Wojna Stalina

W 1939 r. największe zwycięstwo polityczne odniósł Stalin. Kosztem małych strat zrealizował jeden z celów imperialnej strategii: zagarnął połowę II RP i zapewnił sobie neutralność Zachodu, inaczej niż Hitler. Tak jakby sowieckiej agresji nie było.

14.09.2014

Czyta się kilka minut

Niemieccy oficerowie z XIX Korpusu gen. Guderiana i dowódca sowieckiego pułku pancernego w Brześciu nad Bugiem. Niemcy i Sowieci razem zdobywali twierdzę brzeską, bronioną przez Wojsko Polskie; wrzesień 1939 r. / Fot. RIA NOVOSTI / EAST NEWS
Niemieccy oficerowie z XIX Korpusu gen. Guderiana i dowódca sowieckiego pułku pancernego w Brześciu nad Bugiem. Niemcy i Sowieci razem zdobywali twierdzę brzeską, bronioną przez Wojsko Polskie; wrzesień 1939 r. / Fot. RIA NOVOSTI / EAST NEWS

Po 1 września 1939 r. Stalin – związany z Hitlerem politycznym paktem, rozgraniczającym strefy wpływów w Europie Wschodniej – początkowo gra na czas. Czeka, aż Wehrmacht wykona za Armię Czerwoną brudną robotę: złamie ducha oporu Polaków, zdezorganizuje administrację i wykrwawi polską armię.
Władca Kremla nie chce od razu odsłaniać wszystkich kart. Jednoczesny z Niemcami atak na Polskę nie jest przez Moskwę pożądany. O ile Hitler gra va banque – wobec nieugiętej postawy Polski uznaje, że skończył się czas „pokojowych podbojów” z lat 1938-39 – o tyle Stalin nie chce palić za sobą dyplomatycznych mostów – i we wrześniu 1939 r. podejmuje bardziej finezyjną grę z Zachodem.
Podwójna gra Kremla
Sowiecki dyktator informuje więc Führera, że „pośpiech może zaszkodzić sprawie i przyczynić do zjednoczenia [naszych] przeciwników”. Hipotetycznie Stalin mógł jednak kalkulować (o czym, rzecz jasna, nie informował Berlina), że gdyby od razu ruszył na Polskę razem z Hitlerem, wówczas Anglia i Francja nie zaryzykowałyby wypowiedzenia wojny dwóm totalitarnym mocarstwom.
Ale władcy Kremla zależy na osłabieniu niemieckiego sojusznika. Alians komunistycznego Związku Sowieckiego z nazistowską III Rzeszą nie może trwać wiecznie. Stalin zna program „Drang nach Osten”, wyrażony wprost m.in. w „Mein Kampf”; wie, jaki jest stosunek Hitlera do komunizmu oraz z jaką swobodą traktuje on polityczne zobowiązania. Ma też swoje plany: Armia Czerwona ćwiczy w końcu stale atak na Europę, pod jej ofensywną doktrynę dopasowane są sowieckie zbrojenia.
Postanawia czekać i dostosować się do rozwoju wypadków.
Taka taktyka Stalina szybko przynosi owoce. 3 września 1939 r. zachodni sojusznicy wypowiadają wojnę „jedynie” Trzeciej Rzeszy. Stalin zyskuje podwójnie: Związek Sowiecki pozostaje formalnie poza konfliktem, a także – przy pomocy Londynu i Paryża – zostaje osłabiona pozycja Berlina, który (przynajmniej w teorii) musi znów, tak jak w 1914 r., prowadzić wojnę na dwóch frontach: polskim i francusko-brytyjskim. Na początku września 1939 r. mało kto w ogóle zakłada, że Hitler wyjdzie z tej sytuacji obronną ręką.
Tymczasem czas mija, a na froncie zachodnim niewiele się dzieje. Do ofensywy aliantów, która, zgodnie z obietnicami złożonymi Polsce, miała ruszyć 15 dni po mobilizacji, nie dochodzi. Zamiast tego trwa tzw. dziwna wojna. Zaś mimo oporu Polaków już 8 września Wehrmacht podchodzi pod Warszawę.
