Afganistan: Starzy, źli talibowie

STRONA ŚWIATA | Nie ma tygodnia, by rządzący Afganistanem talibowie nie karali publiczną chłostą złoczyńców i grzeszników. Jak przed ćwierć wiekiem, gdy objęli rządy po raz pierwszy, kary wymierzane są na sportowych arenach, na oczach zagnanej na trybuny gawiedzi.
w cyklu STRONA ŚWIATA

16.12.2022

Czyta się kilka minut

Zapowiedzią powrotu do dawnych zwyczajów było zalecenie emira talibów, pobożnego Hajbatullaha Achundzadeha, który wezwawszy afgańskich sędziów w połowie listopada do siebie, do Kandaharu (jak dawniej, tak i teraz, choć stolicą kraju pozostaje Kabul; Hajbatullah, naczelny emir talibów, urzęduje w Kandaharze, z którego nie ruszał się na krok także jego wielki poprzednik, założyciel ruchu, jednooki mułła Omar), przykazał im solennie, by wydawali wyroki zgodnie z szarijatem, „po Bożemu”, a przechrztów, bluźnierców, zabójców, złodziejów, cudzołożników i pijaków karali śmiercią, odjęciem kończyn, kamieniowaniem lub chłostą.

Śmierć na stadionie

Znawcy islamu i koranicznego prawa twierdzą, że taka surowość kar, a przede wszystkich sposób ich wymierzania jest wynikiem uproszczonej interpretacji Koranu przez talibów. Ci jednak, od pierwszych dni swojego istnienia, przekonują, że tylko takie, dosłowne stosowanie się do przykazań i zaleceń spisanych w Świętej Księdze przyniesie wiernym zbawienie po śmierci oraz godne, spokojne i sprawiedliwe życie na ziemi.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
PAKISTAN: REPUBLIKA, W KTÓREJ RZĄDZĄ GENERAŁOWIE. W kraju, który powstał przed 75 laty jako państwo dla indyjskich muzułmanów, rzeczywistą władzę sprawują wojskowi dyktatorzy >>>>


W zeszłą środę, po raz pierwszy, odkąd w sierpniu zeszłego roku, po dwudziestoletniej wojnie z Amerykanami i armiami Zachodu, wrócili do władzy w Kabulu (poprzednio rządzili w latach 1996-2001), urządzili publiczną egzekucję człowieka skazanego na śmierć za zabójstwo.

Na stadionie piłkarskim w Farah, stolicy prowincji imienniczce, na zachodzie kraju, przy granicy z Afganistanem, stracony został niejaki Tadż Mir z sąsiedniego Heratu, który przed pięcioma laty zadźgał nożem mężczyznę, by zabrać mu motocykl i telefon komórkowy. Zabójcy udowodniono winę, a i on sam przyznał się do wszystkiego w nadziei na łagodniejszy wyrok. Sędziowie nie mieli jednak litości. Trzy sądy kolejnych instancji utrzymały wyrok śmierci, a naczelny emir Hajbatullah go zatwierdził. Zgodnie z muzułmańskim obyczajem i prawem ostateczne prawo łaski przysługiwało rodzinie zamordowanego Mustafy, ale krewni wybrali sprawiedliwość według zasady „oko za oko, ząb za ząb” i nie przyjęli zadośćuczynienia pieniężnego w zamian za darowanie życia zabójcy.

Wyrok, zgodnie ze stosowanym przez talibów muzułmańskim prawem i zwyczajem, wykonał ojciec zabitego Mustafy, strzelając trzykroć do skazańca z karabinu maszynowego. Egzekucji na stadionie przyglądało się kilkuset widzów. Ze stołecznego Kabulu przyjechali specjalnie ważni dygnitarze z wicepremierem mułłą Abdulem „Baradarem” Ghanim i ministrem policji Siradżuddinem Haqqanim na czele. Byli także ministrowie dyplomacji i szkolnictwa oraz prezes Sądu Najwyższego. Po egzekucji minister wypłacił rodzinie skazanego zapomogę w wysokości stu tysięcy afgani (około półtora tysiąca dolarów).

