Zbliżając

Rano było mgliście. Potem przejaśniało, podniosło się i rozproszone ciepłe światło stanęło nad okolicą. Siedzę sobie w oknie jak król i patrzę przez lornetkę.

03.04.2016

Czyta się kilka minut

Andrzej Stasiuk /
Andrzej Stasiuk /

Nie tam od razu, jak Gombrowicz na tym słynnym zdjęciu, gdzie przez odwróconą patrzy, żeby mu było dalej, bo się brzydzi albo dystansuje. Normalnie patrzę. Jak Pan Bóg przykazał, czyli żeby bliżej było. Podwórko, taczka, płot, łąka, zarośnięty parów, znowu łąka, potem już las. Najpierw trochę sosny, wyżej jodły, a jeszcze wyżej buczyna, na razie jeszcze bezlistna, brązowoszara i trochę jaśniejszy modrzew po lewej. Potem znowu buczyna i na samym szczycie niemal czarny grzebień jodeł na tle nieba. Tak więc podwórko, płot, łąka, las. Na ojczyznę, na Polskę patrzę przez lornetkę. Niby mógłbym wyjść i podejść, ale przez lornetkę jakby ciekawiej, odświętniej. Trochę tak analitycznie jakby, bo wzrok mniej rozbiegany i detal dostrzega. Dostrzega szczegół kraju, po którym na co dzień spojrzenie się ślizga niebacznie. A teraz proszę: przetoczył się deszcz chwilowy, wiosenny, prześwietlony słonecznymi promieniami i owcze bobki w trawie zalśniły ciemnozielono. Ale zaraz wyschną. Zresztą i same owce zyskują na optycznym zbliżeniu. Leżą jak na wyciągnięcie ręki i można się przyjrzeć owczej mimice, wyrazistości grymasów oraz wysoce zindywidualizowanej urodzie. Niczego nie udają. Bo jak się zbliża człowiek, to jednak zaczynają na niego patrzeć i próbują coś ugrać dla siebie. To znaczy wdzięczą się w nadziei na suchy chleb albo marchewkę.

Co tam zresztą owce. W końcu stworzenia nie najmniejsze i widoczne. Ale weźmy cały ten ptasi drobiazg, który zjawia się na wiosnę w koronach sosen, świerków i modrzewi na podwórku. Przecież to są ruchliwe detale, szczególiki, zaledwie interpunkcja w nieogarnionym poemacie świata. Te wszystkie kulczyki jak płomyki ognia, krzyżodzioby jak dogasające węgielki, szczygły naznaczone kroplami krwi i złota, rudziki, pliszki takie i takie, i na dodatek kos, najelegantszy z ptaków... Przecież gołym okiem nie dostrzeżesz nic prócz ruchu, nic ponadto, że się coś przez ułamek chwili smużyło w powietrzu, a potem przepadło w galimatiasie gałęzi. I dopiero okular, pryzmat i obiektyw są w stanie wyłuskać z plątaniny te ruchliwe i barwne istnienia.

Tak więc siedzę sobie w oknie jak król i patrzę na kraj, na ojczyznę w ten sposób, że ona mnie nie widzi. Może nawet nie podejrzewać, że w ogóle jestem. Owcze bobki, taczka, płot, łąka, las. Ptasi połysk w jasnym powietrzu. Mania pracowicie strzyże ledwo wzeszłą ruń. Czarny pyszczek rwie pojedyncze trawki. Dwa dni wcześniej dostrzegłem, że hen daleko na łące coś leży, a wcześniej nic nie leżało. No i za pomocą optyki zobaczyłem, że nie leży, tylko się wolno gramoli, bo to był grzywacz wielki jak kura. Dreptał bez przekonania. Musiał zabłądzić, bo nigdy tutaj nikt grzywacza nie widział. Podreptał i odleciał. Teraz pliszka siwa siedzi na kalenicy i czyści piórka. Suchutkie pazurki ślizgają się po blasze – raz za razem poprawia swoją pozycję. W końcu zostawia biały wielokropek i tyle ją widzieli.

Przed zmierzchem się wypogadza. Ale im bliżej, im bardziej w dole, tym światła jest mniej. Nad Mareszką suną ogniste chmury oświetlone promieniami zachodu. Pomiędzy nimi jest czyste niebo. Ma odcień spłowiałego błękitu. Można sobie wyobrazić, że to kolor nieskończoności o tej porze dnia. Tam jest tylko powietrze, które stopniowo rozrzedza się w tych troposferach, stratosferach i mezosferach, by ostatecznie rozpuścić się w bezlitosnym kosmosie. Moja lornetka przybliża 7,5 razy. Wyglądam tych dziur między chmurami i mam nadzieję, że właśnie o tę liczbę przybliżam się do tego, co nieskończone.

Czego i Państwu życzę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2016