W drugim tygodniu wojny jest oczywiste, że alianci nie ruszą na Berlin, a polskie siły są na wyczerpaniu. Los Polski pieczętuje konferencja w Abbeville 12 września, na której zapada decyzja aliantów o niepodejmowaniu ofensywy przeciw Niemcom. Istnieją przesłanki, że Sowieci znają wyniki tego spotkania. Trzy dni później, 15 września, Moskwa podpisuje z Tokio porozumienie o zawieszeniu broni; to rozwiązuje ręce Stalinowi w „sprawie polskiej”.
„Wyzwolicielski pochód”
Skuteczność Stalina we wrześniu 1939 r. polega na tym, że nie poddaje się emocjom i kalkuluje; wie, że siła militarna ma znaczenie, lecz istotna jest też gra polityczna i propagandowa.
W końcu Stalin zrzuca „pokojową” maskę, ale tylko częściowo. Przynaglany przez Berlin do wypełnienia sojuszniczych zobowiązań, 14 września daje Armii Czerwonej zielone światło do agresji. Trzy dni później Sowieci uderzają na Polskę; ten niespodziewany cios w plecy demoluje polską koncepcję obrony na południowo-wschodnich rubieżach kraju, gdzie planowano czekać na odsiecz Zachodu.
Co więcej, Stalin – w przeciwieństwie do Hitlera – dalej działa z wyrachowaniem i szuka nie tylko pretekstu, lecz także „legitymizacji” dla agresji. W kłamliwej nocie do Wacława Grzybowskiego, polskiego ambasadora w Moskwie (została odrzucona, mimo to Sowieci przekazali ją rządom utrzymującym z nimi stosunki dyplomatyczne), Moskwa stwierdza, że państwo polskie „przestało faktycznie istnieć”, a sowiecka armia przekracza granicę, by „wziąć pod swoją opiekę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi”.
We wrześniu 1939 r. Stalin chce przekonać świat, że nie prowadzi wojny z Polską. Rusza propagandowa machina; agresję – łamiącą normy prawa międzynarodowego – przedstawia jako „wyzwolicielski pochód” Armii Czerwonej, która w obliczu „rozpadu państwa” ma zapewnić bezpieczeństwo „zagrożonym i uciskanym” mniejszościom Kresów, głównie Białorusinom i Ukraińcom.
Tymczasem na tym terenie trwa podsycana przez Moskwę irredenta „robotników i chłopów”. Giną w niej Polacy; atakowane są kolumny polskiego wojska wycofujące się w stronę tzw. przedmościa rumuńskiego (skali ofiar nie udało się dotąd ustalić). Kreml budzi antypolskiego potwora, rozpala antagonizm, szermuje hasłem „walki klas”, „sprawiedliwości społecznej”, „wyzwolenia z ucisku panskoj Polszy”. Czerwona opaska na ramieniu to znak rozpoznawczy milicji złożonej z Białorusinów, Ukraińców, Żydów; na krasnoarmiejców czekają bramy powitalne.
To nie tylko ponury obraz nielojalności wobec państwa polskiego, lecz także swoiste świadectwo fiaska polityki II RP wobec mniejszości narodowych.
Polscy sztabowcy nie przewidzieli ciosu ze Wschodu i zostawili na Kresach nieliczne i słabe jednostki. Zresztą nawet gdyby przewidzieli, nie mieli pola manewru: rozproszenie sił od razu na dwa fronty skończyłoby się pewnie jeszcze szybszą klęską na froncie zachodnim.
Terror i kolaboracja
17 września wódz naczelny Edward Rydz-Śmigły wydaje kontrowersyjną dyrektywę, która ataku Sowietów nie określa jako wojny. Żołnierze mają walczyć z krasnoarmiejcami „o ile oni będą nacierali”, czego – jak stwierdzono – „do tej pory nie ma” (sic!). Dyrektywa Rydza-Śmigłego wywołuje chaos w polskich szeregach. Mimo to żołnierze i strażnicy Korpusu Ochrony Pogranicza walczą z agresorem. Do historii przejdą zwłaszcza bitwy o Lwów i Grodno; w Grodnie miasta bronią m.in. harcerze – Armia Czerwona masakruje obrońców.
17-18 września cywilne i wojskowe władze RP przekraczają granicę z Rumunią, nadal nie ogłaszając, że Związek Sowiecki jest agresorem, a Polska znajduje się z nim w stanie wojny. Nawały ze Wschodu nie da się zatrzymać, wojna jest przegrana.
