Magistra na wynos poproszę

Ania w tym semestrze napisze trzy prace: licencjacką, inżynierską, magisterską. Wszystkie zaakceptują promotorzy, niczego nie zgłosi system antyplagiatowy, klienci Ani odbiorą dyplomy.

04.06.2018

Czyta się kilka minut

 / ADAM STĘPIEŃ / REPORTER
/ ADAM STĘPIEŃ / REPORTER

Wlipcu 2014 r. Ania uzyskała tytuł magistra w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku, kierunek logistyka i inżynieria transportu. Kolejną pracę magisterską zaczęła pisać dwa miesiące później.

– Zaczęło się z braku kasy – wspomina. – Jako studentka zarabiałam 1600 zł. Stwierdziłam, że pisanie prac będzie dobrym zajęciem dodatkowym. Nie wymaga wkładu własnego, jedynie czasu.

Ogłoszenie opublikowała w internecie. – Znalazła się pierwsza osoba. Napisałam, promotor zaakceptował, okazało się, że potrafię.

Od tego czasu napisała 10 prac dyplomowych, jeden esej, zrobiła kilka projektów i prezentacji. Gdy zapytać ją, dlaczego to robi, mówi wprost: – Uwielbiam podróże i sport, a to kosztuje. Zarabiam na cudzym lenistwie.

Chętnych jest niemało, Ania musi odrzucać zlecenia. Ogłoszenia o pomocy w stworzeniu pracy wiszą na większości wydziałów. Jeszcze więcej jest w sieci.

– Patrząc na podaż, widzimy, że skala biznesu jest ogromna – mówi dr hab. Małgorzata Lisowska-Magdziarz z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pisaniem prac zajmują się nie tylko pojedyncze osoby (często byli studenci). Powstały specjalne firmy, zatrudniające ekspertów z różnych dziedzin. Reklamują się otwarcie: „Nie masz czasu na pisanie? Pomożemy!”, „Z nami zostaniesz magistrem!”, „Wycena i zamówienie w 3 minuty”. Podczas prac nad tekstem robiłem spis takich stron. W ciągu godziny znalazłem 89 adresów.

Metafora rury

Często powtarzane zdanie brzmi: „Kiedyś dostać się na studia to było coś”. Kiedyś, czyli za komuny. Po 1989 r. w polskim systemie szkolnictwa wyższego zaczęły się zmiany.

Fakt pierwszy: w 1990 r. działało w Polsce 12 uczelni niepublicznych. Studiowało na nich blisko 14 tys. osób. Edukacja prywatna w zasadzie nie istniała. Dziś 258 prywatnych szkół kształci ponad 314 tys. studentów (rok akademicki 2016/2017).

Fakt drugi: liczba studentów według danych GUS. Rok akademicki 1990/1991 – 390 tys. (mniej niż populacja Szczecina), rok 2008/2009 – 1 mln 928 tys. (więcej niż mieszkańców Warszawy). Od paru lat ta liczba stopniowo maleje z powodu niżu demograficznego. Obecnie w Polsce studiuje 1 mln 348 tys. osób.

Fakt trzeci: na jednego nauczyciela akademickiego przypada 14 studentów (na uczelniach niepublicznych – 28). To jeden z najwyższych wskaźników w Europie.

Dr Lisowska-Magdziarz pracuje w Instytucie Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej UJ: – Poszliśmy w Polsce w ilość – mówi. – Uznaliśmy, że studia należą się każdemu.

Magistrów i licencjatów produkujemy seryjnie. Uczelniom się to opłaca, bo pieniądze dostają „od studenta”. W 2016 r. dyplomy odebrało 364 tys. osób. Dr Beata Bielska (UMK w Toruniu) nasz system szkolnictwa wyższego porównuje do rury. Jeden koniec to początek studiów, drugi – upragniony dyplom. Polska rura jest solidna, nie da ci łatwo wypaść. Jeśli tylko chcesz, zostaniesz magistrem.

