10 minut, które przeszły do historii

Somosierra to w najczystszej postaci legenda o polskiej kawalerii. Wydarzenie, które ciągle fascynuje. I dzieli, wpisując się w dyskusję o ślepym posłuszeństwie i brawurze graniczącej z lekkomyślnością.

25.11.2008

Czyta się kilka minut

Jerzy Kossak, „Somosierra”, Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie (fragment) /
Jerzy Kossak, „Somosierra”, Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie (fragment) /

Mgła, która od kilku dni utrzymywała się w okolicy Somosierry, tego dnia o świcie nadal szczelnie spowijała przełęcz. Wiele lat później inżynierowie przebiją pod tym górskim przejściem, na wysokości prawie półtora tysiąca metrów nad poziomem morza, dwa tunele - drogowy i kolejowy. Ale tamtego dnia, 30 listopada 1808 r., drogę do Madrytu przez Góry Ayllon można było przebyć tylko pieszo lub konno.

Napoleon jest zirytowany

Świtało, gdy francuskie wojska - 40 tys. ludzi, dowodzonych osobiście przez Napoleona - dotarły na miejsce. Przez Somosierrę prowadziła najkrótsza, choć najtrudniejsza droga do stolicy Hiszpanii. A cesarz musiał zdobyć Madryt, chcąc odzyskać kontrolę nad krajem, w którym trwało antyfrancuskie powstanie. Od tego celu oddzielało go kilka tysięcy kiepsko uzbrojonych Hiszpanów: żołnierzy i ochotników, dowodzonych przez gen. Benita San Juana.

Przed południem ciągle nie sposób było ocenić siły przeciwnika. Hiszpańskie pozycje na przełęczy i wzdłuż prowadzącej do niej krętej i wąskiej drogi nadal kryła mgła. Porucznik Andrzej Niegolewski - jedyny z oficerów polskiego szwadronu, który stanął na przełęczy - napisze potem w pamiętnikach o mgle, "która na krok niczego nie pozwoliła rozpoznać".

To właśnie jego Napoleon wysłał na rozpoznanie, z którego mieli przywieźć jeńca i wieści o siłach hiszpańskich. Niegolewski pojechał z jednym z plutonów szwadronu polskich szwoleżerów, który tego dnia pełnił służbę przy cesarzu (później dołączy już do trwającej szarży, aby pokonać ostatnią hiszpańską baterię - i przeżyć, z dziewięcioma ranami od bagnetu i dwoma od kul). W tym czasie francuska piechota próbowała posuwać się w górę. Ale szybko się okazało, że pod hiszpańskim ostrzałem z dział i karabinów jest to niemożliwe.

Być może Napoleon był zirytowany nocną podróżą i chciał jak najszybciej doprowadzić do rozstrzygnięcia. Być może nie myślał o zdobywaniu przełęczy szwoleżerami, a jedynie chciał uzyskać więcej danych o nieprzyjacielu.

W każdym razie, gdy jego piechurzy zaczęli się cofać, wydał rozkaz, który przez wszystkich został uznany za niemożliwy do wykonania: szwadron Polaków miał zaatakować na wprost pozycje hiszpańskie. Sprzeciwili się generał Montbrun (sam kawalerzysta) i szef sztabu marszałek Berthier. Napoleon miał odpowiedzieć: "Zostawcie to Polakom". Jan Kozietulski, dowodzący wtedy szwadronem, wydał komendę: "Naprzód! Niech żyje cesarz!".

Tak zaczęła się jedna z najsłynniejszych szarż kawaleryjskich w historii.

10 minut niemożliwego

Od szarży, która przyniosła Polakom tytuł "najdzielniejszych z dzielnych", minęło 200 lat. Spory na temat jej przebiegu zaczęły się właściwie już następnego dnia i trwają do dziś.

Ponad stu Polaków swym szalonym atakiem otworzyło Napoleonowi drogę na Madryt. To nie ulega wątpliwości. O długości szarży, czasie trwania, dowództwie, liczbie uczestników napisano wiele. Wiadomo, że szarżowali wprost na armaty - podobnie jak niemal 50 lat później uczestnicy szarży pod Bałakławą w czasie wojny krymskiej, uwiecznionej przez poemat Alfreda Tennysona i film "Szarża lekkiej brygady" Tony’ego Richardsona. Ale pod Bałakławą szarżowano w wyniku błędnego rozkazu i przegrano: rosyjskie działa rozniosły Brytyjczyków. A Polaków Napoleon wysłał świadomie - i wygrali.

