Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O ściąganiu, plagiatowaniu, kupowaniu prac dyplomowych i innych oszustwach uczelnianych głośno jest co jakiś czas. Najczęściej wtedy, gdy ktoś znany obroni pracę nie do obronienia, albo – jak w ostatnim przypadku – ktoś mniej znany zachowa się niesztampowo, ujawniając np. oszustwo koleżanki czy kolegi z roku. Kamil, student warszawskiej SGH, stał się znany po tym, jak podczas egzaminu zauważył, że jedna z jego koleżanek ściąga, i zgłosił to publicznie wykładowcy. Dziewczyna została wyproszona z sali z oceną niedostateczną, a chwilę później zaczęła się nagonka na Kamila, który na studenckich forach internetowych został okrzyknięty „frajerem”, „kapustą” i „konfidentem”. Ta historia pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, że trudno o drugą taką grupę, jak studenci (nie wszyscy, rzecz jasna), która drobne cwaniactwo przyswoiłaby w podobnym stopniu i na taką skalę. Po drugie, że trudno o bardziej bezradny wobec mniejszych i większych oszustw organ państwowy niż Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. ©