Zaganianie do sieci

Jeżeli kultura nie przetrwa pandemii, nie dojdzie do nowej umowy społecznej, która jest nam konieczna. Ale władza nią gardzi, jej celem jest podtrzymanie konfliktu, nawet po utracie rządów.

23.11.2020

Czyta się kilka minut

Pod Halą Mirowską w Warszawie, kwiecień 2020 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Pod Halą Mirowską w Warszawie, kwiecień 2020 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Niedawno piórem Piotra Kosiewskiego „Tygodnik Powszechny” zadał dramatyczne pytanie: czy kultura przetrwa pandemię? Niektóre dobroduszne media udzieliły głosu twórcom i profesjonalistom kultury, by czytająca część społeczeństwa mogła usłyszeć ich skargi, ale dopiero „Tygodnik” postawił fundamentalne, greckie pytanie.

Odpowiedź przyszła niedługo z Ministerstwa Kultury i nazywała się „lista beneficjentów Funduszu Wsparcia Kultury”. Internet zatkało ze zdumienia, tym bardziej że minister Gliński zastrzegł: „Nie decydowały sympatie”. Tym razem jednak nie nastąpił wysyp memów. Nieudolną satyrą zareagował za to sam minister, zawieszając po kilku dniach wypłaty – 400 mln złotych – dla beneficjentów, których według niego wskazał pochopnie tajemniczy algorytm.

W świetle tego, kto miał dostać pieniądze od ministra i ile, nie sposób odpowiedzieć na zasadnicze pytanie Piotra Kosiewskiego. Można jednak wykazać, czego zaniechano; co zrobiono nieudolnie; co należy zrobić, by zwiększyć szanse przetrwania kultury; a także spróbować odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: po co ma właściwie przetrwać?

Parking strzeżony

Najpierw (marzec, kwiecień tego roku) resort kultury zapewniał nas, że zapobiegł zapaści sektora, zasilając go na samym początku pandemii 6 mld złotych. Przy zaplanowanym na rok 2020 budżecie Ministerstwa Kultury rzędu 5 mld 175 mln złotych to nawet robiłoby wrażenie, ale jednocześnie musi wywołać namysł: jakim to sposobem kultura, która kosztuje budżet państwa 5 mld rocznie, jest w stanie wchłonąć 6 mld złotych w dwa miesiące? Nie mając innej możliwości dotarcia do odbiorcy niż przez sieć, musiałaby zwyczajnie utonąć w potopie gotówki, albo zakumulować takie rezerwy, żeby przetrwać nie jeden sezon, a trzecią, czwartą i piątą falę pandemii.

Największe wsparcie dla działających w sektorze kultury firm i samozatrudnionych zapisane jest w kolejnych „tarczach”, a nie w branżowym planie ratunkowym dla kultury. A daleko nie wszyscy twórcy i artyści prowadzą firmy lub są samozatrudnieni. Można odnieść wrażenie, że policzono dwa razy te same pieniądze. Obraz został skutecznie zaciemniony. To charakterystyczne dla sposobu zarządzania kryzysem przez tę formację: policzyć dwa razy te same respiratory, policzyć dwa razy łóżka covidowe, szczepionki na grypę, dawki remdesiviru.

Fatalne – z punktu widzenia kultury, nie władzy – było kierowanie środków poprzez tzw. programy ministra. Zamiast dać twórcom stypendia, zasiłki, zapomogi, postojowe (jakkolwiek to nazwiemy), zaproponowano im taki układ: wy zróbcie coś w internetach, a my wam coś zapłacimy. To do złudzenia przypomina inny koncept charakterystyczny dla tej formacji, zwięźle wyłożony przez jednego z jej prominentów: „mają zap… za miskę ryżu”.

Duża część twórców nie była przygotowana ani artystycznie, ani technologicznie na przeprowadzkę do sieci. Dla pokaźnej części tych, którzy tworzą trójwymiarowe obiekty, to po prostu niemożliwe (rzeźbiarze? architekci? konserwatorzy zabytków? designerzy? projektanci mody?). Ale ponieważ to było jedyne wsparcie, na jakie mogli liczyć, zaakceptowali miskę ryżu. Sieć, i tak już nacechowana hiperinflacją, eksplodowała nie zawsze udolnie wyprodukowanymi zdarzeniami (których zasięgi często są liczone w dziesiątkach, najwyżej w setkach, rzadziej w tysiącach odsłon), które pewnie nigdy by się nie znalazły w obcym dla siebie medium, gdyby nie widmo głodu zaglądające twórcom w oczy.

Tak oto władza za niewielkie pieniądze kupiła sobie kontrolę nad respiratorem dla środowiska, które w przeważającej mierze jest tej władzy nieprzychylne. Transakcyjny charakter takiego działania wyrażał się również w tym, że to władza polityczna rozstrzygała, ile przydzieli tlenu, komu i za co.

