Burza w rurze

Moskwa jest do bólu pragmatyczna. Warszawa do bólu emocjonalna. Rzadko kiedy mamy silne karty, a jeśli już, to i tak przegrywamy – na własne życzenie. Ostatni raz w sprawie wirtualnej rury z gazem.

15.04.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Zygmunt Januszewski
/ il. Zygmunt Januszewski

W moim przekonaniu za „gazowy skandal” największą winę ponosi Donald Tusk i jego otoczenie. Nic wielkiego by się nie stało, gdyby premier miał choć blade pojęcie o memorandum podpisanym między EuRoPolGazem a Gazpromem, czy też o rozmowie szefa rosyjskiego koncernu Aleksieja Millera z Władimirem Putinem na temat „Jamału II”, który – jak się okazuje – jest starym pomysłem „pieremyczki”, łącznika między gazociągami, mającej ominąć Ukrainę i być w związku z tym batem na Ukraińców.

Zaznaczmy, że nie była to wiedza tajemna – wystarczy czytać notatki Ośrodka Studiów Wschodnich, regularnie dostarczane do Kancelarii Premiera. Premier nie przeczytał (nie musi czytać wszystkiego) i nikt go nie poinformował o istotnej sprawie. Znów.

Gdyby został poinformowany, pewnie na pytanie dziennikarzy o memorandum odpowiedziałby: „Cieszy mnie oczywiście to, że kontakty gospodarcze z Rosją się rozwijają. A co mnie, szefa rządu, interesuje umowa między dwoma firmami? Niech sobie gadają, niech się umawiają w dowolnych sprawach. Jeśli jednak ktoś zechce wbić szpadel i coś budować, będzie się musiał zgłosić do mnie. Wtedy proszę mnie pytać”.

Oczywiście wiedza premiera powinna być powiązana z akcją dyplomatyczną w Kijowie, pod hasłem: „spokojnie, nikt tu żadnej rury kłaść nie będzie”.

Przy spełnieniu tych warunków afera skończyłaby się, zanim się zaczęła.

NIECH SOBIE ROZMAWIAJĄ

Paradoksalnie w sprawie „Jamału II” polscy ministrowie i polskie firmy radziły sobie nie najgorzej. Gdy w połowie zeszłego roku negocjowaliśmy z Gazpromem obniżkę ceny gazu (a płacimy jedną z najwyższych stawek w Europie), Rosjanie chcieli powiązać to z rozmowami na temat inwestycji infrastrukturalnych, czyli właśnie budowy nowej rury.

Polska (negocjował minister skarbu Mikołaj Budzanowski) na to się nie zgodziła. Zaproponowała, by Gaz­prom – jeśli chce – rozmawiał z polskimi firmami gazowymi, a konkretnie z operatorem gazociągów, Gaz-Systemem.

Rosjanie cenę obniżyli i zaczęli rozmowy z państwowym Gaz-Systemem oraz należącym w 48 proc. do PGNiG i 48 proc. do Gazpromu EuRoPolGazem (operator „Jamału I”).

Wygląda na to, że było to optymalne posunięcie. Gaz jest tańszy, a Rosjanie sobie rozmawiają. Nas to nic nie kosztuje, a jak by co, to nikt nam nie zarzuci złej woli czy braku otwartości na Rosję.

PAPIEROWY PROJEKT

Debaty trwały miesiącami. Gaz-System zakończył je w marcu, słuszną konkluzją, że dalej bez zgody polskich władz nie ma o czym rozmawiać.

EuRoPolGaz zdecydował się podpisać słynne memorandum. Mowa w nim o warunkach współpracy, „w celu umożliwienia przygotowania przez EuRoPolGaz studium wykonalności projektu”. Czyli mowa o niczym!

Jeśli jeszcze za „studium wykonalności” chciałby zapłacić Gazprom, to umowa byłaby jak z pięknej bajki. Za ciężkie pieniądze robić papierowy projekt, nie mając absolutnie żadnych zobowiązań?

Trzeba zrobić jedno zastrzeżenie. Od początku było wiadomo, że nie chodzi o żaden „Jamał II” (ten musiałby iść równolegle do „Jamału I”, czyli przez Polskę do Niemiec), a o gazociąg z Białorusi na Słowację. Ewidentnie szkodzący Ukrainie, bo zmniejszający jej znaczenie jako kraju tranzytowego dla rosyjskiego gazu. Tak więc grę z Rosjanami należało prowadzić, przy okazji wyjaśniając, po cichu, w Kijowie nasze prawdziwe intencje.

A jakie były nasze prawdziwe intencje? Wydaje się to oczywiste. Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Może coś obiecać. Ale do niczego się nie zobowiązywać.

NA KIJÓW!

Metod na przedłużanie negocjacji są dziesiątki. Studia opłacalności, studia zapotrzebowania na gaz ziemny, studia ekologiczne, konsultacje społeczne. Ważne jest, żeby rozmawiać. Dopóki im na czymś zależy, można grać.

