Życiopisanie. Rozmowa z Filipem Zawadą

FILIP ZAWADA, pisarz: I w matriarchacie, i w patriarchacie ktoś będzie bity, bo to zawsze walka o władzę, o bycie lepszym. Czy nie czas, by w końcu zacząć się dogadywać?

12.09.2022

Czyta się kilka minut

 / ŁUKASZ GIZA / AGENCJA WYBORCZA.PL
/ ŁUKASZ GIZA / AGENCJA WYBORCZA.PL

KATARZYNA KUBISIOWSKA: Pierwsze skojarzenie ze słowem rodzina?

FILIP ZAWADA: Kalafior. O, widzę, że cię zaskoczyłem.

Zaskoczyłeś.

Kalafior to kwiat, który nie do końca jest uznawany za kwiat, większość myśli, że to warzywo. Poza tym ma w sobie nieskończoność.

Istnieje coś takiego jak zbiór Mandelbrota. Polega na tym, że gdy się rozcina jakąś rzecz, to ta rzecz jest coraz mniejsza, ale identyczna. Powtarza się ten sam, bardzo skomplikowany wzór – fraktale pączkują. W ten właśnie sposób myślę o rodzinie. Jakkolwiek byśmy ją dzielili albo próbowali zniszczyć jej kształt, będzie on identyczny, tylko być może mniej zauważalny. I choć od zawsze rodzina była kwiatem, to często traktujemy ją jak pożywne warzywo. Tak o tym teraz sobie myślę, chociaż na twoje pytanie odpowiedziałem bez zastanowienia.

Po zastanowieniu dalej kalafior?

Tak, myślę, że fantastycznie mi się to wymyśliło. W ogóle w ten sposób staram się pisać. Jeżeli nie odpuszczę przekonania, że muszę stworzyć coś wspaniałego, mądrego, wyjątkowego, rzucającego mnie i innych na kolana, to nie jestem w stanie nic zrobić. Pisanie musi przyjść do mnie skądś.

Skąd?

Ciężko namierzyć źródło, impuls. Być może jak pan Wiesław Myśliwski nie złapie wszystkiego, jakaś część z tego dolatuje do mnie.


ZOBACZ TAKŻE:

TAKIE FESTIWALE TO JA ROZUMIEM! Rozwiązły kompozytor, który zginął z rąk skrytobójców, procesja z relikwiami świętej w pięciotonowej wieży – i świetna muzyka w papieskiej fortecy na planie pięciokąta >>>>


To żart. Kiedy odpuszczam i nic nie muszę, pojawiają się myśli. Mam do nich zaufanie. Wiem, że przyjdą, gdyż mam życiopisanie.

Życiopisanie?

Budzik nastawiam na za piętnaście ósma – teraz już jestem starszy i wstaję późno. Piszę od rana do trzynastej. Później obiad, idę do pracy, czyli uczyć fotografii. Kładę się spać o 23.00 i następnego dnia to samo.

Czyli pisanie bierze się z prozy życia?

Bierze się z tego, że ciągle na nie czekam i jestem ciekawy, co przyniesie. Jednak by nie zwariować, muszę tę ciekawość zamknąć w ramach godzinowych.

„Weź z nią zatańcz” – Twoja ostatnia książka, dotycząca relacji syna i matki – też wynika z czekania i ciekawości?

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to opowieść o matce, ale ta książka jest również o relacji syna z nieobecnym ojcem. Ojcem umarłym. De facto: o relacji syn – duch ojca.

I jednocześnie jest próbą zobaczenia męskości z różnych perspektyw, w tym poprzez związki z kobietami.

Niechętnie mówię o kobietach, ze względu na to, że teraz kobiety stoją na piedestale. Nadszedł ich czas i nie wolno ich niczym urazić, powiedzieć ­czegokolwiek krytycznego, bo robi się afera, szum, oskarżenia. Teraz mnóstwo agresji skierowanej jest na mężczyzn, zbierają cięgi za patriarchat, uprzywilejowaną pozycję w świecie, za to wszystko, co było.

To wszystko, co było przez wieki i co kobiety w milczeniu znosiły.

Dla mnie istotne jest, by w mojej książce pokazać, że autor nie jest za kobietami ani za mężczyznami, tylko za relacją między nimi.

Czyli poszukiwanie złotego środka?

