Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dziś, gdy tomy Jana Twardowskiego zajmują długą półkę w każdej niemal księgarni, ta anegdota z peerelowskiej epoki reglamentacji dóbr zarówno materialnych, jak i duchowych, epoki przydziału papieru, ograniczania nakładów i centralnego sterowania planami wydawniczymi brzmi egzotycznie. Jedno wszak się nie zmieniło: przywiązanie czytelników do dzieła poety, który 1 czerwca obchodził dziewięćdziesiąte urodziny.
***
Bibliografia jego publikacji liczy dziś sto kilkadziesiąt pozycji, ale zdecydowana większość z nich ukazała się w ostatnim piętnastoleciu i najczęściej są to wybory w rozmaitych układach. “Znaki ufności", wydane w 1970 r. przez Znak, były dopiero trzecią książką Jana Twardowskiego: po debiutanckim “Powrocie Andersena" (1937) i “Wierszach" (1959). W 1979 roku pojawiły się “Poezje wybrane" (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza), w 1980 - “Niebieskie okulary" (Znak). Oba zbiory, podobnie jak “Znaki..." i “Zeszyt w kratkę. Rozmowy z dziećmi i nie tylko z dziećmi" (1973), sprzedawano spod lady.
Paradoksalnie jednak peerelowski czas ograniczeń wydawniczych, dotykających zwłaszcza tematyki religijnej, był czasem, gdy poezja księdza Twardowskiego dostrzeżona została i doceniona przez krytyków. Pisali o niej - by wymienić tylko niektóre nazwiska - Anna Kamieńska, Zbigniew Bieńkowski, Jerzy Kwiatkowski, Julian Rogoziński... Ukuto wiele trafnych formuł, które do dziś służyć mogą za klucz do tej twórczości.
“Gdyby święty Franciszek był współczesnym poetą, pisałby tak jak Jan Twardowski" - zauważała Kamieńska (już zresztą w 1959 r. Józefa Hennelowa swoją recenzję z “Wierszy" zatytułowała: “W szkole św. Franciszka"). Jerzy Kwiatkowski pisał o “aureoli na wieszaku", o uroku “mądrej i świętej dziecinady", o sacrum, które - “zderzone ze świeckością, uzwyczajnione, ucodziennione, ba, uhumorystycznione" - staje się dla współczesnego nieufnego odbiorcy bardziej wierzytelne, wyszedłszy zaś zwycięsko z tej próby, “zaczyna w świeckości promieniować, prześwietlać ją sobą, zmieniać jej status".
Bronisław Maj podkreślał uwrażliwienie poety na konkret, na “zmysłową, a nie pojęciową postać świata", na najmniejszy choćby szczegół żywej natury, na bogactwo i zmienność form bytu wymykające się “biednej logicznej głowie". I dodawał: “Wiersze Twardowskiego wprowadzają nas od razu w istotę, serce rzeczy: oglądamy z bliska, uczestniczymy w konkretnym zjawisku i nagle, niepostrzeżenie, odnajdujemy się w centrum uniwersalnego problemu, który się w tym szczególnym zjawisku objawił".
Oddajmy na koniec głos Annie Kamieńskiej, której Jan Twardowski dedykował najsłynniejszy bodaj ze swych wierszy, “Spieszmy się kochać ludzi...". “Bóg jest dla Jana Twardowskiego »odwrotną stroną rozpaczy«. Nie znaczy to jednak, że nie ma w tym świecie poetyckim miejsca na cierpienie, ból i smutek - pisała poetka w szkicu “Pomiędzy gołębiem a ornitologią" (1971). - Czytając, wiemy, że tu chodzi o nas. Poezja ta pełna jest odkryć psychologicznych, wiedzy o człowieku. Wie o naszych radościach i smutkach, miłości i zmęczeniu, tęsknocie po umarłych i wszelkich kręgach samotności, wie o czekaniu i zwątpieniu, o rozstaniach i niestałości. Zdawałoby się, że ta poezja wie o nas wszystko. I byłaby w tej wiedzy może nieznośna, gdyby nie humor prześwietlający wszystko swoim uśmiechem, czasem autoironiczny, będący jak i łza niespodziewaną zawsze furtką".
***
Te cytaty choć po części tłumaczą fenomen niezwykłej popularności poezji księdza Jana Twardowskiego. Wskazują, jak wiele można w niej znaleźć: prostą i czystą formę poetycką, ewangeliczne i franciszkańskie przesłanie, humor i żart, wreszcie - zwykłą dobroć. Ale też - wsparcie w chwilach zwątpienia, lekcję zawierzenia. Jak w napisanym dziesięć lat temu wierszu “Za wszystko":
Za wszystko dziękuję
za spokój i trwogę
za to, że nie rozumiem
i odejść nie mogę
za to, że nas łączą niepoznane ręce
za jedną jeszcze jesień, by pokochać więcej
uratuje, otworzy parasol nade mną
posłuszeństwo, co prowadzi w ciemność