Zresztą pytanie, czy Rosji naprawdę zależało na jakimś gazociągu? Wróćmy do Ośrodka Studiów Wschodnich. Na swojej stronie opublikował on niedawno analizę „Rosja reaktywuje »Jamał-2«: kolejny bluff czy realny projekt?”.

Jak mówią osoby dobrze poinformowane, jest to dokument bardzo podobny do tego, co zostało posłane do Kancelarii Premiera. Wynika z niego, że budowa „pieremyczki” nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Moce przesyłowe są już dziś dużo większe niż zapotrzebowanie na rosyjski gaz: „Powrót do koncepcji »pieriemyczki« jest formą dodatkowej presji na Ukrainę nie tylko w ramach toczących się negocjacji gazowych, ale również w kontekście wciągnięcia Kijowa w rosyjski projekt integracyjny, realizowany w ramach Unii Celnej i Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej. W związku z tym należy się spodziewać, że po prawdopodobnym przejęciu przez Gazprom kontroli nad ukraińską siecią tranzytową temat gazociągu przez Polskę przestanie być aktualny”.

Wszystko było więc jasne – wystarczyło tylko przeczytać.

GAZ OŚMIESZAJĄCY

Skąd więc całe zamieszanie? Wszystko wskazuje na to, że była to zwyczajna akcja propagandowa Kremla. Rozmowa Władimira Putina z Aleksiejem Millerem w obecności kamer. A potem podpisanie w Petersburgu memorandum między szefem Gazpromu a gnącym się w ukłonach prezesem EuRoPolGazu: „Fakt, że Polska na nic się nie zgodziła, ale zróbmy show, może Ukraińcy się przestraszą? No i ciekawe, co zrobią Polacy?”.

Po wypowiedzi premiera Tuska w Polsce wybuchła prawdziwa panika. Groźby dymisji, raporty, szukanie winnych – nadały propagandowej zagrywce Kremla absurdalny, gigantyczny wymiar. Z tym wymiarem „gazu ośmieszającego” (celny tytuł z „Gazety Wyborczej”) poradzimy sobie, wrzawa ucichnie. Gorzej, że mieliśmy ciekawą kartę do gry z Moskwą i nie potrafiliśmy jej wykorzystać.

Dziś już publicznie wiadomo, że nie chcemy żadnej rury i żadnej rury nie będzie. Partia skończona. Na nasze życzenie, przez nasze bałaganiarstwo.

GRA WRAKIEM

Zwróćmy uwagę, jak negocjują z nami Rosjanie. Oni rzadko mówią: „nie” i równie rzadko idą na jakiekolwiek ustępstwa. Dopóki jakiś problem leży na stole, dopóty trwa rozgrywka. Budowa „Jamału II” (tego prawdziwego, do Niemiec) została zapisana w umowie międzyrządowej z 1993 r. I co? I nic. Dalej jest zapisana. W potrzebnym momencie Kreml odkurzył dokument, trochę nagiął fakty i rzucił na stół.

Katyń? Moskwa ciągle utajnia dokumenty, ciągle ich nie oddaje. Po co oddawać, tak za nic?

Myślę, że podobnie jest z wrakiem tupolewa. Ktoś obieca, ktoś zachęci, w Polsce zapanuje ogólna radość. Potem radość zmieni się w ogólną rozpacz, gdy rosyjska prokuratura oznajmi: „Wrak jest nam ciągle potrzebny”. Potrzebny? Ciekawe do czego? A do tego, żebyśmy się ciągle prosili, domagali się. Przy okazji oskarżali samych siebie o złą wolę i niekompetencję – nie mając przecież najmniejszego wpływu na decyzję sąsiadów.

SMOLEŃSKI SPRAWDZIAN

Dwa podejścia, emocjonalne i pragmatyczne, dobrze ilustrują to, co się działo między obu krajami od katastrofy smoleńskiej do dziś.

Rosja zaczęła od ponadstandardowych gestów. Władimir Putin stanął osobiście na czele komisji, która miała wyjaśnić przyczyny katastrofy, brał udział w pożegnaniu trumny prezydenta w Smoleńsku. W ogólnorosyjskiej telewizji pokazano „Katyń” Andrzeja Wajdy. Dmitrij Miedwiediew przybył na uroczystości pogrzebowe do Krakowa.

Polska zareagowała egzaltacją. Krótkotrwałą zgodą narodową i nadzieją na przełom w stosunkach z Rosją. „Jesteśmy pod wrażeniem pomocy i solidarności, jakich doświadczamy od państwa rosyjskiego, a także zwykłych mieszkańców Rosji, w tragicznych dla nas okolicznościach” – apel o pojednanie, zainicjowany m.in. przez Bartłomieja Sienkiewicza, odczytał w telewizji Daniel Olbrychski.

