Wojna polsko-polska pod flagą duńską

Wznowienie prac nad filmem fabularnym o katastrofie tupolewa może ożywić mit smoleńskiego zamachu.

08.02.2015

Czyta się kilka minut

Glenn Jorgensen z Antonim Macierewiczem podczas posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy TU-154 M, Warszawa, 10 kwietnia 2014 r. / Fot. Jakub Kamiński / PAP
Glenn Jorgensen z Antonim Macierewiczem podczas posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy TU-154 M, Warszawa, 10 kwietnia 2014 r. / Fot. Jakub Kamiński / PAP

Na brukowanym placu między kościołem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy a salką parafialną panuje mrok. Krakowskie Podgórze, wieczór 31 stycznia, kilka stopni mrozu, światła z pobliskiej ul. Redemptorystów tu niemal nie dochodzą – odbijają się od wysokiego ceglanego muru.
Słychać tylko pojedyncze głosy i stukot ciągniętych po bruku walizek na kółkach. To pierwsi przyjezdni próbują znaleźć salkę parafialną, w której – dzięki gościnności tutejszych redemptorystów – wystąpią dzisiaj: Glenn Jorgensen, Duńczyk przedstawiany jako naukowiec i badacz katastrofy smoleńskiej, a także Ewa Stankiewicz, prezes Stowarzyszenia „Solidarni 2010”, autorka filmów dokumentalnych, obecnie dyrektor artystyczna TV Republika.
 „Na spotkaniu badacz przedstawi swoje najnowsze wyniki i analizy dotyczące smoleńskiej tragedii” – głosi anons na stronach Solidarnych 2010, choć krakowskie spotkanie nie jest szeroko rozpropagowane, nawet przez media forsujące od lat teorie o zamachu.
Nie Smoleńsk też rozbudza emocje palących papierosy przed salką parafialną na kilkanaście minut przed spotkaniem: mowa tu o „wyborczych fałszerstwach” i „zaborze polskiego mienia” (dokonują go Żydzi rejestrujący firmy w Luksemburgu; pierwszym ich – osiągniętym już – celem była kolej linowa na Kasprowy Wierch, kolejnym ma być Wawel).
– Czy jest już Duńczyk? – pyta wreszcie ktoś z oczekujących.
Nie, inżynier Glenn Arthur Jorgensen – na sali będzie tytułowany pieszczotliwie „panem Glennem” – przybędzie prawdopodobnie z kilkuminutowym opóźnieniem.


Welcome!


Gdyby na podstawie atmosfery we wnętrzu salki wyrokować o sile „smoleńskiego mitu” niemal pięć lat po tragicznej katastrofie, wnioski narzucałyby się same. W środku nie więcej niż 40 osób, około połowa miejsc świeci pustką, widać jedną ustawioną nieopodal rzutnika kamerę.
Na plan pierwszy wychodzą „wyborcze fałszerstwa”: Ewa Stankiewicz przedstawi zgromadzonym „najważniejsze przedsięwzięcie tego roku”.
– Ponieważ wybory w Polsce fałszuje się od lat, Stowarzyszenie Solidarni 2010 wychodzi z założenia, że w tej chwili najważniejsze jest przywrócenie uczciwości i policzenie głosów samemu – mówi m.in. Stankiewicz, zapowiadając „pospolite ruszenie” oraz „rekrutację społeczeństwa”, których początek ma mieć miejsce 21 lutego, podczas specjalnego zjazdu na Jasnej Górze.
– Nim pan Glenn rozłoży swój sprzęt i zaprezentuje najnowsze badania, chciałbym państwu powiedzieć, że jest tutaj również pani – mówi prowadzący spotkanie, wskazując na młodą dziewczynę zmierzającą właśnie do mikrofonu.
„Bardzo żałuję, że przygotowany wcześniej dla mnie cykl spotkań z mieszkańcami Mazowsza uniemożliwił mi udział w spotkaniu z Państwem (...) Niezmiernie żałuję, że nie mogę osobiście wyrazić wdzięczności Panu Glennowi Jorgensenowi (...) Pan Jorgensen jest jednym z tych naukowców, którzy nie przestraszyli się stawiać fundamentalnych pytań” – pisze m.in. w odczytywanej przez młodą asystentkę odezwie kandydat na prezydenta Andrzej Duda.
Sala przyjmuje oświadczenie owacją. Podobnie jak krótką wypowiedź gospodarza miejsca – ojca dr. Andrzeja Kukły CSsR, proboszcza parafii, który głównego prelegenta określa mianem „specjalisty światowej sławy”.
Welcome to our community! – rzuca entuzjastycznie o. Kukła w kierunku przygotowującego swój osprzęt inż. Jorgensena.