Twórcy sami wielokrotnie wyrażali obawę przed masową migracją kultury do sieci. Jest jakiś powód, dla którego boją się tego również uczestnicy kultury i badacze; przestrzegają, że to najkrótsza droga do „zombifikacji wspólnoty”. Czyli wypreparowania jej z tożsamości oraz tego, co w kulturze jest bezwzględnie ważne: ciągłości wymiany idei i wartości. Gapienie się w ekran nie tworzy wspólnoty aksjologicznej, pogłębia tylko atomizację społeczną i uszczelnia odrębne silosy sklejone przez stereotypy.

Kto uwierzy, że jednym z celów „programów ministra” nie było wypchnięcie i trwałe zaparkowanie w sieci kolejnej „roszczeniowej i hałaśliwej” grupy przeciwników politycznych, otwarcie głoszących niezgodę na życie w kulturalnym rezerwacie? Pacyfikacja przez digitalizację? Sieć nie tworzy więzi, tworzy bańki. Nie łagodzi konfliktów – tylko rozszczepia i… dalej rozszczepia wspólnoty.

Sieć z jednej strony działa jak teleskop, który na peryferiach życia społecznego wynajduje foliarzy wszelkiego autoramentu i przybliża ich do mainstreamu, najpierw jako kurioza, a potem stałych bywalców. Z drugiej – działa jak szkło powiększające, które rozdyma naturalne różnice światopoglądowe do rozmiarów świętej wojny. Taki jest cel formacji, która od lat dowodzi, że politykę rozumie jako antagonizowanie, dzielenie i skłócanie. W sektorze kultury uwierzą w to tylko nieliczni – beneficjenci skutecznie wymasowani przez „dobrą zmianę”.

Równia, ale pochyła

A przecież wystarczyło implementować unijną dyrektywę o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym i rozszerzyć opłatę o smartfony, tablety, smart tv, karty pamięci, pendrive’y i dyski przenośne. Jesteśmy j e d y n y m państwem w Unii Europejskiej, które jeszcze tego nie zrobiło. Ruch ten nie wymaga skomplikowanego procesu legislacyjnego, infrastruktura prawna jest już na miejscu. Potrzebny jeden podpis ministra kultury pod rozporządzeniem. Podpis według wiarygodnych szacunków wart ­300-350 mln złotych. Rocznie! Milion złotych dziennie, który można by przeznaczyć na nieobwarowane żadnymi układami wsparcie dla twórców. Nie transakcja, lecz transfer.

Inny prosty ruch to rezygnacja z artykułu 15L tzw. ustawy covidowej, który zawiesił opłaty za nadawanie publiczne przez sklepy i inne uczęszczane miejsca, gdzie słyszymy w tle muzykę. Dzisiaj, w warunkach ponownego, pełzającego lockdownu, to już trochę musztarda po obiedzie. Latem jednak, kiedy sklepy działały pełną parą, to zawieszenie opłat wciąż obowiązywało, co wielu twórców pozbawiło dochodów, czyli środków do życia, niemal z dnia na dzień. Mimo ­ponawianych deklaracji (ostatnie z 19 października) w kolejnej nowelizacji ustawy covidowej nie dokonano zmian i opłata jest nadal zawieszona.

7 listopada na spotkaniu w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu przedstawicielom środowisk twórczych (teatr, film, muzyka, literatura) z pełną powagą powiedziano, że powyższe postulaty są w trakcie realizacji. W trakcie! Po dwóch miesiącach drugiej fali pandemii ministerstwo nadal jest w trakcie! Tymczasem zaoferowano twórcom pomoc psychologiczną… Do publicznej wiadomości nie dotarły szczegóły, nie wiadomo więc, czy chodzi o terapeutów, czy może o kapelanów.

Spora część obywateli zaprzątniętych wyłącznie własnymi sprawami, kiedy słyszy „artysta”, widzi tych kilkudziesięciu aktorów i piosenkarzy w hamakach nad basenami, zaludniających instagrama i pudelki. Tymczasem większość twórców za kreatywną część swojej pracy zarabia poniżej średniej krajowej, w przedziale 2,5-3 tys. zł. Jeśli zarabiają więcej, to znaczy, że imają się innych, nie-twórczych zajęć (znam świetnego aktora po szkole teatralnej pracującego w Ikei). Nie mają oszczędności, nie zasiadają w radach nadzorczych. Po zapłaceniu czynszu i zjedzeniu obiadu z mikrofali nic im nie zostaje. Potrzebują wsparcia i mój wewnętrzny symetrysta podpowiada mi, że to dobrze, że ktoś w końcu o tym pomyślał. Szkoda, że dopiero w połowie listopada. I szkoda, że do podziału pieniędzy zatrudnia się algorytm, a nie zdrowy rozsądek.