I w matriarchacie, i w patriarchacie zawsze ktoś będzie bity. Bo to zawsze walka o władzę, o bycie lepszym. Czy nie czas, by w końcu zacząć się dogadywać? Niedawno została zatruta Odra, na naszych oczach umiera wielka rzeka i my jako ludzkość musimy mieć świadomość, że zostało nam coraz mniej czasu na to, by zdążyć się pokochać i wysłuchać. A to przecież bardzo ciekawe, że mężczyźni nie zrozumieją kobiet do końca i to samo dzieje się w drugą stronę. Ta część nieznanego jest dla mnie pociągająca, wręcz ­pieprzna.

Istnieją sprawy, które załatwiają kobiety z kobietami, a mężczyźni z mężczyznami. Ale są też i takie, które załatwiają wspólnie. Przykłady? Jak mężczyzna staje przed lodówką i szuka masła, to jeżeli obok jest kobieta, pyta ją, gdzie jest masło i jeszcze ciężej mu je znaleźć. Gdyby obok stał facet, to obaj uznaliby, że masła nie ma, nawet jakby było. Kobiety razem nawet nie muszą sobie zadawać tego pytania, bo jak jest, to jest.

Mężczyzna z mężczyzną czują jedność we współzawodniczeniu, a kobieta z kobietą poruszają się w dużym stopniu w sferze uczuć. Oczywiście jest w tym pewna generalizacja, ale to też punkt wyjścia do zastanowienia się nad samym sobą. Ja ostatnimi czasy na 70 proc. jestem pewien, że masło musi być za czymś ukryte.

Ojej, jakie naiwne jest to, co mówię.

W takim razie oboje jesteśmy naiwni.

Mój bohater trochę jest do mnie podobny. Choćby w fajtłapowatości. Ja tę cechę akurat lubię, uważam, że ona jest zabawna, lecz kobiety to wkurza. Myślę: dlaczego? Przecież super być fajtłapowatym, jaka to moc.

I pojawia mi się ta sama wizja fajtłapowatości: wychodzisz na pełen stadion San Siro, rzut karny, o dziwo nie ma bramkarza, być może cię zlekceważył, nie przejmujesz się tym, podbiegasz do piłki i strzelasz ponad bramką. Ten rodzaj fajtłapowatości przechodzi do historii sportu, wszyscy o nim pamiętają. Kształtuje pokolenia kibiców – to najfantastyczniejsza fajtłapowatość, jaka jest możliwa. 80 tysięcy kibiców ryczy – jedni ze śmiechu, inni z wściekłości. Polubienie swojej niezdolności, niemożności, nieudaności jest czymś fenomenalnym. Mężczyzna ma poprzeczkę oczekiwań zawieszoną bardzo wysoko: ma być twardy, zaradny, przedsiębiorczy.

Ciężko to unieść?

Niedawno na spotkaniu autorskim powiedziałam, że kiedy wzruszam się, to płaczę, także przy moim synu. Potem podeszła do mnie pani, pytając z ogromnym przejęciem, jak syn reaguje na mój płacz. Mówię, że przyjmuje to. Super, jak tata pokazuje dziecku, że ma emocje, że czasami jest smutny i że w tym smutku może być z synem, może się z nim podzielić. Pani: „Mój tata nigdy nie płakał”. Ja: „Z mojego męskiego punktu widzenia wydaje mi się, że musiało mu z tym być ekstremalnie ciężko”.

I wtedy ta pani się popłakała. Okazuje się, że trzymanie w sobie niepłakania idzie dalej, z pokolenia na pokolenie. Mamy emocje i nie ma co się ich wstydzić. Czasami wydaje mi się, że łatwiej się wzruszyć przy kocie czy psie niż przy innym człowieku. Dlaczego? Uczucia to nie powód do wstydu.

Twój ojciec płakał?

Nie przypominam sobie. To jest ta część, która by była przyjemna, gdyby okazało się, że faceci mogą być sexy, płacząc przy swoich dzieciach i kobietach. Taki wypłakany facet pewnie jest mniej agresywny. No bo ile w sobie można pomieścić twardości i wspaniałości? Ogromnym obciążeniem jest wpasowywanie się w idealny wzorzec.

Mnie w bohaterze „Weź z nią zatańcz” irytuje, że jest upiornym maminsynkiem. Pod pantoflem matki, a jednocześnie toczy z nią zaciekłe boje na emocje.