No records


Duńczyk jest idealną wręcz ilustracją posmoleńskiego zaniku eksperckich punktów odniesienia. Dwa światy – ten bazujący na oficjalnych ustaleniach, a także ten forsujący teorie alternatywne – nie komunikują się ze sobą również dlatego, że każdy dysponuje własnymi ekspertami.
Prawdy o Duńczyku Jorgensenie można wyodrębnić trzy.
Pierwsza to jego własna. Skończył studia inżynierskie ze specjalizacją „dynamika płynów”. Przez 15 lat był konsultantem wykonującym analizy FEM (Finite Element Method): symulacje dotyczące zachowań elementów pod wpływem działania określonych sił; w czasie wolnym pilotuje mały samolot; nie ma w Polsce rodziny, pracę nad wyjaśnianiem zagadki smoleńskiej podjął pod wpływem polskiego znajomego, który cały czas mówił o katastrofie („Szczerze mówiąc, na początku myślałem, że to jest jakaś teoria spiskowa”).
Prawdę drugą można by streścić słowami o. Kukły o „specjaliście światowej sławy”. Wedle „Naszego Dziennika” Jorgensen to „współczesny renesansowy inżynier”, „naukowiec, wynalazca, biznesmen i pilot w jednej osobie”.
Prawdę trzecią podawały swego czasu „media mętnego nurtu”. „Dziennik Gazeta Prawna” donosił np. przy okazji 4. rocznicy katastrofy, że prezentowany przez Antoniego Macierewicza jako „inżynier z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego” Jorgensen nie widnieje nawet na stronie internetowej swojej rzekomej uczelni.
W kwestii naukowego dorobku Jorgensena nie inaczej jest dzisiaj. „No records” – to hasło pojawiające się po wpisaniu nazwiska Duńczyka w „Web Science”, bazie zbierającej publikacje naukowe z całego świata.


Explosives


Z głębi sali parafialnej przy kościele na krakowskim Podgórzu można dostrzec i taki obrazek. Od lewej: fotografujący prelekcję zakonnik redemptorysta w sutannie, przewieszona przez stół flaga narodowa, wiszące na ścianie krzyż i obraz Matki Boskiej, wreszcie stojący w towarzystwie tłumacza Duńczyk i zajmujący najwięcej miejsca wizerunek prezydenckiego tupolewa z rzutnika.
Pan Glenn nie będzie wchodził w szczegóły. Na podstawie swoich najnowszych obliczeń pokaże, jak wyglądała utrata nośności samolotu na skutek utraty końcówki skrzydła. Samolot – wbrew wersji oficjalnej – nie uderzył w brzozę, ale przeleciał nad nią. Najpierw stracił końcówkę skrzydła, później jego środkową część, a potem zasilanie.
Że teoria z brzozą nie ma racji bytu, inżynier Glenn Arthur Jorgensen zademonstruje na przykładzie eksperymentu z „czerwonym samochodem dostawczym”. Ustawiony w pobliżu włączonego silnika stojącego na płycie lotniska samolotu (o porównywalnych parametrach do tupolewa), czerwony van zostaje zdmuchnięty jak pudełko zapałek na odległość kilkudziesięciu metrów. Czy stojący nieopodal brzozy, a widoczny na zdjęciach z katastrofy smoleńskiej płotek pozostałby (jak widać na stosownej fotografii) częściowo nienaruszony, gdyby przelatywał tuż nad nim potężny tupolew?
– Jestem otwarty na różne możliwości, ale dla mnie jasne jest, iż nie był to wypadek, ale użycie środków wybuchowych – odpowiada inżynier Jorgensen na (zadane przez samego siebie) pytanie o prawdziwe powody utraty skrzydła przez samolot.
Dowody? Zamiast nich Duńczyk wchodzi w psychikę sprawców. Planując podobne przedsięwzięcie, trzeba: brać pod uwagę, by nikt nie przeżył; dysponować zespołem ludzi eliminujących tych, którzy przeżyliby eksplozję; upozorować wypadek, by nie wyglądał na eksplozję.
Czy da się przeciąć skrzydło za pomocą wybuchu? Da się, co pan Glenn udowodni stosownym materiałem wideo – eksperymentem z 1991 r., w ramach którego kolejne eksplozje tną po kolei: samolotowe skrzydło, inne części twarde, wreszcie cały samolot na pół.
I jeszcze ostatnia kwestia – ta dotycząca mgły. Pan Glenn kontaktował się w tej sprawie z „wieloma pilotami NATO”, ci zaś stwierdzili, że Rosjanie mają interes, „by wiele rzeczy na swojej powierzchni ukrywać”. Jorgensen i na potwierdzenie tej hipotezy służy materiałem (silnik odrzutowy produkujący mgłę).
Pan Glenn dziękuje za uwagę i deklaruje otwartość na pytania z sali.


Family


W pytaniach znać brak zgody na jakikolwiek kompromis. Jeśli w wywodach Duńczyka pobrzmiewają jeszcze czasami tryby warunkowe, zdania ostrożnie oddzielające domysły i hipotezy od tez – w pytaniach niuanse pryskają już nieodwołalnie.
– Jeśli te ładunki były założone parę miesięcy wcześniej, to w jaki sposób zostały odpalone? – pyta więc pani A., by w odpowiedzi usłyszeć, że najlepszym sposobem byłoby posiadanie ekipy ludzi na ziemi.
Pan B. chciałby z kolei poruszyć kwestię mgły. Oto sadownicy koło Skierniewic – w obliczu prognoz meteorologów o zbliżających się przymrozkach – wyprodukowali sztuczną, w wyniku czego powstał potężny karambol.
I jeszcze pytanie, question: – Prawdopodobnie były trzy eksplozje. Chciałem zapytać o moment odpadnięcia skrzydła.
Tak, inżynier Jorgensen słyszał o przypadku ze Skierniewic. A co do eksplozji, było ich więcej: co najmniej trzy w powietrzu i jedna przy ziemi.
– Pan stwierdził, że nie ma rodziny w Polsce – mówi już niemal na koniec spotkania pan C. – Zapewniamy pana, że dzisiaj kilkadziesiąt milionów Polaków uważa pana za rodzinę.
Po zasłużonej porcji braw inżynier Jorgensen nie pozostanie dłużny. Zapewnia, że przy okazji badania okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem zakochał się w Polsce i w Polakach. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2015