Zgoda Arabów z półwyspu

Po trwającej prawie cztery lata zimnej wojnie państw Półwyspu Arabskiego przeciwko najmniejszemu, ale najbogatszemu z nich Katarowi, królowie, prezydenci, emirowie i szejkowie znad Zatoki Perskiej wypalili fajkę pokoju.
w cyklu STRONA ŚWIATA

08.01.2021

Czyta się kilka minut

Książę Mohammed ibn Salman na naradzie Rady Państw Zatoki Perskiej w saudyjskiej al-Uli, 5 stycznia 2021 r. Fot. Saudi Press Agency /Xinhua News/East News /
Książę Mohammed ibn Salman na naradzie Rady Państw Zatoki Perskiej w saudyjskiej al-Uli, 5 stycznia 2021 r. Fot. Saudi Press Agency /Xinhua News/East News /

Zimna wojna na Półwyspie Arabskim trwała prawie cztery lata. Wybuchła zaraz po objęciu przez Donalda Trumpa urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych, a zakończyła się dwa tygodnie przed końcem jego panowania. Jankes, choć nie był w wojnie stroną, miał w niej wielki udział.

Propozycja nie do odrzucenia

Zaprzysiężony w styczniu 2017 r. Trump w swoją pierwszą, prezydencką podróż zagraniczną postanowił wybrać się właśnie na Półwysep Arabski i Bliski Wschód, w odwiedziny do tamtejszych najwierniejszych i najważniejszych sojuszników Ameryki – Arabii Saudyjskiej i Izraela. Dopiero stamtąd pojechał dalej, do Brukseli, Watykanu i na Sycylię. Dwa tygodnie po wizycie Trumpa w ojczyźnie islamu Arabia Saudyjska, a także jej sojusznicy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajnu oraz Egipt złożyły Katarowi propozycję nie do odrzucenia.

Przedstawiły listę ponad tuzina kategorycznych żądań i oznajmiły, że Katar gorzko pożałuje, jeśli ich nie spełni. Na liście znalazło się m.in. żądanie zamknięcia katarskiej, niezależnej stacji telewizyjnej Al Jazeera (arabscy przywódcy nie znoszą wścibstwa jej dziennikarzy ani ich krytycznych komentarzy), a także wydania politycznych dysydentów, którym katarski emir udziela gościny w swojej stolicy, Dosze. Przywódcy czterech państw zażądali też, by emir zamknął działającą w Katarze turecką bazę wojenną, wyprosił tureckich instruktorów wojskowych i zaprzestał udzielania pomocy i wsparcia „międzynarodowemu terroryzmowi”. Szejkowie z Dubaju i Abu Zabi, a także prezydent Egiptu za terrorystów uważają przywódców i działaczy ruchu Braci Muzułmanów, najstarszego ugrupowania politycznego Arabów, odrzucającego zachodnie porządki i wartości i nawołującego do muzułmańskiej reformacji. Katarski emir, po doświadczeniach Arabskiej Wiosny, uznał, że zamiast ich prześladować, lepiej Braci oswajać, życzliwością i ustępstwami łagodząc ich rewolucyjny zapał.

Przeciwnicy emira wyśmiewają jego naiwność i przekonują, że proponowana przez niego recepta zamiast rozbroić fanatyzm, krzewi tylko dżihadystyczne szaleństwo. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn i Egipt zażądały też kategorycznie, by Katar zerwał wszelkie związki z Iranem, trzecim poza Turcją i Arabią Saudyjską bliskowschodnim państwem, roszczącym pretensje do roli regionalnego hegemona i żandarma.

„Zgodzić się na te żądania, oznaczałoby wyrzec się naszej niepodległości” – oznajmił emir Tamim ibn Hamad al-Sani, odrzucając propozycję. Zaczęła się zimna wojna. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn i Egipt zerwały z Katarem wszelkie stosunki, zamknęły granice lądowe i morskie oraz przestrzeń powietrzną dla katarskich samolotów. Wprowadziły blokadę gospodarczą i handlową, kazały obywatelom Kataru wynosić się precz, a własnym obywatelom wyjeżdżać czym prędzej z Kataru. Arabia Saudyjska, jedyny kraj, z którym Katar ma granicę lądową, zapowiadała nawet, że wykopie wzdłuż kanał, który przemieni Katar w wyspę.

