Wygrał samorząd!

Perspektywa ulicy Wiejskiej zakłóca obraz prawdziwej Polski, która partii na ogół nie lubi, boi się ich i unika tak długo, jak tylko można. Swoista kolonizacja życia publicznego przez ugrupowania, które utrudniają, jak tylko mogą, lokalne inicjatywy polityczne, znajduje sojusznika w mediach, szukających w wyborach lokalnych newsa.

04.12.2006

Czyta się kilka minut

Ale cóż to za news, że "Ziemia Ostrowska" nadal się trzyma, w Jastarni jak zwykle wygrywa Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, a w Kudowie-Zdroju tradycyjnie zwycięski jest burmistrz Czesław Kręcichwost. Choć ci bohaterowie trafiają od czasu do czasu do pism ogólnopolskich, to są nieatrakcyjni medialnie, ponieważ z ich sukcesów i klęsk nie można wywnioskować, jakie kto będzie miał szanse w najbliższych wyborach parlamentarnych i jak oceniane są poszczególne partie krajowe.

Nieufni wobec polityków

Wyniki wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast - a jest ich w naszym kraju wielu, bo 2460 - czasami były lapidarnie podsumowane jako dowodzące przewagi PiS nad PO w mniejszych okręgach i przewagi PO nad PiS w większych aglomeracjach. Tymczasem obecność przedstawicieli tych partii jest w lokalnej władzy wykonawczej znikoma: PiS ma ok. 3 proc., a PO ok. 2 proc. nowowybranych. Inaczej jest oczywiście w sejmikach wojewódzkich, ale to już wynika z takiej a nie innej konstrukcji prawnej, podczas gdy w powiatach lokalne ugrupowania polityczne spotykają się z partiami krajowymi.

Na tym tle wyraźna jest obecność na szczeblu lokalnym jedynej zakorzenionej tam partii krajowej - PSL (10 proc.). Chociaż jej siła jest regionalnie zróżnicowana, najsilniejsza okazała się w lubelskim (24 proc.), w świętokrzyskim (18 proc.), na Mazowszu (17 proc.) i na ziemi łódzkiej (15 proc.), a więc w dawnej Kongresówce. Co jednak najistotniejsze, a co znika z krajowej perspektywy zaraz po wyborach, to fakt, że wygrywają przedstawiciele rozmaitych ugrupowań ściśle lokalnych, których - pomijając pojedynczych przedstawicieli innych ugrupowań - jest w składzie rządzącej elity samorządowej 82 proc. Najbardziej odpartyjnione okazują się elity lokalne na Pomorzu Gdańskim (93 proc.) i na Górnym Śląsku (90 proc.).

Nic dziwnego zważywszy, że partie polityczne w 17 lat po ich powrocie na scenę publiczną, nie zdobyły zaufania społecznego. W przywoływanych już na tych łamach badaniach nad lokalnymi wzorami kultury politycznej ("Samorząd? By życie nie było nudne", "TP" nr 46/06) badacze pytali w kilku małych miastach o stosunek do partii i wyniki były jednoznacznie dla nich nieprzychylne. Oto kilka innych pytań ankiety, pokazujących nieufność wobec polityków, także tych na szczeblu lokalnym, i związaną z tym potrzebę objęcia ich decyzji kontrolą pośrednią (by radni kontrolowali na co dzień działania lokalnej władzy wykonawczej) i bezpośrednią (by ważniejsze decyzje były poddawane pod referendum mieszkańców).

Odsetek mieszkańców zgadzających się z następującym poglądem:

- najlepiej, kiedy radny nie jest związany z żadną partią, bo wtedy lepiej dba o interesy swoich wyborców: Mazowsze - 89 proc., Kaszuby - 80 proc., Opolszczyzna - 77 proc.; Cieszyńskie - 77 proc.;

- co cztery lata są wybory i to wystarczy, aby trzymać polityków pod kontrolą społeczeństwa: Mazowsze - 20 proc., Kaszuby - 30 proc., Opolszczyzna - 20 proc., Cieszyńskie - 29 proc.;

- wszystkie ważniejsze decyzje powinny być uzgadniane z mieszkańcami za pośrednictwem referendum: Mazowsze - 77 proc., Kaszuby - 77 proc., Opolszczyzna - 67 proc., Cieszyńskie - 64 proc.;

- radny powinien tylko nadzorować sposób rządzenia wybranego burmistrza (wójta), a nie wtrącać się do wszystkiego, co robi zarząd: Mazowsze - 46 proc., Kaszuby - 43 proc., Opolszczyzna - 37 proc., Cieszyńskie - 34 proc.

Kariera w lokalnym stylu

Kilka przykładów z terenu pokazuje, jak wyborcy realizują koncepcję polityki lokalnej.

