Życie bez wiary nie jest życiem w ciemno

Samodzielność światopoglądowa nie oznacza, że ktoś w nic nie wierzy i uwierzy w byle co. Każdy ma jakiś światopogląd.

03.09.2019

Czyta się kilka minut

Demonstracja pod pomnikiem Giordana Bruno, dominikanina i filozofa spalonego na stosie na Campo de’ Fiori w Rzymie, kwiecień 2017 r. / SIMONA GRANATI / CORBIS / GETTY IMAGES
Demonstracja pod pomnikiem Giordana Bruno, dominikanina i filozofa spalonego na stosie na Campo de’ Fiori w Rzymie, kwiecień 2017 r. / SIMONA GRANATI / CORBIS / GETTY IMAGES

Czy szybkie rozrastanie się społeczności osób deklarujących się jako niereligijne (religious nones) to oznaka czekającej nas bezbarwnej, destruktywnej i samotnej przyszłości? Socjolog i pastor baptystów Ryan Burge sugeruje, że amerykańscy niereligijni porzucają nie tylko kościoły czy synagogi, ale także podstawowe struktury spajające społeczeństwo. Wskazuje z niepokojem na ich niski poziom edukacji i politycznego zaangażowania. Gdy wydarzy się katastrofa albo przyjdzie pomóc biednym – przewiduje socjolog – ciężko będzie ­religious nones zmobilizować do wsparcia potrzebujących (w czym są bardzo skuteczne wspólnoty religijne).

Zdaniem Burge’a niereligijni „dryfują” przez życie. Być może są odpowiedzialni za wzrastający wśród Amerykanów poziom stresu, niezadowolenia z życia, narkomanię, a nawet samobójstwa?

Niereligijni jako choroba

Z bardzo podobną litanią amerykańskich nieszczęść – w które wpleciona jest niereligijność – wystąpił dziennikarz David Brooks na jednej z konferencji TED (Technology, Entertainment and Design). „Najszybciej rosnącą partią polityczną są bezpartyjni. Najszybciej rosnącym ruchem religijnym są niereligijni. Wskaźniki depresji rosną, problemy ze zdrowiem rosną. Licząc od roku 1999 liczba samobójstw wzrosła o 30 proc...”.

A przecież Ameryka to kraj z bogatymi tradycjami tolerancji religijnej. W Polsce, przy absolutnej dominacji katolicyzmu, niereligijni znajdują się pod znacznie większą presją.

Nauczycielka Grażyna Juszczyk jako ateistka zdjęła krzyż w pokoju nauczycielskim, powieszony bez konsultacji z pracownikami szkoły. Była z tego powodu – według wyroku sądu w Opolu – poniżana i nękana psychicznie. Kiedy wygrała sprawę, a także apelację, szkoła przeprosiła i wypłaciła odszkodowanie. Wtedy prokuratura z Wrocławia – organ państwowy! – skierowała do Sądu Najwyższego skargę kasacyjną.


Czytaj także: Mateusz Hohol, Łukasz Kwiatek: Schizma w ateizmie


Problem nie dotyczy jednak tylko urzędników czy polityków zabiegających o względy Kościoła. W tej samej liberalnej „Polityce”, która stanęła w obronie Grażyny Juszczyk (Joanna Podgórska „Niewierzący w Polsce pod katolicką presją”), Adam Szostkiewicz pisał niedawno („Młoda niewierząca Hiszpania”), że niewierzący mogą mieć swój system wartości i bywają odporni na różne destrukcyjne ideologie. Zauważył jednak – oczywiście znów w obawie o przyszłość społeczeństwa – że brak własnych wartości może człowieka wpychać w objęcia różnych szarlatanów. Zacytował popularnego swego czasu katolickiego myśliciela Gilberta Chestertona: ten, kto nie wierzy w nic, uwierzy w cokolwiek.

Jeszcze bardziej negatywnie nazwano niewierzących w materiałach przygotowujących jesienną sesję filozofów polskich. Amerykańskie none – pochodzące od sformułowania none of the above (żadne z powyższych) w amerykańskich sondażach przynależności religijnej – przetłumaczono tam jako „nijaki”.

Samodzielni światopoglądowo

Jestem ateistą, a zatem w momencie, kiedy podaje mi się spis wspólnot religijnych, jestem zmuszony wybrać opcję „nones”. Nie przyszłoby mi jednak do głowy, że ta decyzja – odrzucenie religijnych wspólnot i masowych wierzeń – może określać mój światopogląd! Gdyby mnie zapytano, do jakiej wspólnoty się zaliczam, odpowiedziałbym bez wahania: samodzielni światopoglądowo (albo niezależni światopoglądowo).

Mój obraz świata nie jest nijaki i na pewno nie jest mi obojętne, w co ludzie wierzą i jak na tej bazie współpracują ze sobą. Przeciwnie. W sondażach pytających o przyczyny odejścia nones od Kościoła na samej górze znajduje się: kwestionują wiele z kościelnych wierzeń. Jest to dla mnie bardzo istotne.


