Awangarda w salonie

Choć sprzeciwiała się „wartościom mieszczańskim”, wpłynęła na tożsamość ambitnej klasy średniej.

08.04.2017

Czyta się kilka minut

Katarzyna Kobro, Akt kobiecy, 1948 r. / Fot. Paweł Czernicki / MNK
Katarzyna Kobro, Akt kobiecy, 1948 r. / Fot. Paweł Czernicki / MNK

Wchodzimy do arcymieszczańskiej, XIX-wiecznej kamienicy, wzniesionej, jak często w Krakowie, na średniowiecznych fundamentach. Tym szacowniejszej, że przez jakiś czas mieściły się tutaj nie tylko patrycjuszowskie apartamenty, ale i redakcja „Czasu”, organu prasowego XIX-wiecznych konserwatystów. W zasadzie każdemu wchodzącemu do Kamienicy Szołayskich przydałby się findesieclowy kapelusz albo cylinder.

Utopie i komercje

Szeroka sień prowadzi do przestronnych, pastelowych sal, które niegdyś były salonami, gabinetami, bawialniami, jadalniami. A w nich zderzamy się z czymś pozornie nieprzystającym do tej przestrzeni – z dziełami najważniejszych twórców ruchów awangardowych, które rozwijały się przed stu laty w całej Europie: od Jeana Arpa i Aleksandra Archipenki, przez Maxa Ernsta i Kazimierza Malewicza, aż po Wasilija Kandinskiego i Pieta Mondriana. Między nimi – na równych prawach – pojawiają się prace twórców polskich: Katarzyny Kobro i Marii Jaremy, Leona Chwistka, Witkacego, Władysława Strzemińskiego. Trzecią „warstwę” budują artyści współcześni odnoszący się (afirmatywnie bądź krytycznie) do awangardy: zarówno w Polsce znani, jak Luc Tuymans, jak i dopiero odkrywani, np. urodzony w 1965 r. Koen Vermeule z Amsterdamu.

Wszystko to składa się na „Potęgę awangardy”, wystawę wpisującą się w rozpoczęty właśnie jubileusz stulecia tego fenomenu w Polsce. W pewnym procencie stanowi ona powtórzenie prezentacji, którą pokazano rok temu w Brukseli w ramach obchodów stulecia I wojny światowej. Zgodnie z zamysłem kuratora, prof. dr. Ulricha Bischoffa, prace klasyków awangardy pierwszych dekad XX w. skonfrontowano wtedy z realizacjami współczesnymi, stawiając pytania o historyczność bądź aktualność tamtych postaw artystycznych, o ich międzynarodowość bądź lokalne konotacje. Polskie nazwiska, które pojawiają się w krakowskiej odsłonie, nie są dodatkiem, „folklorem awangardy”. Pokazują oryginalność niektórych jej polskich mutacji. Niekoniecznie peryferyjnych.

Wybór miejsca wydaje się symboliczny: z okien Kamienicy Szołayskich widzimy secesyjny budynek Pałacu Sztuki Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych (dziś niemającego żadnego znaczenia na mapie artystycznej Polski), w którym 4 listopada 1917 r. otwarto wystawę Ekspresjonistów Polskich, uznaną później za pierwszy manifest sztuki awangardowej w naszym kraju. Wzięło w niej udział 18 artystów, pokazujących ponad sto prac (w tym podhalańskie obrazy na szkle oraz staloryty). W grupie tej znaleźli się m.in. Leon Chwistek, Tytus Czyżewski, bracia Zbigniew i Andrzej Pronaszkowie... Współtworzona przez nich grupa zmieni wkrótce nazwę. Jako formiści głosić będą nadrzędną rolę formy w sztuce, poszukując inspiracji zarówno w nowych nurtach: futuryzmie, kubizmie, ekspresjonizmie, jak i w malarstwie naiwnym oraz w średniowiecznej sztuce cechowej.

Wybór Szołayskich niesie też w sobie pewną ambiwalencję: nie tylko wskazuje, że awangarda sprzeciwiała się tradycyjnym „wartościom mieszczańskim” (to zdarza się w sztuce cyklicznie), ale przypomina, że wpłynęła ona znacząco na tożsamość ambitnej klasy średniej.

