Cztery lata temu Chile żyło nadzieją na zmiany. Niewiele z niej pozostało

Chilijczycy odrzucili dwa kolejne projekty nowej konstytucji. Miała ona zastąpić tę napisaną jeszcze w czasach dyktatury Pinocheta, która wprowadziła w kraju bardzo liberalny system gospodarczy. Najpierw przepadł projekt mocno lewicowy, a teraz drugi, mocno prawicowy. Co teraz?
z Santiago de Chile

16.01.2024

Czyta się kilka minut

Lucas Aguayo Araos / Anadolu / Getty Images
Sympatycy prawicy i zmarłego w 2006 r. dyktatora Augusta Pinocheta demonstrują przed siedzibą lewicowego prezydenta Gabriela Borica po tym, jak większość głosujących odrzuciła w referendum drugi już projekt nowej konstytucji. Hasło na transparencie: „Boric, wynocha!”. Santiago de Chile, 17 grudnia 2023 r. / Fot. Lucas Aguayo Araos / Anadolu / Getty Images

Gdy pod koniec grudnia przylatuję ponownie do chilijskiej stolicy, na południowej półkuli panuje lato. Ciepłe wieczory pachną kwitnącą wszędzie bugenwillą i zachęcają do spacerów po dawno niewidzianych, trochę już wytęsknionych ulicach.

Santiago de Chile to miasto po przejściach, z poharataną przeszłością pełną naturalnych i politycznych trzęsień ziemi. Teraz czuje się to szczególnie mocno. Wiele budynków, chodników i placów do dziś nosi ślady niespełnionej rewolucji, która wybuchła tu w październiku 2019 r. Mieszkańcy wyszli wtedy masowo na ulice, protestując przeciw społecznym nierównościom i domagając się reform, m.in. zmiany konstytucji.

Demonstracje, zamieszki i starcia protestujących z policją ogarnęły cały kraj, a najdłużej trwały właśnie w Santiago. Zatrzymało je dopiero nadejście pandemii. Przez tych kilka burzliwych miesięcy najbardziej ucierpiało centrum – przede wszystkim okolice Plaza Italia, który był głównym miejscem protestów. I któremu demonstranci już w pierwszych tygodniach nadali symboliczną nazwę: Plaza de la Dignidad, plac Godności.

Uważaj na siebie

Pierwsze kroki po powrocie do Chile kieruję w stronę Alamedy: głównej arterii, która ciągnie się przez pół stolicy, spinając wschód i zachód miasta. Oraz dwa różne światy: po jednej stronie zamożniejszą i zadbaną część Santiago, po drugiej zapomniane dzielnice biedy.

Gdy siedzę w jednej z tradycyjnych kawiarni mieszczących się w pobliżu tej wielkiej alei, po raz pierwszy słyszę radę, która dotąd wydawała mi się tu rzadkością. Teraz zaczyna powracać często, coraz częściej. Brzmi: Tenga cuidado – „uważaj na siebie”.

Te słowa parokrotnie padają z ust bliskich mi osób. Słyszę je też od nowo poznanej sąsiadki, a także od starszej pani, która zagaduje w sklepie. Zwykle idą za nimi wyjaśnienia: „Chile nie jest już tak bezpieczne jak wcześniej”, „lepiej nie chodzić tak samej, to już nie to, co kiedyś”; „w zeszłym miesiącu napadli mojego kolegę, w biały dzień, parę ulic stąd”.

Choć w pierwszym odruchu mam wrażenie przesady, przyjmuję ostrzeżenia z pokorą. Ich dopełnieniem są bowiem ponure statystyki, które wskazują, że poczucie bezpieczeństwa wśród Chilijczyków – długo postrzegających swój kraj jako jeden z najbezpieczniejszych w Ameryce Łacińskiej – znacznie spadło. Według danych instytucji badawczej La Fundación Paz Ciudadana 84 proc. mieszkańców czuje strach w związku ze wzrostem przestępczości, a najbardziej zaniepokojonymi grupami są seniorzy, kobiety i osoby najmniej zamożne. Aż 93 proc. ankietowanych ocenia, że przemoc przybrała bardziej brutalną postać, a ponad 60 proc., że to walka z przestępczością powinna być głównym priorytetem rządu.

Za i przeciw prezydentowi

Społeczne odczucia są odzwierciedleniem realiów. Według policyjnych raportów w ostatnich latach pojawiło się w Chile wiele typów przestępczości, która nie była obecna wcześniej, jak przemyt narkotyków oraz porwania i morderstwa, za którymi stoją gangi.

