Zbyt wiele do stracenia. Oglądamy „Serce dębu” i „Simonę”

Dobrze, że kino, niekoniecznie oświatowe, coraz częściej upomina się o dzikich mieszkańców świata. Dobrze też, że stara się upamiętniać osoby, które widząc, wiedząc i czując więcej, poświęciły im swoje życie.

03.10.2022

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu Laurenta Charbonniera i Michela Seydoux „Serce dębu”, 2022 r. / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu Laurenta Charbonniera i Michela Seydoux „Serce dębu”, 2022 r. / MATERIAŁY PRASOWE

Nie dożyła „lex Szyszko” ani kryzysu humanitarnego na granicy z Białorusią, choć łatwo wyobrazić sobie jej reakcje. Zmarła piętnaście lat temu Simona Kossak całą sobą angażowała się w losy swojego miejsca na ziemi, czyli Puszczy Białowieskiej, gdzie spędziła ponad trzy dekady. Oddana przyrodniczka i zoopsycholożka zyskuje właśnie bogate życie pośmiertne: wokół jej osoby i twórczości powstaje spektakl stołecznego ­Teatru Dramatycznego w reżyserii Lucy ­Sosnowskiej, film fabularny o niej kręci Adrian Panek, a do kin trafił właśnie poruszający dokument Natalii ­Korynckiej-Gruz „Simona”.


CO OBEJRZEĆ W WEEKEND?

Czytaj nowy cykl Anity Piotrowskiej >>>>


Dostajemy portret przyrodniczki o wielkim dorobku (w dziedzinie badań nad białowieską fauną, ratowania zagrożonych gatunków, popularyzowania wiedzy) i zarazem kogoś, kto jako człowiek wielokrotnie nam się wymyka. Bo film nie tylko oddaje głos przebogatym archiwaliom fotograficznym, głównie autorstwa Lecha Wilczka, prywatnie i zawodowo wieloletniego partnera Simony Kossak, czy licznym audycjom radiowym i telewizyjnym z udziałem jej samej. Reżyserka konstruuje tę postać również z opowieści jej bliskich i znajomych, czego efektem jest gawęda tyleż pasjonująca, co chwilami bardzo gorzka. Rolę medium odgrywa w niej Ida Matysek, cioteczna wnuczka Simony. Odsłania przed nami punkty zwrotne jej życiorysu, a przy okazji wstydliwe tajemnice rodzinne. Z każdym kolejnym odkryciem zachowana w drogiej pamięci „ciociobabcia” coraz mniej mieści się w swojej oficjalnej biografii.

Gdy na początku tego roku w remontowanej krakowskiej willi, „Kossakówce”, odkryto szkielet kobiety z przełomu XVI i XVII wieku, dla tych, którzy znali historię „czarnej owcy” ze słynnej artystycznej rodziny, było w tym coś symbolicznego. Scenariusz Korynckiej-Gruz rozpisuje bowiem tę biografię na kolejne śmierci Simony, niektóre szczególnie bolesne, ponieważ zadane z rąk najbliższych: ukochanego, matki, siostry. Rozumiemy wówczas, skąd się wzięła ucieczka młodej naukowczyni z dusznego krakówka, zaszycie się w białowieskiej leśniczówce „Dziedzinka” i zatopienie w pracy naukowej. Zrozumiała staje się także jej bezgraniczna miłość do zwierząt, często zamieszkałych z nią pod jednym dachem, na czele z legendarnym krukiem Koraskiem, lochą Żabką czy udomowioną rysicą Agatką.

Reżyserka nie romantyzuje tej koegzystencji, nie fantazjuje o rajskim ogrodzie. Wręcz przeciwnie, piękna utopia, jaką udało się stworzyć Simonie i Wilczkowi, miała swoją cenę, i to niejedną. Szczególnie Simona, nazywana w okolicy cyrkówką lub czarownicą, musiała słono płacić za swoją niezależność i niezwykłość. Była zbyt wyzwolona jak na swoje miejsce i czas, zbyt zaangażowana w walkę z myślistwem, kłusownictwem i umieraniem puszczy, zbyt czuła, jak na ludzką miarę, w traktowaniu swoich zwierzęcych podopiecznych.

