Wyspiarskie sprzeczności

Od czekania na „odporność stadną” do poważnych restrykcji i konnej policji, która pilnuje porządku na ulicach: w czasach epidemii Brytyjczycy nieustannie zaskakują.

30.03.2020

Czyta się kilka minut

W miejscu publicznym nie wolno przebywać w grupie większej niż dwie osoby. Na placu Trafalgar Square, Londyn, 24 marca  2020 r. / KIRSTY O’CONNOR / PA / GETTY IMAGES
W miejscu publicznym nie wolno przebywać w grupie większej niż dwie osoby. Na placu Trafalgar Square, Londyn, 24 marca 2020 r. / KIRSTY O’CONNOR / PA / GETTY IMAGES

Tym razem premier Boris Johnson, zwykle jowialny i chętnie improwizujący, był poważny i konkretny. Wyglądał na zmęczonego i spiętego. Informując o wprowadzanych ograniczeniach, starał się robić to łagodnie, przedstawiając je jako „instrukcje”.

Jeszcze tydzień wcześniej byłyby na Wyspach nie do pomyślenia. W poniedziałek, 23 marca, Johnson nakazał bowiem Brytyjczykom, by nie ruszali się z domu. Wyjść mogą tylko po zakupy, do apteki lub na jeden spacer dziennie. Zamknięte są sklepy (poza spożywczymi), place zabaw, biblioteki, siłownie. W miejscu publicznym nie wolno przebywać w grupie większej niż dwie osoby. Pilnuje tego policja. Tym samym Wielka Brytania dołączyła do reszty kontynentu.

Wcześniej rząd w Londynie zdążył wprawić Europę w osłupienie. Najpierw sugerowano, że Brytyjczycy nabiorą „odporności stadnej” na wirusa, co jednak wiązałoby się z zachorowaniem ponad połowy populacji (i wielką liczbą ofiar). Potem premier zapewniał, że szkoły nie będą zamknięte (po kilku dniach jednak je zamknął), a wśród środków ostrożności rekomendował siedzenie w domu przez siedem dni, jeśli ktoś ma gorączkę. Takie przekazy, tyleż łagodne, co nieprecyzyjne, nie przynosiły skutku, Brytyjczycy nie zmieniali swego życia.

W parkach i na plażach

– Nasz rząd pewnie wiedział, że będzie mu ciężko wprowadzić obostrzenia. Brytyjczycy to indywidualiści, bardzo cenią wolność osobistą. W końcu nie mamy nawet dowodów osobistych, a pomysły ich wprowadzenia spotykają się z ostrymi reakcjami – Richard Washington, brytyjski politolog mieszkający w Warszawie, szuka wyjaśnienia na początkowe podejście Johnsona.

– Strategią rządu było jakby popchnięcie ludzi w pożądanym kierunku, ale w efekcie była to seria niejasnych sugestii – uważa politolog. – Dziś budzi się powszechne już przekonanie o konieczności współdziałania dla dobra ogółu. Zdjęcia z tamtego weekendu wywołały oburzenie!

Chodzi o weekend 21-22 marca: na zdjęciach, które obiegły brytyjską prasę, były tłumy. Tłumy na promenadzie nadmorskiej, turyści stojący gęsiego, by wspiąć się na popularny górski szczyt w Walii, zapełnione parkingi przy londyńskich parkach. To wszystko już po tym, jak premier zdecydował o zamknięciu pubów i poprosił rodaków, by nie odwiedzali się w Dniu Matki (Brytyjczycy obchodzą go trzy tygodnie przed Wielkanocą; w tym roku 22 marca).

Dopiero radykalne ograniczenia z 23 marca wpłynęły na zmianę postaw: ulice opustoszały. W parkach policjanci zaczęli przeganiać siedzących na trawie. „To nie wakacje, idźcie do domu!” – wołali przez megafony.

Byle nie na północ

Niektórzy obywatele nieco opacznie zrozumieli zalecenie o społecznej izolacji – i postanowili spędzić ten czas w najmniej zaludnionym regionie Wielkiej Brytanii, czyli na malowniczych wzgórzach Szkocji. Na północ ruszyły sznury aut i kamperów.

Przybysze spotkali się z lodowatym przyjęciem Szkotów. Witały ich napisy: „Wracajcie do siebie” i „Tylko dla miejscowych”. Dwie wyspy, Barra i Vatersay, gdzie do połowy minionego tygodnia nie było ani jednej infekcji, wydały prosty komunikat: „Wyspy są zamknięte. Nie przyjeżdżajcie tutaj”. Trudno się dziwić tej reakcji: do najbliższego szpitala jest tam czasem 100 km, a miejscowa służba zdrowia raczej nie poradziłaby sobie z „importowanymi” masowo przypadkami infekcji. Miejscowe sklepiki i małe supermarkety nie udźwignęłyby też dodatkowego zapotrzebowania.


