Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno, bo cmentarz pod Monte Cassino, gdzie spoczęło tysiąc poległych, zajmuje w porównaniu z tym krasnobrodzkim powierzchnię kilkadziesiąt razy większą. Ale Monte Cassino stało się ikoną już w chwili, gdy szturmowali je żołnierze generała Andersa. Tymczasem cmentarz w Krasnobrodzie – jeden z bardzo licznych w tym regionie materialnych świadków wrześniowej klęski – jest więcej niż nieduży: zajmuje zaledwie kilkadziesiąt metrów na kilkadziesiąt, wydzielonych z cmentarza parafialnego. Na tym obszarze, w kilkunastu zbiorowych grobach, leży 484 żołnierzy. W większości bezimienni, polegli w dwóch wielkich bitwach, stoczonych w połowie i pod koniec września 1939 r. wokół Tomaszowa – gdy najpierw armie „Kraków” i „Lublin”, a potem wojska tzw. Frontu Północnego (w tym kawaleria pod dowództwem gen. Andersa) próbowały nieskutecznie przebić się na południowy wschód, ku granicy węgierskiej.
Wśród tych prawie pięciuset jest jedna kobieta: Emilia Bossowska, telefonistka. Nie była żołnierką; nie wiadomo, czy przeszła choćby przeszkolenie wojskowe. Do armii dołączyła jako ochotniczka już podczas trwania działań wojennych. Tygodnik „Przełom” (nr 34/2009) – lokalne pismo z ziemi chrzanowskiej, skąd pochodziła Bossowska – pisze, że ta odważna pracownica urzędu pocztowego w Trzebini, już po wejściu Niemców do miasta, 4 września utrzymywała łączność z Grupą Operacyjną „Śląsk” gen. Jana Jagmin-Sadowskiego i przekazywała informacje o ruchach Wehrmachtu. Uciekła z Trzebini i dotarła do Krakowa, gdzie została przydzielona do plutonu łączności sztabu gen. Sadowskiego.
Wyparci ze Śląska, w ciągu 17 dni żołnierze GO „Śląsk” przemierzyli – na piechotę i w boju – 300 km, docierając aż w lasy pod Tomaszowem. Okrążeni, po nieudanej próbie przebicia się na Lwów, skapitulowali 20 września. Trzy dni wcześniej, w nalocie, zginęła Bossowska.
Ile takich kobiet jak ona walczyło w kampanii 1939 roku, nie wiadomo. Wprawdzie w okresie międzywojennym w ramach Przysposobienia Wojskowego Kobiet – ogólnopolskiej organizacji kobiecej, działającej bardzo prężnie – przeszkolono tysiące dziewcząt-ochotniczek: umundurowane, na wypadek wojny miały służyć w łączności, służbie medycznej i wartowniczej, obronie cywilnej itd., ale nie w jednostkach liniowych. Jednak – jak pisze Mikołaj Klorek w tekście „W spódnicy, lecz nie przy garach...” (dwumiesięcznik „Militaria”, nr 4/2010) – przed 1 września 1939 r. tylko niewiele z nich udało się zmobilizować; zawinił zwłaszcza chaos w czasie pospiesznej mobilizacji, gdy priorytetem było szybkie sformowanie armii polowej. Sformowano tylko dwa tzw. bataliony kobiece (w Warszawie i Lwowie), a większość ochotniczek wzięła udział w kampanii wrześniowej na własną rękę – podobnie jak Emilia Bossowska. Najczęściej były łączniczkami lub służyły w służbie medycznej. Tylko niektóre – jak Elżbieta Zahorska – walczyły z bronią w ręku (sylwetki kilku uczestniczek wojny z 1939 r. przedstawia portal IPN-u, poświęcony kampanii wrześniowej: http://1wrzesnia39.pl/portal/39p/tagi/2/Kobiety_w_KAMPANII_POLSKIEJ.html).
Jednak wysiłek międzywojennego Przysposobienia Wojskowego Kobiet nie poszedł na marne: tysiące kobiet i dziewcząt, przeszkolonych przed rokiem 1939 na kursach i letnich obozach PWK, po klęsce wrześniowej zaangażowały się w konspirację. Jak np. słynna Elżbieta Zawacka „Zo”, kurierka między Warszawą a Londynem, i jedyna kobieta wśród „cichociemnych” (dziś to fundacja imienia Elżbiety Zawackiej – w internecie: www.zawacka.pl – dysponuje największą bazą dokumentów poświęconych udziałowi Polek w tamtej wojnie; jest to temat wciąż słabo przebadany). Właśnie na kobietach opierała się sieć łączności, a po części także wywiadu Armii Krajowej.