Drażniący Katar

Saudyjczykom i ich koalicjantom maleńki, ale najbogatszy na całym półwyspie Katar naraził się uporem, by prowadzić niezależną od nich politykę i nie stać się jak inni sąsiedzi saudyjskim wasalem. Przejawem tej hardości stała się właśnie zażyłość katarskiego emira z Turcją, a także z Iranem, dawną Persją, bastionem szyitów i rządzonym w dodatku od ponad 40 lat przez ajatollahów, marzących tylko, by przenieść ogień rewolucji muzułmańskiej na cały Bliski Wschód.


Czytaj także: Niemożliwa do poskromienia chęć zysku i wszechwładza szefów światowej federacji piłkarskiej FIFA sprawiły, że nie mogąc pomieścić wielkich igrzysk w państwie-mieście Katarze, chcą je urządzić także w równie bogatym Kuwejcie.


 

Nie mogąc w żaden sposób złamać czy choćby zmiękczyć uporu katarskiego emira, Saudyjczycy zaczęli się obawiać, że zarazi on złym przykładem innych, jest wyzwaniem dla ich przywództwa. Wykorzystali przyjazd amerykańskiego prezydenta Trumpa, nowicjusza w międzynarodowej polityce i bliskowschodnich łamigłówkach, by przekonać go, iż Katar, przyjaźniący się z Iranem i okazujący życzliwość Braciom Muzułmanom, zagraża też Ameryce. Trump, który wojnę z ajatollahami i atomowo-mocarstwowymi ambicjami Iranu uznał za jeden z najważniejszych celów swojej prezydentury, nie oponował, kiedy goszczący go jak króla Saudyjczycy napomknęli, że zamierzają ukarać Katar, i zapytali, czy Ameryka nie będzie miała im tego za złe. Konflikt królów, emirów i szejków znad Zatoki od dawna przyprawiał amerykańskich dyplomatów i generałów o ból głowy. Wszyscy są sojusznikami Ameryki i w każdym z tych państw utrzymuje ona swoje bazy wojenne i wojska.

Trumpowi zależało jednak, żeby sankcjami i bojkotem rzucić Iran na kolana, a dodatkowo zmontować z arabskich państw z półwyspu sunnicką koalicję, która namówiona do współpracy z Izraelem zluzowałaby Amerykanów z obowiązku trzymania warty na Bliskim Wschodzie. Żeby przekabacić Trumpa, Saudyjczycy obiecali mu, że dokonają w Ameryce zakupów, jakich świat nie widział. Obiecali wydać ponad 350 miliardów dolarów, z czego jedną trzecią na amerykańską broń i sprzęt wojskowy. Uszczęśliwiony Trump pozował do zdjęć z wielką, tekturową makietą opiewającego na miliardy czeku i przechwalał się, że takiego interesu jeszcze nikt w Ameryce nie zrobił. Wyjechał, a dwa tygodnie później Saudyjczycy i ich sojusznicy przedstawili Katarowi ultimatum.

Jankes i książę

Zimna wojna z Katarem wraz z wyprawą wojenną do Jemenu miały wzmocnić znaczenie saudyjskiego księcia koronnego Mohammeda ibn Salmana, ułatwić mu wstąpienie na tron i zdobycie tytułu niekwestionowanego przywódcy Półwyspu i całego Bliskiego Wschodu. Właśnie młodego, dziś 35-letniego księcia upatrzył sobie Trump na swojego ulubionego sprzymierzeńca w arabskim świecie.

