50 lat temu zamach stanu w Chile dał początek dyktaturze wojskowej

Dziś pamięć tych wydarzeń jest nadal żywa, a społeczeństwo – głęboko podzielone w ich ocenie.

12.09.2023

Czyta się kilka minut

Najdłuższa sprawa Nelsona Caucoto
Malarz Efren Cortes przygotowuje prace na wystawę z okazji 50. rocznicy puczu i obalenia prezydenta Allende (na obrazie). Santiago, 31 sierpnia 2023 r. / ESTEBAN FELIX / AP / EAST NEWS

Jest wrzesień 1973 r. Pedro Barrientos Núñez ma 26 lat, kruczoczarne włosy i pewne siebie spojrzenie. Jest porucznikiem w chilijskiej armii. Służy w pułku, który w połowie miesiąca zostaje skierowany na Stadion Narodowy, by pilnować aresztowanych.

Gdy pewnego dnia w tłumie więźniów rozpoznaje charakterystyczną twarz, krzyczy do towarzyszy: „Przyprowadźcie tego bydlaka do mnie!”. „Bydlak” to 40-letni Víctor Jara – piosenkarz i poeta, członek Komunistycznej Partii Chile. Bard socjalistycznej rewolucji, na której czele od 1970 r. stał prezydent Salvador Allende. Na widok sławnego artysty Núñez wyciąga broń i strzela – raz, drugi, kolejny… łącznie padają 44 strzały.

Tamten wrzesień

„Doświadczanie historii w Ameryce Łacińskiej jest doświadczaniem fragmentacji, kataklizmów i geograficznego szaleństwa” – mówił w 1967 r. gwatemalski pisarz Miguel Asturias w mowie noblowskiej. To adekwatne porównanie do realiów Chile, raz na jakiś czas gwałtownie przełamującego się na pół. Albo raczej: rozpadającego się na wiele niepasujących do siebie kawałków. Jeden z takich momentów nadszedł 11 września 1973 r., gdy pucz przerwał rządy demokratycznie wybranego prezydenta Allende.

Zaczął się w portowym Valparaíso. O 6.30 rano marynarze opuścili swoją bazę i zajęli ulice. Do nich zaczęły przyłączać się kolejne formacje. O ósmej wojsko otoczyło centrum Santiago, nad stolicą pojawiły się myśliwce. Kluczowy moment nastąpił parę minut przed południem: na pałac prezydencki spadło blisko 20 rakiet, budynek stanął w ogniu. Allende odmówił podania się do dymisji i opuszczenia kraju. Wkrótce popełnił samobójstwo.

Zaczęły się aresztowania. Wojsko przejęło media. O godzinie 22 radio i telewizja wyemitowały komunikat. Na nagraniu widać twarze członków junty, którzy podjęli decyzję o przewrocie. Przy stole siedzą admirał José Toribio Merino, szef sztabu lotnictwa Gustavo Leigh i komendant policji César Mendoza. Miejsce pośrodku należy do 58-letniego Augusta Pinocheta, który do spisku przeciwko Salvadorowi Allende dołączył niemal w ostatniej chwili. Dwa tygodnie wcześniej prezydent awansował go na komendanta głównego armii.

Ten wieczór jest ostatecznym końcem dawnego świata i początkiem nowego: Pinochet składa przysięgę i przejmuje władzę na następne 17 lat.

Choć w marcu 1990 r. odda ją – po demokratycznych wyborach z końca 1989 r., poprzedzonych wcześniejszym o dwa lata plebiscytem – jego rządy nieodwracalnie zmienią Chile. Były dyktator umrze w 2006 r., ale na swój sposób pozostanie nieśmiertelny.

Całym życiem

Nieśmiertelny stał się też Víctor Jara, który zginął w tym samym miejscu, gdzie parę lat wcześniej, we wrześniu 1969 r., dał jeden ze swych legendarnych koncertów. Jego śmierć stała się symbolem zbrodni popełnionych w czasie dyktatury Pinocheta.

W dniu puczu był wśród pierwszych aresztowanych, którzy trafili na stadion zamieniony w centrum zatrzymań. Zanim zginął, przez cztery dni był torturowany. Obcięto mu język, aby nie mógł śpiewać, oraz palce u dłoni, by nie mógł grać na gitarze.