Niemal codziennie media donoszą o strzelaninach, zabójstwach bądź przypadkowej śmierci osób, które znalazły się na miejscu przestępczych porachunków. Wedle raportu przygotowanego pod koniec 2023 r. przez Narodowe Centrum Zapobiegania Zabójstwom i innym Aktom Przemocy liczba tzw. zwykłych przestępstw wzrosła o 45 proc. w stosunku do roku 2021, a liczba morderstw (1,4 tysiąca) była najwyższa od lat.

Alarmujące dane i rosnące poczucie zagrożenia są jednym z głównych powodów, dla których rząd lewicowego prezydenta Gabriela Borica jest dziś postrzegany krytycznie: coraz więcej mieszkańców uważa, że nie reaguje on skutecznie. Pierwsze styczniowe badania sondażowni CADEM wskazują, że poparcie dla prezydenta wynosi dziś tylko 31 proc., zaś 64 proc. ocenia go negatywnie.

Do pierwszej grupy należy Cristóbal Del Castillo, który pracuje w stołecznym Muzeum Historycznym i Wojskowym. – Oczywiście są sprawy, z którymi rząd nie radzi sobie wystarczająco dobrze. Ale w ciągu niespełna dwóch lat kadencji prezydenta spełnił wiele obietnic – przekonuje Cristóbal w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Mimo trudnej sytuacji na świecie Chile radzi sobie dobrze, widać wzrost gospodarczy i rozwój. Cieszę się, że wreszcie obniżono liczbę godzin pracy z 45 do 40 tygodniowo. Cenię też to, jak jest prowadzona polityka zagraniczna: racjonalna, otwarta i w moim przekonaniu etyczna.

Prezydent Chile Gabriel Boric. Santiago de Chile, 7 listopada 2023 r. / Fot. Sebastián Vivallo Oñate / Getty Images

Chilijska broń dla Ukrainy?

Boric jest jednym z nielicznych latynoamerykańskich przywódców, którzy od rozpoczęcia przez Rosję inwazji przeciw Ukrainie okazują wsparcie dla Kijowa i bez relatywizowania potępiają działania Kremla. Wśród lewicowych głów państwa w regionie Boric pozostaje osamotniony – podobnych gestów nie widać po stronie prezydentów Brazylii, Kolumbii czy Meksyku.

Podczas lipcowego szczytu państw Unii Europejskiej i tych zrzeszonych w latynoamerykańskiej organizacji CELAC Boric powtórzył opinię, którą wcześniej wyrażał wielokrotnie: „Nie mam wątpliwości, że rosyjska inwazja oznacza złamanie prawa międzynarodowego. Nie można mówić o odpowiedzialności obu stron. Tylko jedna strona jest winna – i jest nią agresor, czyli Rosja”.

Pod koniec grudnia chilijskie media obiegła informacja, że rząd przygotowuje się do sprzedaży broni Ukrainie – wieści te pojawiły się po tym, jak ujawniono fakt, iż przedstawiciele ukraińskiego rządu wizytowali fabrykę broni FAMAE (wyposaża ona m.in. chilijskie wojsko i policję). Na razie jest mowa o wstępnych negocjacjach. Niewykluczone, że militarne wsparcie Ukrainy przez dalekiego sojusznika wkrótce stanie się faktem.

Wracające podziały historyczne

Wieść o planach pomocy dla ukraińskiej armii wzbudziła skrajnie różne opinie: obok aprobaty także wiele głosów sprzeciwu, głównie wśród najbardziej lewicującej części elektoratu prezydenta. Ta polaryzacja nie dziwi: w ostatnich latach Chile stało się krajem głośno wyrażanych różnic, a temat podziałów pojawia się na pierwszych stronach gazet. Staje się bohaterem uniwersyteckich debat, socjologicznych analiz i codziennych rozmów.

Jednym z czynników dzielących społeczeństwo jest przeszłość. Rok 2023 upłynął pod znakiem upamiętniania 50. rocznicy zamachu stanu, który dał początek trwającej 17 lat dyktaturze Pinocheta. Przez ostatnie dwanaście miesięcy miało tu miejsce wiele festiwali, wystaw, konferencji, spektakli i premier książek dotyczących tej części chilijskiej historii.