Papierek

Ola, studentka UJ: – Praca magisterska to taki duży papierek, który trzeba stworzyć, żeby dostać mniejszy, ale bardzo ważny.„Rura” chroni studenta także przy pracy dyplomowej. Magisterium przestaje być wyzwaniem, okazją do zbadania czegoś nowego. Magisterium „trzeba mieć”. Dla trzech liter przed nazwiskiem.

Na tych, którzy pisać nie chcą, czeka rynek. Handluje się tu wykształceniem: jedni kupują, drudzy sprzedają. Karolina akurat sprzedaje. Ogłoszenie: „Praca magisterska pt. »Sponsoring: układ czy prostytucja w opinii studentów xyz«. Wstęp, cztery rozdziały, bibliografia, wykaz tabel. 117 stron. Napisana i obroniona w 2011 r. Oceniona na pięć”. Cena? 350 zł.

– Dlaczego tak tanio?

– Bo mi szkoda tego wysiłku. Miałam malutkie dziecko, jak ją pisałam. 350 to niewiele za nieprzespane noce, ale dobre i to.

– Pierwszy raz się ogłaszasz?

– Nie, sprzedałam ją już trzy razy. Gdyby nie to, nikt by jej nie przeczytał. Leżałaby na strychu, aż by ją myszy zjadły.

Zawsze znajdzie się pajac

Rynek dzieli się na kilka segmentów. Karolina jest w najmniejszym – sprzedaje tylko własną pracę. Jeśli klientowi nie pasuje temat „gotowca”, musi zamówić nową.

Wiele ogłoszeń pochodzi od pojedynczych osób. To najczęściej absolwenci, tacy jak Ania z Gdańska. Piszą głównie ze swoich dziedzin, najczęściej rzadko i niechętnie podają swoje dane.

Ania, dziesięć prac dyplomowych: – Wolę pisać ze swojej działki. Miałam zlecenie na pracę z prawa medycznego, odmówiłam. Nie chcę się porywać z motyką na słońce, narażać kogoś na problemy.

Dawid, cztery magisterki, dwa licencjaty: – Pierwsza była dla znajomego. Pisałem z dziennikarstwa, socjologii, politologii. Sam z wykształcenia jestem dziennikarzem.

Ania: – Na początku było trudniej, nie miałam doświadczenia. Teraz mam sporo książek, więcej wiedzy i bardziej znam wymogi edytorskie. Wszystkie prace przechodzą, bo piszę je sama. Sporo osób do mnie wraca, poleca dalej.

Dawid: – Teraz będę pisał z bezpieczeństwa narodowego. Coś o przedwojennych organizacjach, sam nie wiem.

Ania: – Ludzie są różni. Niektórzy dopytują, interesują się. Inni kompletnie nie wiedzą, o czym jest praca, każą robić mi każdą pierdołę. Niektórzy wysłaliby mnie na obronę, gdyby tylko mogli.

Dawid: – Chciałem się zatrudnić w firmie piszącej prace, ale w umowie było więcej kar niż czegokolwiek innego. W internecie też nie jest łatwo. Rynek jest zepsuty, zawsze znajdzie się jakiś pajac, który napisze to 50 zł taniej.

Ania: – Biorę między 1300 a 1800 zł. Zależy od liczby stron i tematu. „Odgrzewane kotlety” są tańsze, inżynierka jest droższa od licencjatu.

Ja się nie podpiszę

Firmy to największy segment rynku. W Polsce działa ich ponad sto. Największe zatrudniają specjalistów, od geodezji po socjologię. Mają strony internetowe, telefon kontaktowy. Nie przekazują dokumentów w ciemnych uliczkach.

Pracę dyplomową można zarówno kupić, jak i sprzedać zgodnie z prawem. Przestępstwo popełnia dopiero student, który taką pracę przedstawia jako swoją podczas obrony. Za wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego w myśl art. 273 kk grozi do 3 lat więzienia.

