Albo pakiet, albo wypad

Takie to czasy, że strach się odezwać. A już najgorzej to spontanicznie powiedzieć coś w poprzek i wbrew oczekiwaniom ludzi, którzy myślą, że się ze sobą we wszystkim zgadzamy.

29.01.2018

Czyta się kilka minut

Jak niedawno napisał Szczepan Twardoch, tak się teraz porobiło, że samodzielne myślenie nie jest za bardzo w modzie i żeby nie wypaść ze swoich kręgów przynależności, trzeba mieć całe pakiety poglądów. Czyli skoro masz pogląd A, to automatycznie musisz mieć też B, nawet jeśli myślisz w głębi serca, że C nie jest takie głupie. Inaczej jesteś najgorszą kategorią – zdrajcą własnej rasy, albo symetrystą, albo po prostu Twardochem.

Na przykład – jeśli nie cierpisz PiS, powinieneś automatycznie wspierać ideę relokacji i chlebem i solą witać uchodźców (a w każdym razie głośno twierdzić, że tak byś zrobił, jakby co). Jeśli nienawidzisz PiS, to musisz popierać liberalizację prawa do aborcji, nawet jeśli masz wątpliwość. Jeśli nienawidzisz PiS, to przecież jasne jest, że nie chodzisz do kościoła, i oczywiście widzisz szalenie dużo analogii pomiędzy dzisiejszymi czasami a latami 30. w Niemczech, no i ze stanem wojennym. Jeśli nigdy byś na PiS nie oddał głosu, to w pakiecie poglądów masz bezkrytyczną miłość do Unii Europejskiej, i na pewno nie jesteś Polakiem-cebulakiem, co pije piwo z puszki i grilluje kiełbasę. Albo pakiet, albo wypad. Jak wiadomo, od siedzenia okrakiem na płocie niejeden już sobie to i owo obtarł, a za przykład, dokąd prowadzi myślenie w duchu „no ale jednak z drugiej strony...”, niech posłużą losy Tewji Mleczarza. Otóż prowadzi donikąd.

Okazuje się, że prawo pakietu obowiązuje nie tylko w Polsce, o czym przekonała się niedawno pisarka Margaret Atwood, guru feminizmu, autorka wstrząsającej „Opowieści podręcznej”, dystopijnej powieści o świecie, w którym kobiety pozbawiono praw. I byłaby sobie guru nadal, gdyby nie zdecydowała się na ruch całkowicie spoza pakietu, który nazwała byciem „Good Feminist” (Dobrą Feministką).

W tekście opublikowanym niedawno w „The Globe and Mail” tłumaczyła, dlaczego stanęła w obronie kolegi profesora z University of British Columbia, po tym jak bez procesu sądowego został zwolniony z pracy wskutek oskarżenia go o molestowanie seksualne. Uniwersytet podał informację o zwolnieniu profesora do publicznej wiadomości, nim przeprowadzono jakiekolwiek dochodzenie w tej sprawie, a oskarżony został zobowiązany do milczenia, nie mógł więc się nijak obronić. Przeciwko takim praktykom wystąpiła więc Atwood, pisząc o swojej niezgodzie na politykę „winny, bo oskarżony” i broniąc – jak sama pisze – jednego z podstawowych praw człowieka, jakim jest prawo do obrony i sprawiedliwego procesu oraz domniemanie niewinności. Profesora zresztą sąd ostatecznie oczyścił z wszystkich zarzutów.

Atwood, jako jeden z najsilniej wybrzmiewających feministycznych głosów ostatnich 50 lat, przywykła do ataków. Nie po to człowiek od pół wieku wali w patriarchat, żeby nie wiedzieć, czym się kończy wyrażanie własnego zdania. Tym razem jednak cios przyszedł nie z tradycyjnej prawej strony, lecz od – jak to określają media śledzące sprawę – młodych feministek, które oskarżyły pisarkę o zdradę kobiecej sprawy, sprzeniewierzenie się feminizmowi i zignorowanie ofiary kobiet, doświadczających w przeszłości molestowania. A wszystko to w imię „obrony konserwatywnego status quo i interesów wpływowego mężczyzny”. Czyli całkiem poza pakietem.

Pisano: „Nigdy już nie przeczytam żadnej książki Margaret Atwood!”, „Bardzo żałuję, że ją spotkałam w ubiegłym roku, cóż za strata czasu, mam do oddania egzemplarz »Podręcznej« z autografem”. Zarzucano jej, że jest stara i nie ma pojęcia o dzisiejszym świecie, powinna zatem zamilknąć i posłuchać, co mają do powiedzenia młodsze od niej kobiety. Odmieniano słowo „zdrada” przez wszystkie przypadki.

Krótko mówiąc – w pakiecie jest teraz nieczytanie książek Margaret Atwood, proszę sobie koniecznie zapisać!

A swoją drogą – ta kolejna faza rewolucji, w którą najwyraźniej niedawno wkroczyliśmy, zaczyna mnie niepokoić nie tyko dlatego, że zawsze miałam poczucie, że mimo wszystko wolę Dantona od Robespierre’a , ale również z tego względu, że w najnowszej wersji walki „kobieta” zaczyna stanowić niepokojąco czysty i niewinny byt. Niezdolny nie tylko do działań niezgodnych z prawem, ale również pogrążony w wiecznym trwaniu w pozycji ofiary. Tymczasem wejście w rolę ofiary to nie to samo co bycie ofiarą. Trafnie zauważył to Jakub Janiszewski w swoim tekście dla „Dziennika Gazety Prawnej”, w którym pisał o Laurze Kipnis – kolejnej „starej” feministce, która podpadła „młodym” krytykując metodę „winny, bo oskarżony”.

Niemniej konieczność dziejowa najwyraźniej jest taka, że jakobini muszą wysłać na gilotynę żyrondystów, a walka klas zaostrza się w miarę postępu rewolucji. Szkoda, że i tym razem, bo walka o prawa kobiet zamienia się w walkę kobiet. Ci zaś, którym najbardziej zależy na zdyskredytowaniu sprawy #metoo, mogą spokojnie siadać na brzegu rzeki i czekać, aż im woda przyniesie nasze głowy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2018