Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na stoliku recepcji hoteliku Dzveli Ubani w Tbilisi stoją dwie flagi: gruzińska i amerykańska. To częsta tutaj manifestacja politycznych sympatii. Natomiast przed siedzibami urzędów wiszą błękitne flagi Unii Europejskiej. Znak, że Gruzja trwa przy wyborze zachodnich sojuszników. Ale poza tym - kraj intensywnie rozgląda się za rozszerzeniem kontaktów: zacieśnia współpracę z Turcją, a nawet Iranem.
Za to od "wojny pięciodniowej" w sierpniu 2008 r. na linii Tbilisi-Moskwa panuje Królowa Śniegu - i nic nie wskazuje na to, by lody szybko puściły. Rosja uzależnia nawiązanie stosunków z Tbilisi od odejścia prezydenta: Micheil Saakaszwili jest, zdaniem polityków na Kremlu, nierukopożatnyj. Czyli taki, któremu nie podaje się ręki. Kreml dokłada cały czas starań, aby taką etykietkę przyczepili mu partnerzy zachodni.
Tymczasem Saakaszwili zapewne długo jeszcze będzie liderem Gruzji. Zajmuje scenę, proscenium, orchestrę, jednym słowem: całe polityczne theatrum. Jest wyposażonym w szerokie kompetencje prezydentem i liderem partii Zjednoczony Ruch Narodowy (mającej większość w parlamencie), jest reformatorem i politykiem cieszącym się największą popularnością w społeczeństwie. A przy okazji enfante terrible polityki międzynarodowej.
Ale w kraju rankingi poparcia stale mu rosną. I to mimo przegranej wojny, problemów z "urządzeniem" tysięcy uchodźców z utraconych prowincji, mimo kłopotów gospodarczych, bezrobocia, mimo nierozsądnego "przykręcania śruby" mediom.
Dawni druhowie "Saaki"
W rolę chóru, komentującego poczynania głównego bohatera tej politycznej sztuki, nieudolnie próbuje wcielać się opozycja.
Rozpoznawalne jej postacie to byli współpracownicy "Saaki". Nino Burdżanadze - dziś na czele partii Demokratyczny Ruch-Zjednoczona Gruzja (niektórzy komentatorzy drwią, że nie jest to partia kanapowa, lecz jednoosobowa "partia fotelowa") - była sojuszniczką Saakaszwilego w czasie Rewolucji Róż, przewodniczącą parlamentu. W krytyce wtóruje jej Zurab Nogaideli, premier w latach 2005-07, dziś na czele partii "O Sprawiedliwą Gruzję".
Oboje pokładają nadzieję w polepszeniu relacji z Moskwą "bez warunków wstępnych". Składali tam wizyty, przyjmowani byli na szczytach. Krytykują Saakaszwilego za wszystko. Po powrocie z Moskwy Burdżanadze przedstawiała w gruncie rzeczy punkt widzenia premiera Putina na stosunki z Gruzją, podpisując się pod tym obiema rękami. Ale, choć w społeczeństwie nie ma nastrojów antyrosyjskich, rzucanie się w ramiona Kremla nie zyskuje poklasku.
Drugie skrzydło opozycji stanowią ludzie, którzy też opuścili obóz rządzący, ale nie torują sobie drogi ku władzy przez Moskwę. To zwłaszcza Irakli Alasania, szef kolejnej pięknie nazywającej się partii opozycyjnej: Sojusz dla Gruzji. O tym byłym ambasadorze przy ONZ, zwesternizowanym polityku młodego pokolenia mówiło się już jako o potencjalnym sukcesorze Saakaszwilego. Ale po powrocie do Gruzji wykonał woltę ku opozycji - i przestał się liczyć jako ważna postać. Czasem przypomina o sobie też Irakli Okruaszwili, były minister obrony. Kiedyś wsławił się zapowiedziami spędzenia "sylwestra w Cchinwali" (czyli przywrócenia Osetii Południowej "na łono macierzy"), a dziś przebywa na wygnaniu we Francji, gdzie schronił się ścigany za korupcję.
Prezydent (wkrótce) premierem?
Wszystkich ich łączy jedno: serdeczna nienawiść do "Saaki". Ale są skłóceni i nie potrafią stworzyć spójnego programu, który można by przeciwstawić programowi Saakaszwilego.