Sprzedawcę prac można teoretycznie oskarżyć o współudział. To nierealne, bo firmy już na stronach informują, że zakupionych prac nie należy przedstawiać jako swoich. Pracy pisanej na zamówienie nie wykryje też żaden system antyplagiatowy. W praktyce uczelnie nie mają dziś narzędzi do walki z takim procederem.

– Nawet jeśli mam podejrzenia, że student podpisuje się pod cudzą pracą, nie mogę nic zrobić – mówi Lisowska-Magdziarz. – Tego się nie da udowodnić, a ciężko na podstawie podejrzeń wzywać policję. Dochodzenie i tak skończy się orzeczeniem o niskiej szkodliwości czynu. Jako promotor mogę go jedynie wyprosić z seminarium, sugerować zmianę podejścia. I nic więcej.

– Jak temu zapobiegać?

– Pomaga systematyczna praca podczas seminariów. Jeśli promotor się w nią angażuje, trudno „sprzedać” mu gotowca. Ważny jest temat. Ja nie zgadzam się na tzw. „odgrzewane kotlety”. Praca ma być ciekawa. Mnie też się wtedy lepiej pracuje. Jeśli student chce pisać na tematy takie jak „Wizerunek kobiet w reklamie” albo „Rola mediów społecznościowych w kształtowaniu wizerunku polityka”, niech poszuka innego promotora. Takie prace można ściągnąć z internetu w 10 minut. Niektóre są bronione kilkanaście razy w semestrze na różnych uczelniach. Ja się pod tym nie podpiszę.

Według Lisowskiej-Magdziarz zjawisko jest powszechne: – Mamy system boloński, więc ludzie przedstawiają swój licencjat jako pracę magisterską. Inni nie piszą samodzielnie. Na każdym seminarium co najmniej jedna osoba chce oszukać system.

– Zjawisko popełniania plagiatów czy kupowania prac jest dobrze znane i monitorowane przez uczelnię – mówi Adrian Ochalik, rzecznik UJ. – Każda taka sprawa jest w uzasadnionych przypadkach przekazywana do postępowania sądowego.

Tysiące zadowolonych klientów

Ewa: – Na ostatnim roku studiów zaszłam w ciążę, źle się czułam. Na początku kwietnia miałam tylko jeden rozdział. Skorzystałam z pomocy i w czerwcu się obroniłam. Nie czuję się gorzej wykształcona niż inni. Żeby mieć lepiej w życiu, trzeba sobie czasem trochę pomóc.

Paweł studiuje zaocznie bezpieczeństwo narodowe. Niedawno został kierowcą ciężarówki i nie ma czasu pisać sam. Cudzą pracę będzie bronił w lipcu na jednej ze świętokrzyskich uczelni.

– Na razie przeczytałem pierwszy rozdział, promotorowi się podoba – mówi. – Tak wyglądają seminaria, pokazujesz początek, potem już nieważne. Za 90 stron zapłaciłem 1800 zł.

– Dużo ludzi tak robi?

– Na zaocznych co najmniej 25 proc., bo ludzie nie mają czasu. Wiesz, jak łatwo jest kupić pracę?

Sprawdzam.

„Dzień dobry. Muszę przygotować pracę magisterską z dziennikarstwa i potrzebuję pomocy. Nie mam czasu pisać jej sam. Temat: »Rola mediów społecznościowych w kształtowaniu wizerunku polityka«, ok. 50 stron” – takiego maila wysyłam do 15 firm.

Po dwóch godzinach mam 11 ofert, ustalamy szczegóły.

Pytanie pierwsze: Na kiedy praca będzie gotowa?

Wszystkie firmy zaakceptowały termin 25 czerwca. Pytania wysyłam 21 maja.

Pytanie drugie: Nie mam nawet planu pracy. Czy to problem?