Miłość do dzieci to jedna z najokrutniejszych miłości, jakich się doświadcza. Gdyby się o tym mówiło więcej, to ludzie nie chcieliby się rozmnażać. Więc czasami wygląda to jak spisek milczenia. Masz obok siebie kogoś, kogo kochasz bardzo często ponad życie, to twój największy skarb. I twój największy skarb w wieku 19 lat mówi: „Na razie, mamo, jesteś do bani, spadam”. To oczywiście kulturalna wersja pożegnania. Serce krwawi, ale z drugiej strony rozumiesz, że ten młody człowiek musi iść w świat, musi cię opuścić, oderwać się, bywa, że w sposób bezwzględny. Więc rozumiesz, a i tak czujesz coś bolesnego, dławiącego. Trudny los samotnych matek wychowujących synów. Ojciec najczęściej kojarzy się z tym, że albo jest w robocie, albo czyta gazetę, w niedzielę zabierze dzieci na karuzelę lub na lody i to byłoby na tyle, na tym polega jego wychowanie. Nadal mnóstwo ojców jest nieobecnych, a matki są ciągle i bardzo blisko. Może czasami za blisko.

Mimo urlopów tacierzyńskich i większej świadomości, jak ważna jest rola ojca?

Może ci obecni w skali społecznej stanowią kilka procent... I te kilka procent będzie miało dzieci, które będą patrzyły na nowy wzorzec męskości, na ojca, który ma uczucia, który połączy się z żoną w trudzie wypuszczania dziecka z gniazda. Być może nowa generacja ojców będzie w stanie poświęcić więcej czasu żonie niż ukrywaniu się w pracy.

Ojcowie są nieobecni, a matki nadgorliwe?

Nie tylko. Matki mogą być fajne, ale mogą też być wobec swoich synów trudne. Mogą być nadmiernie kontrolujące. Rywalizujące z żonami synów albo szukające w synach ojców. Matki hipochondryczne, wzywające ciągle pogotowie i powtarzające dzieciom, że zaraz umrą. Matki uzależnione od alkoholu. Matki nieobecne. Mityczne macierzyństwo jest dobre i karmiące, ale nie jest to pełen obraz.

Mam pokusę, by zapytać o kobiety, które robią na Tobie dobre wrażenie.

Ale z której epoki? Bo lista jest długa. W każdym momencie życia jest inaczej. Jak byłem mały, ważna była moja mama, dzisiaj najistotniejsza jest moja małżonka. Niedawno na Festiwalu w Szczebrzeszynie poznałem Andę Rottenberg. Jestem pod jej wrażeniem. Ujmuje mnie to, że pięknie potrafi mówić, a w dialogu zadbać o drugą osobę, przytulić ego.

Ego artysty, które jest przeogromne?

Gdyby artyści nie mieli dużego ego, to nie byliby często artystami. Można o tym ego powiedzieć: „co to za gówno, przeszkadza mi w życiu”. A można to artystyczne ego przytulić, bo ono jest częścią osoby, na której nam zależy.

Twoje ego ktoś przytula?

Na szczęście przytula je moja małżonka Ola. Dzięki niej rozumiem, że jestem wspaniały, ale w rozsądnych granicach. Czasami sam siebie staram się przytulić, ale jest to dużo trudniejsze. Widziałem ostatnio statuetkę Nagrody Nike Czesława Miłosza. Mam podobną, dostałem ją w roku 2020, kiedy byłem nominowany za „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”. Te statuetki wyglądają identycznie, różnią je wyłącznie nazwiska autorów. Ale popłakałem się, kiedy to zobaczyłem. Poczułem, że przynależę do czegoś większego.

Do cechu pisarskiego?

Wcześniej wydawało mi się, że to robota indywidualistów. A ja się wzruszyłem, dlatego że czuję się kundlem. Pochodzę z Wrocławia, nie mam korzeni, jak – wyobrażam sobie – mogą mieć ludzie z Krakowa. Na ziemiach odzyskanych mój syn jest trzecim pokoleniem Polaków. Jako chłopiec długo bałem się sytuacji, że ktoś przyjdzie i wprowadzi się do naszego domu. Pradziadkowie, w których mieszkaniu teraz żyję, zawsze byli na to gotowi – wiedzieli, że ktoś w każdej chwili może przyjść, że oni będą musieli wrócić tam, skąd przybyli, czyli do Lwowa i okolic. Wszystko w ich domu było tymczasowe. Czekali tylko na jakiś moment w historii, czyli kolejną wojnę światową, która pozwoli im wrócić do miejsca, gdzie się wychowali i czuli się najlepiej.

