Pierwszy błazen Hellady

Kiedyś protestancki bojówkarz z Belfastu, w Grecji mieszka od 17 lat. Założyciel Partii Szaleńców dziś jest celebrytą w kraju, który coraz bardziej pogrąża się w kryzysie.

30.07.2012

Czyta się kilka minut

Irlandczyk Tom: „Trochę szurnięty, ale w pozytywnym znaczeniu”. / Fot. Anna Anagnostopulu
Irlandczyk Tom: „Trochę szurnięty, ale w pozytywnym znaczeniu”. / Fot. Anna Anagnostopulu

Scenka rozegrała się w centrum Aten, w wyborczą niedzielę, gdy w cieniu było 40 stopni. Lekki wiatr poruszał krawatem elegancko ubranego manekina, którego głowę zastępowała czaszka, wykradziona może z jakiejś szkolnej klasy. „Premier Grecji, mózg niewymagany” – głosił napis na kawałku tektury. Obok mężczyzna w przybrudzonym smokingu i czarnym meloniku krzyczał po angielsku: „Głosujcie na Toma!”.

Tamtego dnia, 17 czerwca, Grecy mogli wybierać spośród 19 różnych partii. Choć walka o przyszłość kraju (i strefy euro) toczyła się faktycznie między trzema – Nową Demokracją i PASOK-iem z jednej strony oraz skrajnie lewicową SYRIZ-ą z drugiej – w szranki stanęły też ugrupowania egzotyczne, jak neonazistowska Złota Jutrzenka, Partia Piratów czy partia o wymownej nazwie „Nie płacę podatków”. Na ich tle Partia Szaleńców – inicjatywa jednego człowieka, którego wszyscy znają tylko pod imieniem Tom – nabierała realności, choć przecież był to tylko żart... Albo: tak się przynajmniej wydawało. Bo jeśli chodzi o Toma, niczego nie można być pewnym.

TOM I JEGO PARTIA

– Jestem z Belfastu, w Grecji mieszkam od 17 lat. Z Irlandii wyjechałem, gdy IRA zabiła całą moją rodzinę, żonę i dzieci. Walczyłem w protestanckiej partyzantce i podłożyli mi bombę pod auto. Wtedy wyjechałem z kraju i nigdy już nie wróciłem – mówi mi Tom po kilkunastu minutach znajomości i podsuwa wydartą z notesu „kartę do głosowania”.

Stawiam krzyżyk przy nabazgranym długopisem „nai” (grec. „tak”) i słucham opowieści o życiu w Palestynie. Tam Tom trafił najpierw – i tam uwolnił się od poczucia winy i potrzeby zaglądania do kieliszka. Za to odkrył haszysz. – Już z tym skończyłem, palę tylko okazjonalnie, z przyjaciółmi – zarzeka się Irlandczyk, pociągając z własnoręcznie skonstruowanej fajki wodnej, w której bulgoce tytoń.

Ze swym zamiłowaniem do nikotyny Tom nie mógł wybrać lepszego miejsca do życia. Bo choć w Grecji obowiązuje zakaz palenia w miejscach publicznych, nikt nie wyobraża sobie wieczoru w knajpie bez papierosa. Pali się wszędzie: na korytarzach uczelni, w szpitalach, urzędach, nawet w McDonaldzie.

Równie swobodnie Grecy podchodzą do innych, niewygodnych dla nich przepisów. To nie tylko długi, ale także nagminne niewystawianie paragonów, nierejestrowanie ukończonych inwestycji czy powszechne przyzwolenie na korupcję doprowadziły państwo na skraj bankructwa. Grecy zrzucają winę na polityków, ale obrywa się też imigrantom. Niechęć do nich skupia się na uciekinierach z Afryki i na Albańczykach. Ekscentryczny Irlandczyk, choć słabo mówi po grecku, wydaje się całkiem zasymilowany.

– Tom? Wszyscy go tu znają – mówi Venieris z recepcji pobliskiego hotelu. Kątem oka obserwuję, jak Irlandczyk wymienia uprzejmości z każdym przechodzącym mieszkańcem dzielnicy. – Z wykształcenia jest elektrykiem, dorabia drobnymi naprawami – mówi Venieris. – Te rysunki to też jego dzieło.

Pobliski mur wypełniony jest na wpół dziecinnymi szkicami i zaangażowanymi hasłami. „Przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy niedługo wszyscy Grecy wylądują w więzieniu” – głosi napis obok obrazka z brodatym mężczyzną za kratami. „Skoro nic nie potrafią, dlaczego na nich głosujesz?” – to hasło obok, już po grecku. Na tle ekspozycji chętnie fotografują się turystki. – Cześć, dziewczyny, ślicznie wyglądacie, głosujcie na Toma! – zaczepia je artysta.

SZCZĘŚLIWEGO KRYZYSU!

Ekspozycja przed hotelem Nefeli zmienia się zależnie od wydarzeń i nastroju Toma. W 2009 r. była pełna haseł antywojennych i komentarzy do decyzji Komitetu Noblowskiego, który Pokojową Nagrodę przyznał Barackowi Obamie. Przed Bożym Narodzeniem bałwanek-pozytywka zawieszony u wejścia do pracowni Toma życzył wszystkim „Szczęśliwego kryzysu!” (ang. Merry Crisis). Sama pracownia to pustostan, zaadaptowany za zgodą właściciela. – Tę ścianę postawiłem własnymi rękami – Tom z dumą pokazuje wnętrze swej galerii.

