Zdrowie kontra wolność

Rozsądne próby ograniczenia palenia - dziś w Europie powszechne - mogą prowadzić do sytuacji urągających zdrowemu rozsądkowi.

05.05.2009

Czyta się kilka minut

Holandia do grona krajów, w których zapalenie papierosa jest zabronione we wszystkich miejscach publicznych, dołączyła w lipcu 2008 r. Wcześniej zakaz dotyczył urzędów, szkół i dworców, teraz obejmuje również bary i restauracje. Palić wolno za to w coffee-shopach: pod tą niewinną nazwą kryją się lokale, w których można "skonsumować" różne rodzaje lekkich narkotyków, jak haszysz czy marihuana. Joint z marihuaną nie jest zabroniony - chyba że zawierałby minimalną choćby domieszkę nikotyny.

To pokazuje, jak - rozsądne przecież - próby ograniczenia palenia, powszechne dziś w Europie i daleko poza nią, mogą prowadzić do sytuacji urągających zdrowemu rozsądkowi. A przypadek holenderski nie jest jedyny. Niekiedy można odnieść wrażenie, że dla aktywistów antynikotynowych coraz większy radykalizm postulatów staje się sposobem na zaistnienie na forum publicznym.

Początek końca świata

Walka z paleniem nie jest rzeczą nową. Nowe są formy. Dawniej najpowszechniejszym narzędziem było podnoszenie cen papierosów (co wpasowywało się w potrzeby finansowe państw). Później zakazano reklamowania papierosów, a na pudełkach zaczęto umieszczać przestrogi przed szkodliwością palenia. Wreszcie przyszła pora na zakazy.

W Europie na tę drogę pierwsza wkroczyła Irlandia, co było zaskoczeniem, bo decyzja władz w Dublinie rozbijała to, co w tradycji irlandzkiej było święte: pub, kufle Guinnessa i opary dymu papierosowego. Dzień 1 marca 2004 r. niejednemu wydawał się początkiem końca świata.

W ślady Irlandii szybko poszli inni, poczynając od Norwegii, Szkocji, Włoch, przez Szwecję, Hiszpanię, Wielką Brytanię, Francję, Estonię, Litwę, Finlandię, po Holandię i 12 landów Niemiec. Zasadnicza idea zakazu palenia w miejscach publicznych wszędzie jest taka sama. Diabeł tkwi w szczegółach. Czy miejscem publicznym są tylko urząd lub szkoła, czy także bar i restauracja, a może nawet kabina ciężarówki, bo to miejsce pracy (Irlandia)? Czy zakaz jest absolutny, bez wyjątków (Irlandia, Bawaria), czy też przepisy zezwalają na palenie, tyle że w osobnych salach i pod warunkiem zainstalowania w nich wzmocnionej wentylacji (Portugalia, Hiszpania, Włochy, Finlandia)?

Za złamanie zakazu wszędzie grożą kary, ale wysokość grzywien jest zróżnicowana: od 50 funtów w Anglii po... 3000 euro w Irlandii. Podobne jest i to, że właściciel lokalu zawsze karany jest surowiej niż palący klient.

Prawo do palenia

"Zakaz palenia to znakomity sposób, by zerwać z nałogiem. Zanim w Irlandii zakaz wprowadzono, paliłem przez 13 lat i muszę przyznać, że byłem mu bardzo przeciwny. Ale wkrótce miałem dosyć wychodzenia z papierosem na dwór. Przestałem palić. Czuję się świetnie. I nie muszę już wystawać w deszczu" - zwierzał się pewien Irlandczyk na forum BBC.

Skuteczność - to jeden z argumentów zwolenników zakazu. Zakładają, że palaczom uprzykrzy się wychodzenie na zimno, w deszcz i śnieg, że rzucą nałóg, na czym zyskają i oni, i państwo, które ponosi koszty leczenia chorób powodowanych przez nikotynę. Przypominają, że znaczna część zgonów (jedna piąta do jednej czwartej, zależnie od obliczeń) jest następstwem palenia papierosów.

