Dwugłowy orzeł i butna kurica

Ta wizyta najpewniej nie posłuży ocieplaniu napiętych stosunków polsko-rosyjskich: udział rosyjskiego prezydenta w obchodach wyzwolenia Auschwitz jest na Kremlu postrzegany jako doskonała okazja do zamanifestowania decydującej roli ZSRR w zwycięstwie nad faszyzmem, a nie jako szansa na porozumienie z Polakami.

30.01.2005

Czyta się kilka minut

Kijów, 23 listopada 2004, jedna z pierwszych polskich flag podczas Pomarańczowej Rewolucji /
Kijów, 23 listopada 2004, jedna z pierwszych polskich flag podczas Pomarańczowej Rewolucji /

Władimir Putin przyjedzie w aureoli zwycięzcy i wyzwoliciela. W Auschwitz, w zadumie nad tragizmem tego miejsca, nikt zapewne nie będzie mu wypominał innych trudnych epizodów historii XX wieku. I nie będzie kazał za nic przepraszać.

Ile mamy sobie do zarzucenia, ile mamy sobie do wybaczenia, ile bolesnych zadr do wyjęcia... Nasze sąsiedztwo na przestrzeni wieków nigdy nie było łatwe. Tymczasem na historyczne zaszłości nakładają się nowe nieporozumienia. W dniach poprzedzających wizytę Putina strona rosyjska do ostatniej niemal chwili podkreślała, że nie zamierza przyjąć zaproszenia prezydenta RP na spotkanie o charakterze dwustronnym. Kreml nie może się otrząsnąć po niepowodzeniu na Ukrainie. Rozdrażnienie powoduje najmniejsza wzmianka o konstruktywnym udziale Aleksandra Kwaśniewskiego w mediacji w Kijowie. Na grudniowej konferencji prasowej w Moskwie Putin pozwolił sobie na niewybredne wycieczki osobiste pod adresem polskiego prezydenta. Rozsierdził go szczególnie wywiad Kwaśniewskiego dla “Polityki" ze słowami: “Dla każdego mocarstwa Rosja bez Ukrainy jest lepsza niż Rosja z Ukrainą".

Kreml patrzy na ręce Polsce, która - w ujęciu moskiewskich doktrynerów - chwilowo wymknęła się spod kontroli. Alergenem są wszelkie przejawy polskich działań samodzielnych lub podejmowanych razem z UE i USA. Rosyjska prasa rozpisuje się o rozbudzonych “jaśniepańskich" apetytach Polski, która pragnie odbudować i rozbudować na wschód od swych granic utraconą niegdyś strefę wpływów. Z udawaną troską przypomina się Polakom, że takie zapędy zawsze kończyły się dla Rzeczypospolitej katastrofą, a spychana w chwilach słabości Rosja po odzyskaniu sił potrafiła się odwinąć. I nie tylko odzyskać utracone, ale i sięgnąć po nowe włości.

Kolejność wizyt

A istniały obawy, że do wizyty Putina może w ogóle nie dojść.

Udział w uroczystościach w Auschwitz zapowiedział bowiem nowo wybrany prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, którego ojciec był więźniem tego obozu. Z uwagi na przeciągające się procedury powyborcze i odkładaną datę inauguracji, kalendarz zagranicznych wizyt Juszczenki pozostawał długo niepewny. Moskwa wywierała ogromne naciski, by swą pierwszą podróż zagraniczną Juszczenko odbył do Rosji, a nie Polski czy Brukseli. Pierwsze wizyty nowych prezydentów mają znaczenie symboliczne, odczytywane są jako wyznacznik priorytetów polityki zagranicznej. Dopiero gdy dyplomatycznym zabiegom Kremla stało się zadość - Juszczenko najpierw jedzie do Moskwy, potem do Strasburga, a dopiero stamtąd do Polski - temat wizyty Putina w Auschwitz przestał być tematem tabu, przyjazd potwierdzono, a w prasie zaczęły pojawiać się pierwsze wzmianki o “szczycie prezydentów w obozie zagłady". Dopiero wtedy zapadła decyzja, że prezydent Putin przyjmie zaproszenie Aleksandra Kwaśniewskiego do spotkania w cztery oczy.

Można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że gdyby oświęcimskie spotkanie Putina z Juszczenką miało się okazać pierwszym ich spotkaniem w charakterze prezydentów - bez uprzednich uścisków w Moskwie - to Kreml mógł wykorzystać każdy nadarzający się pretekst do zerwania wizyty. Przypomnijmy choćby odwołany w ostatniej chwili przyjazd premiera Wiktora Czernomyrdina 10 lat temu, pod absurdalnym pretekstem pobicia pasażera rosyjskiego pociągu na Dworcu Wschodnim w Warszawie, rozdmuchanym do rozmiarów dyplomatycznej i niedyplomatycznej dintojry.

