Zanikająca odpowiedź

Zanikająca opowieść przypomina raczej zanikającą odpowiedź. Im dalej wchodzi się w tekst Tomasza Węcławskiego, tym bardziej ma się wrażenie, że autor nie odnosi się do artykułu ks. Grzegorza Strzelczyka, tylko przedstawia dalszą część swojego wykładu. Tak naprawdę podejmuje tylko jeden zarzut Strzelczyka, zresztą najsłabszy (sprawa Modlitwy w Ogrójcu). Katowicki teolog postawił natomiast trzy inne kwestie, o wiele bardziej kluczowe. Oto one:

29.02.2008

Czyta się kilka minut

1. Ks. Strzelczyk słusznie pyta, czy teza Tomasza Węcławskiego o rozbieżności między relacjami/teologią Nowego Testamentu a intuicjami samego Jezusa ma charakter czysto historyczny (opiera się na źródłach), czy też raczej ideologiczny (jest źródłom narzucona)? "O wniosku historycznym moglibyśmy mówić wówczas, gdyby niezależne od Nowego Testamentu, co najmniej Jemu współczesne i co najmniej tak samo wiarygodne historycznie źródła to jednoznacznie potwierdziły. A takich źródeł brak". Słowem: to, co tworzy Tomasz Węcławski, to już jego własna konstrukcja, a nie rekonstrukcja, oparta na egzegetycznych i np. archeologicznych poszukiwaniach.

A jak trudna i domagająca się ostrożności bywa taka rekonstrukcja, wiem z doświadczenia. Po napisaniu parę lat temu "Tajemnicy Jezusa" zajmuję się fenomenem pierwotnego judeochrześcijaństwa, a dokładniej tym, jak do niego docieramy przez badania tradycji biblijnych, poszukiwania archeologiczne i interpretacje fragmentów Talmudu (Bagatti, Brown, Charlesworth, Corbo, Manns, Marchandou, Mimouni, Murphy-O'Connor). Cóż za żmudna praca!

2. Dziwna (nie tylko pod względem językowym) jest teza o "wtórnym ureligijnieniu" obrazu Boga. Milczącym założeniem tej tezy - przypomina ks. Strzelczyk - jest pewność istnienia jakiegoś przedreligijnego obrazu Boga w doświadczeniu i nauczaniu Jezusa. Rzeczywiście, Jezus kontestował wiele elementów tradycji religijnej Izraela. Czynił to jednak, reinterpretując kategorie dostępne w ramach tej tradycji. I to dlatego m.in., jak słusznie podkreśla ks. Strzelczyk, w ramach nowszych badań nad historycznym Jezusem tak mocno akcentuje się jego żydowską tożsamość.

3. Proces wywyższenia Jezusa, prowadzący do sformułowania wniosku o Boskiej tożsamości Jego osoby (por. KKK, 590), miał być próbą interpretacyjnego przezwyciężenia traumy wywołanej śmiercią Mistrza, ucieczką uczniów i związanym z tym poczuciem winy. Tomasz Węcławski powtarza w tym miejscu tezy innych badaczy, od Straussa poczynając, po Marxena i Lüdemanna. Ks. Strzelczyk słusznie pyta, czy jego interpretacja jest oparta na źródłach, czy też zostaje na nie nałożona a priori. Nawet często przywoływany przez Węcławskiego Theissen stwierdza, że Nowy Testament przekazuje wiarygodny zapis wyjątkowych doświadczeń, pojedynczych i grupowych spotkań ze Zmartwychwstałym (por. "Der historische Jesus").

Dopóki Tomasz Węcławski nie da rzetelnej i jasnej odpowiedzi na te kwestie, dyskusja będzie zmierzać w "mgławicowym kierunku", narzuconym przez "mgławicowy" charakter jego wykładu. Świadczy o tym "Zanikająca opowieść", która zamiast sprawę rozjaśniać, jeszcze bardziej ją komplikuje, każąc do pytań ks. Strzelczyka dodać kolejne:

4. "Historii Jezusa, jak żadnej w ogóle ludzkiej historii - stwierdza założyciel Pracowni Pytań Granicznych - nie da się przypisać jednej interpretacji. A tym bardziej: interpretacji jedynej możliwej". No tak, nie ma ostatecznej prawdy, z wyjątkiem tej właśnie prawdy, że nie ma ostatecznej prawdy! Można się bronić za pomocą stwierdzenia, że nie o prawdę chodzi, jeno o interpretację, ale wybieg pozostanie wybiegiem.

5. "Czy jesteśmy - pyta dalej Tomasz Węcławski - w stanie myśleć o »Bogu Jezusa / Bogu w Jezusie« inaczej: nie tyle interpretując i rozwijając pochodzący od niego impuls w uniwersalnych kategoriach religijnych, jak to zrobiło wczesne chrześcijaństwo, ile raczej zdając sobie sprawę z tego, do czego w nas i w naszym własnym doświadczeniu ów impuls apeluje?". A przecież sam wciąż wykazuje, że jesteśmy do tego zdolni, że - jeśli posłużyć się terminem, który chętnie przejmuje od third quest - w "ruchu Jezusa" od początku to czyniono. A potem? Ileż interpretacji, poszukiwań, ujęć - pierwszych judeochrześcijan (nieuznanych w tzw. wielkim Kościele ebionitów itp.), wyznawców innych religii, heretyków, pisarzy, ideologów...

