Zacząć wszystko od nowa

Chile ma za sobą intensywny czas polityczno-społecznych przełomów, a w nowy rok weszło z dużą niepewnością, ale też nadzieją. Oraz z nowym, najmłodszym w swej historii, prezydentem.

17.01.2022

Czyta się kilka minut

Prezydent elekt Gabriel Boric (po prawej) przyjmuje gratulacje od swoich zwolenników, Santiago, 20 grudnia 2021 r. / ESTEBAN FELIX / AP / EAST NEWS
Prezydent elekt Gabriel Boric (po prawej) przyjmuje gratulacje od swoich zwolenników, Santiago, 20 grudnia 2021 r. / ESTEBAN FELIX / AP / EAST NEWS

Według wierzeń rdzennych miesz- kańców Chile Nowy Rok obchodzi się w tym kraju dwa razy. Nie tylko pod koniec grudnia, ale też w ostatnich dniach czerwca, gdy na południowej półkuli następuje czas przesilenia zimowego.

Zgodnie z legendami ludu Ajmarów dochodzi wtedy do symbolicznej odnowy roku, Machac Mara, świętowanej składaniem specjalnych darów Ziemi w podziękowaniu za jej hojność. Mieszkańcy Rapa Nui (inaczej Wyspy Wielkanocnej, należącej do Chile) określają ten moment mianem Aringa Ora, co oznacza „żywą twarz przodka”. Składają wówczas hołd duchom wyspy i tym, którzy zamieszkiwali ją przed nimi. Dla Rapanujczyków jest to też święto płodności i urodzaju – czas, gdy wraz ze światem odradza się ludzka energia. Z kolei Mapucze, najliczniejsi rdzenni mieszkańcy Chile, pod koniec czerwca celebrują noworoczne Wiñol Tripantu. Zgodnie z ich wierzeniami jest to czas przesilenia: symbolicznego schyłku dawnego porządku i nadejścia nowego.

Zdaniem Jaime’ego Luisa Huenúna – mapuczańskiego pisarza, poety i profesora literatury – nie bez powodu właśnie połowa roku 2021 przyniosła temu państwu polityczne przełomy.

– Dla nas Wiñol Tripantu, które świętujemy od kilkuset lat, oznacza zmianę, nowe otwarcie. Jest w tych dniach coś, co zapowiada odnowę. I czuje się to w naturze: w obfitych deszczach, silnym wietrze, podnoszących się wodach rzek i jezior. Przyroda kwitnie i ożywa. Wszystko to oznacza cyrkulację energii, zamknięcie jednego cyklu i otwarcie kolejnego – opowiada mi Huenún.

– W polityczno-społecznej rzeczywistości Chile te zmiany były teraz bardzo widoczne. Tak jakby energia Wiñol Tripantu, jednego z najważniejszych mapuczańskich świąt, patronowała tym przełomom i im towarzyszyła – dodaje Huenún.

Pierwszy przełom

Polityczne przesilenie nadeszło 4 lipca, kilka dni po czerwcowym Nowym Roku.

Odbyły się wtedy pierwsze obrady wyłonionego w drodze wyborów Zgromadzenia Konstytucyjnego, które zaczęło pracę nad nową ustawą zasadniczą. Ma zastąpić tę odziedziczoną jeszcze po rządach Augusta Pinocheta – przyjętą w 1980 r., na podstawie sfałszowanego przez ówczesne władze plebiscytu. Jednym z jej czołowych autorów był Jaime Guzmán – ideolog tamtego reżimu, guru tutejszych konserwatystów i założyciel skrajnie prawicowej Niezależnej Unii Demokratycznej (UDI).

Przemowę otwierającą obrady wygłosiła świeżo wybrana przewodnicząca, Elisa Loncón, zasłużona profesorka językoznawstwa należąca do społeczności Mapuczy. Jest jedną z 17 reprezentantów rdzennych ludów Chile, dla których zarezerwowano miejsca w zgromadzeniu – tym samym po raz pierwszy w historii będą oni mieli udział w tworzeniu pisanego dla kraju prawa.

„Moje słowa kieruję do wszystkich mieszkańców Chile, od dalekiej północy po Patagonię; od wybrzeża po górskie szczyty. Do mieszkańców lądu i wysp” – tak Loncón zaczęła swój poruszający wywód, częściowo wypowiedziany w mapudungun, rodowitym języku Mapuczy. „Dziś rodzi się Chile w liczbie mnogiej. Chile rozumiane jako wspólnota, wielojęzyczne i wielokulturowe. Tworzone przez różne narody, płcie i terytoria. Połączone tym samym marzeniem, jakim jest napisanie nowej konstytucji. Mañum pu lamngen! Marichiweu! (Dziękuję, bracia i siostry! Zwyciężymy!)”.