Zderzenia i spotkania

Krakowska wystawa nie jest (dzięki Bogu) podręcznikowym kompendium wiedzy o awangardzie, które uwzględniałoby wszystkie jej obszary. Jednak możemy przemierzać kolejne sale w poszukiwaniu artystycznych perełek. I z całą pewnością je znajdziemy. Oto np. dwa akty kobiece Katarzyny Kobro, o których pisała Marzenna Donajski. „Tutaj kobieta rozpatrywana jest w kontekście formy i czasoprzestrzennej kreacji. Kształty powstałe z obserwacji natury są pięknem przede wszystkim formalnym i rytmicznym, nie zatracając piękna istoty kobiecości”. Albo rytmiczne, jakby poruszone, sprawiające wrażenie trójwymiarowości monotypie Marii Jaremy.

Możemy też odnajdywać kolejne, nierzadko sprzeczne fascynacje awangardy. Gdy jedni jej przedstawiciele śnili o „mieście, masie, maszynie” („Budowle nowoczesnej metropolii” Maria Chiattonego albo „Narodziny robota”, fotomontaż Janusza Marii Brzeskiego z cyklu „Sielanka XX wieku 1”), inni widzieli w sztuce „bramę do transcendencji” (na wystawie znalazł się egzemplarz traktatu Wasilija Kandinskiego pt. „O duchowości w sztuce”). Gdy jedni mierzyli się z przeczuciem apokalipsy, drudzy wierzyli w nowego człowieka. Gdy jedni chcieli burzyć stare światy, drudzy reinterpretowali tradycję albo komercjalizowali swoje dzieła.

Możemy wreszcie tropić powiązania między klasykami awangardy a artystami współczesnymi. W ramach projektu „Potęga awangardy” Marijke van Warmerdam przygotowała film, którego bohaterem jest czerwona walizka zsuwająca się z zaśnieżonego zbocza; w walizce odnajdziemy dziewczynkę z nogami skrzyżowanymi za głową. Praca holenderskiej artystki nawiązuje do filmu „Nanuk z Północy” (1922) Roberta Flaherty’ego, prekursora dokumentu etnograficznego („Nanuk”, opowiadający o życiu Innuitów ze wschodniego wybrzeża Zatoki Hudsona, również pojawia się u Szołayskich).

W 2011 r. Koen Vermeule sportretował japońskiego chłopca spotkanego przypadkowo w tokijskim Muzeum Sztuki Współczesnej. Nastolatek w letnim ubraniu, z plecakiem, przysiadł na ławce, opierając łokcie na udach i głęboko pochylając głowę, tak że widać tylko gęste, czarne włosy. Wydaje się nieobecny, oddzielony od otaczającej go rzeczywistości – osamotniony czy może pogrążony w medytacji? Jest w tym obrazie zarówno dramatyzm kojarzący się z pracami dawnych ekspresjonistów, jak i melancholia Kandinskiego...

Spotkania awangardy ze współczesnością nie zawsze są tak harmonijne. Monika Sosnowska przedstawiła inspirowane modernizmem modele architektoniczne, które, jak czytamy w katalogu, „cechuje spójność kompozycyjna, oparcie się na modułach geometrycznych, podlegających weryfikacji matematycznych obliczeń. Efektem jest jednak przestrzeń wykreowana, osobna i niejednoznaczna”. No właśnie: modele, które mogłyby przecież zostać zrealizowane, intrygują mamiącymi wzrok zabiegami formalnymi, odwagą formy, precyzją. Ale nie budzą zaufania. Tak jakby artystka obawiała się utopii. Czyżby dlatego, że pochodzi z kraju, w którym utopie próbowano zrealizować?

Awangarda była zjawiskiem z gruntu autentycznym, jej twórcy nie tylko rzeźbili bądź malowali, ale pisali manifesty, łączyli się w grupy, szczerze wierzyli w swoje teorie, pragnęli zmiany. Ale szybko uświadamiamy też sobie, że miało to swój negatyw – awangardę udawało się skrzętnie wprzęgać w służbę totalitaryzmów.

Na koniec pojawia się jeszcze jedna kwestia: czy dziś, gdy nosimy w sobie traumę tragedii XX w., gdy nauczyliśmy się uciekać w grepsy postmodernizmu, postawa awangardowa jest jeszcze możliwa? Przez moment, w latach 90., gdy pierwsze ścieżki wytyczała sobie polska sztuka krytyczna, wydawało mi się to możliwe. Teraz – nie wartościując – już tak nie myślę. ©

POTĘGA AWANGARDY, Muzeum Narodowe w Krakowie. Kamienica Szołayskich; koncepcja wystawy opracowana przez BOZAR – Centre for Fine Arts Brussels; kurator wystawy w Brukseli: prof. dr Ulrich Bischoff; kuratorzy polskiej odsłony: Andrzej Szczerski i Magdalena Czubińska; wystawa potrwa do 28 maja 2017 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2017