W Ostrowi Mazowieckiej wybory 2006 pokazały, że burmistrz cieszy się poparciem mieszkańców, wygrał je bowiem w pierwszej turze z 58-procentowym poparciem. Mieczysław Szumalski od 1994 r. był zastępcą burmistrza, a od 2002 r. burmistrzem. Również komitet "Porozumienie - Razem", firmowany jego nazwiskiem, uzyskał największą liczbę mandatów w radzie miasta (siedem). Po raz trzeci do wyborów stanął też lokalny, niepartyjny blok Porozumienie Samorządowe Powiatu Ostrowskiego "Ziemia Ostrowska". Większość radnych starała się o reelekcję, z tego 18 radnych ponownie ubiegało się o mandat radnego miasta i jeden o mandat w radzie powiatu. Po raz drugi do rady miasta weszło ostatecznie dziewięciu radnych, tak więc większość została przez mieszkańców zweryfikowana negatywnie. Partie polityczne zdobyły ogółem sześć mandatów (trzy - PiS, trzy Lewica i Demokraci), co pokazuje ich słabą pozycję na miejskiej scenie politycznej. To ważne, biorąc pod uwagę, że Ostrów Mazowiecka była we wcześniejszych badaniach dr Katarzyny Dzieniszewskiej-Naroskiej charakteryzowana jako teren, gdzie wpływy partii politycznych są duże ("Lokalne społeczności obywatelskie", pod moją redakcją, Warszawa 2003).

W podwarszawskiej Lesznowoli, nazywanej "tygrysem Mazowsza", wiejskiej gminie przeżywającej boom inwestycyjny, ale i kłopoty związane z gwałtownym napływem bogatych warszawiaków, po raz kolejny wygrała wybory ze swoim komitetem wójt Maria Joanna Batycka-Wąsik. Znana w kraju m.in. dzięki tytułowi Najlepszego Samorządowca Roku 2005, wbrew pozorom nie zdobyła popularności jako osoba miejscowa, dobrze znana w gminie. Do Urzędu Gminy Lesznowola trafiła przypadkiem, odpowiadając na ogłoszenie zamieszczone w prasie. W 1991 r. wymagająca podinspektor Urzędu Stanu Cywilnego przed pójściem na emeryturę poszukiwała godnej następczyni. Na wolny etat zatrudniła obecną panią wójt, po tym jak wcześniej sprawdziła i odrzuciła dziewięć innych młodych dziewczyn. Po trzech latach pani Batycka-Wąsik objęła stanowisko sekretarza, po kolejnych dwóch rada gminy zaproponowała jej funkcję gospodarza gminy, zaś w wyborach w 2002 r. uzyskała 85 proc. głosów. Obecnie jej ocena jest tak pozytywna, że nie miała kontrkandydata w wyborach. Aktywną postawę obywatelską wyniosła z domu. Wzorem do naśladowania był dla niej ojciec: "On pomagał wszystkim, którzy się do niego zgłaszali, i nauczył mnie i moje rodzeństwo, że najważniejszy jest szacunek dla innego człowieka". Pani wójt przyznała, że różnych funkcji społecznych podejmowała się już od czasu szkoły podstawowej: jako przewodnicząca reprezentowała interesy uczniów, pracowała w szkolnym sklepiku, na studiach była członkiem rady internatu. Obecnie, mimo obciążeń czasowych wiążących się ze sprawowaną funkcją, należy m.in. do Kobiecego Forum Samorządowego, działającego przy Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, jest członkiem TPD, Związku Koła Dzieci Niewidomych, prezesem Gminnej Ochotniczej Straży Pożarnej.

W nadmorskiej Jastarni najmłodszy burmistrz w powiecie puckim, Tyberiusz Narkowicz, w tym roku skończy 34 lata i będzie rządzić drugą kadencję. Z lokalnym samorządem związał się ponad dekadę temu, rozpoczynając od funkcji radnego, później awansował na stanowisko przewodniczącego rady miasta. Urząd burmistrza przejął przed czterema laty po Mieczysławie Struku, który został wicemarszałkiem; poparło go wówczas blisko 80 proc. wyborców, a teraz ok. 70 proc. Narkowicz jest członkiem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, od lat sprawującego władzę w Jastarni. Podczas tej kadencji pomyślnie skończył studia w Koszalinie na wydziale administracji publicznej.

W Pucku dotychczasowe władze przegrały po pierwszej kadencji, a burmistrzem został miejscowy biznesmen, związany z PO, jednak startujący z własnym komitetem. W tym przypadku, jak w wielu innych miejscowościach w kraju, sytuacja będzie skomplikowana, ponieważ w radzie miejskiej większość ma inny komitet, właśnie związany z przegranym burmistrzem, a nowy, który przed wyborami tworzył opozycję w radzie, nie ma w niej wspólników politycznych.