Maraton zmian

Potem, gdy rok 2021 dobiegał końca, nadeszły następne przesilenia.

Jedno z nich wydarzyło się 7 grudnia. Przyjęto wówczas ustawę o legalizacji małżeństw par jednopłciowych, które od stycznia mogą już nie tylko zawierać związki partnerskie czy adoptować dzieci, ale też sankcjonować swoje relacje małżeńską przysięgą. Z inicjatywą przywrócenia ustawy do porządków obrad wystąpił sam prezydent, centroprawicowy i znany z konserwatywnych poglądów Sebastián Piñera, a prawo przyjęto przy znacznej przewadze głosów: 82 deputowanych było za, 20 przeciw, dwie osoby się wstrzymały.

Głosowaniu przyglądała się z trybuny Isabel Amor, dyrektorka fundacji Iguales, która działa na rzecz praw osób LGBT+. Nie kryła wzruszenia: „Jestem ogromnie przejęta – wyznała chilijskim mediom po poznaniu wyników. – Naprawdę wiele mnie kosztuje to, żeby zachować dziś spokój. To historyczny dzień dla naszej społeczności. Mamy za sobą dużo ciężkiej pracy. I trudny wielokilometrowy maraton, który wreszcie doprowadził nas do miejsca, w którym jesteśmy teraz”.

Legalizacja małżeństw osób tej samej płci, akceptowana przez 75 proc. społeczeństwa, jest symbolem tego, jak długą drogę obyczajowych zmian przeszło w ostatnich dekadach Chile. Kraj, gdzie aż do 2017 r. obowiązywał całkowity zakaz aborcji (pięć lat temu dopuszczono aborcję w sytuacjach, gdy życie matki jest zagrożone, ciąża jest wynikiem gwałtu lub wykryto śmiertelne wady płodu), gdzie dopiero w 2004 r. zalegalizowano rozwody, i gdzie do końca 1999 r. za związek z osobą tej samej płci można było trafić na kilka lat do więzienia.

Pożegnanie z przeszłością

Kolejny sygnał przesilenia pojawił się 16 grudnia, wkrótce po przegłosowaniu powyższej ustawy. Tego dnia w wieku 99 lat zmarła Lucía Hiriart, wdowa po Auguście Pinochecie (zmarłym w 2006 r.). Znana też jako „Doña Lucía” lub „Czarna Wdowa”, przez lata pozostawała symbolem łączącym współczesne Chile z ciężarem tamtej dyktatury.

Uważa się, że Lucía Hiriart była najbliższą doradczynią i prawą ręką Pinocheta, którego od początku ich długoletniego związku motywowała do wojskowej, a później politycznej kariery. Sam generał przyznawał, że dominująca małżonka często wpływała na jego decyzje. Przekonała go m.in. do współudziału w zamachu stanu, w którym 11 września 1973 r. armia obaliła rządy lewicowego prezydenta Salvadora Allende.

– Dziwna ulga, poczucie zerwania z przeszłością. I radość, jakkolwiek źle brzmiałoby mówienie o cieszeniu się z tego, że ktoś umarł – komentuje odejście „Czarnej Wdowy” José, mój chilijski znajomy.

José prawie nie pamięta czasów reżimu, przyszedł na świat w jego schyłkowym momencie, w 1986 r. Ale ma wrażenie, że trudno tej śmierci, szczególnie teraz, nie uznać za ważny znak; może moment ostatecznego zamknięcia pewnej epoki.

Choć on sam nie wyszedł tego dnia świętować na ulice – jak uczyniło kilkanaście tysięcy Chilijczyków – to tak jak wielu z nich ma poczucie, że stała się rzecz niemożliwa. Wdowę po Pinochecie określano bowiem, pół żartem, pół serio, mianem nieśmiertelnej. Pomimo podeszłego wieku i licznych problemów ze zdrowiem przeżywała wszystkich wokół. Ostatnie lata spędzała na uboczu, mieszkając w rodzinnej willi, w najzamożniejszej dzielnicy stołecznego Santiago. Chile doświadczało kolejnych społecznych wstrząsów, a ona trwała dalej – i na przekór wszystkim wydawała się niezniszczalna.

Wyborcza niespodzianka

Tego samego dnia, w którym odeszła „nieśmiertelna” Lucía, finiszu dobiegała kampania dwóch kandydatów: lewicowego Gabriela Borica, reprezentującego koalicję Apruebo Dignidad, oraz ultraprawicowego Joségo Antonia Kasta – założyciela i przedstawiciela chilijskiej Partii Republikańskiej.