W lipcu 2023 r. historia ta wróciła – w związku z finałowym etapem wieloletniego procesu dotyczącego jego zabójstwa. Sprawę prowadził Nelson Caucoto: prawnik, który całe zawodowe życie poświęcił obronie praw człowieka i pomaganiu ofiarom reżimu. Zaczął to robić ponad 40 lat temu, działając w Wikariacie Solidarności, instytucji kościelnej powołanej w 1976 r. przez arcybiskupa Raúla Silvę Henríqueza dla prześladowanych.

Najdłuższa sprawa Nelsona Caucoto

Dziś Caucoto przyznaje, że przypadek Jary należy do najdłuższych, przy których przyszło mu pracować. – Ta sprawa trafiła do mnie w 1999 r, gdy do mojego biura przyszły wdowa po Víctorze i ich dorosła już córka, która w chwili śmierci ojca miała kilka lat – wspomina Caucoto w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Poprosiły o pomoc. Wcześniej, jeszcze pod koniec lat 70., ich oskarżenie wraz z zeznaniami świadków trafiło do sądu, ale do końca lat 80. z oczywistych względów temat był zamknięty. Mimo dostarczanych do sądu pism śledztwa nie podjęto także później. Kobiety czuły się bezsilne.

Śmierć Jary to jedna z kilkuset spraw, które odłożono na sądowe półki. Dopiero pod koniec lat 90. podjęto pierwsze śledztwa i postępowania karne dotyczące tortur, zaginięć i zabójstw z lat 1973-90. Pierwsze wyroki zapadły w 2005 r.

Choć wraz z powrotem demokracji uchylono amnestię, oprawcy długo pozostawali bezkarni. Opublikowany w 1991 r. Raport Rettiga opisywał przypadki łamania praw człowieka podczas dyktatury, ale nie przełożył się na ściganie sprawców. Wielu funkcjonariuszy reżimu utrzymało stanowiska, przywileje i wpływy.

Tak było również w przypadku Pinocheta, który do 1998 r. był głównodowodzącym armii, a potem otrzymał tytuł ­senador vitalicio – dożywotnie stanowisko senatora wraz z immunitetem. Podobnie jak inni wysocy oficerowie odpowiedzialni za pucz, nigdy nie poniósł odpowiedzialności za swoje czyny.

Oddalenie

Minęło pół wieku, a stosunek do Pinocheta wciąż dzieli społeczeństwo.

Przez jednych pamiętany jako zbrodniarz, przez innych jako wyzwoliciel, patriota i mąż stanu. Dla jednych jego rządy to czas strachu, bezsilności i mroku. Dla innych – przedmiot nostalgii. Te różnice w postrzeganiu przeszłości wracają za każdym razem, gdy pytam o ocenę junty. Słyszę odpowiedzi tak różne, że trudno ułożyć je w jednoznaczną syntezę.

– To nie jest takie czarno-białe, jak można by sądzić. Choć reżim przyniósł wiele zła, to nie wiadomo, do czego doprowadziłyby dalsze rządy Salvadora Allende, które zmierzały w stronę komunistycznego modelu obecnego na Kubie – słyszę od Mauricia, od którego przed laty wynajmowałam pokój w Santiago.

Mauricio pracuje w Banco de Chile i jest niemal rówieśnikiem dyktatury, przyszedł na świat parę miesięcy po puczu. Wydaje się daleki od usprawiedliwiania zbrodni, jakie popełniano podczas rządów Pinocheta. Ale przyznaje, że nie jest w stanie do końca go potępić – choćby dlatego, że wyprowadził gospodarkę na prostą.

O generała pytam też Anę, dziennikarkę urodzoną w połowie lat 80. Choć pochodzi z rodziny o prawicowych przekonaniach, nie ma wątpliwości: lata wojskowego reżimu były czymś najgorszym, co mogło się przytrafić jej krajowi.

Najdłuższa sprawa Nelsona Caucoto

– Nie mieści mi się w głowie, jak można usprawiedliwiać autorytaryzm i zbrodnie przeciw ludzkości, w tym 40 tys. przypadków tortur oraz 3,5 tys. zabójstw i zaginięć, faktem, że Chile zaczęło odnosić ekonomiczne sukcesy. Tym bardziej że nie stały się one wcale udziałem większości Chilijczyków, ale zaledwie garstki społeczeństwa – mówi Ana.