Odgrzebałem wywiad, którego udzielił „Rzeczpospolitej” Paweł Kowal, dwa tygodnie po katastrofie: „Dla prawdy, dla wzajemnych stosunków ważny będzie sposób wyjaśniania przyczyn tragedii. Polskie społeczeństwo ma prawo dokładnie wiedzieć, dlaczego zginął prezydent i wiele ważnych osobistości. Podobnie jak rodziny ofiar mają prawo poznać przyczyny i szczegóły ostatnich chwil życia bliskich. To będzie sprawdzian współpracy między oboma prokuraturami. Śledztwo powinno być sprawne, a wyniki ujawnione. Także ta sprawa zdecyduje o przyszłości”.

Czas pokazał, że Paweł Kowal był bardzo przewidujący.

PRAWDA MAK

Rosjanie nie wyszli poza gesty, a już na pewno nie poświęcili żadnego ze swoich interesów. Rząd polski pochopnie uwierzył, że Kreml będzie dążył do ujawnienia wszystkich okoliczności tragedii, zgodnie z zasadą: zrobić wszystko, by podobna katastrofa się nie powtórzyła. Tymczasem Moskwa inaczej definiowała swój interes: bądźmy jak najdalej od odpowiedzialności.

Uwagę przykuły wiadomości, nadawane kilka godzin po katastrofie, że samolot był sprawny – to ewidentna próba chronienia producenta tupolewów. Następnie szybko okazało się, że doskonała współpraca między śledczymi jest fikcją. Dobrze jest do momentu, gdy nie trzeba ujawniać materiałów mogących rzucić cień na rosyjskich kontrolerów czy stan lotniska.

Strona polska irytowała się coraz bardziej. Gniew wybuchł, gdy swój raport opublikował MAK. Zdejmował on wszelką odpowiedzialność z Rosji. Polacy mieli jeszcze nadzieję, że Moskwa uwzględni nasze stanowisko lub choć podejmie dyskusję. Byłoby to racjonalne, bo komisja Millera miała najnowsze odczyty głosów z kabiny, które rzucały nowe światło na przebieg wydarzeń oraz wskazały inną przyczynę katastrofy. Jerzy Miller mówił o szczerej nadziei na rozmowy z ekspertami MAK: „Bo prawda może być tylko jedna”.

Tyle że Rosjanie kompletnie zignorowali i Millera, i dokonania jego zespołu. Wątpliwości spłynęły po nich jak woda po kaczce. Nie interesowała ich dyskusja, ale ochrona interesów państwa. Na tym współpraca ekspertów się zakończyła.

„UŁATWILI WROGOM”

Trzy lata po katastrofie Polska jest coraz bardziej rozdarta. Co drugi Polak uważa, że wciąż nie znamy przyczyn tragedii (TNS OBOP dla „Wiadomości” TVP, z kwietnia 2013), 33 proc. ankietowanych wierzy w zamach (CBOS ze stycznia–lutego 2013). ­Eksperci zespołu parlamentarnego dowodzą, że tupolew wybuchł w powietrzu, a Antoni Macierewicz uważa, że trzy osoby przeżyły katastrofę. Dowody? „Wiarygodne relacje świadków”, których jednak nie pokazał.

Trzecią rocznicę katastrofy upamiętniali głównie zwolennicy obozu PiS. Jarosław Kaczyński oddawał hołd ofiarom, ale tym z jego strony barykady. Prezydent i premier schowali się do mysiej dziury.

Stałem na Krakowskim Przedmieściu, oglądając transparenty o szubienicy dla zaprzańców, słuchając słów o potrzebie stworzenia list hańby narodowej.

Lider Klubów Gazety Polskiej Tomasz Sakiewicz nocą przed Kancelarią Premiera zapowiadał sądy i więzienia: „Wśród Polaków są zdrajcy, którzy doprowadzili do tego, że nie żyje polski prezydent. Ułatwili odwiecznym wrogom Polski, że prezydent nie żyje, a potem tuszowali śledztwo. Wasze nazwiska pozostaną na zawsze wśród zdrajców Polski” – mówił do tłumu, który odpowiadał skandowaniem „Rząd pod sąd”.

A Rosja? Ledwie zauważyła trzecią rocznicę. Zamiast ulegać emocjom, szuka kolejnych atutów, które może wkrótce wykorzystać. Właśnie na stole pojawił się spór o wielkość pomnika w Smoleńsku. Na razie jest w fazie dementowanych oficjalnie spekulacji prasowych, ale gdy będzie trzeba, urośnie do rangi poważnego problemu.

Lokalne władze już przedstawiły scenariusz: najpierw należy sprawdzić, czy na terenie przeznaczonym na budowę monumentu nie ma szczątków żołnierzy radzieckich. Bardzo prawdopodobne więc, że zamiast upamiętnienia, będziemy mieli długotrwałe prace archeologiczno-ekshumacyjne.

Polacy znów się wściekną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2013