Legenda Monte Cassino

Mieli zdobyć klasztor, żeby przypomnieć, że jeszcze Polska nie zginęła. Ich dowódca od początku wiedział, jak wielką cenę zapłaci za to zwycięstwo.

11.05.2014

Czyta się kilka minut

Oficerowie 2. Korpusu podczas bitwy; w berecie gen. Władysław Anders, drugi z lewej gen. Bolesław Duch, dowódca 3. Dywizji Strzelców Karpackich, między nimi Józef Czapski. / Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Oficerowie 2. Korpusu podczas bitwy; w berecie gen. Władysław Anders, drugi z lewej gen. Bolesław Duch, dowódca 3. Dywizji Strzelców Karpackich, między nimi Józef Czapski. / Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Walki o Monte Cassino to jedna z najsłynniejszych bitew II wojny światowej. A dokładniej: walki o przełamanie Linii Gustawa i Hitlera, niemieckich umocnień w górach, zamykających drogę na Rzym w poprzek włoskiego półwyspu. Wzgórze Cassino, ze słynnym i zabytkowym klasztorem, leżało w centrum Linii Gustawa, stąd stało się symbolem.

Pięć miesięcy walk, do maja 1944; cztery ofensywy aliantów; żołnierze z kilkudziesięciu narodów; wielkie ofiary i heroizm; błędy dowódców; trudny teren i triumf – materiał na książki, filmy. Na legendę właśnie.

Czy męstwo wystarczy

Poza Polakami walczyli tu głównie Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i mieszkańcy francuskich kolonii, Nowozelandczycy, Hindusi, Włosi – i Niemcy. Każdy z narodów ma swoje opowieści o tej bitwie. Każdy miał swoje wytyczne. „Nie udało się tej twierdzy zdobyć wielu naszym sprzymierzeńcom. Nas na to stać” – pisał w rozkazie przed bitwą dowódca 3. Dywizji Strzelców Karpackich (jednej z dwóch w 2. Korpusie; druga była 5. Kresowa Dywizja Piechoty). „Musicie walczyć do ostatniego tchu” – podkreślał dowódca niemieckiego 14. Korpusu.

Tak się stało.

„Całkiem inne podejście mamy do wojny: my – bohaterskie, oni biznesowe” – pisał Melchior Wańkowicz w swym dziele o Monte Cassino, porównując Polaków i Brytyjczyków. Nie znaczy to, że tylko Polacy są zdolni do zdobywania Somosierry czy Cassino, ale raczej, że robią to w niepowtarzalnym stylu. Wańkowicz przywołuje zresztą Somosierrę, ale podkreśla, że i Brytyjczycy mają słynną szarżę: Bałakławę w 1854 r. podczas wojny krymskiej, tylko się tym nie chwalą (nie była zwycięska).

Zanim 18 maja 1944 r. Polacy weszli do klasztoru na Monte Cassino, zbocza usłały ciała żołnierzy innych armii. Choć więc polski triumf był niepodważalny, nie byłby możliwy bez poświęceń reszty aliantów.

Ze wspomnień uczestników wyłania się obraz polskiego żołnierza: odważnego do granic brawury i niepokornego. „Polacy to idioci! Nie wkładają hełmów. Nigdy u Anglików w przybliżeniu nie miałem takiego procentu [ran głowy]” – miał narzekać brytyjski chirurg. Brytyjski żołnierz i pisarz Fred Majdalany uważał, że Polacy byli strasznie poważni i niecierpliwili się, czekając na udział w walce: „Uważali, że zbyt mało się wszystkim przejmujemy, bo nie dyszymy przez cały czas ślepą nienawiścią”. Majdalany obawiał się, czy „żarliwość Polaków nie może niekiedy stać się przyczyną ich zguby i kosztować życie wielu żołnierzy. Współczesna bowiem wojna jest i umiejętnością, i próbą odwagi, a samo męstwo nie wystarczy. Szturm musi być zarówno fanatyczny, jak i przebiegły”. Inny żołnierz podsumował Polaków tak: „Chcieli tylko zabijać Niemców”.

Wiedzieli o tym także Niemcy. Wańkowicz przytacza wiele momentów, gdy niemieccy jeńcy wpadali w panikę, widząc, że to Polacy ich pojmali. Determinacja, by nie rzec żądza walki były wielkie. Ale żeby to pojąć, trzeba sięgnąć poza stereotyp wojownika (jest zbyt prosty) i przywołać losy żołnierzy 2. Korpusu. Mieli za sobą długą drogę. Wielu pochodziło ze wschodniej Polski, w latach 1939-41 okupowanej przez Sowietów. Zanim trafili „do Andersa”, przeszli sowieckie łagry i więzienia.

Dla tych, którzy przetrwali zesłanie, armia Andersa była szansą nie tylko na powrót do Polski, ale na przeżycie. Aby do niej dotrzeć, pokonywali tysiące kilometrów. Stąd polskie oddziały w ZSRR początkowo tworzył tłum ludzi zagłodzonych, wynędzniałych. Nie tylko żołnierzy; przybywały także kobiety z małymi dziećmi czy osierocone nastolatki (wielu zmarło z wycieńczenia, zanim przez Azję Środkową i Iran armia Andersa trafiła na Bliski Wschód i stąd do Włoch).

Tacy ludzie tworzyli trzon sił Andersa pod Monte Cassino. „Żołnierze Andersa odnosili teraz wrażenie, że to oni są Wolną Polską, jej jedyną nadzieją. Tylko przez wyróżnienie się w zbliżających się walkach, jak sądzili, mogli zapewnić dalsze istnienie swojego kraju” – pisał historyk Matthew Parker w książce „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej”.