Im więcej czasu mija od upadku reżimu, tym bardziej te różne wizje historii się od siebie oddalają. Potwierdzają to sondaże prowadzone przez ośrodek ­Latinobarómetro. O ile jeszcze 10 lat temu przewrót postrzegało negatywnie 68 proc. społeczeństwa, a tylko 16 proc. uważało, że działania wojskowych były słuszne, o tyle proporcje z lipca tego roku wyglądają inaczej: 41 proc. ocenia pucz negatywnie, a 36 proc. twierdzi, że był uzasadniony.

To znaczy, że nigdy wcześniej junta nie była postrzegana tak pozytywnie, jak właśnie teraz, gdy mija 50 lat od zamachu stanu.

Wokół rocznicy

Okrągła rocznica ożywia nie tylko wspomnienia, ale też niezażegnane spory o dziedzictwo reżimu. I konflikty o to, jak powinno się tę datę traktować.

Jak co roku, choć tym razem ze szczególną siłą, powraca krytyka obchodów ze strony polityków prawicy i skrajnej prawicy, którzy przy tej okazji zwykle mówią jednym głosem: upamiętnianie wydarzeń z 1973 r. jest według nich niepotrzebnym rozdrapywaniem narodowych ran, polaryzującym jeszcze mocniej społeczeństwo. Wielu z nich, jak były prezydent Sebastián Piñera, zachowuje wobec obchodów dystans; odmawiają udziału w wydarzeniach organizowanych przez lewicowy rząd prezydenta Gabriela Borica.

Kontrowersje wokół 50. rocznicy pojawiają się nie tylko po prawej stronie sceny politycznej. Podzielone wydaje się także środowisko ofiar dyktatury.

W lipcu głośno zrobiło się o dymisji Patricia Fernándeza – pisarza i dziennikarza, który jako doradca Borica pełnił funkcję koordynatora tegorocznych obchodów. Fernández był krytykowany przez niektórych polityków (m.in. ministra sprawiedliwości i praw człowieka), aktywistów i członków stowarzyszeń zrzeszającychrodziny osób zaginionych. Zarzucalimu zbyt lekkie podejście do tematu i relatywizację ówczesnych wydarzeń.

Po rezygnacji Fernándeza nie wyznaczono na jego stanowisko nowej osoby, w rządowym sztabie organizującym obchody rocznicowe zapanował chaos, a dyskusje jej dotyczące stały się po obu stronach jeszcze bardziej burzliwe.

Te powracające konflikty rozczarowują społeczeństwo. Poczucie zmęczenia tym tematem wśród Chilijczyków znacząco wzrosło, co widać w sondażach: aż 48 proc. deklaruje, że temat obchodów stał się im obojętny, i tylko 25 proc. postrzega go jako coś ważnego. Aż 56 proc. pytanych sądzi, że wrześniowe obchody potęgują niezgodę; 40 proc. uznaje je za doświadczenie jednoczące. Nawet w tej kwestii trudno zatem o konsensus.

Sprawiedliwość po latach

Gdy na parę tygodni przed obchodami pytam Nelsona Caucoto, czemu sprawa Jary ciągnęła się tak długo i jej finał nastąpił dopiero po 50 latach, prawnik nie kryje emocji.

– To był wyczerpujący i żmudny proces – tłumaczy. – Samo namierzenie oficerów stojących za torturami i morderstwem trwało prawie dekadę. Wcześniej dużo czasu zajęło ustalenie, jak Jara zginął i kto był odpowiedzialny za jego śmierć. Według pierwszego wojskowego raportu, dostarczonego Międzyamerykańskiej Komisji Praw Człowieka, Jara zginął na ulicy, od przypadkowej kuli. Dotarliśmy jednak do świadków zabójstwa i wiadomo było, że to nieprawda. Potem miałem wiele trudności w ustaleniu, pod czyim dowództwem był stadion, gdy zamieniono go w centrum tortur. Przez lata próbowałem uzyskać tę informację od Sztabu Generalnego, ale nigdy nie dostałem odpowiedzi. Długo nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności: ani policja, ani wojsko, lotnictwo czy marynarka. To ciągłe odbijanie się od ściany było ogromnie frustrujące – przyznaje Caucoto.

Trudne było też postawienie wszystkich odpowiedzialnych oficerów przed sądem. Choć większość z nich usłyszała oskarżenia, to ten, który 44 razy strzelił do Jary, wciąż wymyka się wymiarowi sprawiedliwości.

