Wszystkie twarze Jamesa Bonda

Dokładnie siedemdziesiąt lat temu ukazała się powieść „Casino Royale” Iana Fleminga, pierwszy utwór przedstawiający postać Jamesa Bonda. Nakład wynosił 4750 egzemplarzy.

24.04.2023

Czyta się kilka minut

Pierce Brosnan i Michelle Yeoh w materiałach promocyjnych filmu „Jutro nie umiera nigdy”, 1997 r. / KEITH HAMSHERE / GETTY IMAGES
Pierce Brosnan i Michelle Yeoh w materiałach promocyjnych filmu „Jutro nie umiera nigdy”, 1997 r. / KEITH HAMSHERE / GETTY IMAGES

Siedemdziesiąt lat temu, w kwietniu 1953 r., ukazała się powieść Iana Fleminga „Casino Royale” – pierwszy utwór przedstawiający postać Jamesa Bonda. Nakład wynosił zaledwie 4750 egzemplarzy, sprzedał się jednak szybko i wydawnictwo zleciło dodruki.

Musiało jednak upłynąć jeszcze trochę czasu, zanim Bond stał się globalnym fenomenem popkulturowym. Dziś jest twarzą jednej z najbardziej rozpoznawalnych i dochodowych popkulturowych franczyz, obejmującej dwanaście powieści, dwa zbiory opowiadań Fleminga oraz dwadzieścia pięć filmów.

W „Nie czas umierać” (2021), ostatnim filmie z serii, agent 007 umiera. Kolejny Bond będzie musiał zrestartować franczyzę, wymyśleć dla niej nową formułę, odpowiadającą wrażliwości współczesnych widzów. Bo z punktu widzenia współczesnych norm w postaci Bonda wiele rzeczy trudno zaakceptować. Jubileuszowa edycja prozy Fleminga, która ma się ukazać w Wielkiej Brytanii w 70. rocznicę publikacji „Casino Royal”, zostanie poddana poprawkom zasugerowanym przez „czytelników wrażliwościowych”. Usunięte z niej mają być przede wszystkim sformułowania dotyczące czarnoskórych bohaterów.

Publikacjom ma też towarzyszyć ostrzeżenie: „Książka ta została napisana w czasach, gdy słowa i postawy dziś uważane za obraźliwe były powszechne”. Jak wielu odbiorców potraktuje to jako wskazówkę, by sięgnąć po bardziej współczesnego bohatera?

Agent fantazji

Jednocześnie franczyza przetrwała kolejnych aktorów, zimną wojnę i wojnę z terrorem, a nawet pandemię i kryzys, w jaki przymusowe lockdowny wpędziły branżę filmową.

Gdy „Nie czas umierać” wchodziło na światowe ekrany, prasa pisała, że misją agenta 007 jest nie tylko ocalenie świata, ale też finansów kin w pierwszym roku po wybuchu pandemii. Misję można chyba uznać za udaną. Na całym świecie Bond nr 25 zarobił ponad 774 miliony dolarów i zajął czwarte miejsce w światowym box office. Wyprzedziły go co prawda chińska komedia „Witaj, mamo”, propagandowa chińska superprodukcja historyczna „Bitwa na jeziorze Changjin” i „Spider Man: bez drogi do domu”, któremu niewiele zabrakło do tego, by z wpływów z biletów osiągnąć 2 miliardy dolarów. Chińskie hity pozostają jednak praktycznie prawie nieznane poza Chinami, a marvelowska seria złapała widoczną zadyszkę. Franczyza Bonda z kolei może raz jeszcze dać dowód swojej żywotności.

Co jest jej źródłem? Przede wszystkim to, że doskonale potrafi rozpoznać i obsługiwać fantazje swoich odbiorców. Gdy Fleming przystępował do pisania pierwszego Bonda na Jamajce, wyspa – podobnie jak spora część Karaibów – ciągle pozostawała pod brytyjskim panowaniem. Jednocześnie brytyjskie imperium, po utracie Indii w latach 40., jest już tylko cieniem samego siebie i wydaje się oczywiste, że prędzej czy później czeka je rozpad, a Wielka Brytania nie jest już globalnym mocarstwem z pierwszej ligi.