Można dyskutować z formą tego dokumentu, który miewa telewizyjny sznyt i momentami za bardzo przypomina program interwencyjny. Fakt, iż Simona to postać świetnie udokumentowana, bywa dla filmu dobrodziejstwem i nie lada wyzwaniem. Montaż archiwalnych zapisów i współczesnych relacji ma na szczęście swój przemyślany koncept, punktujący momenty najbardziej kryzysowe. Mógłby wyjść z tego portret tragiczny, zwieńczony na dodatek przedwczesnym odejściem bohaterki, ale pozostawione przez nią dziedzictwo zdecydowanie temu przeczy. Jego częścią jest nasza filmowa przewodniczka Ida, którą we wczesnym dzieciństwie mocno naznaczył kontakt z niepospolitą krewną.

W Białowieży istnieje ulica imienia Simony Kossak. Prócz jej własnych publikacji pojawiły się też książki o niej samej, w tym nawet dla dzieci – to dużo i zarazem mało, zważywszy na kaliber tej postaci. Przede wszystkim przetrwała jej legenda, która do dziś inspiruje i uwrażliwia. Dokument Korynckiej-Gruz odtwarza ją i jednocześnie trochę rozmontowuje, dostrzegając w zasłużonej badaczce rozmaite pęknięcia i kontrowersje. Mimo tej wielowymiarowości można odnieść wrażenie, że bohaterka nie powiedziała nam ostatniego słowa.

Simona Kossak miała również w swej biografii istotny epizod z filmowaniem natury, dlatego pewnie przypadłby jej do serca francuski dokument „Serce dębu” Michela Seydoux i Laurenta Charbonniera, współtwórcy głośnego „Makrokosmosu”. Tytułowe drzewo, wyrosłe dwieście lat temu nad stawem, stanowi tutaj centrum całego wszechświata, ukazanego w skali makro i mikro. Powiedzieć o nim „ekosystem” – to właściwie nic nie powiedzieć.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

W OŚLEJ SKÓRZE. RECENZJA „IO” JERZEGO SKOLIMOWSKIEGO >>>>


Za pomocą ruchów czy ustawień kamery, dynamicznego montażu i wyszukanej muzyki wkraczamy w iście filmowe uniwersum, gdzie bioróżnorodność przekłada się na różnorodność ekranowych gatunków. Dramatyczna burza wygląda jak kino katastroficzne. Wiewiórcze choreografie kojarzą się z musicalem, a gody słonika żołędziowca – z filmem erotycznym. Skradający się wąż Eskulapa wywołuje suspens rodem z kina grozy, polowanie jastrzębia zaś nakręcono z taką werwą, jakby to był co najmniej „Top Gun: Maverick”. Cała zresztą krzątanina tych wszystkich stworzeń dużych i małych wygląda tak fascynująco, że film przyrodniczy zamienia się raz po raz w gęsty dramat społeczno-obyczajowy. Pozbawiony edukacyjnego komentarza, wszelako niepozbawiony humoru.

Lecz powodów do śmiechu zbyt wielu nie ma. Kiedy kamera panoramuje z drona „miejsce akcji” i w tle słychać ­„Lascia ch’io pianga”, wiadomo już, o czym szumi stary dąb. Aria Händla brzmi tutaj niczym epitafium. A gdy w napisach końcowych pojawia się obsada, czyli opatrzone zdjęciami nazwy występujących w filmie gatunków zwierząt, niejeden widz poczuje się zawstydzony swą ignorancją, a jednocześnie wzruszony bogactwem i kruchością, odwiecznością i schyłkowością tego świata.

Oba filmy zostawiają nas jednak z poczuciem, że filmowcy czy ekolodzy – „zasypujący przepaść między człowiekiem a przyrodą”, by zacytować Simonę Kossak – nie załatwią niczego za nas. Wiadomo, że bez globalnej zmiany myślenia i działania, bez atrakcyjnie pomyślanej edukacji systemowej nie zdołają uratować przed zagładą ani rysi, ani dębów, ani w końcu nas samych. Na razie swoją pasją starają się uświadamiać, skąd przychodzimy i jak wiele mamy (ciągle jeszcze) do stracenia. ©

SIMONA – reż. Natalia Koryncka-Gruz. Prod. Polska 2022. Dystryb. Against Gravity. W kinach.

SERCE DĘBU (Le Chêne) – reż. Laurent Charbonnier, Michel Seydoux. Prod. Francja 2022. Dystryb. Best Film. W kinach od 7 października.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2022