Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Minister poleciał, problemy jednak pozostały.
Jeśli wczytać się uważnie w analizę Sienkiewicza, widać, że „afera” z podpisaniem memorandum między EuroPolGazem a Gazpromem dotyczy tylko stanu świadomości najważniejszych urzędników w państwie. Po pierwsze, negocjacje z Rosjanami przebiegały po naszej myśli – wytargowaliśmy obniżkę cen gazu, nie dając narzucić sobie podpisania żadnego dodatkowego dokumentu na temat budowy rury przez Polskę. Żeby osiągnąć cel, daliśmy Gazpromowi marchewkę: „Chcecie rozmawiać, to sobie rozmawiajcie z firmami”. Po drugie, memorandum nie narusza polskich interesów i nie ma praktycznego znaczenia dla rynku gazu. Po trzecie, decydując o podpisaniu dokumentu nikt nie złamał prawa ani nie przekroczył uprawnień. Po czwarte, PGNiG i EuroPolGaz nie miały obowiązku informowania o memorandum ministerstwa skarbu państwa.
Gdzie więc problem? Gdy Kreml zdecydował o propagandowym wykorzystaniu podpisania technicznego, niemającego praktycznego znaczenia kwitu, trzech ważnych ludzi wpadło w panikę. Z braku wiedzy czy wyobraźni premier, wicepremier będący równocześnie ministrem gospodarki oraz minister skarbu wygłosili kilka nerwowych oświadczeń, nadając rangę wydarzeniu, które nie miało żadnej rangi. Najbardziej wizerunkowo ucierpiał Donald Tusk, który o niczym nie miał pojęcia.
Kłopot wziął się stąd, że Tusk wziął sobie do rządu kilku polityków średniej klasy. Minister sportu, minister gospodarki, dotychczasowy minister skarbu, minister zdrowia (wyliczać można długo) są słabi i zajęci sobą, więc premierowi nie wyrośnie pod bokiem silny konkurent, który może mu zabrać Platformę. Z drugiej strony, otoczony słabeuszami Tusk musi osobiście pilnować wielu ważnych spraw, żeby nie wylecieć na minie.
Jak widać, na dłuższą metę tak się nie da. Szef rządu jest tylko człowiekiem – ma prawo być zmęczony, ma prawo popełnić błąd. Po to ma ministrów, żeby im ufać. Skoro nie ufa, bo nie może, to zdarzają się wpadki.
I to jest, moim zdaniem, cała „afera” o rurę.