Własnym głosem

Idea plebiscytu na Górnym Śląsku odpowiadała ważnej roli, którą, według pomysłu zwycięskich mocarstw, miała w kształtowaniu się powojennego ładu odegrać zasada samostanowienia narodów.

24.05.2011

Czyta się kilka minut

Na uroczyście otwartej w styczniu 1919 roku konferencji pokojowej w Paryżu starły się ze sobą dwie wizje kształtowania powojennego ładu. Przywódcy krajów europejskich reprezentowali tradycyjną Realpolitik. Inny pomysł na świat miał 62-letni wówczas prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson, polityk idei, który za swoją misję uznał zagwarantowanie światu trwałego pokoju przy pomocy nowej organizacji - Ligi Narodów - oraz zasady samostanowienia narodów.

Europejczycy, wychowani w dyplomatycznej szkole Talleyranda, z pobłażaniem słuchali marzycielskich wizji Amerykanina. Prawdziwymi gwarancjami bezpieczeństwa pozostawał dla nich rzeczywisty bilans sił na kontynencie. Najbardziej doświadczony w tym gronie dyplomatów 77-letni premier Francji Georges Clemenceau (w kuluarach mówiono o nim: "Tygrys") zamierzał jak najbardziej osłabić Rzeszę Niemiecką. "Niemców nienawidzę do głębi za to, co zrobili Francji" - powiedział kiedyś.

Przebieg przyszłej granicy polsko-niemieckiej na Górnym Śląsku miał więc zależeć od tego, która z tych dwóch koncepcji budowy nowej Europy zwycięży.

Górnośląskie sumienie narodowe

Po upadku monarchii Hohenzollernów w Niemczech sytuacja polityczna na Górnym Śląsku bardzo się skomplikowała. W październiku 1918 r., po wystąpieniu w Reichstagu Wojciecha Korfantego, Niemcy zrozumieli, że zagrożenie utratą wschodnich prowincji dotyczy nie tylko Poznańskiego i części Pomorza, ale i Górnego Śląska.

Równolegle do działań dyplomatycznych rządu w Berlinie, podjętych pod koniec 1918 r. w celu zachowania Śląska, powstała też ogólnoniemiecka organizacja pod nazwą Zjednoczone Związki Wiernych Ojczyźnie Górnoślązaków (Vereinigten Verbänden Heimattreuer Oberschlesier). Razem z katolicką partią Centrum pod wodzą raciborskiego proboszcza Carla Ulitzki ukształtował się tym samym obóz polityczny wspierający w regionie aspiracje niemieckie. Narastająca niepewność co do losów Górnego Śląska pozwoliła również zdobyć popularność nie liczącym się do tej pory w lokalnej polityce separatystom. Inicjatywa założenia tak zwanego Komitetu Górnośląskiego wyszła od braci Tomasza i Jana Reginków oraz wywodzącego się z partii Centrum Edwarda Latacza. W 1919 r. stanęli oni na czele nowej organizacji, która ostatecznie przyjęła nazwę Związku Górnoślązaków i za swój cel obrała budowę niepodległego państwa górnośląskiego na wzór podzielonej na kantony Federacji Szwajcarskiej.

Polski obóz narodowy formował się na Górnym Śląsku podobnie jak wcześniej w Wielkopolsce. Rady ludowe na Górnym Śląsku podporządkowane były nawet początkowo Naczelnej Radzie Ludowej w Poznaniu. W oparciu o kadry Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" utworzono na początku 1919 r. konspiracyjną Polską Organizację Wojskową Górnego Śląska, chcąc, zamiast czekać na wynik dyplomatycznych negocjacji w Paryżu, dysponować w regionie "faktami dokonanymi". Polacy mieli jednak świadomość, że na Górnym Śląsku sytuacja była bardziej skomplikowana niż w Poznańskiem. Niemcy dorównywali im liczebnością, w rękach Berlina i lokalnych władz administracyjnych we Wrocławiu i Opolu pozostawały wszystkie instrumenty władzy państwowej i administracyjnej. Korfanty studził więc insurekcyjny zapał Polaków.