Rocznicowe wydarzenia wzbudzały w obywatelach zróżnicowane emocje – często równie odmienne, jak ich stosunek do dyktatury. Mimo upływu lat Chile pozostaje bowiem krajem dwóch niespotykających się ze sobą pamięci. Część Chilijczyków nie potrafi myśleć o Auguście Pinochecie inaczej niż jak o dyktatorze i zbrodniarzu. Z kolei druga część albo mu jego decyzje wybaczyła, albo uważa, że były uzasadnione.

Przy okazji okrągłej rocznicy podziały dawały więc o sobie znać przez cały rok, zarówno w wypowiedziach polityków czy komentatorów, jak i powracających sporach między użytkownikami internetu.

W poszukiwaniu złotego środka

Polaryzację pogłębiała dodatkowo kampania związana z procesem konstytucyjnym, który miał zresztą stanowić część rozliczeń z reżimem. I według wielu zakończył się klęską.

Jego finał nastąpił 17 grudnia, wraz z kolejnym już referendum dotyczącym zmiany ustawy zasadniczej, która miałaby zastąpić tę obecną, obowiązującą od czasów dyktatury. Nowy projekt ponownie jednak przegrał, a obywatelski werdykt był jednoznaczny: za przyjęciem propozycji, nad którą od maja do końca października pracowało wybrane przez naród Zgromadzenie Konstytucyjne, opowiedziało się nieco ponad 44 proc. głosujących, a przeciwko – prawie 58 procent.

Był to już kolejny pomysł na zmianę ustawy zasadniczej, który odrzucono. Najpierw w referendum z 2022 r. przegrała propozycja opracowana głównie przez lewicowych polityków,  aktywistów i samorządowców. Teraz klęskę poniósł projekt, za którym stała konstytuanta złożona w dużej mierze z przedstawicieli ultraprawicy, co – według osób, które głosowały przeciwko – zaważyło na jego treści.

Jak to możliwe, że Chilijczycy, którzy jeszcze niedawno stanowczo domagali się zmiany ustawy zasadniczej, finalnie opowiedzieli się przeciw nowym propozycjom? I czemu oba projekty spotkały się z bezwzględnym odrzuceniem?

Wielu tłumaczy to brakiem poczucia stabilności, potrzebnej do przeprowadzania tak kluczowych zmian. Oraz zniechęceniem wobec kosztownego i przedłużającego się procesu konstytucyjnego, który pochłonął 150 mld pesos (680 mln zł), ponad cztery lata i dużo obywatelskiej energii. Częste są też opinie, że po prostu ani jeden, ani drugi projekt nie był dla Chilijczyków zadowalający. Oba wydały im się zbyt skrajne i zideologizowane.

– Społeczeństwo jest mniej radykalne i bardziej centrowe, niż można by sądzić. Gdy przychodzi do podjęcia tak ważnej decyzji, stara się pozostać przy możliwie najbardziej umiarkowanym wyborze – mówi mi prawniczka María Gabriela Vásquez. – Pierwszy projekt konstytucji znaczna część głosujących postrzegała jako zbyt lewicowy, a drugi jako skrajnie prawicowy. Sądzę, że odpowiedzialność za klęskę obu propozycji w dużej mierze leży po stronie partii i osób, które przewodziły kolejnym etapom tego procesu. Bo treść obu propozycji przypominała bardziej programy rządowe niż projekty ustawy zasadniczej. I nie zapewniała stabilności, jakiej należałoby po tekście konstytucji oczekiwać – dodaje Vásquez.

Nadzieje i złudzenia

Co grudniowy finał oznacza dla Chile? Wszystko wskazuje, że kolejnego procesu konstytucyjnego nie będzie – przynajmniej w najbliższych latach.

Wkrótce po ogłoszeniu wyniku grudniowego plebiscytu Boric zabrał głos. Mówił: „Chile zachowa obecną konstytucję, bo obie próby opracowania i przyjęcia nowej ustawy zasadniczej na drodze kolejnych referendów nie zdołały przekonać ani zjednoczyć obywateli (…). Plebiscyt miał przynieść nadzieję, a zamiast tego wywołał frustrację i kolejne podziały. Nie możemy tego ignorować”.

Prezydent oznajmił, że nie podejmie nowych prób zmiany ustawy zasadniczej podczas swojej kadencji. „Są inne pilne sprawy, które wymagają naszej uwagi i pracy” – dodał.

