Wszystkie nasze katastrofy

Inni publikują kalendaria wydarzeń, które należy zapamiętać z mijającego roku. My przedstawiamy listę spraw, które lepiej zapomnieć.

17.12.2012

Czyta się kilka minut

 / Rys. Marcin Wicha
/ Rys. Marcin Wicha

Wyobraźmy sobie, że stoimy na nadbrzeżu. Wiatr muska czoło, mewy wznoszą entuzjastyczne okrzyki, a pierwsza dama właśnie rozbiła butelkę wina musującego. Krążownik „Ślepowron” majestatycznie zjeżdża z pochylni. Potem równie majestatycznie nabiera wody i osiada na dnie kanału portowego.

Oprócz zawodu doznajemy innego jeszcze, bardziej złożonego uczucia. Nie jest to złośliwa satysfakcja ani schadenfreude. Śmiech śmiechem, ale nasze ciężko zarobione podatki właśnie poszły w cholerę. A jednak nie wpadamy we wściekłość. Nie prezentujemy też paradoksalnej reakcji w stylu Greka Zorby (taniec, pijaństwo, palenie portretu Angeli Merkel). Zamiast tego przepełnia nas głęboki, środkowoeuropejski podziw dla przemyślanej, perfekcyjnie zaplanowanej i starannie przeprowadzonej katastrofy. Rok 2012 przyniósł ich mnóstwo.

KATASTROFA 1. DESZCZOWA PIOSENKA

Zacznijmy od Stadionu Narodowego. Następny równie nowoczesny obiekt znajduje się dopiero w Astanie i ta myśl od dawna przyjemnie stymuluje polski patriotyzm. Z drugiej strony cena takiej podniety, 2 miliardy złotych, wzbudziła pewne wątpliwości.

Wszystkie zastrzeżenia zniknęły w dniu meczu Polska–Anglia. Dach przeciwdeszczowy, którego nie można zamknąć z powodu deszczu! Przecież to czyste piękno, arcydzieło humoru, practical joke na niespotykaną skalę. Organizatorzy zadbali nawet o ścieżkę dźwiękową, puszczając z głośników utwór „Beautiful Day” zespołu U2. Korespondent „Guardiana” uznał to za podżeganie do zamieszek.

Angol niczego nie zrozumiał. Nie było bardziej pokojowego zgromadzenia niż publiczność na tym meczu. Na całej planecie nie znalazłoby się wtedy bardziej wyluzowanego narodu niż Polacy. Zamiast 90 minut kopania, dostaliśmy potwierdzenie fatalistycznego światopoglądu. Słodko-gorzkie zwycięstwo nad modernizacją, technologią i pieniądzem.

Nic dziwnego, że bohaterami dnia zostali trzej obywatele, którzy brykali po zatopionej murawie, szczęśliwi jak lechickie delfiny.

KATASTROFA 2. PRZTYCZEK

Być może sformułowanie „epicka porażka” przywędrowało z Ameryki, ale świetnie zadomowiło się w naszym języku. Niektóre dziesięciolatki sądzą, że określenie „epicki” oznacza coś tak nieudanego, że wpadającego w śmieszność („Jak ci poszło w szkole?” „Epicko!”). Mam nadzieję, że autorzy testów gimnazjalnych uwzględnią to przesunięcie znaczeń. W przeciwnym razie czeka nas seria epickich nieporozumień.

Rok temu emocjonowaliśmy się słynnym Lądowaniem Kapitana Wrony. Rok później ujawniono, dlaczego podwozie boeinga nie wysunęło się automatycznie. Ponoć ktoś z załogi zawadził aktówką o prztyczek bezpiecznika. Jeżeli to prawda, potwierdzą się słowa poety („Prztyczek ze sławy go wytrąci / I w piekło kartoteki zsyła”).

Człowiek – najcenniejszy kapitał. Sonda kosmiczna za miliard dolarów znika w kosmosie, bo jajogłowi naukowcy zapomnieli ustalić, czy rachują w kilogramach, czy funtach. Niepodłączony kabelek obezwładnia zderzacz hadronów... Owszem, lubimy takie anegdoty. Szczególnie, kiedy dotyczą misji bezzałogowych.