Tym razem za pretekst mogłoby posłużyć jedno z licznych zadrażnień w naszych stosunkach. Zostawmy na boku kwestię polskiego zaangażowania na Ukrainie, choć to drażni Rosjan najbardziej. Warto pokazać jeszcze kilka sfer, w których istnieją zakłócenia na linii Moskwa-Warszawa.

Rosja ocenia jako gest zdecydowanie wrogi plan rozmieszczenia na terytorium Polski amerykańskiej bazy wojskowej. Rządowy dziennik “Rossijskaja Gazieta" alarmował niedawno, że Waszyngton prowadzi intensywne konsultacje na ten temat. To klasyczny manewr wyprzedzający: zanim zostanie ogłoszona decyzja, trzeba w stronę Ameryki i Polski wystrzelić kilka propagandowych naboi.

Na marginesie publikacji przypomniano, że stare kraje członkowskie UE odrzuciły plan Busha rozmieszczenia na ich terenie elementów nowego amerykańskiego systemu przeciwrakietowego i rozmawiały z Rosją o zbudowaniu własnego, europejskiego “parasola ochronnego". Natomiast nowe kraje chętnie flirtują z wujem Samem.

Próba skłócenia “starej" i “nowej" Europy to jeden z najważniejszych punktów strategii polityki zagranicznej Rosji. Na półce obok leży jeszcze analogiczny poradnik dyplomaty: “Jak skłócić Amerykę z Europą w celu umocnienia pozycji Rosji na arenie międzynarodowej".

Echa historii

Na cenzurowanym w Rosji są nie tylko kwestie polityki zagranicznej Warszawy - sojusz z USA czy zaangażowanie w rozwiązanie kryzysu na Ukrainie - ale także sprawy historyczne.

Stale nierozwiązana pozostaje kwestia rezultatów śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej. Stanowiska Moskwy i Warszawy różnią się diametralnie: Polska domaga się uznania zbrodni w Katyniu za ludobójstwo i przeprowadzenia śledztwa w celu ustalenia i ukarania sprawców. Rosja uważa, że nie ma podstaw do zakwalifikowania egzekucji w katyńskim lasku jako nie podlegającej przedawnieniu zbrodni przeciw ludzkości (“Aby zakwalifikować działania reżimu stalinowskiego jako ludobójstwo, należy udowodnić, że władze radzieckie postawiły sobie za cel likwidację polskich obywateli właśnie z powodu ich przynależności narodowej" - pisał komentator dziennika “Izwiestia"), natomiast śledztwo nie ma sensu, bo egzekutorzy już na pewno nie żyją, a decydenci zostali wskazani - decyzja zapadła na najwyższym szczeblu, dlatego nikt na niższych szczeblach nie mógł jej zakwestionować.

W związku ze sprawą katyńską obserwujemy zaskakującą reakcję: ilekroć ze strony polskiej padają zapytania o Katyń, tylekroć w Rosji podnoszą się jednobrzmiące głosy polityków i publicystów: po pierwsze, przeprosin nie będzie, bo Polska też ma za co Rosję przepraszać, skoro Piłsudski podstępnie wymordował 85, 100 lub więcej (sic!) tysięcy rosyjskich jeńców w czasie wojny polsko-bolszewickiej (według danych polskich w latach 1918-22 w obozach jenieckich zmarło, głównie na skutek epidemii, a nie celowych działań władz polskich 18 tys. jeńców). A po drugie, Moskwa twierdzi, że Polska chce zrobić na Katyniu interes: będzie się na pewno domagać rekompensat dla ofiar i ich rodzin, a na to nigdy nie będzie zgody.

Publikacje na temat Katynia nie odbiegają od ogólnie nieprzychylnego tonu relacji rosyjskich mediów na tematy polskie. Od razu zaznaczmy, że tematyka polska stanowi w nich dalekie tło, w światłach rampy pojawia się dopiero, gdy na wyraźnie zamówienie polityczne trzeba odpowiednio naświetlić istotne wątki. W ostatnich miesiącach pojawiło się w prasie rosyjskiej kilkadziesiąt artykułów traktujących o XX--wiecznej historii, podważających heroizm polskich żołnierzy w czasie II wojny światowej. Opisywane w artykułach wydarzenia historyczne (przede wszystkim Powstanie Warszawskie, ale także bitwa pod Monte Cassino czy inwazja Armii Czerwonej na Polskę w 1939 r.) pokazane zostały w krzywym zwierciadle propagandy w iście stalinowskim wydaniu.

