Żywoty milenialsów

Anna Cieplak, pisarka: Gdy wiercimy we własnej przeszłości, przebijamy się przez jej kolejne warstwy, docieramy w końcu do miejsca, gdzie panuje wieczny czas teraźniejszy.

06.09.2021

Czyta się kilka minut

 / KRZYSZTOF ŻUCZKOWSKI / FORUM
/ KRZYSZTOF ŻUCZKOWSKI / FORUM

MICHAŁ SOWIŃSKI: Tytuł Twojej książki, „Rozpływaj się”, brzmi jak zachęta. Kto miałby się rozpływać i dlaczego?

ANNA CIEPLAK: Nie planowałam historii pokoleniowej, ale siłą rzeczy moi bohaterowie są milenialsami, podobnie jak ty i ja. Pochodzą z jednego podwórka i byli wychowywani przez wspólną sąsiadkę – niepisaną królową dzielnicy. Przeplatam ich losy w latach 1999-2019, więc dzieje się dużo. Interesowały mnie ścieżki życiowe, perspektywy, które się przed nimi otwierały bądź zamykały. Ich kondycję chyba można określić właśnie przy pomocy tytułowego rozpływania się, które nieustannie im grozi.

To nie jest zachęta. A co im właściwie grozi?

Ciągłe wahanie i zawieszenie między światami – prawie wszyscy myślą, że muszą się w końcu zdefiniować, inaczej na zawsze utkną w niedookreśloności. Z jednej strony rodzina i kredyty, z drugiej poczucie, że to wszystko może łatwo się rozpaść. Niepewność to ich cecha wspólna.

Tak się właśnie dzisiaj opisuje nasze pokolenie.

Jeśli miałabym uprościć: rozchwianie byłoby naszą cechą charakterystyczną.

Kwantyfikatory pokoleniowe nie mają sensu poza publicystycznymi bitewkami. Jednak w przypadku Twoich bohaterów można mówić o pewnej klasie społecznej.

Czwórka, która pochodzi z Rudy Śląskiej, próbuje realizować pomysły na siebie. Ale nie ma już kanonu celów, do których należy dążyć, które można traktować jako życiowy sukces. Dwójka moich bohaterów wyjeżdża do Ustronia, gdzie znajdują pracę w turystyce. Nic wielkiego, hotel w prowincjonalnym kurorcie. Zapewne z perspektywy wielkomiejskiej kariery ciężko mówić o spektakularnym sukcesie, bo w ich życiu niewiele się zmienia. Mają własne mieszkanko na kredyt, ale na ten luksus muszą ciężko pracować. Z kolei Alina przeprowadza się do „bloku marzeń”, czyli Superjednostki w centrum Katowic – miejsca, które jej wydaje się idealne, bo za takie kiedyś uchodziło. Aspiracje to rzecz względna, wiele zależy od miejsca, z którego się zaczyna. W narracjach kulturowych, które nas zewsząd atakują, nie ma o tym słowa.

O Alinie, Marcelinie, Janku i Robercie Netflix nie zrobi serialu.

Skąd wiesz? (śmiech) Żyją w świecie, który może wydawać się zwyczajny, ale czy to oznacza, że jest przewidywalny albo nudny? Ostatnio dużo się dyskutuje o historii ludowej, co mnie cieszy. Nadal jednak nie potrafimy przyjrzeć się ludziom wywodzącym się z tej klasy społecznej, żyjącym obok nas. A klasa ludowa w Polsce jest bardzo różnorodna. Sama pochodzę z Dąbrowy Górniczej, pisarką zostałam przypadkiem.

No ale dokonałaś awansu, więc masz prawo do takiej opowieści.

Nie o to chodzi, żebym się teraz klasowo dystansowała czy egzotyzowała, bo napisałam kilka książek. Większość mieszkańców dużych miast przyjechała przecież z mniejszych miejscowości za pracą. Współdzielę z nimi niepewność o przyszłość. Mieszkając tu, gdzie mieszkam, wciąż jednak utrzymuję kontakty z ludźmi z rodzinnego miasta. Dzielę z nimi wiele doświadczeń, ale też problemów, o których mało się mówi.

Na przykład?

Weźmy choćby przepracowanie i wypalenie zawodowe. Dyskutuje się o nim wyłącznie z perspektywy wielkomiejskiej klasy średniej czy pracy zdalnej. Gdy próbujesz wiązać koniec z końcem na prowincji, porady spod znaku „slow life” są czcze. Jeśli pracujesz, jak moja Marcelina, w małym hotelu, musisz wypruwać sobie żyły cały czas – nie po to, by awansować, tylko po to, by utrzymać pracę.

Słynne pytanie „jak żyć?” ciąży nad Twoimi bohaterami.