KATASTROFA 3. KONGRES BABEL

Skoro o pięknie mowa, rok 2012 należał do Zbigniewa Kręciny i jego przyjaciół. Przecież nic nie raduje nas bardziej niż katastrofa wywołana przez Zenka, swojaka w beretce, wesołego ziomala, co to ze-szwagrem-nie-takie-rzeczy-robił-po-pijaku.

Gdyby w Warszawie zwołano zlot filozofów i gdyby na czele greckiej delegacji stanął Platon, gdyby z okręgu kaliningradzkiego przyjechał Kant, a z Brazylii Paolo Coelho, telewizja nie poświęciłaby im nawet połowy uwagi, jaką obdarzyła zjazd PZPN-u.

Za każdym delegatem postępował orszak reporterów. Wokół hotelu parkowały niezliczone wozy transmisyjne (których wcześniej nie spalili patrioci). Po niebie krążył „Błękitny 24”. Wszystko, żeby nie uronić żadnego słowa, które padnie z ust delegatów.

Z sadystycznym uporem telewizja przez tydzień nadawała przemówienia i wywiady, przetykane wiązankami najcelniejszych wypowiedzi prezesa Laty. W tych dniach polszczyzna, mowa Kochanowskiego, Mickiewicza i Zimocha, zamieniła się w coś w rodzaju błotnistego grzęzawiska na Stadionie Narodowym. A działacze sportowi gryźli tę murawę.

Był to prawdziwy kongres budowniczych wieży Babel. Że nie zbudowali zbyt wiele? Najwyraźniej Pan pomieszał im języki jeszcze przed rozpoczęciem robót.

KATASTROFA 4. PODWODNE METRO

A skoro już mowa o grzęzawiskach, to niewyczerpanym źródłem spektakularnych katastrof okazała się inżynieria lądowa oraz inwestycje infrastrukturalne.

Unia E. przypomina bogatą krewną. Staruszka dręczy się myślą, że jej szlachetne uczynki mogą przejść niezauważone. Dlatego wymyśliła skomplikowane zasady znakowania budynków, pomieszczeń i przedmiotów, grubaśne podręczniki umieszczania unijnych logotypów na prawicy, lewicy i obu policzkach beneficjenta. Ostatnio pojawiły się nawet spoty piętnujące obywateli, którzy nie chcą dostrzec przedsięwzięć sfinansowanych z funduszy europejskich.

Ludzie są niewdzięczni i mało spostrzegawczy. Władze Warszawy wyciągnęły logiczny wniosek i zadbały, żeby nikt nie przegapił budowy drugiej linii metra.

Faktycznie, określenie „największe utrudnienia komunikacyjne od 1944 r.” trafia do wyobraźni. Walące się domy wzdłuż zamkniętej Marszałkowskiej też zrobiły należyte wrażenie. Prawdziwym hitem okazało się jednak nieumyślne zatopienie tunelu Wisłostrady. Kurzawka! Warszawskie fatum dało o sobie znać, rzucając na kolana całe międzynarodowe konsorcjum budowlane, z firmą o wdzięcznej nazwie Cipa włącznie. I chociaż jazda po Warszawie stała się w zasadzie niemożliwa, to przynajmniej nieprędko zapomnimy tę inwestycję.

KATASTROFA 5. BUDOWA PIRAMID

A skoro mowa o podkopach, wypadałoby również podrążyć temat przestępczości. Afera, która da nam pełne estetyczne zadowolenie, musi łączyć bezczelność z prymitywizmem. Prostactwo z iskrą geniuszu.

Mnie zachwyciła szajka, która kilka lat temu kradła tłuczeń (czy jakąś inną wyściółkę) spod nowo budowanej autostrady. To znaczy w dzień kładła, a nocą kradła, żeby było co układać nazajutrz. W ten sposób powstało swoiste perpetuum mobile zasługujące na wyróżnienie podczas jakiejś gali biznesu. Ostateczna wpadka miała charakter symboliczny. Ktoś z mieszkańców zauważył, że prace na budowie prowadzone są całodobowo, i zawiadomił policję. Co jest reakcją naturalną i godną pochwały.

