Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Co do rozrywek, chodzimy na koncerty, w miarę czasu do teatrów, nie omijamy też dobrych seansów kinowych, robimy wycieczki krajowe i czasem zagraniczne. A jakie ciekawe są publiczne odczyty w Polskiej Akademii Umiejętności! Nie sądzę, by jakakolwiek telewizja mogła je zastąpić. To duża przyjemność móc po takim odczycie postawić osobiście słynnemu historykowi pytanie, np. o to, jak to było z tymi Awarami i jak się nazywał kraj przez nich zamieszkały. Ponadto mamy zwyczaj czytać sobie nawzajem głośno w domu to, cośmy pięknego lub ciekawego znaleźli w książkach lub czasopismach. A w ogóle lubimy coś wspólnie studiować, czytając na głos. Teraz przerabiamy pięciotomową Torę z obszernymi komentarzami rabina Sachy Pecarica, uważając, że nas to istotnie przybliża do zrozumienia sensu i obrzędów chrześcijaństwa. Ale przede wszystkim, gdy robimy coś, co nie wymaga napięcia umysłowego, śpiewamy sobie - nie są to popisy, lecz zwyczajny śpiew przy pracy. Czyście Państwo nie zauważyli, że w domach, gdzie jest telewizor, przestano śpiewać?
Gdy się przyzwyczaimy do zabawiania przez telewizor, trudniej przychodzi modlitewne skupienie, medytacja, adoracja... Oduczamy się pracy wewnętrznej. My, oprócz systematycznych modlitw, do których z takich czy innych powodów czujemy się zobowiązani, i oprócz modlitw spontanicznych, "od serca", modlimy się też przed posiłkami. Jeśli posiłek jest wspólny - głośno. Ten niemodny zwyczaj musiał zniknąć tam, gdzie jest telewizja, bo jak tu odmówić modlitwę przed obiadem, gdy siadający do stołu mają oczy wlepione w akcję serialu, decydującą rozgrywkę między drużynami Butanu i Kostaryki, a choćby i krajobrazy Ziemi Ognistej.
Nasz najmłodszy syn chyba sporo zawdzięcza temu, że się chował bez telewizji. Dużo mu śpiewaliśmy, bawiliśmy się z nim w miarę posiadanego czasu, opowiadaliśmy bajki przed snem, ale nigdy nie był "zabawiany". Dlatego umiał się bawić również sam i przyzwyczaił się bawić twórczo. Ongiś jednak w naszym domu telewizor był. Wprowadził się z naszą staruszką matką. Co gorsza, starsi synowie przychodzili czasem do pokoju babci właśnie na telewizję. Zabronienie im wspólnego oglądania z babcią byłoby błędem i wychowawczym, i moralnym. Gdy babci zabrakło, powstał problem, co zrobić ze sprzętem. Może chłopcy zaproponują, by go przenieść do środkowego pokoju? Decyzję trzeba było podjąć zbiorowo, nie można było łamać sumień. Na pytanie, co robić, oni pierwsi powiedzieli: "Pani Rózia marzy o telewizorze, ale jej na niego nie stać. Podarujmy jej babciny telewizor. Ucieszy się". I rzeczywiście się ucieszyła.
TERESA i KONRAD RUDNICCY
(Kraków)