Saudyjski książę nie ukrywa, że zamierza unowocześnić, niemal zrewolucjonizować królestwo uchodzące za ostoję konserwatyzmu i tradycji. W modernizacyjnym dziele Mohammed odnosi sukcesy, ale pomniejsza je jego usposobienie raptusa. Bezceremonialność i brutalność, z jaką pozbywa się rzeczywistych i wyimaginowanych rywali do tronu, z każdym rokiem przysparza mu coraz liczniejsze rzesze wrogów. Krwawym piętnem na wizerunku księcia odcisnęło się dokonane przez jego poddanych morderstwo dziennikarza i dysydenta Dżamala Chaszodżdżiego, zwabionego do saudyjskiego konsulatu w Stambule. Trump, nie kryjąc słabości do księcia, bronił go jednak, ilekroć Saudyjczyk wpadał w tarapaty.

Katastrofami zakończyły się też niemal wszystkie przedsięwzięcia podejmowane poza granicami królestwa. Trwająca szósty rok inwazja na Jemen nie przyniosła księciu zwycięstwa, ale oskarżenia, że jego wojska mordują jemeńskich cywilów, i to głównie z ich powodu w Jemenie doszło do jednej z najstraszliwszych w ostatnich latach katastrofy humanitarnej. Dyplomatycznym skandalem zakończyła się także próba zmuszenia do dymisji premiera Libanu. Libańczyk przyjechał do Arabii Saudyjskiej z oficjalną wizytą, ale saudyjski książę kazał umieścić go w areszcie domowym i trzymać tak długo, aż poda się do dymisji albo obieca zrobić porządek z irańskim protegowanym, Hezbollahem, Armią Boga, wyrosłą na najpotężniejszą milicję zbrojną na całym Bliskim Wschodzie. Libański premier odzyskał wolność tylko dzięki wstawiennictwu prezydenta Francji.

Emir zwycięzca

Klęską zakończyła się też zimna wojna, jaką wytoczył przeciwko Katarowi. Po trzech i pół roku blokady Katar nie tylko nie skapitulował, ale jeszcze bardziej się usamodzielnił i uniezależnił. Widząc, że pod wodzą gwałtownika Mohammeda Arabia Saudyjska gotowa jest najechać na niego zbrojnie, Katar rozbudował i uzbroił swoją armię. A z Turcją i Iranem, które pomagały mu przetrwać blokadę, łączą dziś Katar jeszcze bliższe i bardziej zażyłe więzy niż przed wybuchem zimnej wojny (mając zamknięte niebo nad Arabią Saudyjską, katarskie samoloty latały po irańskim niebie płacąc ajatollahom po 100 milionów dolarów za każdy rok).

Lata blokady i zimnej wojny umocniły też władzę młodego katarskiego emira, 40-letniego Tamima, a spokój i skuteczność przywództwa, jaką się wykazał podczas kryzysu, uczyniło go w Katarze niemal bohaterem narodowym. Mimo że jego przeciwnik, Saudyjczyk, był ulubieńcem Trumpa, Katarczyk również nie stracił jego sympatii i wdzięczności. Choćby za to, że dzięki jego dyplomatycznym zabiegom w Dosze afgański rząd i talibowie prowadzą rozmowy o pokoju, który umożliwiłby Amerykanom wykaraskać się z 20-letniej, kosztownej, przegranej i najdłuższej wojny, jaką kiedykolwiek stoczyła Ameryka.

Dyplomaci Trumpa od dawna próbowali pogodzić młodych książąt z Rijadu i Dohy. Liczyli, że Arabia Saudyjska i Katar dołączą w tym roku do arabskich państw, które Trump namówił do uznania Izraela i nawiązania z nim stosunków (ostatecznie zrobiły to Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Sudan i Maroko, a wcześniej Egipt i Jordania, a także Liban, który jednak potem wycofał się z ugody), a przede wszystkim utworzą zgodne przymierze, wymierzone przeciwko Iranowi i irańskiej ekspansji na Bliskim Wschodzie.