Sprawa Amber Gold opierała się na podobnym schemacie. Rolę tłucznia odegrały dziadźki, czyli jak mówią Rosjanie, babło... Podobny okazał się też mechanizm upadku. W sprawie Tłuczeńgate uwagę organów ścigania zwróciła niespotykana intensywność prac budowlanych. W przypadku Amber Gold początkiem końca było uruchomienie tanich linii lotniczych. Zaiste, jeżeli ktoś proponuje podróż z Krakowa do Gdańska w czasie krótszym niż piętnaście PKP-godzin, musi być aferzystą i rabuśnikiem. Cuda się nie zdarzają. Tak mówi nasze życiowe doświadczenie, gorzka mądrość, którą niektórzy nazywają cynizmem.

Szkoda tylko, że producenci filmu „Wałęsa” unieśli się honorem i zwrócili syndykowi całą dotację Amber Gold. Może to opóźnić premierę, a przecież wszyscy chcemy jak najszybciej zobaczyć Dorotę Wellman w roli Henryki Krzywonos.

KATASTROFA 6. PRZYGODY WALIZECZKI

A skoro już mowa o gwiazdach... Rok 2012 ostatecznie wymazał ze słownika pojęcie prywatności.

Dawny biograf miał do dyspozycji trochę listów, bałamutny dziennik, zdawkowe wspomnienia przyjaciół, jakiś donos w IPN. A dziś? Każda minuta życia jest udokumentowana, każdy e-mail zarchiwizowany, każdy zjedzony posiłek pozostawia tłusty ślad na Facebooku. Strach pomyśleć, ile stron miałaby biografia Miłosza, gdyby poeta żył w takich czasach.

Konsekwencje bywają groźne. Kiedyś człowiek ośmieszał się przed rodziną, znajomymi, kolegami z pracy. Dzisiaj cały świat poznaje figlarną korespondencję dyrektora CIA. Jeżeli szef najpotężniejszej agencji wywiadowczej nie potrafi ustrzec swoich e-maili, co może zrobić zwykły cudzołożnik-amator?

Mieliśmy w Polsce podobną historię. Agent pod przykryciem został sfotografowany bez przykrycia, ale za to w towarzystwie walizki z pieniędzmi. W sumie był to drobiazg, co najwyżej łagodna kompromitacja. Gorzej, że zainteresowany wyjaśnił swoje zachowanie niską gażą i koniecznością oswojenia się z widokiem większej ilości banknotów. Najwyraźniej proces oswajania posunął się bardzo daleko.

A skoro o tym mowa, osoby duchowne także wybierały osobliwe sposoby obrony. Do klasyki kryzysowego PR-u przejdą frazy „to nie była śmietanka, tylko krem do golenia” oraz „przecież brat naprawdę hoduje ptaszka”.

KATASTROFA 7, 8, 9, 10... TROTYL I INNE PRZYPADKI

A skoro mowa o nagrywaniu komórką i polskiej kinematografii, to zauważmy, że jednym z dwóch najbardziej dyskutowanych filmów mijającego roku był obleśny obraz „Kac Wawa”.

A skoro mowa o kacu, to wspomnijmy także o sukcesach prokuratury i dziennikarstwa tożsamościowo-śledczego.

A skoro mowa o niewypałach, to wzmiankujmy Brunona K. oraz paru innych facetów, którzy zdołali nam udowodnić, że mogą być rzeczy gorsze nawet od PiS-u.

A skoro mowa o polityce...

Jest takie powiedzenie o Burbonach, którzy niczego nie zapomnieli i niczego się nie nauczyli. Myślę, że ten problem dotyczy nie tylko francuskiej dynastii królewskiej. W nowym roku fajnie byłoby się czegoś nauczyć. Albo chociaż zapomnieć sobie to i owo. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 52-53/2012