Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wykluczenie Henryka Pawelca z szeregów Związku AK jest na pewno smutnym przypadkiem, zwłaszcza dla Pawelca. Ale przypadki podobnych jak „Barabasza” wyczynów „bohaterskich partyzantów z AK” można by w skali całego kraju z pewnością mnożyć. Weźmy np. oddział innego bohatera AK, Wojciecha Lisa „Mściciela”, który grasował w okresie wojny i tuż po niej w podmieleckich lasach. Z IPN-owskich wydawnictw rzeszowskich dowiemy się wyłącznie o bohaterskich wyczynach podległych Lisowi żołnierzy, bądź z nim współpracujących. Mój 89-letni dziadek Józef Piechota, obecnie mieszkaniec Świnoujścia, w młodości współpracujący z partyzantami mieszkaniec Czajkowej koło Mielca, od lat opowiada mi historie o tym, jak to niektórzy partyzanci AK na czele z niejakim Tadeuszem Korczakiem (po wojnie szefem MO w Mielcu) „ganiali Żydów”. Kiedy poproszę o szczegóły, macha ręką i tylko wzdycha. Antysemityzm mieszkańców wsi galicyjskich, spośród których rekrutowało się wielu partyzantów, nie różnił się z pewnością niczym od antysemityzmu „Wybranieckich”.
Myślę, że pochylając się z szacunkiem nad AK jako organizacją, trzeba pamiętać, że należeli do niej często młodzi mężczyźni, wręcz wyrostki, chętni do bitki, wypitki i zabawy. Przytaczany już w niniejszej wypowiedzi mój dziadek wyjechał (uściślając: uciekł) z Mieleckiego do Świnoujścia w efekcie jednej z powojennych rozrób partyzantów. Otóż w trakcie majowej nasiadówki w przydomowym sadzie jednego z gospodarzy, zakrapianej rzecz jasna alkoholem, partyzanci wyszarpywali sobie karabin, który w pewnym momencie wystrzelił i śmiertelnie ranił jednego z nich. Nie mówię, że tylko tak wyglądała działalność partyzantów z AK; ale tak wyglądała również. Warto sobie z tego zdawać sprawę.