Wszystko po to, by zapomnieć

Proces Andersa Breivika był niezwykły nie tylko ze względu na skalę zbrodni: 77 zabitych, ponad 200 rannych. To bodaj pierwszy przypadek, gdy wyrok przyjęli z ulgą i oskarżony, i rodziny ofiar.

28.08.2012

Czyta się kilka minut

21 lat więzienia – na tyle został skazany Anders Breivik, morderca z Oslo i wyspy Utøya. To najwyższy wymiar kary, jaki przewiduje norweski system prawny. Pobyt skazanego za kratkami może być przedłużany aż do końca jego życia, ale minimum, które musi odsiedzieć, to zaledwie 10 lat. Może więc z więzienia nie wyjść nigdy, może też wyjść zaskakująco wcześnie. Choć kara wydaje się nieproporcjonalnie niska, większość Norwegów przyjęła wyrok z zadowoleniem. Nawet rodziny ofiar mówią o tryumfie demokracji. To nie jedyny z paradoksów towarzyszących sprawie Breivika, która stała się ważnym punktem odniesienia we współczesnej historii Norwegii.

22 lipca ubiegłego roku media podały wiadomość o wybuchu przed budynkami rządowymi w Oslo. Kiedy cały świat zastanawiał się, czy to zamach terrorystyczny, Breivik był już w drodze na oddaloną o 40 kilometrów wyspę Utøya, na której zorganizowano obóz młodzieżówki partii socjaldemokratycznej. Młodzi ludzie ucieszyli się na widok wysokiego mężczyzny w mundurze policji, myśląc, że jest to ochrona przysłana w związku z wydarzeniami w stolicy. Ten jednak otworzył do nich ogień z broni maszynowej. Polowanie na ludzi trwało półtorej godziny. Kiedy do wyspy dotarła policja, Anders Breivik od razu się poddał. Kraj był w szoku. Pytano: dlaczego to zrobił? Ale także: dlaczego policja zjawiła się tak późno?

ZBRODNIARZ

Pierwszy odpowiedzi dostarczył sam Breivik. Po zatrzymaniu oświadczył, że zrobił to, co było konieczne dla „przyszłych pokoleń”. Jak twierdził, działał w samoobronie w związku z zagrożeniem ze strony wielokulturowości. Zgodnie z modus operandi masowych morderców szukających rozgłosu, Breivik napisał manifest, w którym przedstawił swoje poglądy. Jego książka, zatytułowana „Europejska deklaracja niepodległości” i opublikowana w internecie, to groteskowe kompendium wpisów z blogów i komentarzy nacechowanych niechęcią do islamu i imigrantów. Mowa w niej o „wielokulturowym marksistowskim establishmencie”, który chce zamienić Unię Europejską w „marksistowskie nadpaństwo, Europejski Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich”. Zdaniem Breivika to „kulturowi marksiści” odpowiadają za „masową imigrację muzułmanów”, „islamizację Europy” itd. Mordując kilkudziesięciu ludzi przebywających na obozie młodzieżówki Partii Pracy (czyli przyszłych lewicowych polityków, których postrzegał jako winnych destrukcji Europy), Breivik chciał „przekazać wiadomość” owej „marksistowskiej, wielokulturowej elicie” – pisał wtedy w „Tygodniku” Jussi Jalonen.

Swoim poglądom Breivik został wierny do dziś. Pracuje właśnie nad kolejnym manifestem. Tego, co zrobił, nie żałuje. Wręcz przeciwnie. 24 sierpnia, już po ogłoszeniu wyroku, oświadczył w sądzie – zanim zaskoczona sędzia wyłączyła mu mikrofon – iż żałuje, że nie zabił więcej ludzi.

Postępowanie norweskiego mordercy wykracza poza wyobraźnię większości ludzi. To dlatego pojawiła się teza, że musi być szalony. Taką opinię przedstawiono też w grudniu, w pierwszej ekspertyzie biegłych, którzy zdiagnozowali u niego schizofrenię paranoidalną. Wzbudziło to oburzenie nawet samego Breivika, który niczego nie bał się bardziej niż uznania go za niepoczytalnego, co mogłoby podważyć jego poglądy. Zdumieni byli również inni psychiatrzy, zlecono więc kolejne badania i ostatecznie Breivik został uznany za w pełni świadomego swoich działań i zdolnego do tego, aby stanąć przed sądem.