Rosyjscy historycy i publicyści z zajadłością próbowali zanegować sens dyskusji o współodpowiedzialności ZSRR za tragedię Powstania Warszawskiego, a obchody 60-lecia tego wydarzenia dały asumpt do wyszydzania nadętych Polaków, którzy nie wiadomo, czego chcą, i wykazywania, że Powstanie było polityczną awanturą. Putin nie został w sierpniu do Warszawy zaproszony, przysłał list do uczestników Powstania. W Rosji uznano to za gest wystarczający, w Polsce - za niesatysfakcjonujący. Spodziewano się przeprosin. Ale prezydent, odwołujący się do imperialnej pamięci historycznej, sławiący coraz bardziej otwarcie czyny Stalina, nie zamierza za nic przepraszać. Dlatego nawet gdyby dostał zaproszenie na obchody powstańcze, zapewne by nie przyjechał.

Jego obecność w Auschwitz będzie mieć zupełnie inną wymowę: to znakomita okazja do apoteozy czynu zbrojnego Armii Czerwonej. Rosjanie alergicznie reagują na wszelkie głosy podważające wyzwolicielski charakter marszu ich wojsk na Berlin. Historyczna wykładnia Moskwy jest tu jednoznaczna: Armia Czerwona niosła ludom Europy wolność. Mówienie o podboju w imię realizacji stalinowskiego planu rozszerzania stref wpływów ZSRR traktowane jest jako czarna niewdzięczność wyzwolonych narodów, zakłamanie i szkalowanie dobrego imienia.

A gdzie prym wiedzie odgórnie sterowana propaganda, nie ma miejsca na dyskusję. Dlatego trudno nam się będzie dogadać.

Nowa kurtyna

W doniesieniach rosyjskiej prasy i rosyjskich agencji informacyjnych na temat uroczystości wyzwolenia Auschwitz pisze się dziś: “obóz koncentracyjny w Oświęcimiu w Polsce", w najlepszym razie dodaje się “nazistowski" lub “faszystowski". Obóz w Polsce. Obóz wyzwolony przez Armię Czerwoną (akcent na “Armię Czerwoną"). Nic albo prawie nic o tym, że był to obóz niemiecki (czy to się rozumie samo przez się w rosyjskim społeczeństwie, w którym panuje historyczny analfabetyzm, wzmacniany propagandowymi śmieciami?). Stosunki Moskwy i Berlina są ostatnio tak znakomite, że być może były rezydent KGB w enerdowskim Dreźnie nie chce wypominać swoim przyjaciołom ich niechlubnej przeszłości.

Polakom natomiast można wypominać wszystko - i to, co było, i to, czego nie było. Można z rocznicy wypędzenia “polskich interwentów" z Kremla w roku 1612 uczynić nowe święto narodowe. Cudownie będzie się napić na pohybel polskim pyszałkom. Nie ma się co przejmować urażoną polską dumą.

Bo Polakom trzeba pokazać ich miejsce w szeregu, na peryferiach geopolitycznej gry, którą tak lubią na Kremlu. Po tragedii Biesłanu w polskiej prasie pojawiły się artykuły krytykujące politykę Moskwy na Kaukazie - w odpowiedzi jak uczniaka beszta się polskiego prezydenta, wymachując mu przed nosem listą z nazwiskami polskich dziennikarzy, którzy śmieli mieć odmienne zdanie od wypracowanego w rosyjskim “ministerstwie prawdy".

Teraz Moskwa idzie w próbach cenzurowania dalej: Duma Państwowa przyjęła w pierwszym czytaniu ustawę o ograniczeniu przyznawania wiz cudzoziemcom, którzy w publikacjach prezentują wrogi stosunek do Rosji (czytaj: władz rosyjskich). Nie sprecyzowano, co to znaczy “wrogi stosunek", co daje szerokie pole interpretacji. Na Kaukaz już od dawna nikomu nie wolno jeździć bez zgody “najwyższych władz partyjnych i państwowych". Przeto nikt nie wie, co się tam naprawdę dzieje.

Czy ten dźwięk, który słychać podczas omawiania restrykcyjnych artykułów nowej ustawy, to już szczęk żelaznej kurtyny? Czy tylko pierwsze poważne ostrzeżenie? Może w kolejnych czytaniach ustawa nie przejdzie w tak ostrej formie. Ale żelazny osad pozostanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2005