Baranek, wilk i kompleks kolaboranta

24 lutego czescy posłowie przegłosowali ustawę o odszkodowaniach dla ofiar sowieckiej interwencji w 1968 r., a także dla poszkodowanych całego okresu stacjonowania radzieckich wojsk na terytorium Czechosłowacji, czyli aż do 1991 r. Można na nią spojrzeć jako na część porządkowania pamięci historycznej i rozliczenia z przeszłością.

13.03.2005

Czyta się kilka minut

Rosyjski czołg w stolicy Czechosłowacji /
Rosyjski czołg w stolicy Czechosłowacji /

W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. Libuše Svobodová była w budynku radia w Pradze, gdzie pracowała jako technik. Nagle radio zamilkło z polecenia Karela Hoffmanna, prezesa zarządu centralnego czechosłowackiej telekomunikacji. Chodziło o uniemożliwienie nadawania apeli o stawianie oporu wojskom Układu Warszawskiego, które właśnie wkraczały do Czechosłowacji. Jednak już o wpół do piątej rano radiowcy rozpoczęli nadawanie z tajnego studia zastępczego. O ósmej weszli żołnierze. - Stali na korytarzach, na każdym rogu dwóch. Kiedy się na nich spojrzało, było widać, że to brudni, głodni chłopcy, którzy pojęcia nie mają, gdzie się znajdują. Nikt się nimi nie przejmował. Nawet staraliśmy się z nimi tak po czesko-rosyjsku rozmawiać, pytać, jak to możliwe, że przyszli do nas strzelać, kiedy ich ojcowie nas wyzwalali - wspomina Svobodová. - Do sąsiadującego z radiem Muzeum podjeżdżały czołgi, patrzyłam na to z okna na trzecim piętrze. Pierwszy wystrzał uderzył w narożny dom naprzeciw radia. Potem zaczęli strzelać w nasz budynek. Kiedy zaczął się na mnie sypać tynk, przestałam na to patrzeć.

Rehabilitacja państwa

Libuše Svobodová wyszła bez szwanku z pierwszego kontaktu z sowieckimi żołnierzami. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia.

W Brnie 16-letni Josef žemlička też patrzył na czołgi. Miał pecha, bo stał w tłumie, do którego zaczął strzelać jeden z poirytowanych żołnierzy. Kule przeszły przez serce i płuca. Josef zginął, a razem z nim do końca 1968 r. ok. 100 innych osób. Tysiące ludzi zostało rannych i okaleczonych. Polacy, którzy brali udział w interwencji, cieszyli się często wśród Czechów opinią żołnierzy rycerskich. Jednak z ich rąk zginęło dwoje obywateli czechosłowackich, a pięciu innych zostało rannych. Do wypadku doszło 7 września w Jičinie. Pijany szeregowiec Stefan D. oddał serię w stronę ludzi wychodzących z kina, a potem do wszystkich osób w polu widzenia - także do kolegów, którzy usiłowali go rozbroić. Przewieziono go później do Kłodzka i skazano na karę śmierci, zamienioną na dożywocie, a ostatecznie na 15 lat więzienia.

Teraz rodziny ofiar mogą liczyć na odszkodowanie. 24 lutego posłowie przegłosowali ustawę o odszkodowaniach dla ofiar sowieckiej interwencji w 1968 r., a także dla poszkodowanych całego okresu stacjonowania wojsk radzieckich na terytorium Czechosłowacji, czyli aż do 1991 r. Rodziny zabitych mają dostać po 150 tys. koron, osoby z trwałym uszkodzeniem ciała oraz zgwałcone kobiety po 70 tys., lekko ranni dostaną po 30 tys. koron.

Ustawę musi jeszcze zaakceptować Senat oraz podpisać prezydent Václav Klaus, ale nie należy się tu spodziewać niespodzianek. Również w Izbie Poselskiej dyskusja dotyczyła jedynie wysokości odszkodowań (opozycyjna ODS wnioskowała o dużo większe kwoty, ale na proponowane wysokości nie zgodziła się rządząca socjaldemokracja), nie zaś ich zasadności.

- Jest oczywiste, że państwo w roku 1968 zawiodło w jednej ze swych zasadniczych funkcji i nie ochroniło swoich obywateli - podkreśla jeden z wnioskodawców, Petr Nečas z ODS. Dla Czechów istotne jest właśnie potwierdzenie oczywistości: przecież przez ponad 20 lat po inwazji obowiązywała wersja o “bratniej pomocy" wojsk Układu Warszawskiego.

Do dziś ma ona zresztą zwolenników w szeregach wciąż silnej partii komunistycznej. Wspomniany Karel Hoffmann jest jedynym wysoko postawionym komunistą skazanym w Czechach za sierpień ’68. Kiedy w ubiegłym roku z czteroletnim wyrokiem poszedł do więzienia (z którego zresztą zaraz wyszedł z powodów zdrowotnych), odprowadzał go tłum zwolenników śpiewających “Międzynarodówkę". Na progu zakładu karnego Pankrac Hoffmann powiedział: “Byłem komunistą i zostanę nim aż do śmierci, a wydarzeń z sierpnia 1968 r. nie żałuję. To była jedyna możliwość, by uratować socjalizm". Komuniści w ostatnich wyborach (w 2002 r.) uzyskali 18 proc. głosów, teraz w sondażach mają ok. 15 proc.

Nie brak i takich, którzy o inwazji woleliby nie pamiętać. - Sprawa odszkodowań to słuszne przypomnienie zapomnianych już ofiar - tłumaczy młody historyk z Czeskiej Akademii Nauk Pavel žaček. - Znam rodziny, które jeszcze w latach 80. bały się mówić głośno, że ktoś zginął za sprawą wojsk sowieckich. To dla nich ogromna trauma i lęk.