Jeżeli już chcemy upierać się przy definiowaniu pokoleń, to byłoby kluczowe pytanie dla milenialsów, przynajmniej tych moich. Próbują różnych narzędzi, żeby uporządkować swoje życie, nadać mu sens – na przykład terapii czy ezoteryki. Niektórzy uciekają w nałogi. W tle krąży oczywiście widmo niepewności ekonomicznej. Kończą się wymówki. Nie można wiecznie żyć nadziejami i obietnicami. Ani bez końca rozpaczać z powodu rozczarowania światem i dorosłością.

Ciekawe, że mało w nich gniewu, więcej rezygnacji.

Myślę, że wiele osób w Polsce żyje z bagażem trudnego dzieciństwa, przemocy, uzależnień i współuzależnień. Pretensje i rozliczanie innych (albo na odwrót: obwinianie siebie) to czasami jedyne narzędzia, by odreagować. Bunt nie zawsze jest prosty, szczególnie kiedy masz poczucie wstydu, że coś z tobą jest nie w porządku. Poza tym mnóstwo osób nigdy nie dostało wsparcia (choćby darmowej opieki psychologicznej) w chwili, kiedy go naprawdę potrzebowali. Alina staje na nogi, kiedy zostaje młodą matką, ale zmusza ją do tego sytuacja.

„Klasyczna rodzina” już nie jest potrzebna do szczęścia?

Problem z „klasycznymi rodzinami” jest taki, że chyba nigdy nie istniały, tylko kiedyś wierzyliśmy, że istnieć powinny. Większość ludzi, których znam, funkcjonuje w najróżniejszych formach patch­workowych. Jedni sobie radzą lepiej, inni gorzej, ale przecież o jakości relacji międzyludzkich nie decyduje ich formalny kształt, tylko poczucie, że potrafimy ze sobą rozmawiać i czuć się ze sobą dobrze.

Większość Twoich bohaterów żyje w gęstych, trudnych do nazwania konstelacjach.

Bo tak często wygląda życie. Gdy rozstajesz się z mężem, ale dalej mieszkacie razem, bo macie wspólny kredyt, to nie zastanawiasz się, czy tak powinna wyglądać „klasyczna rodzina”, tylko radzisz sobie na bieżąco z codziennymi problemami. Albo gdy jedyne, co masz, to mieszkanie babci, którego nie możesz sprzedać ani wynająć, bo de facto nie jest twoje, to jesteś, jak Robert, skazany na życie w rodzinnym miasteczku.

Ktoś kiedyś powiedział, że wystarczy zmienić pracę i wziąć kredyt.

Na początek polecam spróbować wynająć mieszkanie, gdy się zarabia 2300 zł na rękę. Nawet w Mysłowicach czy Sosnowcu wynajem kawalerki to koszt około 1500 zł. Rynek mieszkaniowy w Polsce determinuje życie bardzo wielu ludzi – znacząco zawęża możliwości. Żyją zamknięci w tu i teraz. Dlatego zrezygnowałam w książce z czasu przeszłego, bo on daje nam gotową i zamkniętą opowieść.

Fałszywą?

Nie, ale pełną elementów dodanych ex post: interpretacji, racjonalizacji i ­nadświadomości tego, co wydarzyło się później. Opowiadanie w czasie teraźniejszym wydaje mi się bliższe temu, jak przeżywamy kluczowe dla naszego życia wspomnienia. Gdy wiercimy we własnej przeszłości, przebijamy się przez kolejne warstwy, docieramy w końcu do miejsca, gdzie panuje wieczny czas teraźniejszy.

Jeżeli nie potrafisz zamienić swojej przeszłości w opowieść, grozi ci rozpłynięcie?

Choroba Omamy, babci, która de facto pełniła rolę matki ich wszystkich, to ostateczne odcięcie pępowiny: konfrontacja z własnym życiem, wytyczenie dalszych jego ścieżek, ale też przepracowanie przeszłości. Szczególnie chodzi o te punkty węzłowe, momenty decydujące o dalszych losach. Moi bohaterowie mają z tym problem, ale walczą, próbują odbudowywać i porządkować relacje, szukać głębszego sensu. Być może ich problem polega na tym, że nie wierzą, by ktoś zechciał napisać o nich powieść?

Dla nich ważne jest, żeby nie okazać się nieudacznikiem?

Ten wątek powraca często przy okazji „Rozpływaj się”. Czytałam recenzje, w których wprost określano ich właśnie jako ludzi, którym w życiu nie wyszło. A przecież oni są właściwie zadowoleni ze swojego życia, żeby nie powiedzieć: szczęśliwi. To tylko pokazuje, jak toksyczna i bezsensowna jest kategoria „udacznictwa”. Wszystko zależy od wartości, jakie przyjmuje się za punkt odniesienia.

Za taki wyznacznik powszechnie uważa się sukces ekonomiczny.

Moi bohaterowie, podobnie jak wiele osób, które znam, dystansuje się od cnót kapitalistycznych.

Bunt?

Albo większa świadomość reguł gry niż kilkanaście lat wcześniej? Wiedząc, jaka może być cena takiego sukcesu, inaczej kanalizują energię życiową. Zwłaszcza że żyjemy w czasach, kiedy dobra konsumenckie doprowadziły do kryzysu klimatycznego. Z drugiej strony łatwo tak dywagować, gdy ma się względnie stabilną sytuację ekonomiczną. Alina regularnie bierze chwilówki, koszmarnie oprocentowane. Przez to popada w jeszcze większe długi.

