Zapomniane słowo: wrażliwość

Spór o politykę zagraniczną dawno już stał się częścią zrytualizowanego starcia dwóch obozów, z ich fobiami i obawami. Rocznicę zbrodni w Katyniu wpisano w takie plemienne starcie.

02.03.2010

Czyta się kilka minut

Czy kolejna rocznica masakry katyńskiej jest okazją, aby zachować się z klasą? Katyń już dawno stał się istotnym tematem polityki międzynarodowej, a tam miejsca na "klasę" jest niewiele, co najwyżej na dyplomatyczny protokół. Ale problem zaproszenia do Katynia premiera i niezaproszenia prezydenta przeniósł całą sprawę na grząski grunt wewnętrznej polityki. Wręcz wpisał ją w wyborczą kampanię. Czy w związku z tym powinniśmy żądać od polskich przywódców klasy? I jak ją zmierzyć?

Putinowskie zagadki

Zacznijmy od Rosji. Czy Władimir Putin miał prawo zapraszać na katyńskie uroczystości polskiego premiera, a nie zapraszać prezydenta? Z punktu widzenia protokołu dyplomatycznego - tak. A w niezbyt jasnej grze Putina wokół polsko-rosyjskich obrachunków historycznych, zapoczątkowanej jego występami w okolicach 1 września 2009 r., naturalnym partnerem jest Donald Tusk. Równocześnie jednak Rosja mogła z łatwością zaprosić Lecha Kaczyńskiego, tak jak on zapraszał prezydenta Dmitrija Miedwiediewa na rocznicę wyzwolenia KL Auschwitz. Jeśli Rosjanie Kaczyńskiego nie zaprosili, możemy podejrzewać premedytację: domyślać się, że Rosjanie mają świadomość, iż pomijając prezydenta, podsycają w Polsce nieufność między ośrodkami władzy i między partiami. Robią to w roku kampanii wyborczej, co wzmaga skuteczność takich operacji.

Czy to dla nich motyw podstawowy, czy dziesięciorzędny? Czy po to też wyciągnięto rękę do Tuska, by ostatecznie obnażyć podwójność polskiej polityki zagranicznej z ostatnich lat? Nie usprawiedliwiając polityki Putina, którą trudno uznać za politykę normalnego państwa, warto przypomnieć, że zwłaszcza po wydarzeniach związanych z najazdem na Gruzję w 2008 r., przywódcy Rosji mogą uważać Kaczyńskiego za osobistego wroga. Nie będą mu więc nic ułatwiać. Przeciwnie, powinien się od nich spodziewać afrontów. Problemem bardziej złożonym jest natomiast, jak powinni na to reagować polscy politycy z innych obozów.

Naturalnie, katyńskie uroczystości będą mieć w tym roku wieloraki sens. W zaproszeniu Putina znalazły się akcenty sugerujące nowy etap we wzajemnych stosunkach, także tych odnoszących się do historycznych zaszłości. Dla każdego rządu przejście do historii w roli tych, którzy unormowali stosunki z Rosją, jest perspektywą kuszącą.

Próba dla Tuska

Zarazem widać, że Putin nie tylko Kaczyńskiemu nie będzie ułatwiać życia, ale także Tuskowi - choć w innym sensie. W Rosji nie wygaszono (a mówimy o państwie nie w pełni demokratycznym) antypolskich deklaracji i ataków, wypowiadanych przez polityków i historyków. W tym kontekście tekst zaproszenie polskiego premiera brzmi więcej niż dwuznacznie. Nie ma nic złego w tym, że Tusk jest zapraszany, by uczcić również pamięć innych niż polskie ofiar reżimu stalinowskiego. Ale wzmianka o ofiarach hitlerowskiego okupanta - gdy równocześnie w Dumie wciąż prowadzona jest na serio debata o tym, że polskich oficerów zabili Niemcy - może być przykrym wyzwaniem dla polskiej wrażliwości.