Liczba strat na naszym froncie wschodnim jest – w porównaniu z wojną z Niemcami (ok. 70 tys. zabitych żołnierzy i ok. 200 tys. cywilów) – relatywnie niska. Szacuje się, że do końca września 1939 r. zginęło do kilkunastu tysięcy żołnierzy i cywilów (z czego w wyniku sowieckich zbrodni wojennych śmierć poniosło wtedy około 1,5 tys. osób).
Ale to dopiero początek: Armia Czerwona i NKWD stosują na zdobytym terenie terror. Choć – w przeciwieństwie do Niemców, prowadzących od początku „wojnę na wyniszczenie” (niem. Vernichtungskrieg) – ich terror ma charakter „klasowy”, a nie narodowy. Uderza głównie w najniebezpieczniejsze z perspektywy Kremla grupy: inteligencję, wojskowych, policjantów, pograniczników, duchowieństwo katolickie. Sowieci nie stosują taktyki spalonej ziemi, lecz „rozładowania terenu”, czemu służą: masowe aresztowania (minimum 150 tys. osób, z czego 40 tys. zamordowano), deportacje (do 1941 r. obejmą minimum 320 tys. osób), przymusowe przesiedlenia (13–30 tys. osób) i przymusowy pobór do armii (od 100 do 300 tys. osób). Do niewoli sowieckiej trafia też około ćwierć miliona żołnierzy Wojska Polskiego; w Zbrodni Katyńskiej NKWD wymorduje potem, wiosną 1940 r., ponad 21 tys. osób.
Z represjami idzie w parze kokietowanie społeczeństwa, np. flirtującej z komunizmem inteligencji; także presja na Kościół jest początkowo słabsza niż się spodziewano. W wielu przypadkach sowiecka polityka „kija i marchewki” okazuje się skuteczna, wywołuje zagubienie części społeczeństwa. To swoiste „niedomówienie” w polityce okupanta, idące w parze ze skutecznymi działaniami tajnej policji, sprawia, że konspiracja na wschód od Bugu rozwija się gorzej niż pod niemiecką okupacją.
Milczenie Zachodu
Walki jeszcze trwają, gdy 27-29 września 1939 r. w Moskwie Związek Sowiecki podpisuje z Niemcami system układów dotyczących współpracy i przebiegu wspólnej granicy; Stalinowi przypada trochę ponad połowa terytorium II RP.
W stosunku do umowy z 23 sierpnia Stalin żąda m.in. wymiany województwa lubelskiego i części warszawskiego za Litwę; Hitler się zgadza. Aby „usankcjonować” agresję i usunąć „stan tymczasowości” na okupowanych ziemiach, sowiecki okupant na 22 października rozpisuje na Kresach „wybory” do Zgromadzeń Ludowych Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy – jako rzekomych przedstawicielstw ludności tych terenów. W połowie listopada „na prośbę” tych struktur Rada Najwyższa włącza „Zachodnią Białoruś” i „Zachodnią Ukrainę” do Związku Sowieckiego. To swoiste „ukoronowanie” IV rozbioru Polski.
Anglicy i Francuzi odczytują cyniczną grę Stalina. Ale milczą: nie chcą wchodzić z Sowietami w otwarty konflikt. W ich relacjach ze Związkiem Sowieckim w 1939 r. pozostaje uchylona dyplomatyczna furtka, która dwa lata później pozwoli aliantom skonstruować wraz ze Stalinem koalicję antyhitlerowską.
A gdy wojna w Europie dobiegnie końca, mało kto będzie się już liczył z podmiotowością Polski; karty znów będzie rozdawał Stalin.

DR BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest historykiem, specjalizuje się w dziejach najnowszych Polski. Redaktor „Przeglądu Archiwalnego IPN”, pracuje w IPN w Warszawie. W 2015 r. ukaże się jego książka o konspiracji młodzieżowej w Warszawie w latach 1944-89.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2014