Ze sobą i z innymi

Pizzi szuka dramatyzmu i filmowej autentyczności w tym, co uchodzi za błahe i zwyczajne. Szuka odtrutki na bolączki „człowieka prostego” nie w momentach kluczowych, ale w tym, co wydarza się pomiędzy nimi.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Karine Teles jako Irene w filmie „Loveling” / MATERIAŁY PRASOWE BEST FILM
Karine Teles jako Irene w filmie „Loveling” / MATERIAŁY PRASOWE BEST FILM

Tak zwane zwykłe życie zawsze jest na ekranie trochę podejrzane. Nie może przecież zaistnieć w stanie czystym – musi mieć, jak przypuszczamy, swoją nadbudowę: społeczną, polityczną, krytyczną. Albo ukryte ramy filozofującej przypowiastki. Tym większe wytchnienie przynoszą filmy, które „zwykłemu życiu” starają się przyjrzeć bez dowartościowujących naddatków, a tym samym unikają protekcjonalnego spojrzenia na codzienne problemy „normalsów”.

Gdyby nie palma w tle, plakat do filmu „Loveling” mógłby sugerować, że chodzi o przeciętną polską rodzinę nad Bałtykiem: ciała dalekie od doskonałości, wielobarwne akcesoria plażowe, usilna potrzeba bycia razem, choć bez konieczności zaznaczania jej parawanem. Reżyser Gustavo Pizzi ukazuje współczesnych „Kowalskich” z okolic Rio do Janeiro inaczej, niż zrobiłaby to większość naszych twórców. Mały, „kuchenny” realizm nie wykrzywia się u niego w karykaturę, a zawarta w samym tytule czułość ani przez chwilę nie zamienia się w czułostkowość. Również silnie akcentowane w kinie brazylijskim podłoże klasowe (patrz: „Sąsiedzkie dźwięki” i „Aquarius” Klebera Mendonçy Filha czy „Prawie jak matka” Anny Muylaert) tu nabiera charakteru bardziej opisowego niż konfrontacyjnego. Bohaterowie „Loveling” to bowiem najszerszy i najbardziej szary wycinek brazylijskiego społeczeństwa, odległy zarówno od slumsów, jak i strzeżonych osiedli.

Do podupadającego domu Irene wchodzi się przez okno, nic więc dziwnego, że kobieta marzy o nowym lokum. Poza tym chciałaby wreszcie mieć własny pokój – dosłownie i w przenośni. Jej mąż Klaus pragnie rozkręcić poważny interes, bo prowadzona przez niego mała księgarnia stoi na skraju bankructwa. Pizzi portretuje ludzi, którzy czegoś się już dorobili, choć ich byt pozostaje ciągle niepewny i nie do końca zależy od nich samych. Kiedy najstarszy z czwórki synów, uprawiający piłkę ręczną nastoletni Fernando, otrzymuje propozycję wyjazdu do Niemiec, rodzina staje nagle przed ogromną szansą, a zarazem przed trudną dla siebie próbą. Choć na pozór zmienia się niewiele. Pomysłowy Klaus dalej krząta się wokół nowego biznesu, Irene próbuje skończyć szkołę dla dorosłych, a jej siostra Sônia szuka u nich schronienia przed agresywnym mężem. Domowy rozgardiasz, dziecięcy żywioł, nieustająca bieganina i paplanina mają wypełnić bolesne pęknięcia w rodzinnym portrecie. Prawdziwy dramat toczy się gdzieś podskórnie, czasem tylko ujawniając się na twarzy nadaktywnej Irene – w tej roli obdarzona szczodrym uśmiechem wspaniała Karine Teles, współscenarzystka filmu i ówczesna żona reżysera.

Urzeka w „Loveling” przede wszystkim brak narracyjnych szablonów. Zanurzając się w jego nie do końca kontrolowanym chaosie, mimowolnie węszymy patologie czy zakłócenia. I słusznie: szwagier Irene nadużywa narkotyków, a jej dawna wyniosła chlebodawczyni ma z pewnością wiele na sumieniu. Na domiar złego rodzinne plany nie idą tak, jak powinny, a wyjazd młodego Fernanda na sportowy kontrakt stanowi dla matki emocjonalne wyzwanie. Jednakże spodziewany wybuch następuje w momencie najmniej dla nas spodziewanym. Bo Pizzi szuka dramatyzmu i filmowej autentyczności właśnie w tym, co uchodzi za błahe i pospolicie zwyczajne: w plażowaniu, grillowaniu, we wspólnych posiłkach. Celebruje przed kamerą te drobne chwile, jakby szukał odtrutki na bolączki „człowieka prostego” nie w momentach kluczowych, ale w tym, co wydarza się pomiędzy nimi.

Ktoś powie, że to naiwna i powierzchowna perspektywa, zwłaszcza w kraju tak brutalnie naznaczonym przez różnice społeczne. Teles i Pizzi stworzyli jednak tę historię trochę na przekór generalizującym diagnozom, z myślą o konkretnych mieszkańcach Petrópolis, swego rodzinnego miasteczka. W filmie zagrała zresztą także dwójka ich wspólnych dzieci oraz inni członkowie rodziny, co nadaje filmowi osobistego charakteru. Czy „Loveling” można zatem nazwać filmem prorodzinnym? W jakimś sensie przywraca on wartość temu określeniu. Pokazuje, jak dynamicznym tworem jest rodzina i że zapewniając przetrwanie swoim członkom, musi też pamiętać o ich indywidualnych potrzebach. Postać Irene, czyli kontrolującej wszystko matki kwoki, uosabia najpełniej tę wewnętrzną walkę: między powinnością i pragnieniem, między rozsądkiem i emocją. Tworzy skomplikowany obraz macierzyństwa, które nie jest przyrodzonym stanem, ale procesem wymagającym ciągłych negocjacji. Tak z innymi, jak i z samą sobą. ©

LOVELING (Benzinho) – reż. Gustavo Pizzi. Prod. Brazylia/Urugwaj/Niemcy 2018. Dystryb. Best Film. W kinach od 24 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018