Więzienie za pętelkę

Mimo spadku przestępczości mamy największą liczbę więźniów w Unii Europejskiej. Wielu nie powinno było nigdy trafić za kraty.

11.04.2015

Czyta się kilka minut

Pole spacerowe w jednym z polskich więzień / Fot. Piotr Kochański / FORUM
Pole spacerowe w jednym z polskich więzień / Fot. Piotr Kochański / FORUM

W celu osiągnięcia korzyści majątkowej dokonał kradzieży 2 zupek błyskawicznych o łącznej wartości 4,58 zł”. „Działając wspólnie i w porozumieniu dokonali kradzieży kury o łącznej wartości 50 zł”. „Dokonał kradzieży bułek o łącznej wartości 1,59 zł, czym działał na szkodę w/w marketu, działając przy tym w warunkach powrotu do recydywy”... Dyrektor Okręgowy Służby Więziennej w Koszalinie, płk Krzysztof Olkowicz, którego ponad rok temu poznała cała Polska, bo wpłacił grzywnę za chorego psychicznie więźnia – ma trzy segregatory takich spraw. – Te wszystkie osoby siedziały w więzieniu – mówi. – O, widzi pani, jaki poważny przestępca? Dokonał kradzieży z talerza kotleta królewskiego o wartości 20 zł… – czyta kolejny wyrok.

– Ten ostatni siedział w Czarnem 15 dni, gdzie są recydywiści – już musiał być wcześniej karany – opowiada Olkowicz. – Dostał godziny na cele społeczne do odpracowania. Powiedział, że zaczął odpracowywać, ale ponieważ był schorowany i było zimno, to zaprzestał. Ktoś powie: zlekceważył wymiar sprawiedliwości. Ale to jest kategoria ludzi, do których trzeba mieć cierpliwość. Nie butnych przestępców, tylko ludzi o niewielkiej świadomości prawnej, nieporadnych życiowo. Nie ma dla nich pomocy prawnej, dlatego cieszę się, że pani premier taką bezpłatną pomoc dla najuboższych zapowiedziała. Gdyby im trochę pomóc, nie trafiliby do więzień.
 

Kacper S., podrobienie legitymacji szkolnej, 37 dni więzienia, koszt pobytu ok. 3000 zł
18 lat, 186 cm wzrostu i bystrość spojrzenia nastolatka. Uśmiecha się przez większość rozmowy, ale ręce zaciska nerwowo, aż czerwienieją.

– Wsadzili mnie za pętelkę. Z dwójki zrobiłem trójkę – 2012 przerobiłem na 2013. Dostałem 37 dni. Każdy się tu śmieje, jak mówię, za co. Jestem najmłodszy w całym więzieniu, siedzę na małolatce, z takimi do 21. roku życia. Ale są tu też ćwiarusy – ci, co dostali 25 lat za tzw. głowy. Trzeba robić wszystko, żeby nie trafić na Erkę. Czyli Recydywę. Jakbym się tu dostał za coś poważnego, tobym się wstydził. Ale za taką głupotę?

Zgubiłem legitymację, więc wyrobiłem sobie nową. Po jakimś czasie tamta się znalazła. Jak wychodziłem z domu, przez przypadek wziąłem nieważną. W siedem osób szliśmy do kina na horror. Bilety kosztowały 50 zł, bo to był film 3D. Na ważną legitymację była zniżka o połowę. W przerwie wyszliśmy na papierosa. Podjechała policja, bo tam był zakaz palenia. Musiałem wyciągnąć dokument. Jeden mówił, że nie jest podrobiony, drugi, że jest. Miałem się zgłosić na posterunek. Od początku mówili, że dostanę grzywnę. A ja, że okej, mogę od ręki zapłacić. Oni, że wpierw musi być sprawa w sądzie. Na rozprawie nie byłem, bo nie dostałem zawiadomienia. Tak samo o godzinki nie dostałem wezwania. Dowiedziałem się od sołtysowej, że mam do odrobienia. Znaczy prace społeczne, 60 godzin. Listonosz to mój znajomy, więc pytałem, czy coś z sądu było, a on że nie. Odrobiłem tych godzin 10 albo 13. Robiłem po 3 dziennie i wracałem do domu. No, bo tam było od groma takich, co mieli godziny do odrobienia, a sołtyska nie miała jak porozdzielać. Łatałem drogę na cmentarzu, zamiatałem przy krzyżu czy kościele. Jakbym miał czas, tobym to odrobił, nawet z nudów, ale wyjeżdżałem do pracy, do Niemiec. Przy winogronach robiłem. Różnie: przycinka, opryski, zbieranie. Płaca nawet dobra, do 12 tysięcy wyciągałem w miesiącu. 6 dni w tygodniu, 10 godzin dziennie, nie, tego się nawet nie odczuwa, robi się w kilka osób, na świeżym powietrzu, wydaje się, że to moment jest. Czym więcej zarobię, tym bardziej mam chęci do pracy. Z czasem, jak będę miał 20 czy 21 lat, to chciałbym uzbierać na własną działalność. Teraz trochę w dom się włoży, trochę w biżuterię zainwestuje, zegarki. Na konto odłoży. Tylko złoto tanieje, to będę w plecy.