Słowa Borica trafnie oddają nastroje w społeczeństwie, rozczarowanym propozycjami polityków i coraz bardziej zmęczonym ostatnimi latami ciągłych wyborów, brutalnych kampanii i niekończących się głosowań. Z doświadczenia wspólnoty, entuzjazmu i obywatelskiego zaangażowania, które zdawały się towarzyszyć pierwszym miesiącom procesu, pozostało poczucie zmarnowanego czasu i zawiedzionych nadziei.

– Dziś czuję dużo goryczy. Wiązałem wielkie nadzieje z możliwością zmiany, początkowo naprawdę wierzyłem, że się uda – pisze mi Juan Wenuan, mieszkający w Concepción poeta i fotograf. W 2022 r. głosował za projektem nowej konstytucji, w grudniu oddał głos en contra.

Pytany o ostatni plebiscyt, nie ukrywa, że ma mieszane odczucia: – Cieszę się, że ta prawicowa propozycja przepadła. Była jeszcze gorsza od konstytucji, którą mamy teraz. Ale trudno mi mówić o radości. Poszedłem zagłosować trochę mechanicznie, na zimno, bez krztyny entuzjazmu. Gdy poznałem wyniki, nie czułem się zwycięzcą. Nie miałem tego wieczoru powodów do świętowania.

Neoliberalny rys z czasów Pinocheta

Obowiązuje więc nadal ustawa zasadnicza narzucona społeczeństwu w 1980 r., w czasie dyktatury. Bywa określana „konstytucją czterech generałów”, jej ostateczną treść zatwierdzili bowiem wojskowi: generał Pinochet, głównodowodzący marynarki wojennej admirał José Toribio Merino, generał sił powietrznych Fernando Matthei i dowódca policji César Mendoza Durán. Wkrótce potem ustawa zasadnicza weszła w życie – na mocy plebiscytu, co do demokratyczności którego były wątpliwości.

Jej obrońcy podkreślają, że od upadku reżimu była niemal 60 razy modyfikowana. Najwięcej zmian wprowadzono w 2005 r., gdy prezydentem był centrolewicowy Ricardo Lagos. Wielu zgadza się jednak, że zmiany nie były wystarczające. Tak uważa również politolożka Claudia Heiss, kierowniczka katedry nauk politycznych na Universidad de Chile.

W wydanej przed trzema laty książce „Dlaczego potrzebujemy nowej konstytucji?” Heiss krytykowała indywidualistyczny, neoliberalny rys dotychczasowej ustawy zasadniczej. „Aktualna konstytucja nie gwarantuje praw socjalnych. Powody, dla których powinniśmy ją napisać na nowo, leżą też w okolicznościach jej powstania. (…) To, co w wielu innych konstytucjach jest traktowane jako prawa socjalne czy ekonomiczne przysługujące wszystkim obywatelom, tu nie jest definiowane jako coś uniwersalnego. Pozostaje kwestią podkreślanej w wielu fragmentach wolności wyboru” – pisała Heiss (podkreślając dwa ostatnie słowa).

Cztery lata później

Z kolei Kathya Araujo, socjolożka związana z Instytutem Studiów Zaawansowanych na Universidad de Santiago, uważa, że położenie tak dużego nacisku na konieczność zmiany konstytucji i uzależnienie od niej wszelkich reform było błędem elit politycznych.

Araujo uważa, że niepotrzebnie rozbudzono tak wielkie nadzieje. W wywiadzie dla dziennika „El País” mówiła: „Tak silne skoncentrowanie się na konieczności zmiany konstytucji przy jednoczesnym zaniedbaniu innych problemów od początku wydawało mi się graniczyć z absurdem”. I dalej: „Za mało mówiono w tym czasie o reformach (…) i o możliwościach oddolnej pracy nad zmianą. Również nad zmianą świadomości, która prowadziłaby w stronę większej odpowiedzialności społecznej; ku temu, co wspólne, a nie tak bardzo skupione na jednostkowym interesie”.

Dziś, ponad cztery lata od wybuchu protestów, które na chwilę zjednoczyły kraj i rozbudziły nadzieję, można odnieść wrażenie, iż nie zmieniło się tu nic.

A może przeciwnie: że zmieniło się wszystko? Że Chile odrobiło trudną, lecz konieczną lekcję z demokracji, i że teraz nadszedł moment, aby ruszyć dalej. Pomimo goryczy i straconych złudzeń.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Rozczarowani z placu Godności