Ustawa o odszkodowaniach daje tym ludziom prawo do otwartego stwierdzenia, że byli ofiarami. A to znaczyć może więcej niż te kilkadziesiąt tysięcy koron, które dostaną.

Kompleks kolaboranta

Wspomnienie roku 1968 pokazuje, jak Czesi inaczej niż Polacy przeżywają własną historię. Sierpień ’68 pamiętany jest jako narodowa klęska. “Baranka się wilkowi zachciało" - śpiewał o inwazji Karel Kryl. Tak na to patrzą Czesi do dzisiaj: niewinna ofiara, brutalny agresor. Mimo to w czeskich debatach stale obecny jest motyw szukania winy w samych sobie. Czescy publicyści w każdą kolejną rocznicę roztrząsają tchórzostwo i serwilizm komunistycznych przywódców z tamtego czasu.

Jednak rok 1968 w czeskiej pamięci wcale nie jest aż takim obciążeniem jak rok 1969. Bo przecież od inwazji, od uprowadzenia na Kreml przywódców państwa i podpisania protokołów moskiewskich, w życiu kraju niewiele się zmieniło. Stacjonowały obce wojska, ale ludzie nadal demonstrowali, organizacjami partyjnymi i zakładami pracy rządzili reformatorzy, prasa była względnie wolna, radio od rana do nocy puszczało pieśń tamtych dni, “Modlitwę Marty" Marty Kubišovej.

Prawdziwa trauma - ta, o której ludzie woleliby nie pamiętać, a o której przypominają historycy i publicyści - dotyczy sierpnia 1969 r. Dokładnie w pierwszą rocznicę najazdu na centra miast ruszyły wtedy setki tysięcy ludzi, przekonanych, że ich przywódcy po cichu są z nimi. - Wołali: “Dubček! Dubček!", a Dubček posłał na nich pałkarzy - wspomina jeden z wybitniejszych analityków tamtych wydarzeń, obecnie przewodniczący Senatu Petr Pithart. Dubček - symbol Praskiej Wiosny, wtedy już zdjęty ze stanowiska I sekretarza, ale posadzony przez Sowietów na fotelu przewodniczącego parlamentu - podpisał tzw. ustawę pałkarską, która dawała milicji szerokie uprawnienia do rozpędzania demonstracji. To brutalne pobicia na masową skalę, a nie inwazja, były prawdziwym końcem Praskiej Wiosny. Wtedy Czesi nie poczuli się napadnięci, ale zdradzeni przez własnych przywódców.

Dlatego być może bardziej niż Polacy przeżywają kompleks kolaboranta. Częściej - z bólem - wspominają chwile klęski, i to klęski moralnej, niż chwile chwały. Opowiadając o brawurowym zamachu na protektora Reinharda Heydricha nigdy nie zapomną westchnąć, że spadochroniarzy, którzy tego dokonali, zadenuncjował czeski strażak. Odwrotnie niż nad Wisłą, gdzie wspomina się okrucieństwo okupantów i heroizm polskiego podziemia, nie przypominając np., że generał “Grot" Rowecki został najprawdopodobniej wydany przez młodego oficera AK Ludwika Kalksteina.

Jak znaleźć sprawców?

Na ustawę o odszkodowaniach można spojrzeć jako na część porządkowania pamięci historycznej i rozliczenia z przeszłością. Zdaniem Petra Uhla, kiedyś dysydenta, teraz publicysty lewicowego dziennika “Pravo", są cztery elementy takiego rozrachunku: rehabilitacja moralna, odszkodowanie finansowe (choćby i symboliczne), ukaranie winnych i, na koniec, powszechna edukacja społeczeństwa. - Z pierwszego i drugiego zadania państwo wywiązało się znakomicie - mówi Uhl. - Najgorzej jest z karaniem winnych.

Ich ustalenie, nawet przy najlepszych chęciach państwa czeskiego, może okazać się rzeczywiście niemożliwe. Nie istnieje nawet dokładny rejestr ofiar, wszystkie liczby podaje się w przybliżeniu. Wiele osób, które zostały lżej ranne, nie zgłosiło się wtedy do szpitali w obawie przed aresztowaniem. Według szacunków ODS, w pierwszych 14 dniach okupacji zginęły 72 osoby, 266 zostało ciężko rannych, a 436 lekko. Przemoc trwała jednak do końca roku 1968, a do pojedynczych wypadków dochodziło również później. Na przykład w 1981 r. sowiecki czołg wjechał w dom w jednej z wiosek na Morawach. Zginęła cała rodzina.

W takich przypadkach władze czechosłowackie najczęściej jedynie informowano o wydarzeniu, rzadko wszczynano dochodzenie lub podawano nazwiska sprawców. - W gruncie rzeczy ustalenie sprawców jest teraz raczej niemożliwe bez udostępnienia rosyjskich archiwów wojskowych - mówi žaček.

Na wschód wskazuje też znany czeski politolog Jiří Pehe: - Ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego odszkodowania ofiarom sowieckiej okupacji wypłaca Republika Czeska. To powinna zrobić Rosja. Ale w obawie przed naruszeniem dobrych stosunków czesko-rosyjskich żaden polityk tego nie zaproponuje.

Na razie zrobiono tyle, ile było można.

I nawet jeśli niektórych polityków można podejrzewać o pewną dozę populizmu, najważniejsze jest przecież to, że brat Josefa Žemlički, Ivo, dostanie odszkodowanie. Że jego rodzinna tragedia nie zostanie zapomniana.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2005