Największą niewiadomą była postawa najliczniejszej grupy w regionie - Górnoślązaków bez wykształconej jeszcze świadomości narodowej. Do tej pory uważali się za obywateli państwa pruskiego, choć byli świadomi własnej odrębności etnicznej. Obawy o ich postawę w razie zaostrzenia się konfliktu łatwo znaleźć w prasie polskiej z 1919 r. W "Głosach znad Odry" pisano:

"Sumienie narodowe ludzi nie jednako jest wyrobione. (...) Przypatrzmy się Górnoślązakom, jak się zachowują narodowo. Jedni pamiętają zawsze i wszędzie, że są Polakami: nadawają dziatkom swoim polskie imiona, uczą ich polskiego pacierza i polskich pieśni, kupują im polskie książki i obrazki, czytają polskie tylko gazety, wstępują do polskich towarzystw, związków i organizacji, kupują o ile możności u polskich kupców i rzemieślników, chodzą na polskie nabożeństwa kościelne, słowem - mają wyrobione sumienie narodowe i nie czynią niczego, coby z godnością narodową się nie zgadzało.

(...) Świadczy też o braku sumienia narodowego, jeżeli rodzice polscy pozwalają dzieciom swoim, żeby przy uroczystościach familijnych jak to urodzinach, imieninach, weselach, jubileuszach, prymicjach wygłaszały wiersze niemieckie. Jest to publiczna pogarda języka ojczystego. (...) Bardzo często grzeszy się pod względem narodowym przy pogrzebach, gdy się polskiego trupa kładzie w trumnę z napisami »Ruhe sanft!« lub »Auf Wiedersehen!« Trzeba u stolarza żądać trumien z polskim napisem albo brać bez wszelkiego napisu. Dziwne też robi wrażenie, gdy się ludziom polskim na grób kładzie wieńce z napisami niemieckiemi. Zdarzyło się nawet, że pewien gospodarz polski ojcu swemu nieboszczykowi, który był Polakiem twardym jak siekiera, położył na trumnie wieniec z napisem: »Letzter Gruss von Deinem Sohn Martin«. Dopóki ojciec żył, ani jeden raz po niemiecku doń nie śmiał się odezwać, a po śmierci taki wieniec"!

"To niemożliwe, że dwa miliony Niemców zginęło na darmo..."

W Paryżu lokalnych niuansów nie brano jednak pod uwagę. Uzyskanie przez prezydenta Wilsona satysfakcjonującej go gwarancji utworzenia Ligi Narodów pozwoliło mocarstwom europejskim na powrót do ulubionej Realpolitik.

Jeszcze przed rozpoczęciem konferencji Wielka Brytania przyjęła tak zwany memoriał z Fontainebleau, który postulował powstrzymanie dalszego osłabiania Niemiec, w tym pozostawienie im Pomorza, Śląska oraz Gdańska. Działania przeciwne, zdaniem Londynu, mogłyby stać się przyczyną odrzucenia traktatu pokojowego i zrodzenia się odwetowych dążeń w Republice Weimarskiej, a w skrajnym przypadku miały nawet doprowadzić do wybuchu rewolucji. Do takiego stanowiska przychylał się też prezydent Wilson. Francja chciała maksymalnie osłabić Niemcy, choć nie za cenę własnych interesów narodowych.

Na czele polskiej delegacji na konferencję pokojową stanęli wspólnie: premier Ignacy Paderewski i przewodniczący KNP Roman Dmowski. W późniejszym etapie negocjacji, w charakterze specjalisty od spraw gospodarczych, dołączył do niej również Władysław Grabski. Stanowisko Warszawy przedstawił Dmowski podczas słynnego wystąpienia 29 stycznia 1919 r., które z wielką swadą wygłosił po francusku i angielsku. Odwołując się do argumentów etnicznych, historycznych i gospodarczych, oprócz ziem utraconych w wyniku zaborów, żądał na zachodzie także przyłączenia pruskiego Górnego Śląska oraz byłego Księstwa Cieszyńskiego (bez powiatu frydeckiego). Polska w postulowanych przez niego granicach miałaby 481 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni i liczyła około 37 milionów mieszkańców.