Po drugiej klasie przestałem chodzić do gimnazjum. Wiedziałem, że będę pracował w Niemczech, to wolałem zarabiać. Trzecią, jak będę miał czas, mogę zawsze zaocznie skończyć. Nie to, że się nie lubię uczyć. Tylko ja tam przerabiałem rzeczy, co były w czwartej-piątej klasie, nie ciągnęło mnie. Przez te 37 dni jestem w plecy gdzieś 15 tysięcy. Nie wiem nawet, czy będę miał tę pracę. Ja powinienem pracować, państwo traci, bo musi dać na moje utrzymanie.

Cały czas pytałem, czy mogę grzywnę zapłacić. Kuratorki spytać nie zdążyłem, bo kuratorka weszła, zapytała, czy odrabiam te godziny, powiedziałem, że część odrobiłem, i wyszła. Wiadomo: jakbym wiedział, tobym sobie odpuścił ten miesiąc w Niemczech, ale każdy mi mówił, że za tyle godzin nie zamykają. Nawet policjant. Chociaż on nie był na służbie akurat. Mogłem pójść do drugiej wsi, znajomy tam prowadzi drużynę, toby mi wpisał za skoszenie trawy wszystkie godzinki. Ale po fakcie sobie przypomniałem. Albo jeszcze raz mi mogli przysłać z sądu przymusowo, że mam robić te godziny, tobym się zmobilizował.

Od czego to mam? To jest przecięte mojką. Mojka to kawałek żyletki owiniętej czymś. Trafiłem trzech wrogów z wolności i mam ślady.
 

Zenon R., kradzież prądu i kradzież 2 kiełbas (każda za 8,99 zł), 9 miesięcy, koszt pobytu w więzieniu: ok. 22 500 zł
63 lata, bezrobotny bez prawa do zasiłku. Rozmawia niechętnie.

– Ja tej kiełbasy już mam dość. Ona mi się teraz po nocach śni. Jakby się człowiek puknął w głowę. Ale był niedojedzony. Mnie już głowa pęka od myślenia. Że sąsiedzi zaczną gadać. Że kryminalista. Że siedział. Powiedziałem, że czuję się winny i tego nie odwołuję. Żałuję.

Dostałem 9 miesięcy. Tego prądu 3–4 miesiące ciągnąłem. Dostałem godziny do odrobienia, ale nie odrobiłem, bo nie miałem na bilety. Ja bym chciał odpracować, jakby było bliżej. A co mi tam liście zagrabić. Za tę kiełbasę miałem sprzątać przy Biedronce, a za prąd – na cmentarzu. Na starym cmentarzu robiłem, a ze starego mnie skierowali na nowy. To kawał drogi, nie na moje lata. Ja tu miałem nogę w dwóch miejscach złamaną. Nie miałem na bilety. Mówiłem kuratorce, że za daleko, powiedziała, że tak mają podpisany kontrakt i nie będą wydzielać, gdzie się chce. A tej Biedronki nie odrobiłem, bo ja nie wiem, czy tam ktoś by był, czy kierownik by dał mi jakieś szczotki, czy co?

Żyję z opieki. Dostaję 150 zł i bony po 10 zł. Nieraz 7 takich bonów. A też puszki się zbiera, zależy jak w skupie, w niektórych to 2,50 zł za kilogram, a w niektórych 3 zł. Jakbym miał rok przepracowany, tobym miał kuroniową. Z biura pracy się takie świstki dostaje i potem pieczątki dają. Ja już jestem mistrzem świata w tym chodzeniu, tyle się po tych zakładach nachodziłem. Każdy tylko: dowodzik poproszę. Zobaczą, to mówią: młodych szukamy. Wszędzie: młodych, młodych, młodych. Do sprzątania też nie chcieli, chcą młode kobiety. A na portiera – z grupą inwalidzką. Poszedłem do lekarza: „Ja panu zaświadczenia nie wystawię, że pan chory, żeby mnie wzięli do kryminału?”.

Czy ja nadużywam? Nie mówię: piwo się wypije, ale cztery? Skąd ja bym miał pieniędzy nabrać na to picie? Człowiek myśli, żeby miał co do garnka włożyć. No i co, pani kierowniczko, koniec?
 

Najdroższy kotlet w Polsce
Dyrektor Służby Więziennej z Koszalina uważa, że w Polsce nie stworzono warunków do wykonywania kar nieizolacyjnych – zbyt mechanicznie zamienianych na bezwzględne więzienie. Że trzeba włączyć samorządy w wykonywanie tych kar. – Powinno być tak – mówi. – Jest kara ograniczenia wolności, czyli nieodpłatna kontrolowana praca na cele społeczne. I sąd zwraca się do pracownika samorządu albo organizacji społecznej: „Kowalski nie odebrał wezwania, proszę sprawdzić, co się dzieje”. Wyznaczona osoba dociera do Kowalskiego i mówi: „Pan ma karę, chodźmy do gminy, dowiemy się, gdzie pan może ją odpracować. I nie trzeba będzie jej zamieniać na więzienie”.

