Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z kilku powodów warto na ten tekst zwrócić uwagę. W opublikowanym w lipcu dokumencie ekumenicznej, teologicznej komisji anglikańsko-katolickiej „Podążając razem Drogą. Ucząc się być Kościołem – lokalnym, regionalnym, uniwersalnym” znajdują się postulaty, których spełnienie doprowadziłoby do konkretnych zmian w funkcjonowaniu katolickich wspólnot Kościoła. To po pierwsze.
Po drugie, przyglądając się uważnie rezultatom kilkunastu lat pracy teologów zaangażowanych w dialog międzywyznaniowy, można się sporo nauczyć o tym, jak rozmawiać na najważniejsze egzystencjalne tematy, w których różnimy się w sposób uniemożliwiający osiągnięcie pełnej zgody i porozumienia.
Umiejętność ta ma znaczenie nie tylko w ekumenizmie. Współczesna sytuacja międzywyznaniowa posiada wiele analogii do szerszych procesów społecznych, które nasilają się zarówno w samej Polsce, jak i w Europie – gdzie narastają różnice w mentalności, wizji świata i sposobie życia. One nie tylko nas różnicują, ale powodują napięcia i podziały. Dialog ekumeniczny może się okazać skutecznym wzorcem dla dialogu społecznego.
Razem w różnorodności
Współczesny ruch ekumeniczny przeżywał rozmaite chwile. Pierwsze lata po Soborze Watykańskim II, gdy do dialogu przyłączył się Kościół katolicki, to czas wielkiego entuzjazmu, licznych inicjatyw i nadziei na rychłe pojednanie wszystkich chrześcijan. Entuzjazm ten przygasł jednak z czasem. Po kilkudziesięciu latach teologicznego dialogu okazało się, że ustalenie wspólnego stanowiska w wielu kluczowych kwestiach jest niemożliwe, bywa, że nawet jeśli teologowie zaangażowani w dialog osiągnęli jakieś porozumienie, to nie jest ono akceptowane w ich macierzystych wspólnotach. Ruch ekumeniczny wytracił impet.
W tym kontekście na dokument „Podążając razem Drogą” można spojrzeć jako na nowy sposób prowadzenia dialogu – który akceptuje niemożność osiągnięcia całkowitego porozumienia, ale próbuje dostrzec, jak w tym momencie nieusuwalne różnice pomiędzy wspólnotami skazanymi na współistnienie mogą być nie tyle przeszkodą, co pomocą w egzystencjalnej drodze.
Teologowie komisji są świadomi, że współcześnie anglikanie i katolicy muszą przeżywać swoją wiarę razem – że nie tylko nie mogą nawzajem ignorować swojego istnienia, ale że są powiązani wieloma silnymi relacjami. Partnerzy dialogu nie negują przy tym trudnych i bolesnych momentów przeszłości, a także tego, że obecnie każda ze wspólnot posiada własne samorozumienie i własne struktury. Choć zatem ostatecznym celem ekumenizmu pozostaje pełna jedność, to nie można do niej dążyć za cenę ujednolicenia, w którym zniszczone zostałoby bogactwo różnorodności. „Zarówno anglikanie, jak i katolicy podążają odrębną drogą nawrócenia ku większemu życiu – czytamy we wstępie dokumentu – lecz wspomagani przez drugich, właśnie jako podążających własną drogą”.
Na ekumenicznej drodze ważna jest postawa samokrytyczna, czyli zauważanie przez członków każdej ze wspólnot najpierw wewnętrznych trudności swojej tradycji. Chodzi o „receptywny ekumenizm”, tj. o uczenie się od innych w uznaniu, że elementy rozwinięte lepiej w innej tradycji mogą pomóc przezwyciężyć własne kłopoty. Receptywny ekumenizm nie jest też możliwy bez pewnej pracy psychologiczno-duchowej. Obejmuje ona świadomość własnych i cudzych zranień oraz kształtowanie zdolności do kochania drugiego takim, jaki jest – również z jego słabościami.
Dokument „Podążając razem Drogą” można potraktować jako dobry przykład tego, jakie mogą być owoce naszkicowanej postawy. Zawiera on fragmenty, w których obie strony prezentują własny sposób prowadzenia życia chrześcijańskiego i służące mu rozwiązania instytucjonalne – ale uczciwie przyznając się partnerowi rozmowy do rozpoznanych przez siebie swoich słabości. W innych fragmentach dokumentu słyszymy wspólny głos, wskazujący, które elementy tradycji są lepiej rozwinięte u jednych, a które u drugich. Widać chęć rzeczywistej wzajemnej inspiracji i brak skłonności do apologetycznej rywalizacji pomiędzy tradycjami.
Zmiany instytucjonalne
Teologowie nie pozostali na poziomie pobożnych i gładkich ogólników, ale wydobyli z obu tradycji te elementy, które – właśnie przez to, że różne – mogą stać się wzajemnie inspirujące. Dla nas, katolików, najważniejsze jest, czego – zdaniem teologów – możemy się konkretnie nauczyć od anglikanów.
