Zrzuć winę na mamę. Anita Piotrowska o filmie "Bo się boi"

Ari Aster, nawet kiedy realizuje swoje przesadnie ambitne pomysły ciężką ręką, bywa interesujący. Czuć w tym dotknięcie budzącego się dopiero i ciągle błądzącego geniusza.

24.04.2023

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Bo się boi” / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Bo się boi” / MATERIAŁY PRASOWE

Któż nie zna takich lęków? Że terminal w sklepie nieoczekiwanie odpowie: „transakcja odrzucona”. Że gdzieś w bloku czai się jadowity pająk. Że zostawimy klucze w drzwiach, ktoś je wyciągnie i pewnego dnia zainstalują się w naszym mieszkaniu okoliczni menele... I jeszcze ten najgorszy lęk, kafkowski – kiedy trzeba udowodnić swą niewinność albo zrealizować jakiś cel, lecz nikt nie traktuje poważnie człowieka, który nie potrafi się bronić ani przekonać do swoich racji. A w dodatku jest w piżamie. Film „Bo się boi” do pewnego momentu świetnie wygrywa te wszystkie nasze strachy, zazwyczaj głęboko poukrywane i najpełniej ujawniające się w sennych koszmarach. Cierpiący na ataki paniki Beau uosabia dzisiejsze turboniepewne czasy, fobie podsycane przez media i polityków, społeczeństwo „na prochach” czy widma męskości w kryzysie. Takiego filmu, egzorcyzmującego lęki zbiorowe, bardzo dzisiaj potrzebujemy, choć Ari Aster pochyla się nad tym jedynie na początku trzygodzinnego dreszczowca. Bardziej interesuje go indywidualny freudowski trip. Byłby zupełnie nie do zniesienia, gdyby nie poczucie humoru.

Dla bohatera, granego – jakże by inaczej – przez Joaquina Phoeniksa, świat dawno temu przestał być swojskim miejscem. Film rozpoczyna się tak zwaną sceną pierwotną, czyli narodzinami Beau, oglądanymi z jego perspektywy, i nie będzie to ostatnie jego traumatyczne doświadczenie. Poczucie niedogodności narodzin wypielęgnowała w nim jego własna rodzicielka, zimna biznes­woman (Zoe Lister-Jones/Patti LuPone), stąd „Bo się boi” już na starcie zamienia się w psychoanalityczne studium toksycznego macierzyństwa. Z niego ma wynikać cała reszta, czyli fakt, iż facet w średnim wieku żyje samotnie w wielkomiejskiej norze, boi się w zasadzie wszystkiego, deliberując na terapii, czy większy jest jego lęk o śmierć matki, czy raczej życzenie jej tego. Również po osieroceniu przez nią, w nader absurdalnych okolicznościach, będzie gnębiony przez poczucie winy i wstydu. Ktoś mógłby dodać, że żydowskie, biorąc pod uwagę pochodzenie bohatera i nowojorskiego reżysera. To samo rzec by można o genetycznie zakodowanym i samonapędzającym się strachu. Lecz i tego wątku Aster specjalnie nie rozwija, skupiając się na samej patologii oraz jej edypalnej wykładni. Tam znajduje uniwersalną metaforę dla męskiego życia, od narodzin aż do śmierci.

Są w tym ekstrawaganckim filmie liczne i pewnie trochę zamierzone pęknięcia, jakby zbyt nachalnie próbował stać się wielowymiarową projekcją paranoicznego umysłu. Najlepszy jest wtedy, gdy wykrzywia rzeczywistość, ale ciągle jeszcze ironicznie balansuje na jej granicy: w upiornej miejskiej dżungli, gdzie człowiek człowiekowi pająkiem, czy w uroczym podmiejskim domu, dokąd Beau trafia po wypadku samochodowym i zostaje adoptowany przez parę, która straciła syna na wojnie. Aster z tragikomicznym wyczuciem wybudza tu kolejne archetypiczne demony, jak lęk bohatera przed utratą tożsamości, przed wrobieniem w coś, czego nie robił, i przed niezrobieniem tego, co zrobić powinien – jako dobry syn przede wszystkim. Tyle że reżyser mierzy znacznie wyżej i ostatecznie przestrzela.