Płk Krzysztof Olkowicz: – W Danii, jak człowiek trafia za kraty, to oni widzą w tym porażkę całej społeczności. My też musimy zacząć tak do tego podchodzić. Mamy największą liczbę więźniów w Unii Europejskiej, przy znacznym spadku przestępczości. W Polsce jest ok. 220 więźniów na 100 000 mieszkańców, w Szwecji – ok. 60. Na szczęście Sejm uchwalił niedawno nowelizację kodeksu karnego, zmieniającą podejście do karania. Częściej mają być orzekane kary grzywny i ograniczenia wolności, rzadziej kary w zawieszeniu. To krok w dobrym kierunku, bo problemem była struktura orzekanych kar. Ze 120 tys. więźniów, którzy rocznie przewijają się przez polskie cele, tylko 40 tys. ma kary bezwzględnego więzienia. Reszta to ci, którzy w zasadzie nie powinni tu trafić, z czego ok. 60 tys. to kary odwieszone – bezsensowne, bo nieskuteczne. Człowiek, który został tak ukarany, myśli: „Jestem wolny, nic się nie stało”. No i za chwilę: kara jest odwieszana. Chciałbym wierzyć, że ta szansa, którą daje ustawa, zostanie przez wszystkich wykorzystana.

Średni koszt pobytu skazanego w więzieniu to 2,5 tys. zł. Ten kotlet królewski za 20 zł kosztował nas ok. 1200–1300 zł, nie licząc kosztów policji i sądu.
 

Sprawiedliwość naprawcza
Anthony ma ogoloną głowę i zadbaną, przystrzyżoną bródkę. Gdy wyszedł z więzienia, najpierw nie mógł znaleźć pracy. Teraz pracuje na budowie i dumnie potrząsa kluczami, na dowód, że nie jest bezdomny. W październiku 2010 r. trafił do Midtown Community Court – tzw. sądu dla społeczności lokalnej na środkowym Manhattanie. Tam uczył się podstawowych spraw: że na rozmowie kwalifikacyjnej trzeba patrzeć w oczy, zdecydowanie uścisnąć rękę rozmówcy, nie żuć gumy.

Anthony jest bohaterem filmiku „Justice that works” (Sprawiedliwość, która działa), zachwalającego ideę Community Court. Amerykanie, którzy w 1993 r. stworzyli pierwszy sąd dla społeczności lokalnej, doszli do wniosku, że więzienie w przypadku drobnych wykroczeń nie spełnia swojego zadania, i zaczęli testować niezwykłą kombinację: karania i jednoczesnego udzielania pomocy.

Podobne instytucje mają szansę powstać w Polsce. Pilotażowe projekty Centrów Sprawiedliwości Naprawczej – bo tak będą się nazywać – mają ruszyć w Toruniu i Białymstoku. Przygotowuje je fundacja Court Watch Polska we współpracy z lokalnymi sądami i uniwersytetami.

Cały proces zaczyna się od poznania sprawcy. Pracownicy fundacji przeprowadzają z nim wywiad i oceniają ryzyko ponownego wejścia w konflikt z prawem. Na tej podstawie przedstawiają sędziemu diagnozę oskarżonego i propozycję kary naprawczej – najczęściej pracy na cele społeczne. Fundacja ma nadzorować wykonanie pracy, a jednocześnie pomóc w rozwiązaniu problemów, które są źródłem konfliktu z prawem.

– Będziemy taką osobę kierować dalej, do instytucji specjalizujących się w pomocy: do klubów AA, na terapie, do organizacji oferujących pomoc bezdomnym i szukającym pracy, a w zależności od pozyskanych środków – proponować też konsultacje z psychologiem, prawnikiem, doradcą zawodowym – zapowiada Bartosz Pilitowski, prezes Court Watch Polska. – Chcemy odciążyć kuratorów i instytucje, które przyjmują skazanych do pracy. Teraz jest tak, że to kurator kieruje skazanego do miejsca, gdzie ma karę odpracować. My chcemy, żeby wysłał taką osobę do nas. Jeżeli trafi się nam np. skazany elektryk, możemy popytać w szkołach, czy mają jakieś potrzeby w zakresie prac elektrycznych. Korzyść będzie podwójna: ten człowiek zyska poczucie bycia pożytecznym, a szkoła uzyska fachową pomoc. Karać odwetowo to nie sztuka – sztuka tak pokierować sprawcą, żeby szkodę naprawił. My nie reprezentujemy oskarżonego, reprezentujemy interes społeczny – może się okazać, że w tym interesie jest pomoc człowiekowi.

Community Court zredukował liczbę więźniów o 32 proc. i pozwolił zaoszczędzić średnio 1,2 mln dolarów rocznie – głoszą plansze w filmie „Justice that works”. ©

Imiona więźniów zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2015