Czy Rosjanie świadomie tak zredagowali ten tekst? Czy to znów tylko przypadek, rzecz dla nich dziesięciorzędna? Tego nie wiemy. Ale w dziedzinie historycznych rozliczeń możemy się spodziewać z ich strony jeszcze niejednej niespodzianki, nie zawsze dla nas miłej.

Gdy wczytać się we wcześniejsze wystąpienia samego Putina na ten temat, znajdziemy tam wszystkie tezy pomieszczone jednocześnie: potępienie stalinowskich zbrodni i ich daleko idące usprawiedliwienie. Tusk i Sikorski będą musieli wybrać, do jakiego stopnia puszczać to mimo uszu, a w jakim polemizować. Jak daleko posuwać się w żądaniu prawnego uregulowania katyńskich rachunków, a na co machnąć ręką. Mając za plecami prezydenta Kaczyńskiego, świadomie przez Rosjan pomijanego i traktowanego jako wróg.

Prezydenckie emocje

Czy prezydent postąpił dobrze? Na drugi dzień po rosyjskim komunikacie - ogłoszonym przez Kreml, jak przyznał rzecznik rządu Paweł Graś pospiesznie, bez oglądania się na stronę polską - Lech Kaczyński wdał się w przepychankę, której stawką stał się jego wyjazd. Przyznajmy: jego urzędnicy uczestniczyli w niej dość nieporadnie, a obrana przez Kaczyńskiego metoda - nieuzgadnianie niczego za kulisami, ogłaszanie wszystkiego publicznie - zdradza słabość polskiego obyczaju politycznego.

Z drugiej strony, metoda taka wynika z podstawowego założenia: prezydent i jego kancelaria traktują najwyraźniej ośrodek rządowy jako potencjalnego wroga, który może skumać się z Rosjanami i posłużyć się tymi uroczystościami, by zaszkodzić prezydentowi. Nie sądzę, aby Lech Kaczyński wybrał z premedytacją takie rozumowanie, bo wizerunkowo na tym raczej przegrywa. To bardziej skutek emocji i zatrutej atmosfery polskiej polityki - krajowej nakładającej się na zagraniczną. Kaczyński mógł wybrać inną drogę, np. zostania w kraju i obserwowania z dystansu, co też wychodzi Tuskowi z "obwąchiwania się" z Putinem. Ale, jak się zdaje, nie brał tej możliwości serio.

Czy tylko dlatego, że trwa kampania wyborcza? Nie sądzę, choć to istotny kontekst. Czy także dlatego, że jest autorem polityki historycznej, w której tradycja Katynia odgrywała zawsze istotną rolę? Zapewne. Będę się jednak upierać, że ważniejszy jest klimat tej przemożnej nieufności, która każe zakładać złą wolę drugiej strony - nie w rosyjskiej, a wewnątrzpolskiej rozgrywce. Kaczyński boi się marginalizacji - siebie osobiście, ale też swego punktu widzenia: pryncypialnego, często wyrzekającego się dyplomacji w podejściu do stosunków polsko-rosyjskich. Więc chce o tym przypomnieć - chwilami nawet krzykiem.

Odpowiedź premiera

Czy ma do tego powody? Trudno się dziwić Tuskowi, że przyjmuje szansę na polepszenie stosunków polsko-rosyjskich, nawet za cenę ryzyka wplątania w dwuznaczności kompromisów. Tyle że właśnie te dwuznaczności powinny go czynić ostrożnym, nie tylko w ewentualnych rozmowach z Rosjanami. Także w dialogu z tymi Polakami, którzy mają w tych sprawach wyostrzoną wrażliwość. A jest ich niemało, nie tylko wśród starszego pokolenia.