Tymczasem program prezydenta to nadal zwrócenie Gruzji na Zachód (za pieniądze Zachodu), reforma państwa (część reform już wdrożono, np. policji; część pozostaje w sferze marzeń) oraz... pozostanie u steru. Po zakończeniu w 2013 r. drugiej (ostatniej wedle konstytucji) kadencji prezydenckiej, Saakaszwili może się przesiąść w fotel premiera, który - w myśl wdrażanej właśnie reformy konstytucyjnej - przejmie część prerogatyw prezydenta i będzie główną osobą w państwie. Jedyne, co musi sobie zapewnić, to poparcie społeczne.
Krytycy "Saaki" twierdzą, że prozachodnia polityka naraża na szwank bezpieczeństwo kraju. Członkostwo Gruzji w NATO, zwłaszcza po wojnie 2008 r. i "resecie" w stosunkach Rosja-USA, odpłynęło w siną dal - mimo że kraj nadal stara się zaznaczyć swą obecność, np. utrzymując duży kontyngent w Afganistanie (900 żołnierzy).
Owszem, sekretarz generalny NATO otworzył w październiku nowe biuro łącznikowe w Tbilisi i zapewnił o poparciu dla integralności terytorialnej Gruzji oraz dla jej starań o członkostwo. Podobne deklaracje powtarzała w Tbilisi sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Ale ich zapewnienia nie były krzepiące. Co więcej, w wielu amerykańskich gazetach publicyści i analitycy pytają, kiedy Gruzja stanie się zawalidrogą w stosunkach Waszyngtonu i Moskwy.
Szukając nowych możliwości
Pytanie, kto jest gwarantem bezpieczeństwa Gruzji, nadal niepokojąco wisi w powietrzu. Tbilisi obawia się kolejnych prowokacji Rosji i odnowienia konfliktu zbrojnego. Po "wojnie pięciodniowej" Rosja zapewniła sobie wojskową obecność w Abchazji i Osetii Południowej, które uznała za niepodległe państwa. Gruzja ciągle oficjalnie liczy, że kiedyś odzyska "ziemie okupowane". Nie ogniem i mieczem - od tego Tbilisi się odżegnuje. I podkreśla stale, że Rosja nie wypełnia postanowień porozumień pokojowych z 2008 r., które zobowiązały ją do wycofania wojsk za linię sprzed działań wojennych.
Gruzja próbuje też alternatywnego toru: inna polityka dla centrali w Moskwie, inna dla rosyjskiego Kaukazu Północnego. W październiku Tbilisi jednostronnie zniosło wizy dla mieszkańców republik północnokaukaskich, co oburzyło Kreml.
Sprawy wizowe są w ogóle ważnym punktem polityki: Gruzja podpisała z Iranem porozumienie o zniesieniu wiz. Posunięcie nie ma dobrej prasy, krytycy twierdzą, że zastopuje rozmowy z Unią o złagodzeniu reżimu wizowego: nie można zarazem mieć świetnych stosunków z Zachodem, który ma na pieńku z Iranem i z Iranem, który ma na pieńku z Zachodem. Ale Tbilisi liczy na irańskie inwestycje. Nawet jeśli irańskie pieniądze to na razie mglista przyszłość - bo dziś Gruzję zasilają pieniądze z Ameryki i Europy. Po wojnie donatorzy udzielili pomocy, głównie na programy rozwojowe, np. infrastrukturę.
Trudno natomiast dostrzec poprawę w przemyśle i rolnictwie. W pejzażu sterczy wiele zdewastowanych zakładów, które upadły wraz z końcem ZSRR. W Tbilisi straszy szkielet zakładów lotniczych: 20 lat temu produkowano tu element aparatury pokładowej śmigłowców bojowych, dziś nie produkuje się nic.
hhh
Zadziwiające, że w kraju, w którym ze względów klimatycznych znakomicie udają się pomidory, winogrona, granaty itd., własna produkcja rolna zaspokaja ledwie 20 proc. potrzeb, a resztę trzeba importować. W biednych wioskach, nawet kilka kilometrów od Tbilisi, nie widać europejskich pieniędzy. Widać je natomiast w osiedlach zbudowanych dla uciekinierów z Osetii: szeregi jednakowych domków dały schronienie ludziom pozbawionym wszystkiego. Ale dom to jedno, a praca to drugie - o nią zaś uchodźcom jest trudno.
Szeroko zakrojone plany przemian w sferze edukacji Saakaszwili realizuje w programie "tysiąc nauczycieli języka angielskiego": do końca roku ma zatrudnić w szkołach rzeszę nauczycieli, najchętniej rodowitych Anglosasów. Chodzi o to, aby wszyscy młodzi Gruzini znali angielski. Ma on być biletem wstępu do lepszego świata.