CZYTAJ WIĘCEJ:


Za mieszkańcami północy murem stanęły władze: zamknięto kempingi. Szefowa szkockiego rządu autonomicznego Nicola Sturgeon zwróciła się do przewoźników, by nie wpuszczali na promy przyjezdnych, a do właścicieli pensjonatów, by nie przyjmowali turystów. Wcześniej byli bowiem i tacy, którzy na lęku „południowców” chcieli zarobić. Na popularnej wśród turystów wyspie Skye oferowano apartamenty z wyżywieniem i obsługą na czas izolacji w cenie 3 tys. funtów za miesiąc – od osoby. „Życie nie płynie teraz normalnie – mówiła Sturgeon. – Jeśli nie zmieniłeś swojego życia, lepiej się zastanów, czy robisz to, co powinieneś”.

Najlepsze i najgorsze

Wcześniej, w czasie brexitowego maratonu, wielu mieszkańców Wysp – bojąc się problemów z zaopatrzeniem – zrobiło zapasy. Nikt jednak chyba nie sądził, że supermarkety naprawdę mogą być niemal puste. Tymczasem teraz tak bywało. – Na początku była panika, ze sklepu znikało wszystko – mówi Tom Piotrowski, od lat mieszkający w Worcester. – Jeszcze czegoś takiego nie widziałem.

Na dowód Piotrowski przesyła zdjęcia kolejnych ogołoconych sklepów. Podobne zamieszcza prasa – w tym zdjęcia kolejek, w których jeszcze przed godziną otwarcia supermarketów stało nawet po kilkaset osób. Poruszenie wywołała pielęgniarka z Yorku, która z płaczem opowiadała dziennikarzom, jak po 48-godzinnym dyżurze w szpitalu nie zdołała już kupić żadnych warzyw i owoców.

Wkrótce wprowadzono specjalne godziny, w których zakupy mogli robić pracownicy służby zdrowia. Ruszyła też lokalna samopomoc. – Kryzys wyzwala w ludziach to, co najlepsze, i to, co najgorsze – mówi Piotrowski. – Teraz w Worcester i okolicy jest ogrom ludzi, którzy pomagają innym, powstają różne inicjatywy, grupa facebookowa współdziała z samorządem. Ale dojście do tej solidarności zabrało trochę czasu.

W grupie samopomocowej – jak w podobnych grupach w Polsce – padają prośby o zrobienie zakupów. Albo pytania („To najbardziej dziwaczne pytanie w moim życiu, ale czy ktoś wie, gdzie można kupić kurczaka albo inne mięso?”). I radosne wieści, gdzie pojawiły się jajka czy papier toaletowy.

Gdy zawodzą supermarkety, wyzwanie podejmują sklepy przy farmach. Piotrowski: – Ludzie zaglądają też często do lokalnych sklepików, które zaopatrują się u miejscowych rolników. Zmieniają się priorytety, sposób funkcjonowania.

Ci miejscowi rolnicy wkrótce zderzą się z brakiem pracowników sezonowych, którzy o tej porze zaczynali zjeżdżać na Wyspy. Kto więc zbierze truskawki i kapustę?

– Już w zeszłym roku z powodu dyskusji brexitowej było 10-15 proc. pracowników za mało. Teraz będzie gorzej – uważa Piotrowski. – Tymczasem w Evesham koło Worcester, gdzie działa wiele dużych farm, już zaczyna się sezon szparagowy…

Banki żywności proszą o pomoc

Paniczne gromadzenie jedzenia odbiło się boleśnie na sieci banków żywności – w sytuacji, gdy w 2018 r. skorzystało z nich prawie 4 mln dorosłych Brytyjczyków.

Trussell Trust, któremu podlega dwie trzecie banków żywności, w ciągu pół roku rozdał 800 tys. paczek żywnościowych. Teraz, mimo mniejszej liczby wolontariuszy – wielu z nich to emeryci, którzy zostają w domu – banki zobowiązały się, że pozostaną otwarte. Szybko jednak musiały opróżnić swoje magazyny, a w szczycie histerii zakupowej brakowało im darów. Teraz, po kilku dramatycznych apelach, znów dostają jedzenie do rozdania. Nie wiadomo jednak, czy hojność darczyńców utrzyma się długo.

Tymczasem prognozy są przygnębiające: w wyniku epidemii wiele osób już straciło pracę. Zamknięto szkoły, w których dzieci otrzymywały posiłki, a to oznacza, że liczba potrzebujących będzie rosnąć. W niektórych bankach liczba proszących o pomoc już wzrosła o jedną trzecią.

Duch Dunkierki

W ostatnich dniach Brytania była krajem sprzeczności. Z jednej strony ludzie czyścili do cna sklepy, z drugiej chodzili dalej do pubów. Chętnie odwoływano się do hasła z czasów II wojny światowej „Keep calm and carry on” (Zachowaj spokój i rób swoje). Ale czy słusznie?