Niestety, polska polityka wewnętrzna od dawna wykasowała pojęcie "wrażliwość". Tak jak przed z górą rokiem siekierą, a nie lancetem operował w imieniu PO Stefan Niesiołowski - fundujący Polakom przyśpieszony kurs tego, czym była katyńska zbrodnia ("nie ludobójstwem") - tak teraz gdzieś na granicy zatrzymał się minister Sikorski, odradzając prezydentowi podróż do Katynia. Zatrzymał się, bo nie padły obelgi, jak wówczas, gdy Sławomir Nowak porównywał - przy okazji sporu o wyjazd do Brukseli - prezydenta do osła z filmu "Shrek". A jednak żadna ze stron nie skorzystała z okazji, by w tak delikatnej materii jak katyńska okazać się stroną mądrzejszą.

I choć po stronie Platformy mniej widać emocji, a więcej złośliwej satysfakcji, że Kaczyński po raz kolejny "się podłożył", to wrażenie wewnętrznego chaosu było niezłym prezentem ofiarowanym Putinowi. Jeszcze zanim ktokolwiek dotarł do Katynia na uroczystości.

 Plemienne spory

To wrażenie jest jeszcze bardziej dojmujące, gdy weźmie się pod uwagę, że dla wielu Polaków spór o metody w polityce zagranicznej (z natury rzeczy delikatne), dawno stał się częścią zrytualizowanego i na poły popkulturowego starcia dwóch obozów, z ich fobiami, mitami i obawami. Nadaje ono w Polsce wszelkim dyskusjom plemienny charakter, nieporównywalny do tego, co znamy z państw Europy (może poza Węgrami). W takiej poetyce dziennikarze sprzyjający PiS sugerują z góry złą wolę Tuska, którego demaskować ma już niefortunny tekst zaproszenia (w domyśle: nie powinien jechać, bo będzie się układać na szkodę Polski). Po drugiej stronie pisarka Maria Nurowska apeluje na łamach "Gazety Wyborczej" do Kaczyńskiego, aby nie jechał, bo Putin być może chce powiedzieć w Katyniu Polakom: "Przepraszam". Tak jakby wyjazd lub brak wyjazdu prezydenta mógł cokolwiek tu zmienić. Nie ma w tym jednak nic dziwnego: media i środowiska sprzyjające PO w każdej takiej sytuacji traktują Kaczyńskiego wyłącznie jako uprzykrzonego zawalidrogę.

Gdy zajrzeć do internetu, emocje są przeniesione na jeszcze wyższy (lub może niższy) poziom. Sympatycy PiS podejrzewają liderów PO o zdradę, a sympatycy PO gotowi są przyznawać Rosjanom rację w sporach z Polakami (także historycznych), byle dać lekcję PiS-owi. Trudno powiedzieć, do jakiego stopnia Tusk i Kaczyński są zakładnikami tych nastrojów. Z pewnością ich ocena sytuacji jest wciąż bardziej trzeźwa, intencje - mądrzejsze, a narzędzia polityki - subtelniejsze. Ale dystans między liderami a ich bazą się zmniejsza. Nie jest to dobra wiadomość.

Choć używam konsekwentnie pojęcia "obie strony", więcej zagrożeń widzę dziś nie po stronie prezydenta, lecz wymierzającego mu prztyczki rządu. Mimo że zgadzam się z opinią Bartłomieja Sienkiewicza, znawcy polityki wschodniej, iż Polska skazana jest tu na dyplomację. Ale prezydent Kaczyński to dziś polityk skazany prawdopodobnie (o ile nie zdarzy się jakiś cud) na wyborczą porażkę i to w rękach obozu rządowego jest klucz do powodzenia Polski - także w stosunkach ze światem zewnętrznym.

Jeśli dyplomatyczny pragmatyzm to dla polityków PO jedynie zasłona dymna dla twardej obrony polskich interesów (także historycznych i symbolicznych, bez których nie ma poważnego narodu), to pół biedy. Można taką cenę zapłacić. Ale jeśli oni naprawdę zaczęli prowadzić politykę przede wszystkim "na złość Kaczyńskiemu", może to Polakom wyjść niedługo bokiem.

PIOTR ZAREMBA jest publicystą dziennika "Polska. The Times".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010