O ile mistrz John Le Carré posługiwał się konwencją powieści szpiegowskiej, by na poważnie zmierzyć się z rzeczywistymi politycznymi problemami, o tyle proza Fleminga pozwala uciec od powojennej rzeczywistości zmierzchu brytyjskiego imperium w szereg fantazji – nie tylko politycznych. Gdy ukazało się pierwsze wydanie „Casino Royale”, w Wielkiej Brytanii ciągle obowiązywały kartki na żywność, wprowadzone w okresie II wojny światowej. Powojenne rządy tworzą podstawy nowoczesnego państwa dobrobytu, ale od końca wojny będzie musiała minąć blisko dekada, zanim Brytyjczycy odczują powszechny dobrobyt.

Bond oferuje ucieczkę od dość zgrzebnej rzeczywistości lat powojennych. Choć w swojej pierwszej książkowej misji agent 007 nie pokonuje wielkiego geograficznego dystansu – tytułowe kasyno znajduje się po drugiej stronie Kanału La Manche, w fikcyjnym kurorcie Royale-les-Eaux w departamencie Sommy – to jest on wystarczający, by trafić do świata luksusu, który w Wielkiej Brytanii lat 50. wydawał się albo egzotyką, albo wspomnieniem starych dobrych czasów.

Fleming nie operował jednak wyłącznie na nostalgicznych nutach. Jedną z kluczowych inspiracji przy pisaniu „Casino Royale” był dla niego amerykański czarny kryminał, zwłaszcza proza Raymonda Chandlera. „Casino Royale” można uznać za próbę unowocześnienia brytyjskiej powieści szpiegowskiej, przeniesienia jej w czasy zdominowane przez amerykańskie popkulturowe wzorce.

W wiktoriańskiej powieści szpiegowskiej szpieg był dżentelmenem-dyletantem, u Fleminga wykazuje się „amerykańskim” profesjonalizmem, podobnie jak stojąca za nim organizacja. Postać Bonda ucieleśnia fantazję o Wielkiej Brytanii, która nie tracąc swojej tożsamości – i klasowej tożsamości własnego establishmentu – unowocześnia się na tyle, by móc odnaleźć się w świecie kształtowanym przez Stany Zjednoczone, swojego młodszego kuzyna zza oceanu.

Pisarzowi bardzo zależało, by podobne wrażenie stwarzały filmowe adaptacje jego prozy. W liście do Hubella Robinsona, szefa amerykańskiej telewizji CBS, zainteresowanego realizacją serii telewizyjnych filmów o Bondzie, Fleming pisał, że w adaptacji zdecydowanie nie chce widzieć żadnych „monokli, wąsów, meloników” i innych rekwizytów „teatralnej angielskości”. Szczególnie istotne jest dla niego, by brytyjski wywiad przedstawiony został jako „twarda, nowoczesna organizacja”.

Ucieczka od zimnej wojny

CBS ostatecznie przeniosło na mały ekran tylko „Casino Royale”. Choć Fleming od początku marzył o filmowej, a przynajmniej telewizyjnej adaptacji Bonda, to przez pierwsze dziesięć lat kolejne podejścia do ekranizacji kończyły się falstartem.

Złą passę przerywa dopiero spotkanie Fleminga z dwoma producentami, Albertem R. Broccolim i Harrym Saltzmanem, którzy wspólnie stworzą pierwszych dziewięć filmowych Bondów. Ponieważ prawa do „Casino Royale” ciągle były przy CBS, zdecydowali się oni zacząć od adaptacji wydanej w 1958 r. powieści „Dr No”. Udało się im uzyskać finansowanie od wytwórni United Artists oraz zebrać ekipę, która nada kształt pierwszym Bondom: reżysera Terrence’a Younga, scenarzystę Richarda Mainbauma, scenografa Kena Adama, wreszcie odtwórcę tytułowej roli Seana Connery’ego.