Najważniejsza jest tu chyba sama odwaga i umiejętność rozmowy – a nawet debaty – o najistotniejszych sprawach wiary. W Kościołach Wspólnoty Anglikańskiej nic nie może bez takiej rozmowy zostać ustalone. Zarówno na szczeblu Kościoła lokalnego, czyli diecezji, jak i regionalnego, np. Kościoła Anglii, istnieją struktury synodalne, które umożliwiają włączenie do tej rozmowy przedstawicieli wszystkich członków wspólnoty. Synod posiada bowiem trzy „izby”: świeckich, duchowieństwo i biskupów. Wszelkie decyzje są dyskutowane i głosowane w każdej izbie oddzielnie.
Ostateczna decyzja musi być zaaprobowana przez izbę biskupów – ale ta ostatnia nie może przeforsować zmian wbrew decyzjom pozostałych dwóch izb. Taka struktura zapewnia z jednej strony, że zachowana jest rola biskupów jako „strażników” ortodoksji – co jest zgodne z pierwotnym znaczeniem tego urzędu w Kościele. Z drugiej strony zapewnia podmiotowość pozostałym członkom Kościoła – w sensie rzeczywistego i niebagatelnego wpływu na sposób myślenia, kultu i życia wspólnoty.
Dokument komisji nie pomija słabości anglikańskiego sposobu kościelnego funkcjonowania. Zwraca uwagę, że anglikanie mają problem ze zbyt „partyjnym” stylem podejmowania decyzji, także doktrynalnych, w ramach istniejących w ich tradycji licznych ciał kolegialnych, włączających także świeckich w proces wyboru biskupa lub proboszcza. Równie mocno podkreśla jednak, że słabością Kościoła katolickiego jest sytuacja, w której rola świeckich w procesie podejmowania najważniejszych decyzji jest tylko doradcza (a i to niekoniecznie). Jeden z punktów dokumentu jest wprost zatytułowany: „Potrzeba rzymskokatolickich forów dyskusji, debaty i niezgody – dla świeckich”.
Chodzi przy tym o to, by były to ciała trwale zinstytucjonalizowane i posiadające moc decyzyjną. O ile prawo kanoniczne przewiduje instytucje parafialnych rad duszpasterskich i ekonomicznych, to żadna z nich nie jest bezwzględnie obowiązkowa, a głos każdej – jedynie doradczy. Podobnie na szczeblu diecezji – istnieje instytucja synodu diecezjalnego, ale jego zwołanie, skład świeckich, zakres poruszanych spraw i obowiązywalność decyzji zależą wyłącznie od woli biskupa, który pozostaje jedynym ustawodawcą diecezji. Nie istnieją zaś żadne ciała włączające świeckich, które odpowiadałyby krajowym Konferencjom Episkopatu.
Odwaga rozmowy
W tradycji katolickiej panuje obawa przed debatą i różnicą zdań. Dlatego dokument nie tylko zachęca do dialogu wewnątrz każdej ze wspólnot na tak gorące tematy, jak posługa w Kościele czy ludzka seksualność. Zwraca uwagę na historię chrześcijaństwa, w której „od najwcześniejszych czasów aż do dzisiaj kontrowersje, debaty, dialog i proces synodalny prowadziły – w końcu, choć często nie szybko – do klaryfikacji i ostatecznie bardziej precyzyjnego sformułowania »wiary raz na zawsze danej świętym«”. Teologowie komisji zwracają też uwagę, że w fundamentalnych dokumentach katolickich, takich jak teksty soborowe, została podkreślona konieczność nieustannego rozwoju rozumienia Objawienia – i to również dzięki świeckim.
Warto zatem, byśmy my, katolicy, przyglądali się uważnie, jak anglikanie starają się włączać wszystkich członków swojej wspólnoty w proces poszukiwania adekwatnych sposobów życia Ewangelią w zmieniającym się świecie i w mechanizmy decyzyjne. Nawet jeśli funkcjonowanie Kościoła anglikańskiego ma swoje słabości – np. nabrało cech zbyt przypominających świecki parlamentaryzm. W dialogu ekumenicznym, którego dokument „Podążając razem Drogą” jest owocem, anglikanie sami to przyznają. W pewnym sensie możemy się uczyć na ich błędach i jednocześnie inspirować się ich sukcesami – a do takich należy z pewnością znacznie większe niż w katolicyzmie upodmiotowienie świeckich.
Nie chodzi przy tym, by po prostu kopiować anglikański model instytucjonalny. Tym bardziej że instytucje i struktury (zwłaszcza struktury władzy) są tylko – jak to dokument pięknie określa – „narzędziami komunii”. Nawet jeśli niektóre są uznawane za konieczne (np. episkopat), to ich konkretna forma jest zmienna i dyskutowalna.
W samym katolicyzmie rzeczywiste upodmiotowienie świeckich jest różne – w zależności od lokalnego Kościoła. Niemieccy katolicy mogliby prawdopodobnie powiedzieć, że ich pozycja we wspólnocie jest podobna do pozycji świeckich anglikanów. Wynika to jednak raczej z kościelnej kultury tego kraju, a nie z ogólnych norm prawa.
Polski katolicyzm ma liczne zalety. Ma też jednak sobie właściwe słabości, a te sprawiają, że w Polsce pewne anglikańskie instytucje oraz sama odwaga i – jednocześnie – kultura debaty mogą wydać się obce. Tym bardziej więc warto, byśmy uczyli się od anglikanów. I tym większa będzie szkoda, jeśli dokument „Podążając razem Drogą” przeminie u nas bez echa. ©℗