Dwóch rywali, których zdawało się dzielić wszystko, w niedzielę 19 grudnia zmierzyło się ze sobą w drugiej turze wyborów prezydenckich.

Wygrana Borica była dla wielu zaskoczeniem. W pierwszej turze z 21 listopada lewicowy polityk zdobył mniejsze poparcie od konkurenta – jego zwycięstwo w finale, mimo wcześniejszej przegranej, stanowi pierwszy tego typu przypadek w historii chilijskich wyborów. Co więcej, poza tymi dwoma kandydatami najwięcej głosów otrzymali inni reprezentanci partii bądź ruchów prawicowych – Franco Parisi i Sebastián Sichel. Oni zaś jasno dali swoim wyborcom do zrozumienia, że przekazują otrzymane poparcie Kastowi i właśnie jemu będą kibicować, solidaryzując się z prawicowym kandydatem przeciwko temu lewicowemu.

Ostateczny triumf Borica tłumaczy się masową mobilizacją tych, którzy w pierwszej turze w ogóle nie poszli do urn – takich osób było ponad 1,2 mln w całym Chile. To właśnie ów „nowy” elektorat w dużej mierze przeważył szalę zwycięstwa na stronę kandydata Apruebo Dignidad i – jak wskazują sondaże – składał się on głównie z osób młodych. Według danych zebranych przez agencję badawczą Unholster w pierwszej turze głos oddało zaledwie 53 proc. wyborców poniżej 30. roku życia, w drugiej zaś odsetek ten wzrósł już do 63 proc.

„Gdyby Pinochet żył…”

Istotna dla finałowego wyniku okazała się też mobilizacja kobiet – ich partycypacja wzrosła z 58 proc. w pierwszej turze do 67 proc. w drugiej.

Silne poparcie Chilijek dla Borica wynikało także z lęku przed jego kontrkandydatem. José Antonio Kast wielokrotnie opowiadał się jako zdecydowany przeciwnik „feministycznej ideologii”, zwolennik powrotu do całkowitego zakazu aborcji i krytyk tzw. antykoncepcji awaryjnej. 55-letni polityk zapowiedział też likwidację kilku resortów, w tym Ministerstwa ds. Kobiet i Równo- uprawnienia, motywując to planowanym wprowadzeniem budżetowych oszczędności. I choć później się z tego pomysłu wycofał, to wcześniejsze deklaracje skutecznie zniechęciły wiele Chilijek do oddania na niego głosu.

Kandydatowi Partii Republikańskiej nie pomogło też podejście do przeszłości – szczególnie ocena dokonań Pinocheta, którego nigdy nie uznawał za dyktatora, lecz „lidera rządu wojskowego”. Kast już kiedyś jasno wyraził pełne poparcie dla jego rządów: w 1988 r., gdy Chile miało opowiedzieć się w drodze plebiscytu za końcem lub utrzymaniem reżimu, jako student prawa i działacz politycznej młodzieżówki uczestniczył w kampanii promującej opcję drugą, czyli brak demokratycznych wyborów i przedłużenie kadencji Pinocheta.

Kast wielokrotnie przyznawał też, jak bliska jest mu postać i spuścizna generała. „Gdyby Pinochet żył, zagłosowałby na mnie” – zadeklarował w 2017 r., kiedy po raz pierwszy ubiegał się o urząd prezydenta.

Spoza układów

Te wybory okazały się wyjątkowe nie tylko z powodu niespodziewanego sukcesu poprzedzonego porażką. Historyczna okazała się też frekwencja, jaką odnotowano w drugiej turze. Do urn ruszyło ponad 8,3 mln ludzi, czyli 55,6 proc. uprawnionych do głosowania – najwięcej od czasu wycofania obowiązku głosowania w 2012 r. Gabriel Boric stał się też prezydentem wybranym największą liczbą głosów w historii kraju. W finałowym pojedynku zdobył ich 55,8 proc., czyli 4,6 mln głosów (Kast otrzymał 44 proc., ok. 3,5 mln głosów).

Wyjątkowy jest też wiek zwycięzcy. Będzie on najmłodszą głową państwa w dziejach Chile i jednym z najmłodszych politycznych liderów na świecie. Ma 35 lat i stanie się pierwszym chilijskim prezydentem, który przyszedł na świat już po przewrocie wojskowym. Reprezentuje głos młodszych pokoleń, pozostając postacią spoza układów politycznych, które ukształtowała tutejsza transformacja.

