansowanego szkolnictwa.

W ostatnim półroczu rząd rzucił więc wszystkie dostępne środki po to, aby odciągnąć uwagę społeczeństwa od coraz bardziej widocznych symptomów kryzysu. Budżetówka dostała podwyżki, a emeryci „trzynastki” i jednorazową „premię” w wysokości 80 tys. forintów (równowartość ok. tysiąca złotych). Pensja minimalna wzrosła o 16 proc. (wciąż jest najniższa wśród państw Grupy Wyszehradzkiej), osoby poniżej 25. roku życia zostały zwolnione z płacenia podatku dochodowego, a rodziny wielo- dzietne otrzymały zwrot PIT za rok 2021.

Zamrożone zostały też ceny sześciu podstawowych produktów spożywczych, o czym klientom przypominają duże tablice z czerwonym znakiem „Stop cenom”, które sklepy muszą ustawiać przy wejściu. Z kolei stacje benzynowe mogą sprzedawać paliwo tylko po odgórnie ustalonej stawce 460 forintów (ok. 6 zł) za litr, niezależnie od rosnących cen surowców – w obliczu groźby bankructwa wielu z nich, w marcu rząd musiał wprowadzić specjalne kompensacje i uwolnić ceny paliwa dla samochodów ciężarowych.

Na ostatniej prostej

Rząd Fideszu do tego stopnia rozkręcił przedwyborcze wydatki, że minister finansów musiał na przełomie roku wstrzymać znaczną część inwestycji publicznych. Deficyt budżetowy i zadłużenie niebezpiecznie zbliżają się do poziomu z lat 2008-09, gdy Węgry przed niewypłacalnością musiał ratować Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Ze skutkami tej polityki rząd – jakikolwiek by on był – będzie musiał mierzyć się już po wyborach. Na razie jednak wielu wyborców patrzy zapewne z wdzięcznością na Orbána, odciążającego ich domowe budżety. Głos opozycji, która wskazuje na systemowe problemy gospodarki Węgier, przebija się słabo.

A jednak, pomimo zjednoczenia opozycji i trudności gospodarczych, w ostatni etap kampanii Fidesz wchodził z optymizmem.

Ofensywa socjalna ponownie wyprowadziła partię rządzącą na prowadzenie w sondażach, a na ostatniej prostej tematem dominującym miały być kwestie światopoglądowe, z pomocą których łatwiej byłoby spychać opozycję do narożnika. Wraz z wyborami 3 kwietnia odbędzie się bowiem zainicjowane przez Fidesz referendum dotyczące edukacji seksualnej w szkołach podstawowych. Partia Orbána argumentuje, że chodzi o „obronę dzieci przed propagandą LGBT”. Miało to narzucić temat kampanii na jej ostatnim odcinku i utrudniać opozycji dotarcie do opinii publicznej z takimi kwestiami jak zawłaszczanie państwa, oligarchizacja, korupcja, niskie płace czy problemy socjalne.

W cieniu Rosji

Napaść Rosji na Ukrainę przekreśliła te rachuby. Przez chwilę wydawało się nawet, że Fidesz stoi na pozycji straconej, a rosyjska inwazja może odwrócić los wyborów. Rząd Orbána traktował bowiem współpracę z Rosją jako jeden z fundamentów polityki zagranicznej i do końca postrzegał Moskwę jako stabilnego i wiarygodnego partnera.

W ostatniej dekadzie Węgry powierzyły rosyjskiej agencji Rosatom – i to bez przetargu – rozbudowę swojej jedynej elektrowni jądrowej w Paks, a projekt ten finansowany jest w 80 proc. z rosyjskiego kredytu. Budapeszt konsekwentnie współpracował z Moskwą na rzecz dostaw gazu na Węgry z pominięciem Ukrainy, czyli na rzecz projektu South Stream (to południowy bliźniak Nord Stream), a po jego fiasku – na rzecz rozbudowy infrastruktury w regionie tak, aby rosyjski gaz płynął na Węgry z kierunku południowego: przez Morze Czarne, Turcję i Bałkany (od października 2021 r. trzy czwarte rosyjskiego surowca dociera na Węgry tą trasą). Niskie ceny gazu dla gospodarstw domowych, zawdzięczane po części rabatom od Gazpromu, przedstawiano jako jedno z największych osiągnięć rządu.