Powołana 12 lutego specjalna Komisja do spraw polskich pod przewodnictwem Jules’a Cambona zaakceptowała te postulaty. Wydawało się, że sprawa Górnego Śląska jest przesądzona na korzyść Warszawy. Sprzeciw Lloyda George’a spowodował jednak odłożenie ostatecznej decyzji na później.

Ujawnienie wstępnych projektów nowej granicy Niemiec wywołało w tym kraju masowe protesty, inspirowane w dużej części przez rząd w Berlinie. Dla większości Niemców utrata na rzecz Polski i Czechosłowacji wielu prowincji wschodnich była nie do przyjęcia. Wojennym weteranom blisko było najwyraźniej do poglądów innego żołnierza I wojny światowej, Adolfa Hitlera, najpełniej wyrażonych w 1922 r., już po zakończeniu sporu o Górny Śląsk, słowami: "To niemożliwe, że dwa miliony Niemców zginęło na darmo...".

W maju 1919 r. niemieckie organizacje zorganizowały kolejne demonstracje. Górnośląscy posłowie do niemieckiego Zgromadzenia Narodowego mówili o powszechnym oporze przeciwko ustaleniom paryskiej komisji. Jeden z deputowanych, prezydent rejencji opolskiej Joseph Bitta, stwierdził podczas obrad Zgromadzenia w Weimarze, że "Górny Śląsk potem i krwią swoich przodków potwierdził, iż jest niemiecki i niemiecki pozostać musi".

Tymczasem we Francji nacisk Brytyjczyków, odwołujących się do wzburzenia w Niemczech, doprowadził ostatecznie do niekorzystnej dla Polski korekty pierwotnej oferty Komisji Cambona. Już w marcu pojawił się pomysł stworzenia Wolnego Miasta Gdańska, a 2 czerwca brytyjski premier zaproponował plebiscyt na Górnym Śląsku. Osobista interwencja premiera Paderewskiego, by odrzucić te ustalenia, okazała się bezskuteczna. 14 czerwca poinformowano polskich delegatów o ostatecznym zaakceptowaniu planu brytyjskiego, zaś w artykule 88. traktatu wersalskiego zapisano decyzję o przeprowadzeniu plebiscytu. Każdy dorosły mieszkaniec tego regionu uzyskiwał prawo do zadecydowania, czy woli pozostać w państwie niemieckim, czy też chce przyłączenia do Rzeczypospolitej Polskiej. Na wniosek polskiej delegacji (który potem bezskutecznie próbowano wycofać) uprawnieni do głosowania zostali także tak zwani emigranci, a więc osoby, które ukończyły dwudziesty rok życia, urodziły się na obszarze plebiscytowym, ale już na nim na stałe nie mieszkały. W czasie plebiscytu, wbrew powszechnym przekonaniom, nie deklarowano narodowości, lecz tylko chęć przynależności państwowej regionu.

Paradoksalnie, to Brytyjczycy zaproponowali więc rozwiązanie, z którym do Paryża przybył prezydent Wilson. Idea plebiscytu na Górnym Śląsku odpowiadała ważnej roli, którą, według pomysłu zwycięskich mocarstw, miała w kształtowaniu się powojennego ładu odegrać zasada samostanowienia narodów.

"Wprowadźcie Niemców"

28 czerwca 1919 r. podpisano traktat, który w zamyśle jego autorów miał na wieki zapewnić pokój Europie poranionej Wielką Wojną. Uroczyste parafowanie dokumentu kończyło wielomiesięczną konferencję paryską i odbyło się w imponującej Galerii Zwierciadlanej pałacu wersalskiego. Mimo to brakowało miejsca dla stojących w jej wnętrzu i w przedpokojach dyplomatów, dziennikarzy i gości.