Czy można jednak określić, ilu palaczy zrywa z nałogiem tylko dlatego, że jego praktykowanie jest utrudnione? Nie bardzo, choć panuje przekonanie, że jest ich niemało. Nie wiadomo też, czy zerwanie jest trwałe. W Szkocji, gdzie antynikotynowy zapał władz jest wyjątkowo duży, okazało się, że młodzi ludzie palą równie często jak 10 lat temu: dziś, jak wtedy, regularnie pali jedna trzecia Szkotów w wieku od 16 do 24 lat, choć po wprowadzeniu zakazu odsetek wszystkich palących spadł do 25 proc.

Pozytywnych skutków zdrowotnych nie negują nawet przeciwnicy zakazu. Oni uderzają w inną nutę: wolności i swobód osobistych, które, ich zdaniem, zostają naruszone. "Zgadzam się z zakazem palenia w miejscach, gdzie niepalący codziennie muszą przebywać - w autobusach czy urzędach. Ale pomysł, by zakazać palenia w barach czy restauracjach, odwiedzanych nie z konieczności, a dla przyjemności, to nic innego jak próba przybrania »nowoczesnego« wizerunku na użytek publiczny" - pisał inny użytkownik forum BBC. Podnoszony jest też argument, że właściciele barów ponoszą znaczne straty.

Toteż wielu palaczy i właścicieli lokali z góry ogłaszało, że zakazu respektować nie będzie. Nawet włoski minister obrony Antonio Martino - członek rządu, który w 2005 r. wprowadził restrykcje. "Palenie - oświadczył - to moje święte prawo".

Cel: 23 procent

Ale zakaz wszędzie, gdzie go wprowadzono, jest generalnie respektowany. Ludzie, mimo początkowych oporów, oswajają się z nim. Choć zdarzają się spektakularne akcje rozdawania zawczasu papierosów (Oslo, Rotterdam) i protesty. Czasem egzotyczne, jak w więzieniu na brytyjskiej wyspie Man: więźniowie ogłosili tam strajk głodowy, bo zabroniono im palić nawet w czasie spacerów. Ostatnio zaś niemiecki Trybunał Konstytucyjny przyznał rację właścicielom barów z Tybingi i Berlina, którzy zakwestionowali zakaz tłumacząc, że ich lokale są za małe, by mogli wydzielić salę dla palących. Wprowadzaniu regulacji towarzyszą w Niemczech opory także z uwagi na historię: w latach 1940-45 nie wolno było palić w urzędach, szpitalach, pocztach i na uczelniach.

Unia Europejska chętnie widziałaby jednolite regulacje na całym swym obszarze. Markos Kiprianu, komisarz ds. zdrowia, wystąpił kiedyś z pomysłem, by w Unii wprowadzić powszechny zakaz palenia.

Marcos Kiprianu powoływał się na sondaże, według których aż 80 proc. jej mieszkańców chce, by zabroniono palenia w miejscach publicznych, a 61 proc. - by nie wolno było palić w barach i restauracjach.

Unia stawia sobie za cel doprowadzenie do tego, by w 2012 r. palący stanowili nie więcej niż 23 proc. jej ludności. Czy to cel realny, skoro w wielu krajach (Niemcy, Holandia, Norwegia, Hiszpania, Wielka Brytania) nałogowo pali jedna trzecia mieszkańców, a w rekordzistce Grecji aż 45 proc.?

W walce z paleniem łatwo jednak stracić wyczucie proporcji. W niektórych hrabstwach Szkocji zarządzono, by nie oddawać małych dzieci do adopcji (ani nawet pod opiekę) palaczom. A we Francji wybuchł ostatnio spór o plakat reklamujący filmową biografię Coco Chanel: grająca ją aktorka Audrey Tautou trzyma w palcach papierosa, tak jak Chanel, nałogowa palaczka, nierozstająca się z nim. Plakat wycofano z paryskich środków komunikacji na żądanie ich dyrekcji, która powołała się na przepisy zakazujące reklamowania papierosów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2009