Zostawiając naiwnym wiarę w zdrowy rozsądek, nawet w ten algorytm trudno uwierzyć. Państwo PiS-u wielokrotnie przekonało nas, że najważniejsze jest, kto dzieli kasę. Wielu uczestników spotkania w ministerstwie 7 listopada chciało z pełną powagą i szacunkiem patrzeć na zapisy Funduszu Wsparcia Kultury, z nadzieją, że może tym razem nie dojdzie do selekcji: nasz artysta dostaje, nierozsądny – nie dostaje. Nasza instytucja dostaje, niezależna – nie. Z nadzieją, że może tym razem nie powstaną stowarzyszenia-słupy i fundacje-słupy, powołane tylko po to, żeby przepalić kasę, co przecież oglądamy od pięciu lat.

Ciekawy ten algorytm, który najhojniej obdzielił Bayer Full (lider tej „formacji” zasłynął panegirykiem na temat prezydenta Andrzeja Dudy) czy braci Golców (otwarcie wspierających PiS). Wszystkim, którzy jeszcze pamiętają, że pop w naszym kraju reprezentowali Czesław Niemen, Ewa Demarczyk, Marek Grechuta czy Grzegorz Ciechowski, nie trzeba uświadamiać, co dzieje się z wartościami kultury, gdy równia pochyła zostaje wysmarowana wazeliną.

Ale to nie wszystko. Trzeba wskazać na dwie znamienne cechy działań władzy. Fundusz Wsparcia Kultury nie widzi twórców młodego pokolenia, czyli znaczącej części naszej przyszłości. Czy dlatego, że ci młodzi w zdecydowanej większości szydzą z niej? Nie, to nie jest pytanie do algorytmu. Druga to całkowity brak informacji, kto i w oparciu o jakie wyliczenia uznał, że za 400 mln można ocalić 3,5 proc. naszego PKB (tyle w Polsce generuje kultura) i blisko 30 mld wytworzonej wartości dodanej.

Ministerstwo z pełną powagą informuje, że powołano fundusz pomocy socjalnej dla twórców w wysokości 25 mln złotych. Ponadto MKDNiS przyznało ponad 9 tysięcy zapomóg na łączną kwotę blisko 20 mln oraz zapewniło dodatkowe 25 mln na pomoc socjalną. Według badań profesor Doroty Ilczuk (zleconych przez instytucje ministerialne) w Polsce jest około 60 tysięcy artystów. To daje około 800 złotych na głowę. To nie jest pomoc. To nawet nie jest jałmużna. I to jest dopiero mem. Producenci chryzantem dostali w tym miesiącu 180 mln w 12 godzin. 60 tysięcy artystów czeka od dwóch miesięcy na osiem stówek.

Powaga wyparowała

Tak jest, Joe Biden wygrał. Pierwszym oczywistym wyzwaniem administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych jest walka z koronawirusem. Ale największym, biblijnym zadaniem będzie zszycie wspólnoty. Przecież to samo czeka nas.

Ameryka poradzi sobie z tym, zmieniając zasady redystrybucji, progi podatkowe i rozszerzając dostęp do opieki zdrowotnej. W Polsce, gdzie socjal dotarł już do granic wypłacalności finansów publicznych, nie będzie lepszego wehikułu łączenia, odbudowy wspólnoty, dystrybucji idei i wartości niż kultura. Bo to właśnie robi ona najlepiej. Kultura okazuje się jedyną prawdziwie krytyczną infrastrukturą, jeśli poważnie i odpowiedzialnie myślimy o przyszłości.

Wielu z nas nie opuszcza przeczucie, że czeka nas trud pojednania, być może w formie jakiejś nowej umowy społecznej. Polityczne sukcesy Szymona Hołowni z jednej strony i Strajku Kobiet z drugiej są tego świadectwem. Jeśli w skrzynce z narzędziami do rekonstrukcji wspólnoty zabraknie kultury – bo nie przeżyła pandemii – to żadna umowa społeczna nie będzie trwała, ponieważ zawiśnie w aksjologicznej próżni. Taka to sobie przetrwa najwyżej jeden cykl wyborczy, może nawet nie cały. Skończy się jako halucynacja, a nie jako projekt. Znów naród wygra ze społeczeństwem, a nabuzowany patriota z obywatelem. Pycha wygra z dumą, zadęcie z powagą, nieomylność z rozsądkiem. ©

Autor jest dyplomatą, menadżerem kultury, wydawcą, producentem filmowym i muzycznym. W latach 2008-16 dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza. Był konsulem do spraw kultury w Konsulacie Generalnym RP w Los Angeles. W 2000 r. zakładał Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku jako jego pierwszy dyrektor. W roku 2005 został dyrektorem Instytutu Polskiego w Londynie. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej” i „Tygodniku Powszechnym”. Wydał powieść „Ludzka rzecz” (2013). We wrześniu nakładem wydawnictwa OsnoVa ukazał się jego wywiad rzeka z Anne Applebaum pt. „Matka Polka”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2020