Droga na przełęcz nie biegnie przez wąski wąwóz, jak przedstawiali ją później malarze. Ale była wąska, ograniczona kamiennym murkiem. Hiszpanom łatwo było zastawić ją działami; umieścili podobno cztery działa w jednym rzędzie, a baterii było cztery. Szarża była tak szybka, że żadna z nich nie zdążyła strzelić więcej niż raz. Zdobycie każdej baterii było jednak dla Polaków (i ich koni) krwawe. Na przełęcz dojechało tylko kilku, może kilkunastu ludzi. Co najmniej 54 zginęło lub odniosło rany.

Wszystko trwało 8 do 10 minut. Długość drogi szacuje się na 2-4 km, co znaczy, że konie galopowały z prędkością ok. 19 km na godzinę. Zważywszy, że droga prowadzi pod górę, a jeźdźcy i konie cały czas znajdowali się pod ostrzałem, był to rzeczywiście wyczyn.

Historyk Janusz K. Zawodny opisuje, że w młodości postanowił zrobić eksperyment i ruszył galopem na koniu z podobnym jak szwoleżerowie obciążeniem na identycznej trasie. Niestety, eksperyment zakończył w połowie drogi: strudzony koń odmówił posłuszeństwa.

Niedawno wyczyn szwoleżerów mieli okazję powtórzyć jeźdźcy ze "Stowarzyszenia Regimentów i Pułków Polskich 1717-1831": pod Somosierrą, podczas rekonstrukcji historycznej bitwy, zorganizowanej wspólnie przez Polaków i Hiszpanów.

- To bardzo trudny teren. Im bliżej przełęczy, tym droga węższa i bardziej stroma - mówi "Tygodnikowi" Marcin Piontek, prezes Stowarzyszenia i uczestnik rekonstrukcji szarży. - Na ostatnim odcinku na lewo od drogi opada w dół skarpa, a na prawo ściana idzie ostro w górę. Można jechać tylko środkiem. Pamiętajmy, że z boków cały czas do szwoleżerów strzelała piechota, a przed nimi były kolejne działa. Jak to było w ogóle możliwe? - zastanawia się Piontek.

I szuka odpowiedzi: - Po pierwsze, szwoleżerowie mieli zdecydowanie większe umiejętności jeździeckie plus świetne wyszkolenie wojskowe. A po drugie, niezwykłą motywację. W ich pamiętnikach widać, że czuli się reprezentantami Polski przy Napoleonie, który przywiódł pod Somosierrę jedynie jednostki francuskie. Ci ludzie zobaczyli, że mają szansę coś zrobić i tę szansę wykorzystali. Załuski, Niegolewski po latach pisali, że w Napoleonie widzieli Polskę, to dało im siłę, że dokonali niemożliwego.

Legenda polskiej kawalerii

"Dziesiątki bitew stoczonych w Hiszpanii z polskim udziałem (i polskimi ofiarami) poszły w zapomnienie lub przetrwały jedynie w książkach i pamięci historyków wojskowości. Poza jedną - Somosierrą, która powraca zawsze, ilekroć dyskutujemy o polskich stereotypach, o »ułańskości« Polaków i narodowej ponoć brawurze" - pisze historyk okresu napoleońskiego dr Andrzej Nieuważny w książce "My z Napoleonem".

Choć legenda polskiej kawalerii istniała już wcześniej - były zwycięstwa pod Kircholmem, Chocimiem, Wiedniem - to jednak właśnie szarża pod Somosierrą jest jej kwintesencją. Wpływała na wyobraźnię pisarzy i malarzy.

- Szarżą zajęli się Adam Mickiewicz, największy nasz poeta (ksiądz Robak "obok Kozietulskiego był ranny dwa razy"), i Piotr Michałowski, znakomity malarz. Za sprawą takich pośredników na trwałe trafiła do wyobraźni zbiorowej Polaków - mówi dr Wiesław Ratajczak, historyk literatury i autor "Literatury polskiej XIX wieku". - Somosierra była nawiązaniem do tradycji rycerskich, wspomnieniem dawnego świata. A jednocześnie znakiem nowych idei, niesionych przez Bonapartego.

