Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O spacerze po cmentarzu wojskowym
Że też wtedy beze mnie
przewracali się w hełmie
lecąc twarzą bledziutką na bruk.
Jurku z Wojtkiem i Jankiem
klękam z lampką i wiankiem
z czarnym kloszem sutanny u nóg.
Przeminęło, odeszło w milczeniu
jak pod kocem na wycieczce ziemia -
świecę lampkę rękoma obiema
gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma.
nr 34/1947
***
Babiego lata kruchą nić
ze szkolnej mej jesieni -
z Łazienek starych jeden liść -
i szept z klasztornej sieni -
kolędy, siostry smutną twarz
z rączkami na obrusie -
może po wojnach jeszcze dasz -
maleńki mój Chrystusie.
nr 9/1948
O mieszkańcu dwóch miast
A pod głową poduszka jak kwiaty -
a na oczach noc jak czarny puch -
i zaciągnął się kołdrą w zaświaty
zabłąkany mieszkaniec miast dwóch.
W nocy letniej pełnej krużganków
nietoperzy ślepnących i baszt -
kogo czekasz zapomniany kochanku
gdy już księżyc wyciągnięto na maszt.
A pod głową poduszka jak kwiaty -
a na oczach noc jak czarny puch -
czy to prawda, że istnieją dwa światy
może jeden a nas tylko dwóch...
Do widzenia, miasto snów, odjeżdżam stąd -
cień się chłodny po rękach łamie -
i przyjechał, miasto, okno, ląd -
kołatanie klamki w pustej bramie.
nr 1/1949
Do Jezusa z warszawskiej katedry
Jezu z warszawskiej katedry
Jezu czarny i srebrny -
Cierpiący - rzuć na ręce
niemego smutku więcej.
Jeszcze jedno cierpienie
jeszcze jedno rozstanie -
lampę jasną na stole
jak najmniejsze mieszkanie.
Bardziej gorzką niewdzięczność -
pożegnania, powroty -
stułę taką by księżyc
dowiązywał się złoty.
Jeśli las to szumiący -
jeśli rzeki urwiste -
a serce na złość ludziom
i naiwne i czyste.
nr 2/1950
Prośba o dary
W świecie zimnym, nieczułym, z kamienia i śniegu,
gdy muchy ran szukają, a goni oszczerca -
żebrzę, jak trędowaty w sitowiu noclegu -
o bardzo prosty, zwykły - dar ludzkiego serca.
I jeszcze proszę o dar łez i śmiechu,
Ciebie, co czarną mrówkę na czarnych kamieniach
widzisz z nieba nocą czarniejszą od grzechu.
A na ostatek - o dar zapomnienia -
o grób w wiejskiej parafii - mijany w pośpiechu.
nr 36/1951
Przebacz
Przebacz, Panie, że pisałem tak dużo
o pojedynczej kropli - zielonym kółku deszczu
o listku ognia,
zdejmowałem kropki z biedronki
przechodziłem przez ucho igielne
obierałem wiśnie z kruchych żyłek -
wyjmowałem gwizdki wiatru z szalika na szyi
podnosiłem śnieżynkę jak biały lichtarzyk
liczyłem ciche kroki krwi
strugałem włos na czworo -
a Ty -
krople łączyłeś w gardła deszczu żywe -
pocałunki z dwóch listów - w małżeństwo szczęśliwe -
listonoszów torby - w kołyskę.
nr 44/1960
***
Ile napisano pobożnych książek -
droga do siódmej twierdzy życia duchowego
komentarze do komentarzy
analiza ucha igielnego
matematyczny dowód na istnienie Boga z wykresami
o artylerii łaski -
a Jezus myśli o nas, w liter ciemnym stuku
jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku.
nr 39/1962
Wyjaśnienie
Nie przyszedłem Pana nawracać
zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania
jestem od dawna obdarty z błyszczenia
nie będę Panu wiercić dziury w brzuchu
pytając co Pan sądzi o Mertonie
nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor
z czerwoną kapką na nosie
nie zacznę Panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką
po prostu usiądę przy Panu
i zwierzę swój maleńki sekret
że ja, ksiądz
wierzę Panu Bogu jak dziecko.
nr 42/1963
***
Papież wyfrunął z Rzymu
samolotem jak śnieg biały leci -
całuje prawosławnego, błogosławi żydowskie dzieci
bez tronu
tylko łza - trzęsie się jak smyczek -
w wielu książkach topnieje zamarznięte słońce
cieknie w gardziołka ususzonych liter -
heretycy grzeją w ewangelii pogryzione nóżki
wydmuchują niebo na organkach
nadciąga kawaleria aniołów.