Zbrodnia i kara

Nazajutrz po publicznej kaźni w Farah talibowie spędzili ludzi na stadiony w podstołecznych prowincjach Parwan i Logar, gdzie karę publicznej chłosty wymierzono trzydzieściorgu złoczyńcom, kobietom i mężczyznom, skazanym za kradzieże, narkomanię, cudzołóstwo i ucieczki z domu. Za ten ostatni występek karane są w Afganistanie kobiety, które wydawane wbrew swojej woli za mąż decydują się na ucieczkę i poniewierkę, nie mogąc znieść przemocy ze strony małżonków (póki w Kabulu panowały rządy ustanawiane przez Amerykanów, zachodnie organizacje dobroczynne utrzymywały dla takich jak one zbiegów specjalne przytułki).

W tę środę trzydzieści osób, w obecności widzów, miejscowych dygnitarzy i mułłów, wybatożono na stadionach w południowych prowincjach Helmand i Zabul oraz Paktii i Paktice na południowym wschodzie. Dwudziestu mężczyzn otrzymało od 35 do 40 razów batem (kobiety karane są nieco lżej), a niektórym, dodatkowo, wymierzono także kary dwóch lat więzienia.

Publiczne batożenie urządzono też w prowincjach Bamjan w centrum kraju, północnej Tachar  i wschodniej Laghman, a w rozmowie ze stacją telewizyjną Al-Dżazira Abdul Rahim Raszid sędzia z Sądu Najwyższego z przechwałką w głosie oceniał, że odkąd talibowie wrócili do władzy w Kabulu, ukaranych chłostą za rozmaite przestępstwa, ale także za nieodpowiedni przyodziewek czy zachowanie, przed trybunałami albo przez zwykłe patrole milicji z ministerstwa wspierania cnoty i walki z występkiem, mogło zostać nawet trzy czwarte z prawie 40 milionów mieszkańców Afganistanu.

Na oburzenie świata zachodniego, poruszonego surowością kar i sposobem ich wykonywania, talibowie odparli jeszcze większym oburzeniem. Ich rzecznik Zabiuhullah Mudżahid oświadczył, że gniewne protesty Zachodu są najlepszym dowodem jego załgania, nieuctwa i niewyrozumiałości dla innych kultur i cywilizacji, a także tego, że mimo klęsk poniesionych w wojnach pod Hindukuszem oraz nad Tygrysem i Eufratem wciąż nie może pozbyć się nawyku wtrącania w cudze sprawy. „A poza wszystkim, kara śmierci jest stosowana zarówno w Europie, jak Ameryce” – podkreślił rzecznik talibów.

Koniec pozorów

Jeszcze niedawno talibowie starali się przynajmniej stwarzać pozory, że wyciągnęli naukę z przeszłości. Obiecywali, że tym razem nie będą wykluczać kobiet ze sfery publicznej, pozwolą im pracować, a przede wszystkim zgodzą się, by pobierały nauki w szkołach. Liczyli, że w zamian Zachód uzna ich za prawowite afgańskie władze, nie pozbawi wszelkiej pomocy, bez której gospodarka Afganistanu nie jest w stanie  funkcjonować.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
KAZACHSTAN: CZAS NAJWAŻNIEJSZYCH WYBORÓW. Chłodny dystans, z jakim prezydent Tokajew traktuje putinowską Rosję, bierze się z obaw Kazachów, że ich kraj może stać się kolejną ofiarą rosyjskich nacjonalistów, którzy rozpanoszyli się na Kremlu >>>>


Ale półtora roku od ich powrotu do władzy w Kabulu nikt na świecie nie uznał ich rządów (poprzednim razem rządzący cieszyli się uznaniem Pakistanu, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich), a Amerykanie nie tylko nie oddali kilku miliardów dolarów, które ustanowione przez nich afgańskie władze trzymały w amerykańskich bankach, ale obłożyli dodatkowymi sankcjami i ostracyzmem.

Jesienią talibowie machnęli ręką na pozory. Zerwali z uprzejmością i gościnnością wobec zagranicznych dziennikarzy (rodzimych od razu rozpędzili na cztery wiatry), a obietnice składane Afgankom okazały się pustymi słowami.