„Chwilówko trwaj”, mówi sobie w myślach.

Udaje, że to nic takiego, ale pewnie ma świadomość, że prędzej czy później przyjdzie komornik. Nie jest jednak tak, że walec kapitalizmu rozjechał bohaterów i teraz rozpaczają, bo nie spełniają wymogów przynależności do klasy średniej. W pewnym sensie jest wręcz odwrotnie – udała im się rzecz niezwykła, bo nie stali się ofiarami własnych marzeń. Na przykład Marcelina – obroniła licencjat z turystyki, a potem znalazła pracę w zawodzie, który ją interesował. Zrealizowała swój cel w życiu – ilu osobom się to udaje?

Wspólnym doświadczeniem Twoich bohaterów jest też „eurosieroctwo”. Gdy byli dziećmi, ich rodzice wyjeżdżali na długie miesiące do pracy za granicę. W Trójmieście, z którego pochodzę, nie spotkałem się z tym pojęciem. No ale u nas co trzeci ojciec to marynarz.

No właśnie, dlatego termin „eurosieroctwo” jest uznawany za etykietę ze względu na płeć. Pojawił się, gdy zaczęły wyjeżdżać kobiety. Samo zjawisko ma wymiar uniwersalny i regionalny. Na Śląsku było na pewno powszechne. Gdy studiowałam pedagogikę, dużo się o tym mówiło. Chodziło o wypracowanie narzędzi do pracy z dziećmi wychowywanymi przez sąsiadów albo dalszą rodzinę, bo rodziców przez większą część roku nie było w domu.

Czy jest jakaś śląska specyfika tego zjawiska?

To pokłosie transformacji gospodarczej, która każdy region dotykała inaczej. Zamykanie kopalń i innych dużych zakładów pracy wymuszało emigrację zarobkową, często obojga rodziców. To był duży szok kulturowy, bo zaburzał tradycyjne role płciowe. Kobiety oczywiście pracowały już od dawna, ale jednocześnie zajmowały się dziećmi i domem. A gdy wyjeżdżały za pracą do Niemiec, a potem do Anglii czy Irlandii, wiele musiało się zmienić, czego efekty odczuwalne będą jeszcze długo. Z dzisiejszej perspektywy powszechnej mobilności nie wydaje to się aż tak poważnym problemem, ale dwie czy trzy dekady temu świat wyglądał inaczej. Moi kuzyni przez 16 lat rozmawiali z ojcem, który pracował w USA, tylko przez telefon.

Praca aktywistki społecznej i animatorki kultury pomaga Ci w tworzeniu literatury?

Prowadziłam warsztaty i konsultacje z mieszkańcami Rudy Śląskiej, gdy powstawał tam park kulturowy. Rozmawiając z ludźmi zaczynasz inaczej patrzeć na ich rzeczywistość. Na przykład podczas odświeżania elewacji XIX-wiecznych kamienic pojawił się pomysł usunięcia anten satelitarnych z balkonów, co spotkało się – i słusznie – z protestem lokatorów. Ciekawe zderzenie zupełnie różnych wizji, które wymusza szukanie kompromisów. Ruda to w ogóle miejsce niezwykłe. Piękne, ale w nieoczywisty sposób. Zachwyciło mnie, że jej mieszkańcy to czują i doceniają, potrafią też o tym opowiadać.

To wciąż rzadkie w Polsce, szczególnie poza wielkimi miastami.

Ja raczej mam wrażenie, że życie lokalne – także przez pandemię – okazało się ważne i warte uwagi. Górny Śląsk ma oczywiście swoją specyfikę, może widzę ją wyraźniej jako zagłębiaczka. W dzieciństwie jeździłam na kolonie z dziećmi ze Śląska, uczyłam się od nich śląskich słów. Potem spotykałam się tam ze znajomymi, przesiadując w knajpach, chodząc na koncerty. Zawsze podobała mi się odrębność Górnego Śląska, zwłaszcza wątki mniej oczywiste, jak na przykład działalność mistycznej grupy Oneiron.

Zbierałaś materiał do książki?

Po prostu żyłam, a tematy przychodziły same. Weryfikowałam własne wyobrażenia, konfrontowałam swoje doświadczenia z rzeczywistością. Starałam się odnaleźć dystans, ale też czułam, że często nie umiem go złapać. Wiem, że to ryzyko, ale bycie blisko spraw, o których piszę, jest dla mnie ważne. Nie umiem inaczej. ©℗

ANNA CIEPLAK jest pisarką, animatorką kultury i aktywistką miejską. Laureatka Nagrody Conrada i Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza za powieść „Ma być czysto” (2016). Właśnie ukazała się jej powieść „Rozpływaj się” (Wydawnictwo Literackie). Mieszka w Mysłowicach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2021