Żelazny Wiktor

„Kortschnoi ist tot”, „Chess legend Victor Korchnoi dies”, „Le champion d’échecs Viktor Kortch-noï est mort”, „Umier szachamatist grossmiester” – pisali wszędzie. W Karaczi, Bostonie, Deportivie, Paryżu, Welligtonie, Moskwie i Bernie.

13.06.2016

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Nigdy nie nauczyłem się porządnie grać w szachy, ale gdyby zapytano mnie, jakim szachistą chciałbym być, to właśnie Wiktorem Lwowiczem Korcznojem. Korcznoj potrafił stanąć samotnie naprzeciwko imperium. To mi się podobało, nie jego gra, której subtelności nie jestem w stanie docenić.

Jednym z pierwszych zakupów, jakie zrobiłem w swoim życiu w księgarni na Nowym Arbacie, była książka Wiktora Lwowicza „Szachmaty bez poszczady” (Szachy bez litości). Do dziś stoi w bibliotece na jednej z „lepszych” (tj. bliskich biurka) półek. Nie opowiada o szachach, ale o ludziach w nieludzkim systemie.

Wiktor Lwowicz przyznawał się do polskich korzeni po ojcu. Chwalił się, że babka nauczyła go mówić: „psiakrew”. W dzieciństwie przeżył blokadę Leningradu, rozwód rodziców, śmierć ojca na froncie. W czasie blokady poszedł do Pałacu Pionierów. Tam można było dostać coś do jedzenia. Wiktor działał w kółkach: muzycznym, recytatorskim i szachowym. Być może „trzymanie wszystkich srok za ogony” sprawiło, że był człowiekiem wielkiej ogłady, a jednocześnie szachistą, którego technika nie była doskonała. W dodatku w jego pokoleniu w ZSRR zaroiło się od genialnych szachistów. Wielki mistrz Michał Botwinnik siedział na szachowym tronie, a niżej bratobójcze walki toczyli przyszli mistrzowie świata Michaił Tal, Tigran Petrosjan, Borys Spasski. Korcznoj im nie ustępował, ale nie mógł przebić się na sam szczyt.

– Był pracowity, ale nie tak utalentowany jak oni – mówił mi niedawno nasz arcymistrz Michał Krasenkow, który znał Korcznoja.

Ale dla Kremla najważniejsze było to, że tytuł był wewnętrzną sprawą Sowietów. Złośliwi mówili, że jak obywatele Kraju Rad oglądają piłkarzy, to piją mniej wódki. A gdy szachistów, to mają mniej chęci na czytanie Sołżenicyna.

Katastrofa przyszła nagle. W 1972 r. Borys Spasski przegrał mecz o mistrzostwo świata. Na domiar złego z Bobbym Fischerem, obywatelem USA. To nie porażka sportowa, ale klęska państwowa.

Włodzimierz Wysocki (mrugając okiem) śpiewał: „Szachowy prestiż upuściliście na bruk!”. W Moskwie nastroje były żałobne, ale i bojowe – tytuł należy odbić. Kto to zrobi? W 1974 r. do walki o prawo do meczu z Fischerem zakwalifikował się Korcznoj i młodszy o 20 lat Anatolij Karpow!

Pisarz Władimir Wojnowicz zauważył coś jeszcze. Gdy przed meczem pytano ich o ulubione lektury, Korcznoj wypalił, że lubi Hemingwaya. Za to Tola klął się, że uwielbia „Jak hartowała się stal”. Nie mówił prawdy, czytał co innego. Ale nie szło o prawdę, a o to, kto będzie maszerował zgodnie z linią partii, a kto ma skłonności do wierzgania. Na szczytach zapadł werdykt – stawiamy na Tolę.

Karpowowi przydzielono najlepszych trenerów. Korcznoj został sam. Po morderczych 24 partiach przegrał. Wściekły dał wywiad jugosłowiańskiej „Polityce”, w którym mówił, że „góra” ukartowała wszystko. Dostał za to szlaban na wyjazdy. Gdy po dwóch latach wypuszczono go za granicę, już nie wrócił. W ZSRR nazwano go zdrajcą. Gazeta „Sowietskij Sport” drukowała list mistrzów szachowych, krytykujących „podły postępek szachisty Korcznoja, który sprzedał swoją ojczyznę”. A on grał, jak dotknięty ręką Boga. Łoił skórę radzieckim mistrzom, którzy stanęli mu na drodze. Zakwalifikował się do meczu o mistrzostwo świata. A jego przeciwnikiem był znów Tola. Przegrać z Amerykaninem bardzo niedobrze, ale przegrać ze zdrajcą? To nie mieści się w głowie!

Spotkali się na Filipinach. Karpow miał kucharza, lekarzy, ochroniarzy z KGB, trenerów, psychologa – w sumie kilkanaście osób. Radzieccy, żeby mieć dodatkowy atut – nie pozwolili żonie i synowi Korcznoja opuścić kraju. Przed meczem na konferencji Wiktor odczytał dramatyczny list do Breżniewa z prośbą, by uwolnił bliskich.

Przegrał minimalnie. Mówiło się, że gdyby zanosiło się na wygraną, KGB musiałoby go zlikwidować. Podobno planowano jakimś specyfikiem spowodować zawał serca – ale dowodów na to brak.

Rewanż we Włoszech przegrał już wyraźnie. Syn Igor w tym czasie siedział w więzieniu. Aż by się chciało zrobić z Wiktora Lwowicza ikonę dysydenctwa, prawda? Tylko że on żadną ikoną nie był.

– Ja tylko chciałem grać w szachy – powtarzał wielokrotnie.

Co mnie irytowało? Nigdy nie przegrał z własnej winy. Winny był albo Karpow, albo Breżniew, albo Związek Radziecki, albo KGB.

Igor Korcznoj powiedział, że ojciec miał trudny charakter: – Genialnie grał dopiero wtedy, gdy nienawidził przeciwnika.

W życiu też nie był ideałem. Uciekł zostawiając za plecami rodzinę, szybko związał się z inną kobietą. Żona Bella nigdy mu tego nie wybaczyła. Z synem przeszli na „pan”.

Udzielił tysięcy wywiadów. Jeden z najlepszych zrobił mój kolega Marek Cegliński w 2004 r.: „Z pewnością pierwszego meczu, na Filipinach, nie przegrałem umyślnie. Michaił Tal potem powiedział, że jeśli wygrałbym go, to długo bym nie pożył. [Ale] to w moim charakterze były niedostatki, których nigdy nie mogłem przezwyciężyć, poprawić. I właśnie te niedostatki przeszkodziły mi zostać mistrzem”.

Gdy umarł Korcznoj, zadzwoniłem do red. Ceglińskiego.

– Dlaczego on ci to powiedział?

– Wtedy już nie musiał nikomu nic udowadniać. Dojrzał do tego wyznania jak stare wino.

Miał wtedy 73 lata. Nareszcie mówił jak mistrz. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2016