Somosierra lub inspirowany nią mit znalazły się w książkach (np. Wacława Gąsiorowskiego czy Mariana Brandysa), w filmach (scena szarży na czołgi w "Lotnej" Andrzeja Wajdy), w pieśniach ("Somosierra" Jacka Kaczmarskiego). Wydarzenie sprzed 200 lat ciągle fascynuje - i dzieli, wpisując się w narodową dyskusję o sensie walki na straconej pozycji, o ślepym wykonywaniu rozkazów, o brawurze graniczącej z lekkomyślnością.

- Bić się czy pracować? Ten podział nie zawsze się sprawdza, a obie postawy nie wykluczają się nawzajem - mówi dr Ratajczak. - Na przykład generał Dezydery Chłapowski. Brał on udział w kampanii hiszpańskiej Napoleona, ale był też jednym z prekursorów tzw. pracy organicznej. Ci "szaleni ułani" sprawdzali się więc nie tylko w walce.

W swojej balladzie "Somosierra" Kaczmarski pisał:

Nie ten umiera co właśnie umiera

Lecz ten co żyjąc w martwej kroczy chwale

Więc ci co polegli - poszli w bohatery

Ci co przeżyli - muszą walczyć dalej

Czasem ta dalsza walka nie musiała być bojem z szablą w dłoni, ale właśnie - jak w przypadku Chłapowskiego - prozaiczną i daleką od romantycznych uniesień pracą na roli.

Odwaga polska, odwaga hiszpańska

W polskiej dyskusji o Somosierrze często brakuje hiszpańskiego punktu widzenia. Może dlatego, że niewiele znanych jest hiszpańskich opracowań, a może dlatego, że przyćmili go Napoleon i szwoleżerowie. A przecież, jak przypomina w rozmowie z "Tygodnikiem" prof. Pedro Rújula, historyk z uniwersytetu w Saragossie, Hiszpanie walczyli wtedy z Napoleonem o swoją wolność [patrz rozmowa obok - red.]. Dla nich polscy żołnierze byli najeźdźcami, a w pamięci hiszpańskiej zapisali się nie tylko szarżą pod Somosierrą, ale także udziałem w mordach, gwałtach i rabunkach, które na masową skalę prowadziła w Hiszpanii wielonarodowa armia cesarza Francuzów.

Hiszpanie walczyli więc zacięcie - o swój kraj. Także wśród nich nie brakowało bohaterów. Pułkownik hiszpańskiej kawalerii Jesus Martin Sappia zwrócił uwagę w swoim artykule o polskiej jeździe, że kiedy pod Somosierrą Polacy pokonali trzecią baterię dział, hiszpańska piechota zaczęła odwrót. Na stanowiskach zostali jednak kanonierzy czwartej baterii. Wiedzieli, że mogą oddać tylko jedną salwę i że potem, w starciu z rozpędzonymi, oszalałymi końmi i ludźmi, nie mają szans. Ale zostali, osłaniając odwrót kolegów.

Obecny proboszcz parafii katolickiej w Somosierrze, ksiądz José Medina Pintado, zwykł mawiać, że "Hiszpanie odwagę cenić umieją". Może dlatego polska szarża nie zaciążyła na relacjach między dwoma narodami - i podczas tegorocznej rekonstrukcji Polaków powitały oklaski, a Francuzów milczenie (a nawet kilka razy buczenie).

- Uderzyło mnie tam i ujęło, że ci Hiszpanie, którzy się interesują historią, wiedzą, że to nie był do końca nasz wybór. Że chcieliśmy odzyskać własną niepodległość, a nie odebrać ją Hiszpanii - mówi Marcin Piontek.

"My tylko, Polacy, tę jak cud prawie niepojętą szarżę mogliśmy wykonać" - napisał po latach Andrzej Niegolewski. - Było to wyzwanie, ale jestem szczęśliwy, że mogliśmy godnie upamiętnić uczestników bitwy - mówi dziś, po 200 latach, Marcin Piontek. - Chodzi o szacunek dla wyborów ludzi, którzy poświęcali życie - podkreśla dr Wiesław Ratajczak.

***

Dwa dni po szarży przez Somosierrę przejeżdżał gen. Chłapowski. Na polu bitwy panowała cisza. Pierwszy śnieg delikatną warstwą pokrywał pospołu nieuprzątnięte ciała zabitych Polaków i Hiszpanów.

W swych wspomnieniach Chłapowski napisze, że w wiejskich chałupach na przełęczy spotkał kilku rannych szwoleżerów. I że dopiero dzięki jego interwencji Francuzi zabrali ich do szpitala.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2008