„Plan pracy dostaje Pan gratis. Przygotujemy go w ciągu 3-4 dni do akceptacji przez promotora, a następnie przejdziemy do realizacji rozdziałów”.

Pytanie trzecie: Jaką mam gwarancję, że praca przejdzie system antyplagiatowy?

„W naszej firmie nie ma mowy o jakimkolwiek plagiacie – wszelkie opracowania przygotowujemy od podstaw. W razie wątpliwości oferujemy raport z programu plagiat.pl”.

Pytanie czwarte: Kto będzie pisał moją pracę? Czy ma odpowiednie wykształcenie?

„Każdy z nas ma ponad 11 lat doświadczenia w redagowaniu opracowań ze swojej specjalizacji. Mamy już ponad 4650 zadowolonych Klientów – dołącz do nich!”.

Wszystkie portale oferują przygotowanie planu, stały kontakt z redaktorem i bezpłatne poprawki. Niektóre proponują podpisanie umowy czy wystawienie rachunku.

Jeden chwali się certyfikatem „Wiarygodna Firma”.

Pytanie piąte: Ile to będzie kosztowało? 1000. 1400. 25 zł za stronę. 1800. 1300 plus ewentualna ankieta 200. 1500.

Dzwonię do tych od „Wiarygodnej Firmy”. Chcieli 1400.

– Dzień dobry. Pan w sprawie magisterki? Już tłumaczę, to bardzo proste jest. Wpłaca pan pieniążki ratami, a my odsyłamy kolejne rozdziały. 400 złotych za wstęp, potem dwa razy po 500. Tak, z dziennikarstwa mamy specjalistów, dużo piszemy. Najwięcej jest właśnie humanistycznych. Socjologia, pedagogika, prawo. A niby prawnicy tacy uczciwi. Plagiat? Staramy się, żeby poziom zbieżności był jak najniższy. Wszystkie źródła są opatrzone przypisami. Prosta ankieta wliczona w cenę. Pan się zastanowi, ale naprawdę warto.

W rejestrze KRS firma jest opisana jako „działalność wspomagająca edukację”.

Plagiat zwalcz systemem, antyplagiat synonimem

Problem miały rozwiązać systemy komputerowe. Najczęściej spotykane to Antyplagiat i OSA (Otwarty System Antyplagiatowy). Korzystają z nich największe uczelnie.

– Od ośmiu lat korzystamy z systemu Antyplagiat – mówi dr hab. Stanisław Rybicki, dziekan Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej. – System porównuje czterowyrazowe i dwudziestowyrazowe fragmenty pracy, znajduje powtórzenia w internecie, archiwum prac, a także aktach prawnych. Przy ciągach czterowyrazowych dopuszczamy 50 proc. zbieżności, przy dłuższych – zaledwie 2 proc. Jeśli poziom jest przekroczony, promotor musi zareagować.

Mimo działania systemów, największe polskie uczelnie wykrywają zaledwie kilka plagiatów rocznie. Nieproporcjonalnie mało, patrząc na podaż pisanych na zamówienie prac.

Nic dziwnego.

Próbuję w internecie kupić gotową pracę licencjacką. Jako że moja była już wielokrotnie broniona (kosztuje 149 zł), dostaję w mailu cały poradnik, jak ominąć antyplagiat:

„Nie polecam oddawania prac żywcem jako własne. Najlepiej wypożyczyć trochę książek i na bazie tej pracy stworzyć własną. W praktyce wystarczy po prostu przeczytać każdy akapit i napisać go własnymi słowami”.

Przykład zmiany: „W roku 1989 w Polsce, wraz z przemianą ustrojową, nastąpiły gwałtowne zmiany systemowe w gospodarce” na „W roku 1989, wraz z przemianami ustrojowymi w Polsce, dokonały się gwałtowne zmiany systemowe gospodarki”.

Zbieżność: 0 proc.