Pedro Barrientos Núñez ma dziś 76 lat i od czasu powrotu demokracji mieszka za granicą, na Florydzie. Zdążył zostać obywatelem USA (ożenił się z Amerykanką), co – jak przyznaje Caucoto – znacznie utrudnia ekstradycję, o którą chilijski sąd zaczął wnioskować w 2016 r., po namierzeniu byłego porucznika.

Zapytany o niego Caucoto odpowiada: – Oczywiście, ta bezradność jest dla mnie gorzka. Ale przyzwyczaiłem się, że te procesy trwają latami i mają złożoną naturę. Aktualnie otwartych jest blisko tysiąc spraw dotyczących zbrodni z okresu rządów junty. O większości z nich nie mówi się publicznie, ale wciąż zapadają wyroki.

Taniec z duchem

We wrześniu Chile obchodzi święto niepodległości i rocznicę zamachu stanu. W kampanii przed referendum w sprawie zmiany konstytucji podziały sprzed 47 lat przypominają o sobie szczególnie mocno.

– Przykładowo w 2022 r. Sąd Najwyższy skazał 33 funkcjonariuszy, m.in. członków tajnej policji DINA, w związku z zaginięciami z lat 1986-87 – wylicza prawnik. – Chile jest dziś demokratycznym państwem prawa, w którym są wszystkie możliwe narzędzia do wymierzania sprawiedliwości. I wierzę, że ona zawsze nadchodzi, nawet jeśli czasem trzeba na nią poczekać.

Sondażowe postscriptum

Prawomocny wyrok został wydany 29 sierpnia: sąd skazał na 8 lat więzienia byłego funkcjonariusza policji, który uczestniczył w porwaniu Jary, a na 25 lat sześciu byłych oficerów. Niedługo później nadeszła wiadomość, że jeden ze skazanych, 86-letni dziś Hernán Chacón Soto, popełnił samobójstwo. Stało się to, gdy przyjechali po niego policjanci, żeby zabrać go do więzienia. Emerytowany brygadier powiedział, że musi wziąć leki. Po chwili karabinierzy usłyszeli z jego sypialni odgłos wystrzału.

Chile dowiedziało się o tej samobójczej śmierci 30 sierpnia, w Międzynarodowym Dniu Ofiar Wymuszonych Zaginięć. Na jego okoliczność prezydent przedstawił rządowy Plan Nacional de Búsqueda – program poszukiwań prawie półtora tysiąca osób „znikniętych” przez reżim, których wciąż nie udało się odnaleźć.

Na ceremonii nie pojawili się przedstawiciele partii prawicowych. W kontrze wobec propozycji Borica stanęła zwłaszcza Partia Republikańska, której lider José Antonio Kast często powołuje się na dziedzictwo Pinocheta i deklaruje sympatię dla jego postaci.

Sondaże pokazują, że właśnie ta partia cieszy się dziś największym zaufaniem społecznym. Socjolodzy tłumaczą to wieloma czynnikami – m.in. silnymi nastrojami antyimigracyjnymi, wzrastającym poczuciem braku bezpieczeństwa z powodu rosnącej przestępczości oraz kryzysem zaufania wobec partii lewicowych (to także reakcja na przypadki korupcji i nepotyzmu z ostatnich miesięcy).

Konstytucyjny paradoks

Rosnące poparcie dla partii Kasta znalazło odzwierciedlenie także w majowych wyborach do zgromadzenia, które – po tym, jak społeczeństwo odrzuciło wcześniejszy projekt – ma przygotować nową propozycję konstytucji. Aż 35 proc. konstytuanty stanowią aktualnie przedstawiciele Partii Republikańskiej, ponad 20 proc. członkowie pozostałych partii prawicowych, a tylko ok. 29 proc. koalicja reprezentująca lewicę, będącą tym samym w mniejszości.

Jest to paradoksalne o tyle, że właśnie skrajna prawica, przywiązana do dotychczasowej ustawy zasadniczej, napisanej w latach reżimu Pinocheta, najbardziej sprzeciwiała się jej zmianie.

Niewykluczone więc, że projekt nowej konstytucji, który wedle dawnych zamierzeń miał pogrzebać spuściznę rządów Pinocheta, będzie jej wzmocnieniem lub przedłużeniem.

Wszystko wskazuje na to, że Chile – kraj dwóch osobnych, funkcjonujących obok siebie pamięci – nadal negocjuje swoje podejście do historii. I że jeszcze długo nie rozstanie się z przeszłością. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Najdłuższa sprawa Nelsona Caucoto