Choć początkowo politycy Fideszu argumentowali, że współpraca z Rosją ma wymiar czysto pragmatyczny, coraz bardziej zacieśniano też więzi polityczne. W ostatnich 12 latach rządów Orbána średnio raz w roku spotykał się on z Władimirem Putinem (a tylko raz w tym czasie z prezydentem USA). Minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó stał się częstym gościem stacji Russia Today, a w 2021 r. demonstracyjnie zaszczepił się preparatem Sputnik V, który Węgry jako jedyne państwo Unii wprowadziły do obiegu. Reporterzy węgierskiego portalu śledczego Direkt36 donosili, że władza przymykała oko na działania rosyjskich służb specjalnych na terenie kraju. Prawo pobytu na Węgrzech (czyli w całej strefie Schengen) otrzymała m.in. rodzina szefa rosyjskiego wywiadu Siergieja Naryszkina.

Węgry podtrzymywały bliskie stosunki z Moskwą nawet w przededniu inwazji, gdy na granicach Ukrainy gromadziła się armia rosyjska. Jeszcze 30 grudnia Szijjártó odbebrał z rąk Ławrowa rosyjski Order Przyjaźni, a 1 lutego Orbán wznosił w Moskwie szampanem toast z Putinem i rozwodził się o „węgierskim modelu” – zakładającym, że członkostwo w Unii i NATO można pogodzić z bliską współpracą z Rosją.

Nasza chata z kraja

Mogłoby się więc wydawać, że bankructwo polityki bliskich relacji z Moskwą obciąży hipotekę Fideszu na ostatnim etapie kampanii. Jednak partia rządząca wybrnęła z tej sytuacji na swój najbardziej sprawdzony sposób – narzucając nową narrację.

Już po dwóch-trzech dniach inwazji ustabilizował się jednolity przekaz obozu władzy: Węgry popierają działania Unii i NATO, ale muszą trzymać się z dala od wojny. Jako jedyne spośród natowskich państw sąsiadujących z Ukrainą nie dostarczają więc broni dla tego kraju ani nawet nie udostępniają swego terytorium do jej tranzytu. Dziś to nawet Słowacja czy Bułgaria, których społeczeństwa przejawiają znacznie większe sympatie do Rosji, reagują ostrzej na agresję Moskwy i wspierają Ukrainę.

Opozycja, ostro krytykująca Orbána za współpracę z Putinem, znalazła się w defensywie. Rząd oskarżył ją o rzekome nieodpowiedzialne parcie do wojny – wykorzystując tu niefortunną wypowiedź Márki-Zaya, niedoświadczonego w sprawach zagranicznych, który w przededniu rosyjskiej agresji zasugerował, że poprze każde działania NATO, włącznie z wysłaniem na Ukrainę broni i wojska.

Syndrom pokrzywdzenia

Teraz, podczas wiecu 15 marca (w rocznicę węgierskiej Wiosny Ludów), Orbán demagogicznie argumentował, że albo wygra Fidesz i będzie pokój, albo wygra opozycja, która wciągnie Węgry do wojny. Relatywizował przy tym, kto jest sprawcą, a kto ofiarą: „Rosja patrzy przez pryzmat swoich interesów, Ukraina swoich, a Węgry nade wszystko muszą bronić swoich”. Takie rzekomo bezstronne podejście miało ukryć porażkę polityki pogłębiania związków gospodarczych i politycznych z Rosją.

Narracja ta pada na podatny grunt. Węgierskie społeczeństwo nie jest wprawdzie prorosyjskie – idee słowianofilskie z oczywistych względów nie przyjmowały się na ugrofińskim gruncie, a trzykrotny w ostatnich dwóch wiekach najazd wojska rosyjskiego lub sowieckiego na Węgry (1849, 1945, 1956) utrwalał niechęć do Rosjan. Zarazem jednak powszechny –szczególnie w prawicowym elektoracie – jest syndrom pokrzywdzenia i pamięć niesprawiedliwego potraktowania przez Zachód, sięgający do traktatu z Trianon, który przypieczętował w 1920 r. utratę przez Węgry dwóch trzecich terytorium.

Emocje te były w ostatnich latach eksploatowane i wzmacniane przez Fidesz. Stąd łatwiej jest akceptować przekaz, że lepiej trzymać się z dala od obecnej wojny i relatywizować sprawstwo Rosji. Stąd też słabe poczucie moralnego obowiązku pomocy Ukrainie.

„Za wyjątkiem Ukrainy”

Sami zwolennicy Fideszu w sprawie wojny na Ukrainie są podzieleni. Około 44 proc. ankietowanych wyborców tej partii postrzega Rosję jako agresora, ale aż 24 proc. uznaje, że Rosja tylko się broni (sic!), a 31 proc. nie ma własnego zdania. Natomiast wśród wyborców opozycji aż 91 proc. ankietowanych uznaje za agresora Rosję (badania Publicus z 7-11 marca).