– Podczas tej wojny ludzie nie zawsze zachowywali spokój. Był strach, panika, przypadki plądrowania domów, różne traumatyczne reakcje. Istnieje jednak rzeczywiście brytyjska tradycja kulturowa, by w czasach kryzysu pokazać stoicyzm, i wiele osób tak się wtedy zachowało. Nie jest to cecha charakteru, lecz raczej kultura nieokazywania emocji publicznie, bo jest to postrzegane jako słabość – mówi „Tygodnikowi” prof. Richard Overy, historyk z Uniwersytetu w Exeter, autor książek o II wojnie światowej.

– Natomiast blitz spirit [duch bitwy o Anglię – red.] to wymyślony koncept, który miał dać zwykłym ludziom przykład postawy, do jakiej mogliby aspirować – uważa Overy. – Był w tym także cień fatalizmu, np. w czasie nalotów niektórzy zostawali w łóżkach zamiast zejść do schronu. Tak jak dziś niektórzy nie słuchają zaleceń, by pozostać w domu.

– Moje pokolenie wychowało się na wojennych filmach, pokazujących chwałę Brytanii. Blitz spirit, „duch Dunkierki”, czyli coś, do czego odwołuje się teraz premier, mamy mocno wdrukowane – przyznaje Richard Washington. – Jednak ten „duch Dunkierki” zderzył się właśnie z realiami, czyli zachowaniami bardzo indywidualistycznymi.

– Jest też coś jeszcze – dodaje politolog. – To przekonanie, że nie można przyznać się do lęku. Czyli czujemy lęk, ale się nie przyznamy. Posiedzimy na plaży, ale jednocześnie ogołocimy sklepy. Takie zderzenie retoryki i rzeczywistości prowadzi do moralnej sprzeczności. Teraz musimy okazywać solidarność społeczną, to najważniejsze. Odwoływanie się do symboli wojennych tego nie zastąpi.

Overy zgadza się, że nie pora dziś na odwoływanie się do II wojny światowej: – Wtedy miało to podtrzymać morale, ale to nie ma żadnego związku z obecnym kryzysem. To nie wojna!

Dodaje jednak: – Brytyjczycy czują opór, by stosować się do regulacji rządowych. Europa ma zaś długą tradycję biurokratycznej kontroli i reguł, dla Europejczyków słuchanie władz jest racjonalnym zachowaniem. Tu ludzie zaczną wykazywać się rozsądkiem dopiero, gdy będzie jasne, że umrą tysiące.

Czy ten moment nadchodzi? Według ośrodka YouGov ponad 90 proc. Brytyjczyków popiera wprowadzone przez premiera obostrzenia. W tym aż 76 proc. popiera zdecydowanie.

Rzecz o nadziei

Co dalej? – To początek. Nikt nie wie, w jakim stanie będzie kraj, Europa i reszta świata, gdy to się skończy. Może Wielkiej Brytanii nie będzie już wtedy stać na brexit. Może wzmocnią się regionalizmy. W Szkocji po raz pierwszy szefowa lokalnego rządu wystąpiła z orędziem zaraz po brytyjskim premierze – zastanawia się Washington.

– Nie wiemy, jak wirus rozprzestrzeni się na Wyspach, ale nie myślę, aby u nas był to moment o fundamentalnym znaczeniu historycznym. Co innego w Chinach czy we Włoszech – prof. Overy zachowuje spokój.

– Od arogancji i ignorancji przeszliśmy jako społeczeństwo do powagi. Jest inna atmosfera. Widać, kto jest kluczowym pracownikiem: to ci, którzy rozkładają towary na sklepowych półkach. Oni podtrzymują funkcjonowanie społeczności. Ciekawe odwrócenie hierarchii – mówi Tom Piotrowski.

Potem przysyła kilka zdjęć. Jego żona Stacey codziennie stara się pobiegać wzdłuż rzeki. Ostatnio ludzie przyczepiają tam do drzew np. rysunki. Galeria na powietrzu, namiastka muzeum. – Takie pocieszające gesty – mówi Tom.

Do jednego z drzew przyczepiono kartkę w plastikowej koszulce. Ktoś przepisał na niej wiersz Emily Dickinson o nadziei. Jego fragment brzmi tak:

„Nadzieja” jest tym upierzonym
Stworzeniem na gałązce
Duszy – co śpiewa melodie
Bez słów i nie milknące –
W świście Wichru – brzmi uszom
najsłodziej –
I srogich by trzeba Nawałnic –
Aby spłoszyć maleńkiego ptaka,
Co tak wielu zdołał ogrzać i nakarmić.

W miniony piątek, 27 marca, premier Johnson poinformował, że jest zakażony koronawirusem i przebywa w izolacji na Downing Street. ©℗

Wiersz w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2020