Płakałeś przy synu, płakałeś, kiedy zobaczyłeś nagrodę. Twoja największa bezbronność pojawia się w tych dwóch życiowych rolach: ojca i twórcy?

A teraz coraz bardziej nachodzą mnie momenty wzruszeń, kiedy myślę o małżeństwie, o tym, że w ten sposób mogę być blisko z kobietą. Że bliskość wzbogaca o siłę.


ZOBACZ TAKŻE:

DOM PODZIELONY. To z pewnością najbardziej „ludzki” spośród filmów Gaspara Noégo. Uważany za dyżurnego skandalistę francuskiego kina reżyser zadedykował go „tym wszystkim, których mózg ulegnie rozkładowi wcześniej niż serce” >>>>


Jestem odludkiem: jak są ludzie, wolę stać z boku. A moja małżonka robi zupełnie inaczej: pierwsza łamie bariery, zagaja. To idealne uzupełnianie się: ona z kimś gada, potem z tą osobą podchodzi do mnie i okazuje się, że po 10 minutach wszyscy są dookoła mnie i nie muszę się wstydzić, spotkanie po prostu samo się toczy. A co ja jej daję? Chyba poczucie humoru i dziwaczność. Kiedy jest zmęczona i po pracy wraca do domu, to np. przywiązuję balonik do sufitu w kuchni albo strugam z patyków aktorów i robię wieczorem teatr w pudełku po butach.

Przyjemne, że możemy dawać sobie wsparcie w drobnych sprawach.

To fundament relacji?

Moja książka poniekąd jest przeciw przemijaniu. Stąd w „Weź z nią zatańcz” duch ojca. Od duchów czerpiemy siłę. Np. dziadkowie: mimo śmierci nadal czuwają w uczuciach. W momentach trudnych, w których nie wiadomo naprawdę, do kogo się zwrócić, myślę o dziadku Antonim: że był twardym facetem, potrafił wiele rzeczy zrobić i skoro spędziłem z nim tyle czasu, to może też to potrafię.

To jest właśnie nieśmiertelność.

W sensie?

Dobre wzmacniające doświadczenia starszych pokoleń często pomagają nam żyć. A dziadek Antoni od samego początku traktował mnie po partnersku. Jako pięciolatek sporo czasu spędzałem na dachu, układałem z nim dachówki. Zakładał mi pasek do spodni i przybijał go gwoździem do żerdzi. Byłem królem wszechświata: „Mam pięć lat, jestem na dachu, patrzcie, widzicie mnie!? Kładę dach, robię coś, co robią dorośli!”. Stąd płynęła moc: ze sprawczości i przydatności.

Dziś nie jestem takim mocarzem, są momenty, kiedy się zapadam. Chyba w ogóle twórca skazany jest na zapadanie się i wydobywanie się z zapaści. Zawód dla psychiki raczej koszmarny: sinusoida rozpięta między szybowaniem w przestworzach a czołganiem się po piachu. Szybkie wzloty i nagłe spadki są wyczerpujące.

Zapadanie jak wygląda?

Uważam się za ofiarę losu, jestem w tym jakoś podobny do bohatera „Weź z nią zatańcz”. Czasami ta zapaść odbywa się poza rozumem. Książka ma świetne recenzje, a mimo to zaliczam potężny zjazd.

Mam też na koncie złą książkę. Podczas pracy czułem, że coś z nią nie tak, ale nie umiałem się zatrzymać, brnąłem w ślepą ulicę. Kiedy już leżała w koszu, trochę podniosło mnie na duchu to, że podobna sytuacja przydarzyła się Amosowi Ozowi.

Pytasz, co ja zrobiłem? Kupiłem trzy browary, włączyłem YouTube’a, słuchałem rzewnych piosenek i płakałem całą noc. Potężne rozstanie: miliardy godzin przesiedziane nad opowieścią i nic z tego nie wynika. Tak myślałem, a okazało się, że jednak z tego, wydaje się, tragicznego zdarzenia wyniknęło dużo.

Co?