Filmowy Bond jest postacią wypływającą ze „swingującego Londynu” lat 60. Miasta, które może przestało być stolicą imperium, ale stało się globalną stolicą pop­kultury i przemian obyczajowych, symbolizującą nową, liberalną, permisywną, konsumpcyjną cywilizację. Tradycyjny motyw „walki za królową i ojczyznę” płynnie łączy się w serii z obyczajową, zwłaszcza seksualną swobodą – nie ma postaci Bonda bez licznych seksualnych podbojów – z czarnym, cynicznym humorem i klimatem moralnej ambiwalencji.

Bond w wersji Connery’ego – inaczej niż ten literacki – nie jest już postacią, która musi się „zamerykanizować”, by dogonić zmieniający się świat. Doskonale czuje się we współczesnym świecie jako ambasador marki nowej, kulturowo atrakcyjnej brytyjskości. I nie tylko brytyjskości, ale też konsumpcyjnych możliwości rozwiniętego kapitalizmu. Bond wnosi do niego poczucie stylu i smaku brytyjskich klas wyższych, zostaje obsadzony wobec widza w roli kogoś w rodzaju trenera konsumpcji z klasą, ambasadora prestiżowych marek. Od samego początku seria buduje relacje z markami alkoholi czy samochodów, którym dostarcza widoczności, zarabiając przy tym świetnie na lokowaniu produktu. Bondowska fantazja zawsze była tyleż eskapistyczna, co konsumpcyjno-aspiracyjna.

Lata 60. to nie tylko przemiany kulturowe i obyczajowe, ale też szczyt zimnej wojny. Dekada zaczyna się od kryzysu kubańskiego i budowy muru berlińskiego, kończy wojną w Wietnamie i inwazją Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Ten zimnowojenny konflikt jest niemal zupełnie nieobecny w pierwszych Bondach, co może zaskakiwać w serii filmów o superszpiegu.

Powieści Fleminga z lat 50. osadzone są w zimnowojennych realiach. Le ­Chifre – antagonista z „Casino Royale” – jest w powieści radzieckim agentem i skarbnikiem kontrolowanego przez Sowietów francuskiego związku zawodowego. Radzieckimi agentami są też król afroamerykańskiego półświatka Mr Big z „Żyj i pozwól umrzeć” i Dr No. W filmach przeciwnikami Bonda nie są jednak Sowieci, ale terrorystyczna organizacja Spectre – zainteresowana wyłącznie pieniędzmi.

Od realiów zimnej wojny seria o Bondzie ucieka w fantazję, w której całkowicie znika rywalizacja dwóch odmiennych systemów polityczno-społecznych. Antagoniści Bonda nie są przedstawicielami systemu alternatywnego dla zachodniego, tylko pospolitymi przestępcami – choć działającymi na niepospolitą skalę.

W późniejszych filmach Bondowi zdarza się walczyć z radykalnymi elementami w radzieckiej elicie, dążącymi do konfrontacji z Zachodem, ale równie często współpracuje z Sowietami. W „Zabójczym widoku” (1985) zostaje nawet uhonorowany orderem Bohatera Związku Radzieckiego za... uratowanie amerykańskiej Doliny Krzemowej przed terrorystycznymi planami niejakiego Maksa Zorina. Jak uzasadniają to Sowieci: „Od kogo kradlibyśmy technologię, gdyby atak się powiódł?”.

Gdy oglądamy dziś zimnowojenne Bondy, uderza nas, jak współcześni są przeciwnicy głównego bohatera – w większości szaleni geniusze dysponujący milionami dolarów. Z tego powodu koniec zimnej wojny nigdy nie był tak naprawdę problemem dla serii.

Uda się raz jeszcze?

Problemem okazało się co innego. Po pierwsze, zmieniające się normy obyczajowe. Proza Fleminga faktycznie razi dziś sposobem, w jaki podchodzi do kwestii rasowych czy genderowych. Nie chodzi tu tylko u seksizm – zwłaszcza że Fleming potrafił też tworzyć postaci kobiece wykraczające poza seksistowski stereotyp – ale także o stosunek do przemocy seksualnej czy męskości odstającej od ucieleśnianego przez Bonda nowoczesnego, efektywnego, atletycznego ideału. Przeciwnicy agenta 007 to często postaci homoseksualne, dotknięte różnego rodzaju deformacjami czy niepełnosprawnościami – które proza Fleminga przedstawia niemalże jak moralne ułomności.