Popularnym sposobem na wykiwanie systemu jest wstawianie białych znaków zamiast spacji lub zamiana polskich liter na identycznie wyglądające znaki o innym kodzie. Istniejące antyplagiaty są kiepskiej jakości, a wciąż nie powstał Jednolity System Antyplagiatowy zapowiadany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Albo ilość, albo jakość

Pracy napisanej na zamówienie nie wykryje nawet najlepszy komputer. – Kluczem do rozwiązania problemu nie jest tworzenie wyrafinowanych narzędzi do wykrywania plagiatów, ale podnoszenie jakości i etyki studiowania – przyznaje ­Adrian Ochalik, rzecznik UJ.

Końcową weryfikacją pracy powinna być obrona. Jednak do oceny z obrony wlicza się także średnia ze studiów. Często wystarczy odpowiedzieć na jedno pytanie odnośnie pracy.

– W praktyce, jeśli ktoś nie wybiegnie z sali trzaskając drzwiami, zda – mówi pracownik krakowskiej AGH.

Dlatego „podnoszenie jakości” powinno się zacząć od seminariów dyplomowych, licencjackich, magisterskich: – Pracujemy nad dyplomem przez 1,5 roku. Jeśli to będzie rzetelna praca, także ze strony promotora, system antyplagiatowy staje się zbędny – dodaje.

Problem w tym, że seminaria rzadko wiążą się z rzetelną pracą. – Przez cały rok mówiłam promotorce to samo innymi słowami. Była bardzo zadowolona. Pracę napisałam w ostatnim miesiącu – mówi Ula, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego.

Promotor na polskiej uczelni często ma pod opieką kilkunastu, a czasem nawet kilkudziesięciu studentów. Uczelnia opłaca jedynie 30 godzin seminarium przez cały semestr. Czasu brakuje często nawet na przeczytanie prac.

– Z moimi seminarzystami spotykam się po godzinach, indywidualnie – opisuje Małgorzata Lisowska-Magdziarz. – Robię to, bo dobrze napisana praca mnie też sprawia satysfakcję. Szkoda, że system tego nie docenia. Jednocześnie wiem, że nie można od każdego oczekiwać poświęcania prywatnego czasu.

– Co można zrobić?

– Wprowadzić sankcje, które utrudnią handel pracami, stworzyć bazę plagiatorów. W erze „Ctrl C, Ctrl V” kupno pracy jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, a my nie mamy żadnego wsparcia poza własnym etosem.

– Możecie kontrolować studentów podczas seminariów.

– Dostajemy po kilkunastu magistrantów i 30 zakontraktowanych godzin seminarium w semestrze – odpowiada medioznawczyni z Krakowa. – Nie ma mowy o rzetelnej pracy, chyba że ktoś poświęca własny czas. Promotor powinien mieć więcej czasu na pracę z małą grupą studentów. To oczywiście wymaga pieniędzy. Być może trzeba by było zlikwidować licencjaty i skoncentrować pieniądze na seminariach magisterskich?

UW i UJ, dwie najlepsze uczelnie w Polsce, na tzw. liście szanghajskiej plasują się na miejscach 301-400.

– Niestety – mówi Lisowska-Magdziarz. – Jeśli chcemy mieć jakość, nie możemy iść w ilość.

Honor by mi nie pozwolił

Czy mają wyrzuty sumienia?

Ania, pisząca: – Nikogo do niczego nie zmuszam. Jeśli ktoś pisze sam, to ja mu gratuluję. Sama nigdy bym nie kupiła. Honor by mi nie pozwolił.

Paweł, kupujący: – Nie ma znaczenia, czy piszesz sam, czy kupujesz. Te prace i tak nie mają żadnej wartości.

Dawid, kupujący: – Ja mam mieć wyrzuty? Zaprojektowano system, w którym ja popijając piwo przy biurku załatwiam komuś wykształcenie. Przykro mi, ale wstydzić powinni się autorzy systemu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2018