Chwila namysłu

Alianci szturmowali kilkakrotnie. Zdaniem brytyjskiego historyka Petera Caddicka­-Adamsa, autora książki „Monte Cassino. Piekło dziesięciu armii” (jej przekład ukazał się niedawno w wydawnictwie Znak), powierzenie ostatecznego ataku na odcinek Monte Cassino Polakom nie było przypadkiem. Generał Harold Alexander, głównodowodzący aliantów w basenie Morza Śródziemnego, sądził, że Polacy to prawdopodobnie najtwardsi z jego żołnierzy.

W połowie marca 1944 r., gdy załamał się kolejny atak, Andersowi przedstawiono opcję wykorzystania jego korpusu w nowej ofensywie. Mówi się, że podjął decyzję już po krótkim namyśle. On sam wspominał: „Dla 2. Korpusu Polskiego przewidziano najtrudniejsze zadanie zdobycia w pierwszej fazie wzgórz Monte Cassino, a następnie Piedimonte [centrum Linii Hitlera – red.]. Była to dla mnie chwila doniosła. Rozumiałem całą trudność przyszłego zadania Korpusu. (...) Zdawałem sobie jednak sprawę, że Korpus i na innym odcinku miałby duże straty. Natomiast wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu”.

Polityczna inwestycja

Mieli więc zdobyć Monte Cassino, by przypomnieć, że jeszcze Polska nie zginęła. Z dzisiejszego punktu widzenia – gdybyśmy pozwolili sobie na cynizm – można by powiedzieć, że była to wielka akcja PR, której celem było ratowanie sprawy polskiej...

Kosztów musiał być Anders świadom od początku. Na koniec były to ponad cztery tysiące zabitych i rannych (10 proc. Korpusu, choć w oddziałach liniowych straty były znacznie większe). Ale podjął decyzję, ryzykując też swoim dobrym imieniem. Później spotkały go – niesprawiedliwe – zarzuty, że chodziło mu o karierę. „Decyzja była ciężka – mówił później Anders w BBC. – Zdawałem sobie sprawę, że w razie niepowodzenia cała odpowiedzialność spadnie na mnie. Gdy przegramy tę bitwę, myślałem, to będzie moja osobista przegrana, a gdy zwyciężymy, to zwycięstwo odniesie cały naród”.

Wiosną 1944 – już po konferencji Stalin-Churchill-Roosevelt w Teheranie jesienią 1943 r. – coraz bardziej niekorzystna dla Polski sytuacja polityczna stawała się jasna. „Należało, aby [bitwa] przeszła do historii w glorii czynu wojskowego dźwigniętego ­patriotyczną ofiarą. Takim czynem ta bitwa była i taki czyn postarałem się utrwalić” – pisał potem Wańkowicz w swej książce.

Jak rodzi się mit

Przepis na legendę jest taki: bitwa musi być ciężka; potrzeba czynów na granicy wytrzymałości, a także trochę miłości i rozpaczy. I symboli. I kogoś, kto o tym opowie.

Monte Cassino miało to wszystko.

Warunki: ekstremalne. Atakujący musieli, często pod ostrzałem, wnieść pod górę cały sprzęt, każdy litr wody. Górskie ścieżki były tak wąskie i strome, że iść po nich mogły tylko muły i ludzie. Polakom udało się wciągnąć na górę nawet działa przeciwpancerne (ważące 2,5 tony). Nazwy topograficzne nadane przez atakujących działają na wyobraźnię: Głowa Węża, Widmo, Gardziel.

Symbole. Czerwone maki z słynnej piosenki (choć i wcześniej maki działały na wyobraźnię: w brytyjskim wierszu „Na polach Flandrii” z czasu I wojny światowej rosną na grobach poległych). Hymn i hejnał mariacki, grane na trąbce przez żołnierza Pułku Ułanów Podolskich w ruinach klasztoru. Był też piewca legendy: Wańkowicz, korespondent wojenny 2. Korpusu.

No i ludzie. O każdym można pisać osobną opowieść. Do kogoś tęsknili, o czymś marzyli. Może o zdobycznym motocyklu, jak 17-letni Władek Mackiewicz. Może o rodzinnym sadzie, gdzie „stromy siem poczynajom rozwijać trczesnie kwitnom”, jak pisała matka w liście do Siegmondka (tj. Zygmusia) z Redułtowych, służącego w niemieckiej armii [o Polakach z Wehrmachtu pod Cassino patrz rozmowa obok – red.].

I ci ludzie – w walce, cierpieniu, samotności. Sanitariusz Brzeziński pod ostrzałem opatrzył 37 rannych i zniósł w bezpieczniejsze miejsce – wspólnie z sanitariuszem niemieckim. Pułkownik Kendall, strzelając z pistoletu, prowadził swoich ludzi na gniazdo karabinów maszynowych. Ciężko ranny podchorąży Tereszczuk został odnaleziony dopiero siedem dni po natarciu.


DLA POLAKÓW STAWKA BYŁA WYŻSZA NIŻ DLA INNYCH. Cassino było (i jest dziś) więcej niż słynną bitwą o klasztor na skalistej górze. Było bitwą o istnienie sprawy polskiej w świecie, walką o duszę, walką ostateczną, fundamentalną, gdy prosty rachunek: życie/śmierć – traci znaczenie. Choć zabrzmi to brutalnie – a dla nas dziś może też niezrozumiale – Polacy pod Cassino wiedzieli, że prawdopodobieństwo, iż nie przeżyją, jest spore. I nic to dla nich nie zmieniało. „To cóż, że były straty – pisał w liście jeden z nich jeszcze przed zdobyciem klasztoru. – Nie można ciągle wierzyć w cuda. A zresztą za cuda trzeba też płacić”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014