Najpierw trzymał mnie stan wielkiej niepewności. Pisałem: ,,Ala ma kota” i zastanawiałem się, czy poprawniej nie byłoby: ,,Ma kota Ala”. Myślałem: nie umiem poukładać tych słów w kolejności takiej, w jakiej mają być. I to był bardzo ważny moment, bo uczyłem się pisać od nowa. Co za koszmar: mam 40 lat, wydałem wcześniej książki, byłem nominowany do nagród, a tu regres, znowu raczkuję. Mogłem się buntować, ale nie było wyjścia. Stałem się sam dla siebie nauczycielem. Pewnie takim, jakiego mi brakowało – to jest to coś, co musiałem zrobić.

Twoje wszystkie książki koncentrują się na relacjach w rodzinie. A Ty robisz krok dalej: zdobywasz wiedzę terapeuty Gestalt. Po to, by lepiej rozumieć swoje powieściowe postaci? By mieć nowe pisarskie narzędzia?

To nie zaczęło się nagle. Ja już mam za sobą psychologię sportu, jestem jej absolwentem.

A narrację w książkach prowadzę w ten sposób, że część niby-akcji dzieje się w głowach moich bohaterów: psychika gra tu istotną rolę. Nie mam pojęcia, czy zostanę terapeutą, na razie to dla mnie i nauka o człowieku, i nauka o pisaniu. Może z czasem, pod wpływem studiów, moi bardziej fajtłapowaci bohaterowie zmienią się w supermenów? To cały czas eksperyment na mnie samym – ja siebie kroję. W pewien sposób te studia nad ­psychiką to też część mojej inwestycji w kolejne książki.

Pisanie traktuję jak fizjologiczną czynność, jak jedzenie, spanie, oddychanie. A wszystko zaczęło się na schodach w szkole średniej o godzinie siódmej dziesięć przed lekcją języka polskiego. Czytałem wiersz Białoszewskiego (nie pamiętam tytułu), którego nikt nie rozumiał, a ja byłem nim olśniony. Zrozumiałem, że język może być czymś namacalnym jak glina u rzeźbiarza. W głowie zrobił mi się klik i wiedziałem, że chcę pisać.

Wróciłem do domu i w czerwonym zeszycie napisałem pierwszy wiersz. Był ekstremalnie gówniany. I od tego momentu już się nie rozstałem z pisaniem. Nawet wtedy, kiedy remontowałem dom na wsi. Wstawałem o szóstej rano, wracałem o dziewiątej wieczorem totalnie zrypany fizycznie i by nie zwariować od pracy z budowlańcami, którzy mnie ostro dojeżdżali, siadałem przy biurku i pisałem. Za każdym razem towarzyszyła mi ta sama myśl: nie wiem, co napisać, nic się przecież ciekawego nie wydarzyło. Kiedy jednak napisałem pierwsze zdanie, to okazywało się, że się wiele wydarzyło. Pisanie to stan umysłu i rodzaj zwolnienia w pędzie, wyhamowanie.

Nie jeżdżę samochodem, nie jeżdżę motorem, jeżdżę rowerem i hulajnogą. To chyba moje tempo myślenia i ogarniania świata. I może ja sobie tłumaczę coś z tego życia przez pisanie?

Co sobie wytłumaczyłeś przez „Weź z nią zatańcz”?

Że miłość potrafi być krzywdząca. Nie miałem pojęcia, jak ta opowieść się skończy, w którym kierunku ewoluuje mój bohater. Podążałem za nim, na pewien sposób to on mnie prowadził. Gdy w końcu postawiłem kropkę i popatrzyłem na całość, zobaczyłem wyraźnie, o czym jest ta książka, co jest jej głównym tematem. Jednocześnie dotarło do mnie, że sam bywam szkodliwy w miłości. ©

FILIP ZAWADA (ur. 1975 we Wrocławiu) – poeta, prozaik, muzyk i fotograf. W 2011 r. za debiutancki zbiór opowiadań „Psy pociągowe” otrzymał nominację do Nagrody Literackiej Gdynia. W 2019 r. ukazało się „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” (finał Nagrody Nike 2020). Wydał sześć tomów poezji, za „Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się” nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2014). Grał m.in. w zespole Pustki, skomponował muzykę do kilkunastu przedstawień teatralnych i filmów. Autor i współreżyser monodramu „Widzę nic” (Wrocławski Teatr Współczesny, premiera marzec 2022 r.). Właśnie ukazała się jego nowa książka „Weź z nią zatańcz”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2022