W pewnym momencie zaczyna bawić się w daleko posuniętą dekonstrukcję filmowego spektaklu, wpuszczając swego protagonistę do ciemnego lasu, a stamtąd wprost na deski wędrownego teatru, ażeby z widza przeistoczył się w aktora swego życia. Ów wysoce artystyczny zabieg, kojarzący się niektórym z „Dogville” Larsa von Triera, innym zaś z „Może pora z tym skończyć” Charliego Kaufmana, urzeka wizualną finezją (zdjęcia Pawła Pogorzelskiego, stałego współpracownika Astera, to najmocniejsze prócz aktorstwa strony „Bo się boi”). Nie przekonuje jednak ów alternatywny scenariusz męskiego żywota. Znać w nim głównie przerost ambicji, jakby nie wystarczał reżyserowi sprawnie i sugestywnie zrealizowany „mózgotrzep”.

Jako psychoanalityczna odyseja na wesoło też film nie do końca się broni. Bo ileż można natrząsać się z „kompleksu Portnoya” lub syndromu kastrującej matki jemioły, które miałyby, rzecz jasna z przymrużeniem oka, uzasadniać wszelkie fiksacje Beau. W „Jokerze” Todda Phillipsa grany przez Phoeniksa tytułowy szaleniec był czymś więcej niż ofiarą rozmaitych instytucji z rodziną na czele; chcąc nie chcąc stawał się wyrazicielem społecznego gniewu. Czyniło to jego postać bardziej wieloznaczną. Poza tym Aster, od dziecka zakochany w kinie grozy, musi wiedzieć, że najciekawsze (i poniekąd najstraszniejsze) są filmy o lęku przed tym, co do końca nienazywalne i co wymyka się racjonalnej kontroli. Tutaj sam chwilami pada jej ofiarą, aczkolwiek w brawurowym, ultragroteskowym stylu, docenionym przez samego Martina Scorsese, najwyraźniej niezmęczonego metrażem. Bo film, mimo całej swej efektowności, wystawia na próbę percepcyjną wytrzymałość widza. Nawet wzięcie tej historii w cudzysłów, niczym lękową fantazję rządzącą się własną logiką, nie ułatwia zadania. Lepiej rozsmakować się w maestrii poszczególnych wątków i scen, bowiem Aster, nawet kiedy realizuje swoje bizarne pomysły przyciężką ręką, bywa interesujący. Czuć w tym dotknięcie budzącego się dopiero i ciągle błądzącego geniusza.

Z upodobaniem grzebie w ludzkich głowach, bo tam kryje się dlań najprawdziwsza groza i – jednocześnie – bogaty światotwórczy potencjał. Każdy z jego głównych bohaterów ma swoją wilgotną piwnicę albo zasnuty pajęczynami strych, dosłownie bądź w przenośni. W zakurzonych pudłach spoczywają ich wstydliwe tajemnice, nieprzepracowane traumy, wyrzuty sumienia. Pewnie dlatego zastępczymi rodzinami stają się dla nich sekty – satanistyczne („Dziedzictwo. Hereditary”) czy zakorzenione w pogańskich rytach („Midsommar. W biały dzień”), domy zaś mają postać stworzonych w chorym umyśle makiet. Nic dziwnego, że i dla Beau, samobiczującego się życiowego przegrywa, głównym wyzwalaczem ataków paniki jest jego rodzinny dom. I zarazem przedmiotem wiecznej, nieutulonej tęsknoty. Jeśli jednak „Bo się boi” miałoby dla Astera (i dla nas) być czymś więcej niż gatunkową zabawą (na przykład formą terapii), próżno oczekiwać w niej katharsis. Podobnie jak w poprzednim filmie, pozostaje spiętrzony sarkazm jako krótkodziałające antidotum na nasze lęki.©

BO SIĘ BOI, (Beau Is Afraid) – reż. Ari Aster. Prod. USA 2023. Dystryb. Gutek Film. W kinach.

Ari Aster ma 36 lat i zdążył wyspecjalizować się w tzw. uszlachetnionych horrorach (elevated horrors). Najpierw było „Dziedzictwo. Hereditary” (2018) z Toni Colette – film o żałobie, poczuciu winy i opętaniu. Następnie zrealizował „Midsommar. W biały dzień” (2019) z Florence Pugh, inspirowany skandynawskim folklorem. Wszystkie jego filmy wyprodukowało kultowe studio A24. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2023