Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
70 lat temu, 22 lipca 1942 r., rozpoczęła się wielka deportacja jego mieszkańców. W ciągu dwóch miesięcy do obozu zagłady w Treblince Niemcy wywieźli ponad 250 tys. osób (więcej o tym w kolejnym numerze „TP” napisze Dariusz Libionka). Kończyła się historia żydowskiej Warszawy.
Marsz wyruszył sprzed pomnika na dawnym Umschlagpla¬tzu i zakończył się przed budynkiem prowadzonego przez Janusza Korczaka Domu Sierot. Bo to dzieciom, które szczególnie były narażone na wywózkę, przede wszystkim poświęcono uroczystość. Odbyły się także koncerty muzyki żydowskiej, a w Galerii Kordegarda otwarto wystawę „Dziennik Getta – Rysunki. Z Podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego”, na której można zobaczyć prace ocalałe z Zagłady (wystawa będzie czynna do 12 sierpnia).
Do tej pory żydowskie ofiary czczono 19 kwietnia, w dniu wybuchu powstania w getcie. Teraz postanowiono mocniej przypomnieć o innym wymiarze Zagłady: nie o śmierci w walce z bronią w ręku, lecz o śmierci cichej, cywilnej. Zresztą 22 lipca to szczególna data, bo – jak mówił Jacek Leociak w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” – rozpoczęta w tym dniu „akcja likwidacyjna była przełomowym wydarzeniem w historii Zagłady i warszawskiego getta. Bez tej akcji nie byłoby powstania”. To ona pokazała, że działania III Rzeszy są wydarzeniem bez precedensu w historii narodu żydowskiego, że chodzi o wymordowanie wszystkich, bez wyjątku.
Organizatorzy Marszu pragną, by od tej pory 22 lipca kojarzył się z pamięcią o polskich Żydach. To ważne. Od pewnego czasu trwają dyskusje o tym, jaką Warszawę pamiętamy i czy w tej pamięci jest miejsce dla dawnych, żydowskich współmieszkańców. Tylko w ten sposób, stale o nich przypominając, możemy to sprawić. To banał, ale pamięć nie jest czymś danym raz na zawsze i od nas zależy, jaki przybiera kształt.