Od początku jednak kształtował się nurt, że oto najbardziej godnym, jedynym godnym ostatecznego zawierzenia jest Bóg w Jezusie Chrystusie. Że w Nim została objawiona Tajemnica, dotycząca sensu życia i świata. Że On ukazuje prawdziwe miejsce człowieka w świecie. Przynosi dobrą nowinę o zbawieniu i zmartwychwstaniu. Zapewnia prawdziwą wolność dzieci Bożych od sił tego świata, od fatum i śmierci.

Od początku również - i Tomasz Węcławski znakomicie o tym wie - dokonywano "odsiewania" tego, co w tym nurcie ukazywało się jako nierozumne. Oznacza to również, że od początku akt wiary w Jezusa Chrystusa był pojmowany jako akt poznania, którego istotny element stanowi wymiar intelektualny, tj. afirmacja nadprzyrodzonej rzeczywistości wyrażona w zdaniu: "Ten Jezus (tak się modlący, z taką mocą nauczający, dokonujący takich znaków, tak pojmujący swoją śmierć) jest Bogiem". Afirmacja ta, choć egzystencjalnie nie da się oddzielić od wolnej decyzji woli, w ostatecznej analizie jawi się jako oparta na elementach intelektualnych, na tworzących harmonijny obraz znakach obecności Boskiej osoby (za ks. Wincentym Hładowskim).

Źródłem przekazu tej afirmacji, "życiowej substancji" chrześcijaństwa, stało się świadectwo. Jego najważniejszą cechą jest to, że świadkowie chrześcijańscy nie pozostają efemerydami w świecie, nie stanowią przypadkowej zbiorowości, lecz uznają się za społeczność formowaną przez samego Chrystusa w gronie uczniów, z których wyodrębnił On Dwunastu, a po Jego Śmierci i Zmartwychwstaniu przekształconą w zgromadzenie czasów ostatecznych (ekklesia), ciało Chrystusa, które całą swą moc czerpie ze swojej "Głowy", ze "Świadka Pierwszego". Kościół ten wzywa także pewnych powołanych przez Boga ludzi do urzędowej kontynuacji świadectwa paschalnego, a przez to do kontynuacji swojego własnego bycia w świecie.

Na postawione wyżej pytanie Tomasz Węcławski odpowiada: "Jestem przekonany, że odpowiedź na tak rozszerzone pytanie może być pozytywna". Zgoda. Ale jakie rozumne racje skłaniają do wyjścia poza tę - nakreśloną tu szkicowo - Tradycję? "Władza struktur"? Inna "tradycja" (tak zresztą wyraźnie zarysowująca się w "Uniwersum wczesnych chrześcijan"); tradycja w przedziwny sposób rozdzielająca bóstwo od człowieczeństwa Jezusa (zob. na ten temat świetne stronice w książce kard. Christopha Schönborna "Bóg zesłał Syna swego", którą wspólnie z Tomaszem Węcławskim niedawno przedstawialiśmy w obecności Autora w domu Sekretariatu Episkopatu Polski)?

Dlaczego owa hipotetyczna "władza struktur" i "inna tradycja" mają być w moim osobistym doświadczeniu ważniejsze od tradycji prostego rybaka galilejskiego, pochowanego pod konfesją Bazyliki Piotrowej na Watykanie? Od wołania św. Katarzyny kierowanego wprost do jednego z następców owego galilejskiego rybaka: "Do ciebie mówię czy do ściany"? Od dłoni Jana Pawła II, ściskających krzyż w ostatni Wielki Piątek jego ziemskiego życia? Od twarzy matki Księdza Jerzego?

Patos? Być może. Ale przecież także i przede wszystkim łańcuch owego osobistego doświadczenia, o które Tomaszowi Węcławskiemu tak chodzi...

hhh

I już całkiem na koniec. Obawiam się, że dyskusja, która się zaczyna (piszę tak, choć osobiście nie wróżę jej przyszłości), będzie się obracać w granicach skrajnych pytań. Jedną wyznacza Cezary Michalski, stawiając na łamach "Dziennika" kwestię, czy Kościół w Polsce stać na tracenie takich ludzi jak Tomasz Węcławski. Drugą zaś ci, którzy zastanawiają się, jakie osobiste racje popchnęły autora "Zanikającej opowieści" do tak radykalnych działań, jak te, które przedsięwziął w minionym roku.

Na pierwsze pytanie (w moim przekonaniu przesadzone) toczy się ożywiona dyskusja w naszych seminariach, na spotkaniach kapłańskich, wśród świeckich studentów wydziałów teologicznych. Drugie pewnie dyskretnie będziemy pomijać, stając z Tomaszem Węcławskim w intelektualne szranki. A może to niezbyt uczciwe? Może pytanie o "osobiste racje" również należy bardzo mocno do owego "osobistego doświadczenia", o które z taką pasją zmaga się on z Kościołem (no bo z kim: z samym sobą?).

Autora "Sieci" proszę, aby zechciał odczytać w tych słowach (i nie tylko w tych) zapis wspólnego dramatu.

Ks. Henryk Seweryniak (ur. 1951) jest teologiem fundamentalnym i ekumenistą, kierownikiem Katedry Chrystologii i Eklezjologii Fundamentalnej UKSW. Opublikował m.in. "Święty Kościół powszedni" i "Tajemnicę Jezusa".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2008