Trudno też ukryć, że jeden z najlepszym Bondów – „Goldfinger” (1964) – jest ze współczesnego punktu widzenia dziełem głęboko problematycznym. Zwrot akcji, który ostatecznie pomaga pokonać tytułowego złoczyńcę, ma miejsce w stodole na ranchu Goldfingera, gdzie Bond próbuje uwieść pracującą dla złowieszczego milionera pilotkę, Pussy Galore. Kobieta opiera się, niejednokrotnie mówi nie, walczy z Bondem, ale w końcu mu ulega. Wymuszony stosunek sprawia, że Pussy Galore zdradza swojego przestępczego pracodawcę. Dziś w tej scenie widać przede wszystkim przemoc seksualną, jeśli nie po prostu gwałt. Wybija ona widza z filmowej fantazji, z zabawy filmowymi kliszami, która w „Goldfingerze” wychodzi lepiej niż w jakimkolwiek innym filmie serii.

Po drugie, sama postać Bonda – jako połączenia zimnego zabójcy, ambasadora prestiżowych marek i seryjnego uwodziciela – łatwo może zmienić się w kliszę, jeśli nie we własną karykaturę. Z kolei próby „humanizacji” postaci, nadania jej jakiejś psychologicznej głębi, dokonywane co najmniej od czasów „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” (1969), nie zawsze się udawały. Dopiero w ostatniej odsłonie franczyzy, jej restarcie, jaki dokonuje się wraz z obsadzeniem w roli Bonda Daniela Craiga, udaje się połączyć widowiskowo-rozrywkową formułę serii z bardziej złożonym emocjonalnie bohaterem.

Franczyza przeżywała już wiele kryzysowych momentów, które mogły zagrozić jej istnieniu. Serię składano przedwcześnie do grobu po odejściu z niej Connery’ego, rozpadzie biznesowego partnerstwa Broccolego i Saltzmana, po słabych wynikach „Człowieka ze złotym pistoletem” (1974), po końcu zimnej wojny. Gdy trwały prace nad pierwszym Bondem z Pierce’em Brosnanem („Golden­eye”, 1995), finansujące produkcję studio MGM było przekonane, że Bond to relikt przeszłości, i zakładało, że film trzeba wyprodukować względnie tanio, bo w kinach może na siebie nie zarobić, za to powinien zwrócić się na rynku wideo.

„Goldeneye” okazał się tymczasem czwartym filmem roku 1995 pod względem wpływów z biletów i zarobił najwięcej ze wszystkich Bondów od czasów „Moonrakera” (1979). Dał też nowe życie franczyzie, korygując ją udanie pod względem współczesnej wrażliwości, głównie jeśli chodzi o postaci kobiece. Szefem Bonda, M, po raz pierwszy zostaje kobieta, a w kolejnym po „Golden­eye” filmie, „Jutro nie umiera nigdy” (1997), agent 007 konkuruje i współpracuje z równą mu w szpiegowskim fachu chińską agentką, graną przez Michelle Yeoh (nagrodzoną w tym roku Oscarem gwiazdę kina akcji z Hongkongu).

Czy przy kolejnym restarcie serii uda się ją dostosować do etycznej wrażliwości pokolenia Z, nie gubiąc tego, co czyni Bonda Bondem? Z pewnością na fali współczesnych przemian kulturowych franczyzę czeka krytyczny sąd, być może jakaś jej część na pewien czas wyląduje w kulturowym czyśćcu. Ostatecznie seria może wyjść jednak z tego obronną ręką. Zawsze potrafiła się wybronić, nie traktując siebie zbyt serio, a przy tym oferując widzom najbardziej podstawową filmową fantazję – jej magia może znów zadziałać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2023