PROCES

Proces Andersa Breivika zadziwił świat. Okazało się bowiem, że Norwedzy traktują Breivika normalnie, podają mu rękę, gwarantują wszystkie należne obywatelowi prawa. Wciąż podnoszący się z szoku naród postanowił ani na milimetr nie cofnąć się ze swojej pozycji kraju otwartego i tolerancyjnego. Breivik, jak mówili, nie sprowadził ich do swojego poziomu.

Proces był również zadziwiający, ponieważ jego celem nie było udowodnienie winy. Breivik sam przyznał się do podłożenia bomby w Oslo i rzezi na wyspie (choć nie do winy – twierdząc, że działał w obronie narodu). Niecierpliwie oczekiwał wyroku – chciałby, jak mówił, uniewinnienia albo śmierci. Powtarzał, że każdy inny wyrok uzna za żałosny. Jednak w Norwegii nie ma kary śmierci, a na uniewinnienie Breivik nie miał co liczyć. Mógł ewentualnie trafić do szpitala psychiatrycznego, ale dla niego byłoby to rozwiązanie najgorsze. Po raz pierwszy chyba zdarzyło się, żeby sam morderca tak bardzo starał się o skazanie. Proces, jak i sama zbrodnia, były jednak częścią planu Breivika, który chciał zostać swego rodzaju męczennikiem, i pobudzić do działania podobnych do niego.

Podczas słuchania sentencji wyroku Breivik się uśmiechał. Być może myślał z satysfakcją, że liberalny system, którym tak pogardza, nie jest nawet w stanie się obronić, nie ma dość siły, aby ukarać kogoś, kto popełnił okrutną zbrodnię i nawet tego nie żałuje. Więzienie może być jednak dla niego dotkliwe, bez względu na warunki, jakie zastanie w celi (do tej pory miał do dyspozycji trzy osobne pokoje, m.in. pokój do ćwiczeń). Tym bardziej że najprawdopodobniej zostanie pozbawiony dostępu do internetu, a to odetnie go od świata i skaże na zapomnienie. Tego właśnie – zapomnienia – chcą rodziny zamordowanych oraz społeczeństwo Norwegii.

KONSEKWENCJE

Bezpośrednią konsekwencją tragicznych wydarzeń z lipca ubiegłego roku było podanie się do dymisji szefa norweskiej policji Øysteina Mælanda, po tym jak miesiąc temu powołana przez premiera komisja wskazała na uchybienia służb. Jak wynika z raportu, można było zapobiec zarówno masakrze na wyspie, jak i wybuchowi bomby w Oslo, a z pewnością wcześniej przerwać masakrę na Utøya. Od razu po tragedii opinia publiczna nie mogła uwierzyć, że policja dotarła na wyspę tak późno. W bogatej i uporządkowanej Norwegii okazało się, że policyjny śmigłowiec był niesprawny, a łódź – za mała.

Dymisja szefa policji (jak podał Reuters, ponad 70 proc. Norwegów nie uważała jej za konieczną) nie zakończyła debaty nad raportem. Zostaną zapewne wyciągnięte wnioski, jak poprawić działanie policji i innych służb. Norwedzy zawiedli się na państwie i ich zaufanie do jego instytucji będzie teraz powoli odbudowywane (mówi o tym w wywiadzie dla „Tygodnika” prof. Nina Witoszek-Fitzpatrick).

Praktyczne wnioski to jednak nie wszystko. Norwegowie mogą chcieć zapomnieć o Breiviku, ale pytania pozostaną. „Musimy zaakceptować fakt, że nie poznamy odpowiedzi na wszystkie pytania stawiane podczas tego procesu. Jak stał się maszyną do zabijania? Ile osób chciał zabić?” – przyznawała w mowie końcowej w czerwcu prokurator Inga Bejer Engh. Aslak Sira Myhre, kiedyś lewicowy polityk, a teraz szef Domu Literatury w Oslo, ujął to jeszcze inaczej w jednym ze swoich artykułów, twierdząc, że zbyt wiele uwagi poświęcono kwestii poczytalności Breivika, a za mało – politycznemu kontekstowi, w którym doszło do jego zbrodni. „Nie chodzi o pytanie, kim jest Breivik, ale dlaczego stał się prawicowym ekstremistą, antyfeministą, antymarksistą i rasistą” – napisał. To pytanie sięga dalej niż Norwegia, bo ludzie o poglądach takich jak Breivik są wszędzie i coraz częściej wypowiadają się nie tylko na niszowych forach internetowych, ale również w parlamentach i wiodących mediach.

Odpowiedź mogłaby być najważniejszym z wniosków ze sprawy Breivika.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2012