Patrząc na rozkład poglądów zwolenników rządu, widać, że swoje zrobiła tutaj dekada prezentowania przez prorządowe media pozytywnego obrazu Rosji, a także obsadzania Brukseli w roli głównego przeciwnika Budapesztu oraz skupiania się na demonizowaniu pozaeuropejskich imigrantów i liberalnego filantropa George’a Sorosa.

Na dodatek wiedza o Ukrainie – największym i najludniejszym sąsiedzie Węgier – jest w tym kraju paradoksalnie niewielka. Emigracja ukraińska – tak liczna w ostatniej dekadzie w Czechach czy Polsce – omijała dotąd Węgry. Nad Dunajem zainteresowanie sąsiadem długo sprowadzało się do granicznego obwodu zakarpackiego, gdzie mieszka ponad 100-tysięczna mniejszość węgierska. W ostatnich latach na Węgrzech narastała niechęć do władz w Kijowie, które ograniczały prawa językowe i oświatowe mniejszości węgierskiej.

Choć ta polityka Kijowa wiązała się z próbami wzmocnienia roli języka ukraińskiego oraz ograniczenia wpływów rosyjskich w kraju – i jej antywęgierskie ostrze było tu niejako efektem ubocznym – to rykoszetem uderzała w tę mniejszość. Minister Szijjártó, podsumowując w grudniu 2021 r. dorobek polityki zagranicznej ostatnich lat, powiedział, że udało się poprawić stosunki z wszystkimi sąsiadami Węgier – za wyjątkiem Ukrainy.

Dziś w Budapeszcie powiewa niewiele flag ukraińskich – podczas gdy ich wszechobecność uderza w Warszawie czy Pradze. Węgrzy angażują się natomiast w pomoc dla uchodźców z Ukrainy. W pierwszym miesiącu wojny na Węgry przybyło ich ponad 300 tys. Zajmują się nimi głównie organizacje pozarządowe, wspierane finansowo przez rząd, ale też przez społeczeństwo. Dominuje tu jednak troska natury humanitarnej, a nie poczucie solidarności ze „sprawą ukraińską”.

Media w rękach Fideszu

Narzucenie przez Fidesz swojej narracji o wojnie rosyjsko-ukraińskiej nie byłoby możliwe bez posiadania przez Orbána przewagi medialnej.

W ostatniej dekadzie kolejne tytuły prasowe były albo przejmowane przez oligarchów związanych z jego partią, albo po prostu zamykane – jak największy do 2016 r. ogólnokrajowy dziennik „Népszabadság”. Udział w rynku tytułów powiązanych z Fideszem i Orbánem szacowany jest dziś pod względem przychodów na 78 proc., a przekaz niezależny od rządu ogranicza się do jednej telewizji ogólnokrajowej, kilku tygodników i portali internetowych.

Partia rządząca dominuje także w przestrzeni publicznej. Na szosach wylotowych z Budapesztu na cztery billboardy Fideszu przypada tylko jeden opozycji. Znaczna część z tych pierwszych opłacana jest zresztą z budżetu państwa – dziś przedstawiają Orbána z przekazem „Obrońmy pokój i bezpieczeństwo Węgier”.

Na problem dysproporcji potencjału władzy i opozycji w kampanii wyborczej zwracali już uwagę – po poprzednich wyborach – obserwatorzy z ramienia OBWE. Wskazywali, że nieograniczone korzystanie przez Fidesz z zasobów państwa uniemożliwia konkurencję na równych zasadach. Z obawy o standardy tegorocznych wyborów, OBWE zdecydowała się ponad dziesięciokrotnie zwiększyć liczebność swojej misji obserwacyjnej.

O włos?

Wszystkie te przewagi sprawiają, że mimo tak niesprzyjających okoliczności politycznych Fidesz ma wciąż sporą szansę, aby „dociągnąć” do dnia głosowania swoją obecną nieznaczną przewagę sondażową i przekuć ją w zwycięstwo. Będą to jednak najbardziej wyrównane i nieprzewidywalne wybory od ponad dekady, które przesądzić o włos może rywalizacja w ok. 20 kluczowych okręgach jednomandatowych. Trudno także wyobrazić sobie powtórne zdobycie przez Fidesz większości konstytucyjnej.

Jeśli więc nawet Viktor Orbán znowu wygra, będzie to już inny rząd – bez dotychczasowej dominacji oraz z radykalnie ograniczonym polem manewru w gospodarce oraz w polityce zagranicznej.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2022