Czytaj także: Ks. Andrzej Draguła: Wartość ateisty


Samodzielność światopoglądowa nie oznacza, że ktoś w nic nie wierzy i uwierzy w byle co. Nie ma ludzi bez świato­poglądu. Nikt nie żyje „w ciemno”, bez żadnej mapy. Nones to nie społeczna rzeczywistość, tylko puste, tymczasowe miejsce (placeholder), czekające na zrozumienie przez teologów, filozofów i religioznawców, o jakich zjawiskach mówią. Pozwolę sobie zatem teraz na kilka podpowiedzi dla wszystkich opisywaczy społeczeństwa, którzy traktują nas – samodzielnych światopoglądowo – jak rodzaj wirusa, rdzy albo kwasu, który za chwilę rozpuści cywilizację stworzoną poprzez rozpowszechniane wierzenia religijne i tezy ideologiczne.

Problem z cieniami

Po pierwsze, warto by wyeliminować z sondaży terminy negatywne: niereligijni, ateiści itp. Pomogłoby to usunąć negatywne, nihilistyczne skojarzenia. Ludzie wierzący na własną rękę i żyjący po swojemu nie są cieniami ludzi religijnych. Nie oglądamy się za siebie.

To nie oznacza oczywiście, że budujemy obraz świata bez korzystania z dorobku kultury czy bez udziału w społeczności. Oznacza to tylko, że nie przyjmujemy wierzeń w gotowych zestawach, przygotowanych hurtowo dla milionów ludzi przez księży czy ideologów partii politycznych. O wiele chętniej korzystamy z wiedzy naukowej. Nie tylko sami wybieramy, ale także sami decydujemy, na jakich zasadach chcemy wybierać. Inaczej mówiąc, jako dorośli podejmujemy nową i samodzielną decyzję o wyborze obrazu świata, który nam się wydaje najbardziej wiarygodny.

Dwie strony medalu

Dzięki Wielkiej Historii, nowej dyscyplinie naukowej, przedstawiającej historię ludzkości z ogromnego czasowego dystansu, jako część historii Wszechświata i życia na Ziemi, wiemy, że masowe światopoglądy faktycznie były spoiwami coraz większych społeczeństw. Ale te często otoczone kultem „spoiwa” nie są ani wieczne, ani nie zapewniły nam nigdy Królestwa Bożego na ziemi (popularyzuję wiedzę o ewolucji wczesnych wierzeń chrześcijańskich, więc temat nie jest mi obcy).

Przez większość historii masowe wierzenia i wartości umożliwiały nam współpracę zamiast zabijania się, ale dostarczały także nadprzyrodzonego uzasadnienia dla wyzysku i nierówności społecznych. (Dotyczy to również świeckich ideologii, nie tylko religii). Wyjątkiem mogłaby być współczesna liberalna demokracja, ale system ten przeżywa właśnie głęboki kryzys. Yuval Harari wskazuje, że podstawy światopoglądowe tego systemu – humanizm, prawa człowieka, idea wolnej woli – nie są w stanie sprostać realiom epoki informatycznej.

Wyważone oceny są bardzo potrzebne, bo inaczej nowe zjawiska nas przerosną. Pastor Ryan Burge, przytaczając dane o naszej mizernej edukacji i aktywności politycznej, nie uwzględnił tych najbardziej wykształconych, określających się jako agnostycy i ateiści. Niewierzący w USA z reguły wybierają w sondażach przynależności religijnej jedną z trzech opcji: ateista, agnostyk albo „żadne konkretne wierzenia” (nothing in particular). Burke wziął pod uwagę tylko dane o tej trzeciej, największej i najsłabiej wykształconej podgrupie niewierzących. Jednocześnie użył w swoim artykule argumentów typu: „tradycje religijne przez dziesięciolecia zbudowały dyskretnie działające sieci wsparcia dla najsłabszych” albo „po ludziach aktywnych religijnie można się częściej spodziewać, że uznają się za bardzo szczęśliwych”. Moim zdaniem przy tego rodzaju argumentach przedmiotem porównania powinni być wszyscy ludzie samodzielni światopoglądowo, bez wyłączania najlepiej wykształconych podgrup. Pozbawione negatywnego wydźwięku określenia postaw pozareligijnych mogą pomóc w unikaniu tego rodzaju potknięć w przyszłych analizach. (Nie chcę już nawet wspominać o użyciu aktywności politycznej jako prawie wyłącznego miernika zaangażowania w budowę struktur społecznych…).

Epoka informatyczna

Być może warto popatrzeć trochę szerzej i dalej w przyszłość. Nie sposób wykluczyć, że nasz prastary – jak to określa Harari – „przemysł wierzeniowy” (industry of belief) powoli traci swą efektywność. Być może w świecie coraz to nowych technologii i odkryć naukowych potrzebujemy raczej negocjować obrazy świata, niż je wpajać, gloryfikować i za wszelką cenę chronić. Niektórzy badacze systemów społecznych twierdzą, że w obecnych warunkach – coraz szybszych zmian i coraz bardziej kruchych struktur – potrzebować będziemy jak najwięcej odmiennych wizji świata i sposobów życia, niezbędnych do wyewoluowania antykruchych instytucji (tzw. World of Views).

Następna wielka rewolucja kulturowa nie nastąpi za tysiąc ani za sto lat. Może się wydarzyć jutro po południu. Nasze dobrze „spojone” i w związku z tym mało elastyczne szkoły, parlamenty i Kościoły nie będą w stanie od razu zareagować. Z osobami o samodzielnych wierzeniach wygląda to inaczej. My już wiemy, jak to jest, kiedy rozpada się świat i trzeba go poskładać od nowa. Jesteśmy gotowi. ©

 

Autor jest filologiem, w miesięczniku „Znak” publikował teksty o Jezusie historycznym. Prowadzi stronę www.worldviewresearch.org.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019