Od wejścia uderza zatęchła woń moczu, papierosów i niemytego ciała. – Poczekaj, tylko przegonię psa. Nie jest agresywny, ale nie chcę, żeby się pałętał – usprawiedliwia się artysta. – Przepraszam za te obrazy, ale muszę z czegoś żyć, a nagie kobiety sprzedają się najlepiej – dodaje, gdy przekraczam próg. Obok aktów, w oczy rzuca się wystawa figurek z drutu, które Tom sprzedaje za jedno euro. Decyduję się na biały rowerek i zwracam uwagę na tabliczkę „Zakaz fotografowania”, opartą o ścianę z palet po piwie Alfa. – Postawiłem ją, bo ludzie wchodzili bez pytania i robili zdjęcia. Ale nie martw się, kochanie, czuj się jak u siebie w domu, możesz fotografować, ile chcesz – uspokaja Irlandczyk.

Galeria to ledwie dwa pomieszczenia oddzielone zasłoną. Kolorowo, pstrokato i ciasno, wydaje się, że właściciel nic nie wyrzuca. Strzępy ubrań, kawałki mebli, sztuczne kwiaty, połamane zabawki i niedziałające zegary mieszają się z puszkami po farbach i dziesiątkami obrazów, które wiszą na ścianach, stoją oparte o łóżko i walają się po podłodze. Uwagę przyciąga biało-niebieska kompozycja, z której wyłania się coś na kształt twarzy. – Podoba się? – nagabuje gospodarz. – To goryl. Jestem z niego szczególnie dumny – oznajmia i popycha w kierunku kolejnego obrazu. Przyglądam się czemuś, co przypomina rozeźlonego niedźwiedzia w kapeluszu, z papierosami zamiast zębów. – Jesteś katoliczką? – pyta zaniepokojony Tom. – Bo widzisz, ten tu to katolicki ksiądz. To mój protest przeciw pedofilii w Kościele, dobrze się sprzedaje. Miałem jeszcze takiego z papieżem. Ale nie martw się, nie z waszym. Niemieckim!

„GRECY MUSZĄ SIĘ OBUDZIĆ”

Niechęć Toma do katolików nikomu tu nie przeszkadza. Większość Greków jest prawosławna, co do niedawna znajdowało wyraz w rubryce „wyznanie” w dowodzie osobistym. Silna rola Cerkwi w Grecji nie kłóci się z wiarą w przesądy, dość powszechną. Jednak pop, szczególnie w mniejszych miejscowościach, ma wpływ na życie parafian i warto być z nim w dobrych stosunkach. Tradycyjny kieliszeczek ouzo za zdrowie patriarchy wypiją nawet komuniści, których, szczególnie w starszej części społeczeństwa, nie brakuje.

W dniu wyborów do ostatniej chwili nie wiadomo, kto wygra: proeuropejska ND czy radykalna SYRIZA. Na fali niezadowolenia wypłynęło też inne skrajne ugrupowanie: neonazistowska Złota Jutrzenka. – Przykro to mówić, ale oni byli potrzebni, bo Grecy muszą się wreszcie obudzić – oświadcza nagle Tom, gdy popijamy kawę w hotelowym hallu.

Trudno zrozumieć stosunek Toma do Greków: z jednej strony nazywa ich leniami, z drugiej jest pełen wdzięczności dla właścicieli hotelu, którzy przez 10 lat bezinteresownie go żywili. – Grecy to wspaniali ludzie. Jeśli zdobędziesz ich zaufanie, zrobią dla ciebie wszystko. Ale wystarczy raz ich zrazić, żeby na zawsze nabrali dystansu – opowiada Irlandczyk.

Dziś Tom jest kimś na kształt celebryty. Choć mówi, że nie znosi mediów, cierpliwie ustawia się do zdjęć i występuje przed kamerą. Właśnie skończył nagranie dla włoskiej telewizji i udziela wywiadu korespondentom z Japonii. W kolejce czekają następni dziennikarze. – Pisały o mnie gazety z całego świata, byłem nawet w „New York Timesie” – chwali się. – Kiedyś przyjechała śliczna młodziutka korespondentka aż z Brazylii. Weszła z kamerą do pracowni i oznajmiła, że muszę jej udzielić wywiadu. Powiedziałem, że tego nie zrobię. Będę rozmawiał, z kim zechcę, nic nie muszę. Była zła – mówi nie bez satysfakcji.

Kiedy Tom nie rozmawia w mediami, większa część dnia mija mu na zaczepianiu przechodniów. Właściciela pobliskiego kiosku pyta o zdrowie matki, z sąsiadką z kamienicy obok porozmawia o pogodzie. Kiedy widzi parę obcokrajowców, zawsze zagaduje mężczyznę. – To twoja córka? – pyta, wskazując na kobietę. To stały numer Toma.

***

– On jest trochę szurnięty, ale w pozytywnym znaczeniu – mówi hotelarz Venieris. – Tom to wolny człowiek. Żyje, jak chce, pracuje, kiedy ma ochotę. Nic nie musi. Polityka nie ma wpływu na jego życie, a kryzys go nie dotyka.

Venieris nie skończył jeszcze myśli, gdy za oknem miga sylwetka Irlandczyka, tym razem w blond peruce, fioletowej sukience i z wypchanym brzuchem. „Madame Merkel f...cked by Europe” – Tom ustawia tablicę, aby nie zostawiać miejsca na domysły. – Polityką się nie interesuję – ucina stanowczo. – Człowiek jest szczęśliwszy, gdy nie zawraca sobie głowy tymi wszystkim problemami. Więc po co to robię? – zamyśla się. – Bo kocham głupotę Greków. Ktoś musi przemówić im do rozsądku.  


ANNA ANAGNOSTOPULU jest dziennikarką portalu finansowego Money.pl, kieruje serwisem Manager.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2012