Na sali nie było tylko Niemców. Dopiero po rozpoczęciu uroczystości kazał ich wezwać premier Francji Clemenceau, zwracając się do odźwiernych z niezbyt uprzejmym poleceniem: "Wprowadźcie Niemców". Poprzedzani przez dwóch woźnych ze srebrnymi łańcuchami na szyi niemieccy delegaci, których nawet nie zaproszono do zajęcia miejsca przy stole, przemaszerowali przez długą salę prowadzeni przez czterech oficerów reprezentujących zwycięskie mocarstwa. Ze strony niemieckiej traktat podpisał minister spraw zagranicznych Hermann Müller i minister komunikacji Johannes Bell. W proteście przeciw treści przedłożonego traktatu oraz sposobowi przyjęcia ich w Wersalu, odmówili podpisania go francuskim atramentem. Przy stole wyciągnęli własne wieczne pióra i po krótkiej, kurtuazyjnej wymianie zdań z Clemenceau, Müller złożył swój podpis pod traktatem pokojowym liczącym 440 artykułów. Po nim układ sygnowali reprezentanci wszystkich dwudziestu sześciu delegacji zwycięskiej koalicji antyniemieckiej, w tym również przedstawiciel Polski, Ignacy Paderewski.

Zarówno w Niemczech, jak i w Polsce wynik konferencji paryskiej przyjęto z rozczarowaniem. Delegację niemiecką oskarżono o defetyzm, a Carla Ulitzkę, który niechętnie zaakceptował przyjęte rozwiązanie, kosztowało to utratę popularności wśród prawicowych polityków. W Warszawie zarzucano z kolei aliantom, że nie wzięli w całości pod uwagę postulatów polskich. Szczególnie krytykowano ideę plebiscytu na Górnym Śląsku i tak zwany traktat mniejszościowy. Po burzliwej sesji w Sejmie Ustawodawczym 31 lipca 1919 r. ratyfikowano jednak traktat wersalski, a 1 września Naczelnik Państwa złożył pod nim swój podpis. Największymi przegranymi okazali się górnośląscy separatyści. Ich postulatów w ogóle nie wzięto pod uwagę w Paryżu, co oznaczało utratę przez nich możliwości politycznego działania w czasie kampanii plebiscytowej.

Ani traktat wersalski, ani zaplanowany przez aliantów plebiscyt nie rozwiązały konfliktu na Górnym Śląsku. Podział obszaru plebiscytowego pomiędzy Polskę a Niemcy w 1922 r. stał się zarzewiem wieloletniego sporu, w który zaangażowane były nie tylko Berlin i Warszawa, ale także gwarantujące traktatowe rozwiązania mocarstwa europejskie.

Najbardziej tragiczne było jednak wywołanie przez traktat pokojowy procesów historycznych, których konsekwencjom nie były w stanie przeciwstawić się demokratyczne państwa, które miały być filarami powersalskiego ładu. Już dwadzieścia lat po Wersalu zaczęła się następna, jeszcze straszniejsza wojna. Pretekstem do jej wybuchu było żądanie rewizji granic w Europie, między innymi powrotu do Niemiec Górnego Śląska. Gwarancje bezpieczeństwa składane w 1919 r. okazały się wekslami bez pokrycia. Pokój okazał się gorszy niż wojna, przygotował grunt do stworzenia totalitarnych systemów i erozji demokratycznych państw. Profetycznie przewidział to inny weteran I wojny światowej, poeta francuski polskiego pochodzenia Guillaume Apollinaire, już w 1919 r. ostrzegając, że politycy gotują światu nie pokojowy ład, ale kolejną wojenną katastrofę:

Oto nadciągają

flagi Demokratyczne

o Pochody

o Fanfary

o Tumult

Teraz wszystko jest olbrzymie

Wydaje mi się że pokój

Będzie równie potworny jak wojna

O czasy tyranii

Demokratycznej...

(G. Apollinaire, "Orfeusz", przeł. Julia Hartwig)

RYSZARD KACZMAREK jest historykiem, dyrektorem Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego oraz kierownikiem działającego w jego strukturach Zakładu Archiwistyki i Historii Śląska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Krwią i blizną (22/2011)