Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
dokonana w minionym tygodniu rekonstrukcja dla wielu z nas stała się okazją do podsumowań, bezlitośnie wytykających poszczególnym ministrom i całej ekipie bieżące wpadki i generalne zaniedbania. Rząd krytykuje się za ogranie przez Rosję w sprawie śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej, skok na OFE, ostatnio za bezsilność w sprawie zajść 11 listopada i korupcję polityczną w partii władzy. Także na łamach „Tygodnika” najwybitniejsi przedstawiciele poprzednich ekip, np. Leszek Balcerowicz czy Jerzy Hausner, ale także odchodzący właśnie minister Michał Boni mówili o braku wizji przyszłości dłuższej niż horyzont będącej na półmetku kadencji.
Teraz jednak, gdy Parlament Europejski przyjął budżet UE na lata 2014-20, wypada zwrócić uwagę: w jednym z kluczowych momentów decydujących o polskiej przyszłości, podczas ubiegłorocznych negocjacji na szczycie w Brukseli, premier i jego ekipa stanęli na wysokości zadania. Dziś wiemy na pewno: mimo generalnych oszczędności w unijnym budżecie, Polska otrzyma o ponad 4,5 miliarda euro więcej niż poprzednio: ok. 106 miliardów, z czego na politykę spójności niemal 73 miliardy, a na politykę rolną 28,5 miliarda. To jeden z nielicznych przypadków tego typu w Europie i realna szansa na skok cywilizacyjny.
Natura mediów jest taka, że częściej szukają dziury w całym, mnożą wątpliwości i stawiają niewygodne pytania, zwłaszcza rządzącym. Z pewnością za tydzień znów znajdziemy powody, by pisać o Donaldzie Tusku krytycznie. Dziś jednak, za budżet UE – dziękujemy.