W przeszłości Boric często odcinał się zresztą od centrolewicy, która w dużym stopniu rządziła Chile przez ostatnie trzy dekady, zarzucając jej konformizm i niedostateczne reformy. Na scenie politycznej pojawił się 10 lat temu, jako jeden z liderów masowych protestów studenckich. Był twarzą ruchu Oburzonych, domagających się wprowadzenia darmowej i uniwersalnej edukacji, która byłaby bardziej dostępna dla wszystkich Chilijczyków. Na fali osiągniętej wówczas popularności w 2014 r. zdobył mandat w parlamencie (Kongresie), gdzie współtworzył lewicową formację Frente Amplio i reprezentował swój rodzinny region, Magallanes.

Te korzenie Borica wydają się nie bez znaczenia – pochodzi on bowiem spoza centrum nie tylko w politycznym, lecz także geograficznym sensie tego słowa. Urodził się i dużą część życia spędził w Punta Arenas, wietrznym porcie nad Cieśniną Magellana, położonym ok. 3 tys. kilometrów od stolicy.

To jedno z najbardziej wysuniętych na południe miast świata, odizolowane od reszty kraju bezkresną patagońską pampą. Tak jak wielu jego mieszkańców, Boric ma chorwackich przodków – jego pradziadkowie ze strony ojca dotarli tu pod koniec XIX w. z zadarskiej wysepki Ugljan.

Przestrzeń Punta Arenas często powracała w jego kampanii. W jednym ze spotów wspiął się na szczyt wielkiego cyprysu – charakterystycznego elementu pejzażu Magallanes, patagońskiej stolicy. Ten oryginalny kadr podbił chilijski internet i stał się nośnym symbolem. Romantycznym obrazkiem młodzieńczej odwagi, zaangażowania i patrzenia w przyszłość – z nieoczywistym w tych czasach optymizmem.

Wielkie nadzieje

– Dziś wygrało Chile robotników, kobiet oraz studentów. Wygrał postęp społeczny i wiara w demokrację – mówi mi rozentuzjazmowany Ernesto z Santiago. – Przyzwoitość oraz zdrowy rozsądek pokonały fake newsy, manipulację i agresywną polaryzację naszego społeczeństwa. Zwyciężyły z nieczystą władzą pieniądza i wielkimi korporacjami, unikającymi płacenia podatków. Z pinochetyzmem, zdolnym często do wszystkiego, aby tylko zdobyć władzę. Wygrała kampania zrobiona z głębi serca i wygrała nadzieja.

Tamtej niedzieli, 19 grudnia, wkrótce po poznaniu wyników, Ernesto wyszedł celebrować je na pobliskim placu w swojej dzielnicy, Plaza Ñuñoa. Tego upalnego wieczoru – na półkuli południowej jest teraz lato – był on jednym z wielu tysięcy Chilijczyków świętujących na ulicach.

Największe tłumy zebrały się w centrum stolicy, w pobliżu miejsca, gdzie prezydent elekt wygłaszał emocjonalną półgodzinną przemowę. Zapowiedział w niej walkę z głębokimi nierównościami, poszerzenie praw socjalnych oraz decentralizację polityki. Obiecał, że najważniejsze będą dla niego prawa człowieka – szczególnie mniejszości społecznych i etnicznych oraz kobiet. „Będę prezydentem wszystkich Chilijczyków i Chilijek” – krzyczał ze sceny, zapowiadając pielęgnację dialogu i wspólnoty oraz walkę z wykluczeniem.

Wiele powtórzonych tego wieczoru punktów jego programu – m.in. wzmocnienie sektora publicznego i demontaż gospodarki neoliberalnej – współbrzmiało z tym, czego Chilijczycy spodziewają się po nowej ustawie zasadniczej.

Podobnie jak wspomniana pierwsza przewodnicząca konstytuanty, Elisa Loncón, Boric szybko stał się postacią ikoniczną – symbolem nowego otwarcia dla kraju, pragnącego napisać siebie od nowa. „Nie bójcie się młodości, zaufajcie jej!” – wołał ze sceny dawny lider protestów studenckich, który wkrótce, 11 marca, obejmie urząd jako 34. prezydent Chile.

Choć jego kraj czeka jeszcze długa droga do realnych zmian, jedno wydaje się pewne: Boric ma w sobie siłę potrzebną na czas swoistego Wiñol Tripantu, polityczno-społecznego przesilenia. Uosabia przywracaną dziś Chilijczykom – choćby na chwilę – nadzieję. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2022