Afgańskie dziewczęta mogą chodzić do szkół podstawowych, ale średnie pozostają dla nich nadal zamknięte. Dorosłym kobietom, po staremu, wolno pojawiać się na ulicy jedynie w burce zakrywającej całe ciało, z twarzą włącznie. Nie wolno im także wybierać się w dalekie podróże bez towarzystwa męża, ojca, brata czy dorosłego syna. Jesienią zabroniono im także odwiedzin w parkach, wesołych miasteczkach i łaźniach publicznych, a Richard Bennett w specjalnym raporcie dla ONZ orzekł, że „Afganistan znów stał się najgorszym na świecie miejscem dla kobiet”.

Druga zima talibów

Afganistanowi, pozbawionemu zagranicznej pomocy, z której przez ostatnie dwadzieścia lat się utrzymywał, i zarządzanemu przez nowych władców, znających się wyłącznie na wojaczce i Koranie, już poprzedniej zimy przepowiadano głód i chłód.

Wróżby się sprawdziły, ale pierwszą zimę pod rządami talibów Afgańczykom udało się przeżyć. Przetrwać drugą będzie jednak trudniej. Poprzedniej zimy już sprzedali wszystko, na czym im zbywało, żeby zdobyć pieniądze na żywność i opał. Wiosną przyszły powodzie, a latem epidemia cholery. Tegoroczna zima ma być jeszcze surowsza i bardziej śnieżna niż poprzednia, a wojna w Ukrainie i kłopoty światowej gospodarki sprawiły, że poszybowały ceny żywności, paliwa i prądu, podstawowych dla Afgańczyków towarów, żeby przetrwać zimę. Przedstawiciele ONZ alarmują, że wielu mieszkańców Afganistanu stanie tej zimy przed wyborem: zapewnić rodzinie żywność czy opał? Na jedno i drugie nie będzie ich stać. „Jedyne, co mi zostało na sprzedaż, to rzeczy, których nikt nie chce już kupić” – skarżył się pewien mieszkaniec Kabulu Radiu Azadi, afgańskiej filii Radia Wolna Europa.

Według ONZ dwie trzecie Afgańczyków potrzebuje już dziś pomocy humanitarnej, dziewięciu na dziesięciu nie dojada, a prawie milionowi afgańskich dzieci grozi niedożywienie. Brak ciepłych ubrań i ogrzewania sprawia, że pacjentów z zapaleniem płuc już dziś jest o połowę więcej niż w zeszłym roku. Niektóre rodziny, żeby zdobyć pieniądze na przetrwanie, sprzedają za mąż nieletnie córki albo nerki na przeszczepy.

Ostracyzm i sankcje, jakimi świat karze rząd talibów, zabijają afgańskich przedsiębiorców, którzy zamykają interesy, zwalniają pracowników, nie mogąc im płacić. Najlepsi, a nawet posiadający jakiekolwiek kwalifikacje i tak zresztą wędrują za chlebem w świat. Zwykle do sąsiednich Pakistanu i Iranu, bo na Zachodzie, przejętym wojną w Ukrainie, nikt już o Afgańczykach nie pamięta, nikt im nie współczuje, nikt do siebie nie wpuszcza.

Przynajmniej nie strzelają

Jest jednak coś, co się poprawiło w Afganistanie, odkąd do Kabulu wrócili talibowie. Bezpieczeństwo, skończyła się wojna. Zwłaszcza mieszkańcy prowincji na południu i wschodzie kraju, głównym polu bitwy z Amerykanami, wciąż to doceniają, a lekarze z Kandaharu, Helmandu, Ghazni czy Paktii przyznają, że ich pacjentami są dziś raczej ofiary katastrof samochodowych niż ranni w zamachach bombowych, nalotach czy strzelaninach.

Nowa wojna domowa, którą również wieszczono, nie wybuchła, choć wciąż nie sposób wykluczyć, że ta plaga spadnie na Afganistan. Talibowie z nikim nie podzielili się władzą, nikogo nie dopuścili do udziału w rządzeniu. W ich rządzie zasiadają wyłącznie ich przywódcy, wywodzący się bez wyjątku z Pasztunów, stanowiących prawie połowę ludności kraju.