Podobna sytuacja jest w Dusznikach, gdzie wybory przyniosły triumfalny comeback znanemu z lat 90. bywalcom festiwalu szopenowskiego burmistrzowi Grzegorzowi Średnickiemu. Po raz drugi zresztą zajmuje stanowisko, nie mając sojuszników w radzie, ale zapewne - jak przed laty - fakty zmuszą do zmiany stanowiska i część radnych wejdzie z nim w sojusz. Poza wieloletnimi opozycjonistami, którzy wygrali na jedną kadencję, a teraz znów powrócą do opozycji. Opozycjoniści zresztą zrobili sporo, ale dusznicka społeczność wolała przywrócić gospodarza miasta, który sprawdził się w kryzysowym momencie zamykania głównego tu przedsiębiorstwa motoryzacyjnego, negocjując utworzenie w jego miejsce firmy lokalnej, która daje sobie radę, zatrudniając część duszniczan.

Sytuacja taka jak w Dusznikach pokazuje, że przez kilkanaście lat Polska samorządna wykształciła już własne lokalne sceny polityczne, ustabilizowane o tyle, że część radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów z reguły się powtarza, a lokalne ugrupowania to rządzą, to są w opozycji albo wchodzą w robocze koalicje. Zmiany personalne nie są oczywiście pozbawione wymiaru dramatycznego.

W kilku znanych mi miejscowościach zgon albo ciężka choroba przerwały sprawowanie władzy przez burmistrza, a po nadzwyczajnych wyborach sprawujący władzę wygrali w cuglach (Stryków) bądź bez konkurencji. Z kolei w wielonarodowym śląskim Oleśnie Mniejszość Niemiecka podzieliła się wokół kandydatury dotychczasowego burmistrza, wystawiła nowego, który nie zyskał uznania, i tak, po raz pierwszy od 1989 r., burmistrzem nie będzie przedstawiciel Mniejszości, a zwycięski biznesmen Sylwester Lewicki. Nowy włodarz będzie musiał wypracować modus vivendi z miejscowymi Ślązakami, którzy przez wiele lat, dzięki władzy swoich reprezentantów, takich jak wieloletni burmistrz Edward Flak, rekompensowali sobie wieloletnią dyskryminację ze strony władz napływowych.

Na dole Szwajcaria...

Miejscowa opinia publiczna bywa wobec lokalnych polityków kapryśna. Oczekuje od władzy przede wszystkim inwestycji, nie przynoszą uznania działania estetyzujące. Elegancka fontanna w Oleśnie, zamaszysty projekt rewitalizacji rynku w Pucku, reperacja zabytkowego stawu w Dusznikach - wszystko to nie pomogło, a nawet zaszkodziło, ponieważ opinia publiczna domaga się inwestycji przynoszących bezpośredni pożytek mieszkańcom. Realizm i pragmatyzm może zresztą dobrze wróży władzom nowej kadencji, które mają przed sobą niepowtarzalną szansę zmiany swoich miejscowości dzięki środkom z Unii.

Tak jak w kolejnych testach wyborczych ostają się ci, którzy gminą czy miastem umieją już rządzić jak zawodowcy, tak mieszkańcy uczą się zalet i wad swoich polityków oraz właściwego do nich podejścia. Pod tym względem świat polityki lokalnej niewątpliwie wyprzedza politykę krajową. Małe miasto, jak greckie polis, jest zarazem agorą, na której można zaczepić burmistrza, sprawdzić, co robi i z kim rozmawia. Inaczej jest z wielkim miastem, powiatem czy województwem, wreszcie polityką krajową, która, wyraźnie wyobcowana, rozgrywa się przed oczyma obywatela na ekranie telewizyjnym. Można ją co najwyżej wyłączyć, ale nie zmienić.

Dwutorowość życia publicznego, nieunikniona zapewne i mająca wzloty i upadki na każdym szczeblu - nie łudźmy się, że w "terenie" brak korupcji, a zwłaszcza w pewnej mierze tolerowanego i uznanego za "normalny" nepotyzmu - jest jeszcze o tyle interesująca, że owe lokalne partie mają wpływ na charakter partii krajowych. Partiom zależy na dobrych relacjach z lokalnymi działaczami, dzięki czemu ugrupowania sejmowe mają - przynajmniej częściowo - kontakt z rzeczywistością. Demokracja, zwłaszcza tutaj, nie może polegać tylko na akcie wyborczym, ale - jak mówią sami Polacy - wymaga stałej kontroli i współudziału samych zainteresowanych w zbiorowym podejmowaniu decyzji.

Na górze Ameryka, na dole Szwajcaria - to jest rozwiązanie, które chce się podpowiedzieć zdezorientowanemu wojną na górze społeczeństwu.

Prof. JACEK KURCZEWSKI (ur. 1943) był doradcą "Solidarności" w 1981 r. i wicemarszałkiem Sejmu RP I kadencji; kieruje Katedrą Socjologii Obyczajów i Prawa na UW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2006