Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie widziałem wystawy w Warszawie, ale widziałem tę w Grenoble. Zapewniam, że Francuzi odebrali zarówno malarstwo Wojtkiewicza, jak sposób eksponowania jego prac w Musée de Grenoble, z największym uznaniem. Komisarz wystawy, pani Christine Poullain, opatrzyła prezentowane 33 obrazy olejne, 54 pastele, akwarele i rysunki oraz osiem litografii tytułem “Witold Wojtkiewicz - une fable polonaise" (baśń, opowieść polska). Wydano ładny katalog (84 kolorowe ilustracje) z kompetentnymi komentarzami, a na mieście liczne plakaty zachęcały do obejrzenia wystawy i uczestniczenia w koncertach muzyki polskiej. Znam dobrze Grenoble, wiem, że pochlebne opinie o wystawie Wojtkiewicza były szczere. Zwiedzałem ją trzy tygodnie po otwarciu w towarzystwie znanego historyka literatury i krytyka sztuki, prof. Jeana Serroy. O polskim malarstwie rozmawiałem też z prezesem i panią wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Muzeum w Grenoble - instytucji skupiającej m.in. zamożnych mecenasów sztuki z Regionu Rhône Alpes. Ponieważ kilka obrazów Wojtkiewicza pochodziło ze zbiorów krakowskich, znajomi pytali mnie o zasoby muzealne naszego miasta i możliwości ich obejrzenia. Po powrocie do Krakowa otrzymałem od nich solenne potwierdzenie, że grupa kilkudziesięciu miłośników malarstwa z Grenoble przyjedzie do Krakowa w czerwcu 2005 r. To chyba niezły dowód “wyeksportowania naszej wewnętrznej wielkości w szerszy świat"?
MAREK DĘBOWSKI (Kraków)