Z zawłaszczenia państwa niezadowoleni są zwłaszcza Tadżycy z Kabulu, zachodu i północy kraju. To spośród nich głównie pochodzą partyzanci z Narodowego Ruchu Oporu, zawiązanego jeszcze zeszłą jesienią w podkabulskiej dolinie Pandższiru przez Ahmada Massuda, syna Ahmada Szaha Massuda, najsławniejszego z afgańskich komendantów z czasów najazdu Armii Radzieckiej (1979-89) i wojny domowej (1992-2001).


SŁUCHAJ PODKASTU POWSZECHNEGO:
JAGIELSKI STORY #18 | OBYCZAJOWA POLICJA, BRUTALNE BOJÓWKI, EGZEKUCJE. JAK IRAN TŁUMI MASOWE PROTESTY? >>>>


Wiosną partyzanci Massuda ogłosili początek ofensywy, ale choć walki wybuchły w Pandższirze, a także sąsiednich Baghlanie, Kapisie, Tacharze, a nawet Badachszanie, nie zagrozili panowaniu talibów. Wiosną i latem Massud spotykał się w Stambule i Wiedniu z przywódcami afgańskiej diaspory i politykami, którzy po przejęciu władzy przez talibów uciekli z Afganistanu, ale jak dotąd nie udało mu się skrzyknąć zgodnego przymierza, jakie w latach 80. zebrał pod swoim dowództwem jego ojciec.

Większe od partyzantów Massuda zagrożenie dla talibów stanowią jednak ich niedawni towarzysze broni, partyzanci z Państwa Islamskiego, którzy pod Hindukuszem założyli miejscową, chorasańską filię i oskarżają talibów o zdradę świętej wojny i o to, że sprzedali się za władzę. Chorasańscy dżihadyści wysadzają bomby głównie przed szkołami i meczetami Hazarów, szyitów, których uważają za bezbożników, stanowiących dziesiątą część ludności kraju. Talibom, którzy Hazarów też traktują jak  obywateli drugiej kategorii, bardziej martwią ataki Państwa Islamskiego na urzędy i cudzoziemców, które mają dowieść światu, że nie panują nad sytuacją, a więc nie warto wdawać się z nimi w jakiekolwiek interesy. Zwłaszcza ostatnie zamachy na ambasadę Pakistanu i hotel uczęszczany przez Chińczyków w Kabulu wywołały spory niepokój talibów.

Po rejteradzie Zachodu i wojennej awanturze, w jaką Rosja wdała się nad Dnieprem, jedynym światowym mocarstwem, na które może liczyć Afganistan, są Chiny. Pekin chętnie gotów jest inwestować pieniądze w afgańskie kopalnie cennych minerałów, ale pod warunkiem że talibowie czy jakikolwiek rząd w Kabulu nie pozwoli, by na afgańskiej ziemi założyli obozowiska ujgurscy partyzanci z Turkiestanu Wschodniego, dzisiejszej chińskiej prowincji Xinjiang. Pakistan zaś, który udzielił schronienia przywódcom talibów, wypomina im dziś, że nie są w stanie zrobić porządku z ukrywającymi się po afgańskiej stronie granicy ich niedawnymi sprzymierzeńcami, pakistańskimi talibami, usiłującymi dziś przy wsparciu chorasańskich dżihadystów przenieść wojnę na pakistańską stronę miedzy.

Imam Ali Rachman, prezydent północnego sąsiada, Tadżykistanu, w którym kwaterę założył Massud, ostrzega, że pod Hindukusz znów ściągają z Bliskiego Wschodu ścigani prawem banici i ochotnicy na świętą wojnę i że wokół Afganistanu należy czym prędzej wznieść kordon bezpieczeństwa, tak by żaden partyzant i żadna rewolucyjna idea nie przedostała się za afgańską granicę.

Afgańczycy zaś tracą ostatnie nadzieje. Z przeprowadzonego jeszcze latem sondażu Gallupa wynika, że tylko co dziesiąty mieszkaniec Afganistanu wierzy, że jego dzieci będą miały lepsze życie niż to, które stało się jego udziałem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej