Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szybciej, niż się można było spodziewać, potwierdziły się przypuszczenia, że Aleksander Kwaśniewski jest dla lewicy źródłem równie wielu nadziei, jak rozczarowań. Nadzieje są przy tym tylko obietnicami, zaś rozczarowania okazują się jak najbardziej realne. Konferencja prasowa, na której w minionym tygodniu ogłoszono powołanie pełnomocników wojewódzkich nowego ugrupowania Europa Plus, mającego pod patronatem byłego prezydenta tworzyć listę do Parlamentu Europejskiego, została rozbrojona jednym Twitterowym wpisem konkurencji – „Transmisja z objawów choroby filipińskiej...”. Na tym skupiły się medialne przekazy, do tego musieli się odnosić pozostali liderzy dopiero formującego się ugrupowania.
Co najbardziej wymowne, zadziałało tak odwołanie nie do tych najbardziej jednoznacznych wpadek Aleksandra Kwaśniewskiego – w Miednoje czy w Kijowie – lecz do tej, z której się najbardziej pokrętnie tłumaczył. Dwie słabości – ta do alkoholu i ta, którą można nazwać unikaniem jednoznaczności – wzajemnie się wzmacniają. Gdy pierwsza stała się dla opinii publicznej oczywistością, punktowanie drugiej przypomina zarazem o pierwszej. Odbiera byłemu prezydentowi jednocześnie „powagę i kompetencję”, którą – według deklaracji Janusza Palikota – Kwaśniewski miał wnieść do nowego ugrupowania. Pozwala na takie złośliwości, jak tytuł notki anonimowego blogera: „Europa+Filipiny”.
Kłopoty z jednoznacznością były widoczne na rzeczonej konferencji, nawet gdy na pierwszy plan nie wybijało się budzące wątpliwości zachowanie Aleksandra Kwaśniewskiego. Choć w zasadzie były prezydent jest już całkowicie zaangażowany w nowe przedsięwzięcie, to jednak nie potrafi o nim mówić ze zdecydowaniem. Mówi „taką partią mogłaby być Europa+” w miejscu, gdzie powinno się powiedzieć „taką partią jest...”, lub chociaż „taką partią będzie...”. Ciągle nie wiadomo, czy sam wystartuje – to też wygląda na brak wiary w powodzenie tego przedsięwzięcia.
Jeszcze większy problem ma Kwaśniewski z wzajemnymi relacjami Palikota i Millera. Każdy z nich aspiruje do roli „samca alfa”, jednocześnie zaliczając wpadkę za wpadką. Kwaśniewski, próbując ich pogodzić, nie może stanąć za jednym z nich w walce z drugim, oni tymczasem próbują wygrywać go przeciwko sobie. Wykorzystują przy tym właśnie jego dyplomatyczny styl i chęć zdobycia akceptacji u każdego z rozmówców. Relacjonując przebieg rozmów wyostrzają jego deklaracje tak, by raniły przeciwnika, z którym miałoby niby dojść do porozumienia. I Miller, i Palikot liczą, że tego drugiego uda się wyautować, wtedy zaś Kwaśniewski będzie musiał żyrować wyłącznie tego, który zostanie na placu boju. Zamieszanie potrwa pewnie do czerwca, kiedy na Stadionie Narodowym ma się odbyć Kongres Lewicy: Miller nie chce na nim Palikota, Kwaśniewski ponoć domaga się jego obecności, Palikot organizuje alternatywny piknik, na który również chciałby ściągnąć byłego prezydenta...
Nawet jeśli sondaże pokazują możliwości, jakie drzemią w nowym ugrupowaniu na lewicy czy powrocie Kwaśniewskiego, to powodzenie takiego przedsięwzięcia zależy w ogromnym stopniu od tego, czy uda się rozsupłać niezwykle poplątany węzeł osobowości. Do tego przydałaby się pewna ręka. Niczego takiego nie zobaczyliśmy na ostatniej konferencji. Nawet jeśli „był trzeźwy jak dziecko”, to fakt, że współpracownicy muszą się tłumaczyć z tego, że „gorzej wyglądał”, pokazuje, jak daleko jest nowej sile do przejęcia inicjatywy.