I choć w rokowaniach, które doprowadziły do zakończenia zimnej wojny na Półwyspie Arabskim jedną z najważniejszych ról odgrywał Jared Kushner, zieć Trumpa i główny architekt jego bliskowschodniej polityki, jego arabscy rozmówcy myśleli nie o jego teściu-prezydencie, lecz o innym Jankesie, który wkrótce wprowadzi się do Białego Domu.

Nowy Jankes w Białym Domu

Katar dał się przekonać do pokoju, bo choć przetrwał bez większych strat blokadę, to sporo się wykosztował i mocno uprzykrzała mu ona życie, zwłaszcza przed przyszłorocznym turniejem finałowym o mistrzostwo świata w piłce nożnej, który po raz pierwszy odbędzie się na Bliskim Wschodzie. Nie przyjął żadnego ze stawianych mu żądań, w niczym nie ustąpił. Za zniesienie blokady zgodził się jedynie nie wycofać z międzynarodowych trybunałów pozwy odszkodowawcze, z jakimi wystąpił przeciwko Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonym Emiratom Arabskim, Bahrajnowi i Egiptowi.

O ugodę zabiegał saudyjski książę, który w osobie pokonanego w listopadowych wyborach Trumpa stracił politycznego mecenasa. Joe Biden zapowiadał w kampanii wyborczej, że nie będzie tak pobłażliwy wobec postępków Saudyjczyków w Jemenie, a także prześladowań saudyjskich dysydentów na wygnaniu. Książę Mohammed liczy, że zakopując topór wojenny z Katarczykami, zaprezentuje się nowemu prezydentowi z Ameryki jako mąż stanu i przywódca świata arabskiego.

Saudyjczyk chce się wkupić w łaski nowego gospodarza Białego Domu także dlatego, że Biden zapowiada, że zrobi wszystko, by przywrócić zerwane przez Trumpa porozumienie z Iranem w sprawie jego programu atomowego. Saudyjczycy w imieniu sunnickich państw z półwyspu domagają się, by Amerykanie włączyli ich do targów z Iranem, a przynajmniej mieli ich w pamięci podczas układów. Arabowie narzekali, że poprzednie porozumienie, zawarte przez Baracka Obamę, nie uwzględniało ich interesów i nie zabezpieczało przed zagrożeniem ze strony uwolnionego od sankcji Iranu.


Korespondencje i analizy Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie >>>


 

Próbując wyjść z twarzą z kolejnego zagranicznego przedsięwzięcia, które zakończyło się katastrofą, zaprosił emira Tamima na naradę Rady Państw Zatoki Perskiej w saudyjskiej al-Uli, osobiście wyjechał po niego na lotnisko i ściskał na powitanie, a potem własnym lexusem obwoził po oazie i pustyni.

Już w przeddzień pierwszej od wybuchu zimnej wojny wizyty katarskiego emira na saudyjskiej ziemi książę Mohammed kazał otworzyć granicę lądową i morską, a także przestrzeń powietrzną, znieść blokadę i obiecał, że to samo zrobią jego sojusznicy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Bahrajnu i Egiptu.

Ci jednak nie pomagają wcale saudyjskiemu księciu ratować wizerunku. Nie przyjechali do al-Uli, lecz przysłali w zastępstwie dyplomatów, a Anwar Gargasz, minister dyplomacji ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które wcale nie paliły się do ugody z Katarem, oświadczył, że porozumienie z al-Uli nie jest końcem zimnej wojny, ale zaledwie początkiem końca. Kłopoty, w jakie książę Mohammed wpędza Arabię Saudyjską poprzez swoje nieudane wojenne wyprawy, sprawiły, że Zjednoczone Emiraty Arabskie, jak kiedyś Katar, wybijają się na coraz większą niezależność. Zbudowały najbitniejszą i najlepiej uzbrojoną na Półwyspie armię, samodzielnie wdają się w jedne zagraniczne, zastępcze wojny, jak w Libii, a z innych jeszcze samodzielniej się wycofują, jak z jemeńskiej, do której dały się przekonać Saudyjczykom. Dał się na nią namówić także Katar, którego po ogłoszeniu zimnej wojny sojusznicy sami wykluczyli z koalicji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej