Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Więc może prościej i klarowniej będzie, gdy na tę chwilę i jej potrzeby zadamy po prostu pytanie: czy polityk wierzący jest więcej wart od polityka, o którym na ten temat nic nie wiemy? A jeśli tak, to pod jakim względem i w jakiej mierze?
Jeśli opowiedzenie się za kimś, kto sprawuje funkcje polityczne, wiąże się z obdarzeniem go naszym zaufaniem, to bliskość postawy światopoglądowej, wspólnota przekonań ma oczywiście wielki udział w naszej decyzji. Zwłaszcza poczucie wspólnoty. Ale już z zaufaniem sprawa jest bardziej złożona. Zaufanie przyznawane komuś potwierdza jego odpowiedzialność, a odpowiedzialność równa się: wiedza, mądrość, doświadczenie, prawość - i takich świadectw wtedy oczekujemy. Ich źródłem może być także wiara - ale nie mamy prawa domagać się, aby ktoś aż tak daleko i głęboko udostępniał nam swoje najbardziej osobiste życiowe wybory.
Szczególnie że im więcej świat wewnętrznych wyborów człowieka jest wzniosły, tym bardziej wydany na nadużycie. Na uwiedzenie wielkim słowem nie mającym pokrycia. Przed braniem nadaremno znaków sacrum prawie zaraz na wstępie ostrzega nas od tysięcy lat Dekalog. Po co jestem w miejscu świętym? Po co kładę na sobie znak mojej wewnętrznej przynależności? Po co pozwalam, by dowiedzieli się o tym inni? Jaka wymiana ma się przez to dokonać? Umocnienie węzłów wspólnoty, wymiana siły płynącej ze świadectwa, czy też nagroda przeliczalna na korzyści jak najbardziej świeckie i nadto jeszcze doraźne?
Gdyby zasadą w naszym polskim życiu publicznym była nieobecność kamer w miejscach wierzącym najbliższych i brak zwyczaju dziękowania osobom publicznym za udział w służbie Bogu, prawdziwą radością mogłoby być dla każdego z nas spostrzeganie nagle obok siebie, na tej samej modlitwie, przed tym sacrum, tylu twarzy i sylwetek ludzi znanych z okładek i ekranów. Ludzi różnych poglądów politycznych, a mimo to stających obok siebie, i to nie jako konkurenci, lecz bracia w wierze albo w poszukiwaniu drogi. Nie tylko w Piekarach, Licheniu, Lednicy i w stu innych miejscach.
Ale w takich godzinach, które są aż do bólu bezinteresowne.