Tylko przedwojenny katolik
rozłożył papier -
skubie pióro jakby zaczepiał wronę
pisze skargę na Pana Boga.
nr 38/1964
***
Dogmatycy hałasują po łacinie
moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia
apologeci skrzypią - porozpinani na krzyżu wiary
kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać
filozofowie mruczą na świętego Tomasza ustawionego już
ze starymi rocznikami świętych - w archiwum raju
męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz
skrupulatom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu
organiści oblizują dźwięki -
wierni podzielili się na wojenne obozy
I tylko w szczerym polu
w oddechu zioła -
na klęczkach podziwiając zaspy nieba
można jeszcze znaleźć Ciszę
nr 38/1964
O uśmiechu w kościele
W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać
do Matki Najświętszej, która stoi na wężu jak na wysokich obcasach
do świętego Antoniego, przy którym wiszą blaszane wota, jak murzyńskie maski
do skrupulata, który stale dmucha spowiednikowi w ucho jak w pompkę
do mizernego kleryka, którego karmią piersią teologii
do małżonków, którzy wchodząc do kruchty pluszczą w kropielnicy obrączki jak złote rybki
do kazania, które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło
do filozofa, który trzyma w bezradnych rękach kalafior swego mózgu
do moralisty, który nawet w czasie adoracji chrupie kość dogmatu
do dzieci, które się pomyliły i zaczęły recytować: Aniele Boży nie budź mnie
niech ja najdłużej śpię
do nasrożonego biskupa, który siedząc na tronie prostuje swoje nerwy
do zakochanych, którzy porozkręcali swoje serca na części czułe
do egzystencjalisty, który jak rudy lisek przenosi samotność z jednego miejsca na drugie
do łzy, która biega od konfesjonału do konfesjonału jak oswojona myszka
nawet do śmierci, jak nieomylnej wskazówki na zegarze
nr 45/1965
Prośba
Nie posypujcie cukrem religii
nie wycierajcie jej gumką
nie ubierajcie w różowe gałgany aniołów fruwających ponad wojną
nie odsyłajcie z triumfem do fujarki komentarza
Nie przychodzę po pociechę jak po ciepłą zupkę
chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę
o głuchy kamień wiary
nr 40/1966
O transcendentnym
Ile jest jeszcze świętego luzu
niespodzianek merdających ogonem -
ile tego co najprostsze a nie wyliczone
choćby różowego ślazu, pospolitej bylicy, białego krwawnika -
ile jeszcze miejsca na modlitwę
ile miejsca na pokorę -
ile okazji na spowiedź świętą z cienkim milczeniem w gardle
ile dosłowności serca
ile komórek do wynajęcia -
pomiędzy gołębiem w słońcu - a ornitologią
pomiędzy rezedą, dziewanną na żółtej nodze - a botaniką
pomiędzy tęgimi naukami o Bogu - a Bogiem
nr 41/1967
Nie przestawał mówić
Do ostatniej chwili nie przestawał mówić
jakby chciał język wyciągnąć poza śmierć -
klęcząc przy jego łóżku tłumaczyłem mu
- tam słowa już nic nie znaczą
zbyteczne jak uszy na niemym filmie
nie zawracają ludziom głowy
nie nadają się aniołom na budę
nie można za nie otrzymać żadnego honorarium
niemodne jak wiarus dzwoniący nogami
nie kłamią dłużej niż żyją
nieporadne jak nieoblizane jeszcze cielę
straszą jak kaznodzieja ze złotymi zębami
nie można się w nich schować aż po dziurki od nosa
tłumaczyłem mu, że czeka go
tylko jedno słowo, które jest milczeniem
nr 21/1968
Wierzę
Wierzę w Boga
z miłości do 15 milionów trędowatych
do silnych jak koń, dźwigających paki od rana do nocy
do 30 milionów obłąkanych
do ciotek, którym włosy wybielały od długiej dobroci
do wpatrujących się tak zawzięcie w krzywdę, żeby nie widzieć
sensu
do przemilczanych - śpiących z trąbą archanioła pod poduszką
do dziewczynki bez piątej klepki
do wymyślających krople na serce
do pomordowanych przez białego chrześcijanina
do wyczekującego spowiednika z uszami na obie strony
do oczów schizofrenika
do radujących się tylko z tego powodu, że mogą otrzymywać
i oddawać
bo gdybym nie wierzył
osunęliby się w nicość
nr 21/1968
Boję się Twojej miłości
Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata
niebieskiego tupania
boję się Twojej miłości
że kochasz zupełnie inaczej
tak pięknie bliski i inny
jak mrówka przed niedźwiedziem
krzyże ustawiasz jak żołnierzy za wysokich
nie patrzysz moimi oczyma
pytającego omijasz jak jeża na spacerze
głosisz, że czystość jest oddaniem siebie
ludzi do ludzi zbliżasz
i stale uczysz odchodzić
mówisz zbyt często do żywych
umarli to wytłumaczą
boję się Twojej miłości
tej najprawdziwszej i innej
nr 14-15/1969
Spieszmy się
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że raptem się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego.
Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
nawet rząd i ministrów nabija w butelkę
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
biedna ludzka pewności - atleto bez jąder
tak szybko stąd odchodzą, jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon.
Żeby widzieć naprawdę, zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno.
Nie pisz o tym zbyt często, lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny.
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą.
nr 43/1971
Ścieżka
Modlę się żeby go nie ogłoszono świętym
nie malowano
nie wytykano palcami
nie ośmiecano życiorysem koniecznym i niepotrzebnym
bez fotografii tak dokładnej że nieprawdziwej
bez reklamy śmierci
bez wiary wygładzonego szkiełka
cnót targanych za uszy
bez informacyjnej nalepki
żeby był ścieżką jak życie drobną
schyloną jak kłosy
przez którą przebiegł Jezus
nieśmiały i bosy
nr 39/1972
Wieczność
Wciąż wieczność była z nami
a nam się zdawało
że wszystko jest nietrwałe więc trochę na niby
jak zając niechroniony lub trzmiel na ostróżkach
że ciemność kapie z zegarka jak z rany
że czas zmarnowany stale i za krótki
każdą miłość zamienia na łzy bardzo drobne
że dawni zakochani już się nie całują
bo list najpierw przybliża a potem oddala
dopóki będzie poczta ze skrzynką czerwoną
i panny złe nieznośne a dobre za nudne
i słów wszystkich za wiele bo brakuje słowa
Wciąż wieczność była z nami
a nam się zdawało
że czas wszystko wymiecie mądry i niechętny
że tylko nie odleci sójka zbyt ostrożna
bo po to żeby cierpieć trzeba być bezbronnym
jak dzieciństwo na wsi z królikiem przy sercu
- Patrz - mówiłeś - tak wszystko się na oczach zmienia
jak pasikonik za szybko zielony
więc możemy nie poznać nawet swego domu
połóż chociaż nożyczki na tym samym miejscu
naparstka po mamusi nie oddaj nikomu
i trzymaj fotografie bo Pan Bóg je zdmuchnie
zwłaszcza kiedy podbiał zamyka się na noc
i każda chwila już nie teraźniejsza
stale przeszła lub przyszła
ostatnia i pierwsza
Wciąż wieczność była z nami
a nam się zdawało
nr 38/1973
Wszystko co dawne
Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma
i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu
i psa co szczekał groźnie a chciał nas powitać
wciąż rzeczywiste to co niemożliwe
czemu to co nie jest chlebem ważniejsze od chleba
czemu w nosie pozostał zapach święconego
choć jest już powojennym z dawna innym nosem
raczej upartym osłem co rani pamięcią
czemu ci co odeszli są bardziej obecni
i nawet dawna miłość co straszyła grzechem
stroi miny zabawne bo stała się duchem
miłość to samotność co łączy najbliższych
stąd czyste nawet co jest zbyt gorące
fotografie prawdziwe - bo już niepodobne
czemu czas tak dokładnie zmienia ludzkie miny
nawet w piegach z którymi do twarzy nam młodziej
choćbyś chciał stanąć w miejscu i już się nie śpieszyć
jak nogietki co kwitną przed dziewiątą rano
czemu ból pisze wiersze
nie idiotka ręka
wszystko po to by pytać
co nas łączy z ciałem
nr 40/1974
Przed śmiercią czystą i wielką
Młodzi co biegną gromadą
dorośli co chodzą parami
starzy przy końcu osobno
tylko wciąż serce to samo
pracuje jak pszczoła po ciemku
szuka miłości w miłości
przed śmiercią czystą i wielką
nr 39/1976
Drzewa niewierzące
Drzewa po kolei wszystkie niewierzące
ptaki się zupełnie nie uczą religii
a pies bardzo rzadko chodzi do kościoła
naprawdę nic nie wiedzą
a takie posłuszne
nie znają ewangelii owady pod korą
nawet biały kminek najcichszy przy miedzy
zwykłe polne kamienie
krzywe łzy na twarzy
nie znają franciszkanów
a takie ubogie
nie chcą słuchać mych kazań gwiazdy sprawiedliwe
konwalie pierwsze z rzędu bliskie więc samotne
wszystkie góry spokojne jak wiara cierpliwe
miłości z wadą serca
a takie wciąż czyste
nr 39/1976
Niewidzialne
żółknie pora roku
węgorze wyruszają w ostatnią podróż
cisza stamtąd
wilga dawno uciekła uczyć polskiego w Afryce
barwa niebieska oddala a zbliża czerwona
starsi maleją
niewinni dźwigają ciężar
grób się zarumienił
opadają skrzydła po locie godowym
pamięć zmienia rzeczy
kamień usnął ze zmęczenia
liść osiki się trzęsie narzeka na za długi ogonek
krowa ryczy bo ma nieufność do języka
księżyc kawaler stale tylko jeden
i jeszcze tyle niewidzialnego
gdyby nie to - niczego nie byłoby widać
nr 37/1979
Zaufałem drodze
Zaufałem drodze
wąskiej
takiej na łeb na szyję
z dziurami po kolana
takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki
i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka
- nareszcie - powiedziała
martwiłam się już
że poszedłeś inaczej
prościej
po asfalcie
autostradą do nieba
i że cię diabli wzięli
nr 42/1981
Pociecha
niech się pan nie martwi panie profesorze
buty niepotrzebne umiera się boso
w piekle już zelżało
nie palą
tylko wiedzę wieszają na haku
smutno i szybko
nr 43/1984
Było
wiersze staroświeckie co wzruszają teraz
z rymami jak należy z przecinkiem i kropką
z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze
a wiadomo cisza większa niż milczenie
i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi
z babcią co na werandzie cerowała dziurę
bez nożyczek zębami przegryzając nitkę
tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły
z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął
pomaga więc mu diabeł ale kopnął anioł
ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn
gdy śmierci nie było nikt z nas już by nie żył
przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać
uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów
wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa
i wie już tak od razu że nie wie co będzie
choć za młodu drży serce a na starość noga
wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle
wiersze staroświeckie niemodne naiwne
ten sam baran co wtedy
ale szczęście inne
nr 42/1985
Westchnienie
Na uczelniach teologicznych operowany
przez docentów piłowany
wierzącym udowadniany
przez katechetki lukrowany
w ręce apologetów wydany
Boże mój kochany
nr 42/1986
Gdy mówisz
Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz
nr 51-52/1988
Co potem
Co potem - to co zawsze
poznikało tylu
śmierć zajdzie starszym z przodu
a młodszym od tyłu
takie są od początku prawidła niebieskie
nikogo nic nie dziwi. Poprzez życia bramę
przed chwilą przeszedł ktoś zbawiony z pieskiem
szli razem szukając Boga lepszego od ludzi
rozgląda się po kątach a taki wzruszony
jak chłopak co na choinkę poleciał do szkoły
lub ten co niesie serce wyciągnięte z piekła
kochamy nazbyt często gdy kochać nie można
a miłość im głupsza tym bardziej ostrożna
Wchodzą w Pana Naszego królestwo ubogie
doktoraty na zimno chrupie mysz pod progiem
a to co zrozumiałeś to już nie jest Bogiem
nr 45/1992
Straciłem wiarę
Straciłem wiarę
w ostatnią lekcję i dzwonek
nie wierzę w ogóle w koniec
nie wierzę, że Matki Bożej nie zobaczę
nie wierzę, że komunista nie płacze
nie wierzę już w bociana
nie wierzę, że głód jest mniej potrzebny od chleba
nie wierzę, że krowa zarżnięta nie idzie do nieba
żeby naprawdę uwierzyć
w ile trzeba nie wierzyć
nr 42/1993
Gdy umierał
Gdy umierał na krzyżu
cud się nie zdarzył
żaden anioł nie pomógł
deszcz nie obmył głowy
piorun się zagapił gdzie indziej uderzył
zaradna Matka Boska
z cudem nie zdążyła
wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę
nr 42/1993
Co wiesz
Co wiesz o cierpieniu
miłości gniewie
o bólu koni pędzonych na wojnę
widzę niebo burzliwe spokojne
a dalej
nie wiem
nr 41/1995
Ogień
Patrzę
Jezus na brzegu
wydawał się łatwy
taki do serca na co dzień
Mówił: - Przyjdź
czekam
tylko nie licz na cuda
do mnie się idzie przez ogień
nr 40/1997
Na ręce
Nazywają cię brzydulą
uciekają w te pędy po kolei
biorę ciebie za ręce
jak królika na szczęście
śmierci - chwilo największej nadziei
nr 40/1997